Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2021, 12:51   #125
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny

Zaraz po rozstaniu się ze swoim mistrzem Eidith wzbiła się w przestworza, by z góry wypatrzyć sobie zwierzynę do zabawy. Kiedy szybowała przez chmury dojrzała sporą zieloną łąkę, od razu zaczęła pikować w dół. Gdy była dosłownie metry nad ziemią nagle się zatrzymała co spowodowało ogromny podmuch powietrza, po czym delikatnie postawiła swoje zaostrzone obcasy na trawie. Zaciągnęła się głęboko świeżym powietrzem.
- Its so lovely in here! I should take my time and frolic a little. - Przemówiła do siebie, po czym zaczęła skakać po polanie jak rusałka. Tutaj zerwała kwiatek, tutaj popatrzyła na kolorowe skrzydła owadów przypominające motyle. Hasając przez polanę szeroko uśmiechnięta zastanawiała się jaką rolę przyjąć przed juniorami. Zakręciła piruet i padła plecami w miękką trawę. - What should i cosplay as? Maniac? Silent murderer? - Wyliczając swoje opcje zrywała po płatku kwiatka. - Openly mock them as i rend them apart? What should I… -
Z zamysłu wytrącił ją dziki okrzyk, tak donośny i wściekły, że ciężko było go nazwać ludzkim.
Zanim poleciała sprawdzić, z czym ma do czynienia rozebrała się ze swojej garsonki i okularów przeciwsłonecznych, by od razu pokryć swoje ciało chitynowym pancerzem.
- Lets see whats that about. - ponownie wystrzeliła w niebiosa i skierowała się w stronę hałasu.

...

- REEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE EEEEE!!!!! -
Wykrzykiwał chłopak który ubrany był raczej formalnie. Koszula, krawat spodnie od garnituru i sportowe buty. “Formalnie” gdyby nie fakt, że zamiast głowy ma piłę spalinową, a w miejscu ust paszczę wypełnioną igiełkowatymi zębami, do jego rąk zaś były przyczepione dwie kolejne. Był w trakcie rąbania na kawałki dziwacznych istot które niegdyś musiały być ludźmi.
- WOOOOOO TAAAK KUUURWWOOOOOOOO - Nadal się wydzierał, nabijając dwa kolejne na piłę przytwierdzoną do swojego czoła. Nieopodal niego był kolejny rekrut który właśnie przeładowywał swój granatnik.
- Ded musisz tą pizde wydzierać? - rzucił przez ramię dekapitując potwora błyskawicznie szybkim półobrotem.
- Morda w dupę żryj kupę Foomy. HAHAHAHHA - odparł mu piłogłowy.
- SSSSS ehh. Gdzie reszta? Mieli tu być. - Zapytał posyłając serie granatów w oddaloną hordę. - Saja powiedział, że widział jakieś wielkie bydle i poszedł to ubić, Kirin poszedł z nim. Moxie pewnie się rucha z Reprixem po krzakach. - Wzruszył ramionami Ded. Dwójka rekrutów świetnie sobie radziła w dziesiątkowaniu dziwnych kreatur. Po około dziesięciu minutach już żadna bestia nie dychała a w oddali zbliżali się ich znajomi.
- Co to za kreatury w ogóle? Wyglądają jakby ktoś ich pozszywał. - Odezwał sięReprix.
Reprix odziany był w długi płaszcz z kapturem, a na jego twarzy była maska z ptasim dziobem. W dłoniach dzierżył karabin, który był ładowany dziwnymi strzałkami z jakąś substancją w środku. Nikt nigdy nie pytał co w nich jest, ale on i tak by się nie podzielił tym, co to za koktajl.
- Nie dość, że brzydkie to jeszcze cuchną. - Spojrzała z obrzydzeniemMoxie. Dziewczyna ta nie była na pewno człowiekiem. Wskazywały na to dodatkowe uszy na czubku głowy oraz ogon. Ubrana była raczej swobodnie, kurtka z białym futrem obcisła koszula bez ramion i mini sukienka. Uzbrojona była w archaiczny karabin szturmowy, model ten ponoć sprawdzał się przez wiele wiele wieków.
- No długo wam zajęło nie? Kurwa wszystkie fragi prawie zajebałem tylko Foomy mi cały czas ksuje tymi wybuchami. Walczyłbyś jak mężczyzna. - Ded klepnął Foomiego w ramię.
- Tylko moje wybuchy twoje darcie mordy mogą zagłuszyć a jak mam wybierać między jednym a drugim to nie wybór wcale. -
- Aj tam pierdolisz, nie. - bąknął Ded.
- No przepraszam was bardzo, ale zasuwamy tak szybko, jak wy. Moglibyście tak nie wybiegać naprzód? - Odezwała się Moxie. - Gdzie Saja i Kirin? -
Wszyscy chłopacy jednocześnie wzruszyli ramionami.
- Aha. No dobra z tego, co Klaus mówił… - kontynuowała Moxie, gdy Reprix nagle wyrzucił rękę w powietrze.
- A tobie c… - Odezwał się Foomy, ale przerwał mu snajper.
- SHH! - Wyglądał na bardzo niespokojnego zaczął się rozglądać na lewo prawo. Trwał tak chwile, po czym rzucił się na Moxie. Dziewczyna wrzasnęła - Reprix co ty!? - Snajper pochwycił ją w locie i rzucił się z nią na bok, gdy obok nich śmignęła pewna sylwetka.
Niczym piorun przecięła powietrze, a gdy wylądowała stworzyła fale uderzeniową, która niemal zwaliła rekrutów z nóg. Postać się wyprostowała, po czym zaciągnęła się mocno zapachem kosmyku włosów, który miała w ręce. Kosmyk włosów był koloru tego, co miała Moxie. Musiała je zerwać w ten ułamek sekundy, gdy ich minęła.
- Cześć skarbeńki - Odezwała się postać, po czym jej pokryta chityną twarz dokładnie zlustrowała każdego z rekrutów, ale jej wzrok najdłużej zatrzymał się na Moxie.
- A̶̼͛r̷̲͗ĕ̸̫n̶͓͊'̶̰̔ṭ̷̀ ̶̹͆y̶̫̏o̵̤͂u̸͍̿ ̵̫̍a̸̦̽ ̸̙̈́p̷̤̊r̴͔͂e̵͌�-t̶̙͑t̶̺̅y̶̧͝ ̸̥͛l̸̻̑i̴͍̚ť̵͉t̴͒͜l̵̪͆e̸͚͐ ̶̩͆f̷͎͋ḻ̷̄ọ̸́w̷̼̏e̸̜͆r̷̔ͅ - Mówiąc tym zniekształconym głosem przejechała dłońmi po swoim ciele.
- Co do chuja wafla to gada!? Nie gadały wcześniej! - Zauważył bezbłędnie Ded. Reszta przyjęła pozycje bojowe.
- Gada, nie gada, zabijmy to. - Skwitował Foomy, celując granatnikiem w poczwarę. Reprix odskoczył dobre parę metrów w tył i zaczął celować w istotę.
- Optymistycznie dzisiaj nastawieni jesteśmy co? - Odezwała się postać, gdy z jej nadgarstków wystrzeliły potrójne ostrza, które miały lustrzaną powłokę, ale też wyglądały jakby były złożone z kościanych segmentów dodatkowo drgały też niczym ogon grzechotnika.
- ZOBACZYŁEM JĄ PIERWSZY REEEEEEEEEE!!! - Wydarł się Ded, gdy bez większego namysłu rzucił się w stronę pokrytej chityną postaci. Ta zaś grzecznie czekała na jego nadejście, gdy ten z wyskoku chciał zaatakować obiema piłami naraz, dostał łokciem prosto w zęby i połowa z nich wyleciała od razu niczym szrapnel. Ded wyrżnął po tym ciosie sunąc chwilę po podłodze parę metrów.
- DED ODEJDŹ OD NIEJ DEBILU NIE MOŻEMY STRZELAĆ! - Ryknął Reprix, celując w ich stronę.
- WARA JEST MOJA! WIDZIELIŚCIE TĄ DUPĘ!? - krzyknął chłopak, wycierając krew z kąta metalowych ust.
- Słucham? - Postać nagle przemówiła dziwnie poważnym tonem. Ded w odpowiedzi ponownie zaszarżował obracając się jak bączek z piłami wyciągniętymi na boki.
- All rage no form… - skomentowała poczwara, przyjmując jego piły na swoje ostrza. Powstał w wyniku tego oślepiający wręcz deszcz iskier, jednak nie wywarło to na niej większego wrażenia. - To dobrze, że używasz złości do walki, ale musisz ją ukierunkować, a nie machać nią jak troglodyta. Nie jesteś wiele lepszy od wściekłego psa.
- JAPA! -
- Nie. -
Ded dostał tak potężnego kopa, że posłało go kilkadziesiąt metrów w głąb lasu. Gdy tylko nie było przy postaci Deda, wszyscy rekruci otworzyli ogień.
- pew pew! - wskazała palcami na rekrutów unikając pocisków jak baletnica, po czym z jej pleców wyrosły motyle skrzydła i dosłownie wleciała w ich trójkę rozrzucając ich jak kręgle.
Błyskawicznie się pozbierali i kontynuowali ostrzał, zaś nowo wyrośnięte motyle skrzydła istoty bezbłędnie manewrowały w powietrzu między nimi.
Trwało to do momentu, aż musieli przeładować. Wtedy to postać wylądowała wśród nich i w ułamek sekundy uderzyła Foomiego tępą stroną ostrzy w twarz, potem dopadła do Reprixa wymierzając mu pięść w brzuch, gdy dopadła do Moxie… położyła palec na jej nosie.
- Boop! - Dziewczyna zamarła, bo nie do końca wiedziała, co się właściwie wydarzyło, lecz nie miała czasu tego przemyśleć, gdyż oberwała biodrem istoty z taką siłą, że posłało ją do swoich kolegów.
- Wow… nikogo obiecującego tu nie ma. - Westchnęła, kiwając się na boki. - Ale na pewno coś z tego wyciągnę.
W tym czasie z lasu wybiegł piłogłowy gotując się do kolejnego starcia. Pokryta chityną osobistość zapytała.
- Jesteście dziwnie koleżeńscy wobec siebie, kto tu dowodzi? -
- OCZYWIŚCIE, ŻE JA! - Ryknął Ded.
- Nikt nie dowodzi, trzymamy się razem. - Stęknęła Moxie podnosząc się do pionu wraz z Foomim i Reprixem.
Ded ryknął. - MOXIE CZY WYJĄŁEM CHUJA NA WIERZCH!? -
Dziewczyna zamrugała. - C-co… -
- To, po jaki chuj otwierasz pysk?! HMM!? - zapytał ocierając jedną piłę o drugą.
- Dobra nic z tego nie będzie… chyba was po prostu odejmę… - Przemówiła postać, gdy nagle padł jakiś cień nad nią. Nie odskoczyła o dziwo a czekała co się stanie dalej. Z głośnym łomotem za nią wylądowało niemal dwa i pół metra mięśni o świńskiej mordzie.
- Huh. - Przemówiła tylko, gdy ogromne ręce objęły ją w pasie i ścisnęły z mocarną siłą. Mimo żeSaja napiął muskuły z całej swojej siły nie słyszał żadnego trzasku kości. Postać za to zaczęła panicznie krzyczeć.
- KYAAAA PROSZĘ TYLKO NIE TO! NIE CHCE URODZIĆ ŚWIŃSKICH DZIECI!!! Ehehe słyszałam w jednej kreskówce. - Plecy poczwary zabulgotały, gdy nagle wystrzeliły z nich czarne kolce przebijając Saję w wielu miejscach, odskoczył jak poparzony, ale nie wyglądał by go to za bardzo ruszyło.
- Będziesz potworo potrzebować więcej kolców. - Strzelił karkiem.
- Oh to może tak zrobię? - Z wielu miejsc w jej ciele zaczęły wyrastać czarne macki, a każda z nich nastroszona w stronę Saji. W tym czasie Foomy wystrzelał w istotę cały magazynek granatów, nie bardzo bacząc na Saję i Deda. Przez tumany kurzu i dymu nie za bardzo mógł dopatrzyć się jakichkolwiek efektów. Gdy opadł dym można było usłyszeć powolne klaskanie.
- Pukawkami mi nic nie zrobicie…. MOŻE jakbyście mieli boltery. - Przemówiła. Zaraz po tym Saja zaszarżował z wystawionymi pięściami do ataku. Istota przygotowała się na to gdy nagle zza pleców Saji wyskoczyła w porównaniu do niego drobna osoba ubrana w ciemne obcisłe ubranie maskę gazową z noktowizją i rzuciła nożem.
- Serio nożykiem chc… - Ostrze jednak z impetem wbiło się w czoło pokrytej chityną osoby.
- Eh?! - wydała z siebie widocznie zaskoczona, gdy Saja wrzasnął.
- KIRIN WYKOŃCZ TO! - Złapał chłopaka jak włócznie i rzucił nim w potwora. Kirin w locie złapał za rękojeść i obrócił jej łeb o sto osiemdziesiąt stopni. Postać na chwile zamarła, po czym padła na ziemie. Wszyscy obecni chwile jeszcze obserwowali czy się rusza, po czym wszyscy odetchnęli.
- Wibroostrze, wszystko zmiękczy. - przytaknął sobie Kirin.
- Ta jest! - Rzucił Saja przybijając z nim piątkę.
- Miałem to, wy debile jebane to się wjebać mi w paradę musieliście. - marudził Ded podchodząc do nich. W tym czasie odezwał się Reprix.
- Wcale tak nie było, rzucała nim jak szmatą.
- Japa ryj nie. -
Zgromadzenie sprawdziło po sobie swój stan, upewniając się, że nikt nie otrzymał większych obrażeń.
- Chodźmy stąd. To jak się na mnie to gapiło przyprawia mnie o dreszcze. - Odezwała się Moxie, po czym dodała. - Jeśli było coś, co mieliśmy ubić w tym lesie to na pewno było to coś. W ogóle nie przypominało innych kreatur. Więc chyba na tym skończymy. -
- Nie powinniśmy czekać na znak od Klausa? - Zauważył snajper.
- Cholera wie, czy w ogóle oczekuje, że stąd wyjdziemy. - Dodał swoje Foomy.
- [i]Tak czy siak musim… musimy…[i] - Oczy Moxie otworzyły się szerzej, gdy wskazała palcem na to, co przed chwilą zabili.
- Au… au au… wiecie jak to boli? - marudziła, gdy z trudem wyciągnęła nóż z czoła, po czym obróciła głowę na swoje miejsce.
- Ty potworze ile jeszcze przyjmiesz?! - Warknął Saja, gdy wyskoczył w jej stronę. Ku jego zdziwieniu został pochwycony przez czarną rękę o kobiecym kształcie z białymi paznokciami, która dosłownie wyrosła z tajemniczej osoby. Dłoń była na tyle duża, by złapać go jak lalkę i wbiła go w ziemię.
- Od teraz dobrze wam radze ostrożniej słowa dobierać.- Przemówiła istota, gdy chityna z jej głowy zaczęła powoli znikać, okazując jej twarz.
- Całkiem, całkiem urwisy, ale to była dopiero kartkóweczka.- Przemówiła z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Zaraz, moment… - Odezwał się Reprix przecierając gogle, upewniając się, czy dobrze widzi. - Blada cera, białe włosy, czarne oczy z białymi… -
- Dam wam chwilę, by to przetrawić, a teraz pozwólcie, że pożyczę sobie Moxie. -
Z pleców kobiety wystrzeliły motyle skrzydła, po czym niczym odrzutowiec dopadła do srebrnowłosej dziewczyny, chwytając ją poleciała prosto do góry, po czym skręciła w sobie znaną stronę
- Foomy! Leci z nią na północ, myślisz, że nadążysz? - Zapytał snajper.
- No pół godziny max mogę biec, ale potem zdycham… będę zostawiał lampki chemiczne byście mogli podążyć. -
- Tak zrób. -
- Oooooo strasznie się boimy o Moxie. - Zadrwił Ded, po czym dostał w łeb od Saji.
-To jedna z nas debilu. - Skarcił go.
- Pff… wy tak uważacie. - Odburknął piłogłowy.


***

Eidith sunęła w przestworzach trzymając mocno Moxie.
- Powiedz sama, że latania jest fajne nie? - Przez pęd powietrza kostucha nie usłyszała odpowiedzi. Rozglądając się za dogodnym miejscem wpadła na pomysł, by zawrócić na łąkę, którą wcześniej znalazła. - Jest jedno piękne miejsce tutaj, chce ci je pokazać. - Odbiła mocno w inną stronę po około dziesięciu minutach była nad łąką, wylądowała na niej delikatnie, po czym wypuściła Moxie. Dziewczyna od razu zaczęła odczołgiwać się do tyłu.
- EJ! Moxie Moxie! MOOOOXIE! Skarbie nie zrobię ci krzywdy przysięgam na mojego mistrza. - Zapewniała Eidith.
- Mm-- Mistrza? -
- Tak… Klaus to mój mistrz. Wspaniały mężczyzna. Autorytet i symbol do naśladowania.- Pokiwała głową Eidith, po czym paroma krokami zbliżyła się do dziewczyny.
- Ale ja nie po to cię tutaj sprowadziłam. - Uśmiechnęła się lubieżnie, po czym dopadła do niej przyciskając ją do ziemi.
- Ja nie wiem jak można być xenofobem, gdy takie piękności jak ty istnieją. Od razu wpadłaś mi w oko. - Przemówiła patrząc jej prosto w oczy. Moxie z przerażenia nie mogła nic z siebie wydusić. Już otworzyła usta, by krzyknąć jednak Eidith ścisnęła jej policzki dłonią.
- Przecież mówiłam, że nie stanie ci się krzywda. Jestem też pewna, że będziesz chciała więcej. - Kostucha wcisnęła kolano między nogi Moxie i wyszeptała jej do ucha.
- Mamy chwilę dla siebie wykorzystajmy ją. -
W momencie, gdy Eidith to mówiła Moxie zacisnęła zęby na jej tętnicy, przebijając jej niechronioną chityną skórę i wyrywając jej kawałek, przy czym odepchnęła kostuchę od siebie, rozpoczęła paniczny bieg w przeciwną stronę.
Na twarzy inkwizytorki odmalowało się zdziwienie, gdy pacnęła tyłkiem na trawę, łapiąc się za szyje, z której tryskała czarna maź. Spojrzała na swoją dłoń i odezwała się.


- OH MOXIE KOCHANIE, DLACZEGO OD RAZU NIE MÓWIŁAŚ, ŻE LUBISZ TAKIE ZABAWY?! - Rzuciła się do wściekłego biegu i dopadła ją jak drapieżnik.
- Było mi mówić… z Mors też tak się bawimy. - Po tych słowach zacisnęła obie ręce na szyi Moxie. Mogła jedynie wierzgać nogami, gdyż nawet jej desperackie ciosy nie wywarły na Eidith żadnego wrażenia… a ku jej zgubie wręcz przeciwnie.
- Ciii już już… Jak się będziesz ładnie bawiła załatwię ci śliczną obrożę! -



***


Grupa goniąca za Foomym w końcu go zobaczyła, na co Kirin od razu się odezwał.
- Nie miałeś ich gonić?-
- Zawróciła, jakieś pięćset metrów w tą stronę- Wskazał grenadier palcem.
- Krótko rzecząc gra z nami w chujansa nie? Ciekawe, po co jej Moxie, myślicie, że ją tam ten tego? HAHA.- Zarechotał Ded.
- Stul pysk debilu. - Rzucił Saja uderzając łokciem w nerkę piłogłowego.
- AUAU knurze! Rozumiem ok, wy xeno to jakieś związki zawodowe musicie mieć nie? -
- Twój niewyparzony pysk cię kiedyś zabije. - Trącił go barkiem Foomy, gdy go mijał, a gdy był przy Reprixie zauważył, że jest jakiś niespokojny.
- Spokojnie człowieku znajdziemy Moxie. -
- Nie o to mi chodzi. Mam skurwysyńsko złe przeczucia. Kogoś mi tamta kobieta przypomina, ale za cholerę nie mogę skojarzyć. -
- Damy radę… chyba. - Klepnął go w ramię, po czym machnął do reszty by kontynuowali.

Po około pół godziny zabawy w berka z zszywańcami grupa zbliżyła się do łąki. O dziwo nie było śladów żadnego zszywańca, jakby intencjonalnie unikały tego miejsca. Było to dziwnym fenomenem, gdyż bestie te były raczej głupie. Gdy dotarli do skraju łąki Reprix podniósł rękę dając znać by wszyscy się zatrzymali.
- Co jest telepiesz się jak cipciuchowa pizdeczka. - Rzucił Ded, ale jednak przyczaił się tuż obok. Snajper mu nie odpowiedział tylko patrzył przez lunetę na środek polany. Nie spodziewał się zobaczyć takiego obrazu.
Na środku siedziała Eidith, z głową Moxie opartą na kolanach. Białowłosa plotła właśnie dziewczynie warkoczyk. Młoda Xeno wyglądała jakby smacznie spała wtulona w kolana Kostuchy. Gdy je tak obserwował nagle oczy Eidith spoglądały prosto w jego lunetę.
- UGH! - Stęknął snajper, próbując odruchowo się schować. - Widziała mnie… spojrzała prosto na mnie. -
- To nie mamy po co się chować. - Stwierdził Saja wychodząc na przód, reszta podążyła za nim niepewnymi krokami.
Po krótkiej chwili cała grupa była nieopodal dwójki.
- Took your time, not that i mind though - przemówiła Eidith w nieznanym rekrutom języku, skończyła pleść warkocz Moxie, po czym pocałowała ją w czoło. - Good girl. - Podrapała ją za uchem. Zanim się podniosła odłożyła delikatnie jej głowę na trawę.
- Dobrze urwisy następną część troszeczkę wam ułatwię. - Wyciągnęła papierosa i wsadziła go sobie w usta, a z jej nadgarstka wyskoczyło malutkie pnącze, które błyskawicznie smagnęło w końcówkę papierosa. Powstałe tarcie go odpaliło.
- Waszym zadaniem będzie… -
- Wyruchać cię w czaszkę szmato. - Wtrącił Ded. Gdy kostucha to usłyszała jej oczy poszerzyły się.
- Huh… więc zawsze jeden będzie. Zawsze będzie jedno bydle, z którego muszę zrobić przykład. - Paliła dalej papierosa, spoglądając na piłogłowego.
- DED! Zamknij pysk! Już kojarzę... kto... to jest… - Snajper wyglądał na skrajnie spanikowanego, po czym kontynuował.
- Pani… Pani… E… - Przerwał, gdy kostucha wskazała na niego palcem.
- Cicho skarbie, teraz obserwujecie dokładnie co się zaraz wydarzy. Jeśli któryś z was odwróci wzrok wyłupie wam oczy, usunę kończyny i rzucę zszywańcom. BACZNOŚĆ. - Zarządziła Eidith.
Reprix zrobił to instynktownie, reszta nie wiedząc do końca co się dzieje postanowiła mu zaufać i zrobiła podobnie. Kirin wyszeptał do Snajpera.
- Więc? Kto to? -
- Ded jest martwy… już po nim. Zwyzywał właśnie… -



- Patrzcie na was wy pizdy, telepiecie się jak gówno w przeręblu. Za karę będziecie patrzyć jak będę jebał jej zwłoki. No dobra ty… - Nie dokończył, bo gdy odwrócił się w stronę Eidith ta stała już przed nim, naruszając jego prywatną przestrzeń. Na ułamek sekundy go sparaliżowało, gdy spoglądał prosto w jej oczy. Dotarło do niego w tym krótkim czasie, że dosłownie spogląda śmierci w oczy. Mimo że był od niej o głowę wyższy, czuł się bardzo malutki przed dosłowną manifestacją nie-życia. Dwa światełka, które były źrenicami kostuchy przypominały te na “końcu tunelu”. Ded zdał sobie sprawę z tej sytuacji, ale nie zamierzał skamleć o litość ani czekać na zagładę. Będąc tak blisko Eidith postanowił ciąć piłą na głowie prosto w jej bark. Niestety piła zatrzymała się między pokrytymi czernią palcami Kostuchy. Łańcuch się zerwał a cała piła się złamała, gdy przechyliła palce na bok. Zanim zdążył cokolwiek zrobić już miał jej rękę w ustach, gdy chwyciła go za żuchwę i rzuciła nim za siebie. Chłopak przeturlał się po trawie i gdy już się podniósł kostucha znowu już była przed nim. Ded uniósł ręce do szarży, lecz te zostały pochwycone przez te, które wyrosły z barków Eidith. Zacisnęły się z taką siłą, że połamało kości Deda razem z jego piłami. Gdy wrzeszczał z bólu, wcisnęła mu peta w oko. Głęboko. Kciukiem.
Chłopak był zbyt zajęty wszystkimi sygnałami z mózgu, że coś bardzo niedobrego się dzieje w paru miejscach jego ciała, by chociaż pomyśleć co robić dalej.
Z brzucha kostuchy wyrosła czarna noga, która frontalnie kopnęła go w tors posyłając go daleko w przód. Jego ręce jednak zostały z Eidith, które odrzuciła na boki. Krokiem modelki na estradzie zbliżyła się do Deda i łapiąc go za pysk postawiła go na kolana przed sobą.
- Pewnie bardzo żałujesz tego, co zrobiłeś co? - Zapytała opierając ręce na swoich biodrach.
- Żałuję… tylko jednej rzeczy… nie zobaczę już swojej Sijmi. -
- Sijmi? - Uniosła brwi.
- SIJMI JAJA PFFFRT HAHAHAHAHAHAHA BAZOWY DO KOŃCA! -
Oczy Wielkiej Inkwizytor zwęziły się, po czym wyrosły z niej dziesiątki czarnych rąk. Wszystkie pochwyciły chłopaka i podniosły w górę. Dwie z nich siłą otworzyło mu usta, wyłamując mu szczękę. Kostucha uniosła swoją rękę, z której zaczęły wyrastać setki małych pnącz, każde z nich po chwili zamieniło się w różne koszmarki. Skolopendry, pająki, szczęki, szczypce pazury, cierniste macki i dużo oczu. Wszystko to wepchnęła w jego gardło, było tego, tyle że aż wzdęło jego tors. Eidith wyglądała jakby na oślep czegoś szukała. Po krótkiej chwili się uśmiechnęła.
- O! Mam! - Następnie w dość makabrycznie groteskowy sposób wypruła wszystkie wnętrzności Deda przez jego gardło. Tym, co jej koszmarki trzymały rzuciłą pod nogi rekrutom.
- Cierpiałam nieopisane męki dla Icarii, męki, od których nawet śmierć nie mogła mnie uwolnić. Odwiedziłam setki światów niosąc słowo Magica Icaria. Byłam w dosłownym piekle walcząc z aspektem śmierci. Podróżowałam z prędkością światła, gdy zadałam December ostatni cios. - Mówiła spokojnie zbliżając się do rekrutów. - Dlatego… Wszyscy… mają mi okazywać szacunek. To proste naprawdę. Tak jak dotkniesz ognia i cię poparzy, to tak jak mnie ktoś obrazi będzie wywrócony na lewą stronę. - Mówiąc to przechadzała się na lewo i prawo oglądając dokładnie każdego rekruta.
-[i] Wbrew pozorom nie jestem potworem. Dlatego moi drodzy jak mówiłam wcześniej, gdy wasz kolega mi przerwał. Hmm… Jak uda wam się zabrać od Moxie warkoczyk, który uplotłam puszczę was wolno. Jak się poddacie to was pozabijam. -
Foomy uniósł rękę chcąc się odezwać, na co Eidith wskazała na niego palcem. - Tak? -
- Umm… Jakie mamy szansę? Żadne? To troszeczkę niesprawiedliwe. -
-[i] Życie w tej galaktyce nie jest sprawiedliwe. Dlatego musicie z życia zrobić swoją sukę. - Pokręciła palcem. - Tak samo bawią mnie ci, co walczą o sprawiedliwość. Tylko żeby pompować swoje ego, jacy to nie są sprawiedliwi. Funny. - Zaczesała włosy za ucho.
- Silni decydują co jest sprawiedliwe. - Kiwnęła głową, po czym dodała. - Rozumiem, że się poddajesz? - Zapytała grenadiera, lecz ten przecząco pokręcił głową na boki.
- Dobrze zatem. Pokażcie co macie… wszystko. Rozkazuje wam mnie atakować z zamiarem zabicia. Obiecałam mistrzowi, że za bardzo was nie będę wybijać, ale dał mi zielone światło na zrobienie z was kalek. Enough talk… have at you. -
Z tymi słowami ponownie krokiem modelki zaczęła się zbliżać w stronę rekrutów. Szła powoli i widocznie czerpała frajdę z terroru, jaki sieje.
Reprix westchnął głęboko, po czym rzucił każdemu po strzykawce. Kirin ją pochwycił i rzekł od razu. - Nie wiem, czy to czas na ćpienie ziom. -
- To dragi bojowe, będą potrzebne - Bez zwlekania wbij sobie w udo igłę i nacisnął przycisk, co reszta rekrutów powtórzyła.
Kirin od razu nacisnął pewien przycisk przy nadgarstku i rozpłynął się w powietrzu. Foomy wyciągnął z plecaka bombe z czasowym zapalnikiem coś w nią wklepując. Reprix przestawił snajperkę na ogień ciągły, A Saja wydał z siebie bojowy okrzyk i pierwszy zaszarżował Eidith. Wpadł w nią całym swoim cielskiem chcąc ją przewrócić. Jego dłonie spotkały się z dłońmi kostuchy pokrytymi czernią. Na początku trochę ją przesuwał, potem coraz mniej, a na końcu czuł jakby chciał przepchnąć górę.
- Co świnio już się zmęczyłeś? - prychnęła
- Nie proszę Pani. -
- GOOD! - Z tymi słowami z pleców Eidith wyrosły dziesiątki rąk z zaciśniętymi pięściami, które niczym karabin maszynowy zaczęły uderzać Saję w wiele miejsc w jego ciele. Nie uderzała by zabić, bo już byłby krwawą papką, ale tak by go posiniaczyć, połamać. O dziwo Saja dosyć dobrze przyjął na siebie ciosy, parując połowę z nich. Kostucha, widząc to podkręciła odrobinę prędkość i siłę uderzeń. Zakończyła kombinację dwoma pięściami w tors Saji posyłając go na trzy drzewa, które po kolei skasował. W tym samym czasie Snajper oddawał pojedyncze strzały w jej stronę. Eidith drwiła z niego unikając strzały piruetami łapiąc je w ręce, zęby. Czarną ręką wyskoczyła z jej kolana i podniosła jakiś kamień. Rzuciła go z wielką siłą w lunetę i twarz snajpera. Luneta się roztrzaskała, a Reprix stracił oko. Odrzucony w tył łapał się za twarz, jednak nie złamało go to. Z kabury pod pachą wyciągnął rewolwer. Gdy spojrzał w górę stała nad nim Kostucha.
- Wiesz co… tobie dam fory. Byłeś na tyle grzeczny, by mnie przedstawić reszcie. - Zaraz po tym zdaniu nadepnęła na jego brzuch. Siła tego sprawiła, że snajper zwymiotował sobie do maski i był na tą krótką chwilę wyłączony z walki.
Kostucha rozejrzała się wokoło za kolejnym celem. Foomy wyglądał o dziwo bardzo spokojnie, gdy skończył wciskać przyciski w bombie. Stał nieruchomo czekając na Eidith.
- Dostałeś wylewu? - Zadrwiła Kostucha, gdy nagle jej mina się zmieniła. Wyciągnęła naglę rękę na bok łapiąc powietrze. Gdy zacisnęła palce mocniej, w jej garsci objawił się niewidzialny wcześniej Kirin. W desperacji zaczął dźgać nożem rękę, która go trzymała.
- Skarbie, czuje ciepło życia. Nie zakradniesz się do mnie. - Zacisnęła palce mocniej chcąc odciąć mu dopływ powietrza. Wtedy to nagle niczym błyskawica coś mignęło koło niej.
Foomy użył swojej iskry do maksimum biegnąc tak szybko, że obraz mu się zaczął rozmazywać. Jednak jedną rzecz widział bardzo uważnie, to że świat spowolnił do ślimaczego ruchu, a oczy Eidith dokładnie śledziły jego ruchy, mimo że jej ciało nie ruszało się chociaż w ćwierci tak szybko, jak on. Wytrąciło go to z równowagi potykając się na ułamek sekundy, wtedy to Kostucha uniosła nogę pokrytą czernią i mocarnie tupnęła nią w ziemię. Gleba zadrżała rzucając Foomiego na pysk. Zanim się zdążył podnieść, z ręki Eidith wyrosły dwie czarne ręce dzierżące ogromne Masakari. Topór spadł na kolana grenadiera odrąbując mu nogi. W tym samym czasie ścisnęła Kirina na tyle mocno by wyłączyć mu światła, jego nieprzytomne ciało rzuciła na bok.
- Huh… odrąbałam ci nogi, a nie słysze krzyku. -
- SSSS eh… Ja swoje nogi dawno zużyłem proszę Pani. To protezy. - Przyznał Foomy opierając ręce na ziemi za plecami.
- HAH… kaleka zaszedł tak daleko. Siedź tam i się nie ruszaj. - Zarządziła Eidith. Z lasu właśnie wychodził Saja.
-Odsapnął Świniak? - Rzuciła z obrzydzeniem w głosie.
- Mogę dalej walczyć Pani Eidith. -
- Splendid. Wydajesz się twardszy od reszty. - Przyznała.
Saja uniósł gardę, lecz Eidith dopadła do niego i przyrżnęła mu pięścią większą od niego posyłając go na ziemie. Kolejna dłoń postawiła go na nogi.
- Co ty sobie myślałeś tutaj przychodząc? Otrzymywanie wpierdoli to twoja iskra czy jak? - Dziesiątki rąk ponownie zalały Saję uderzeniami. Zmęczenie i obrażenia zaczęły wdawać mu się w znaki, aż upadł na kolano.
- Poddajesz się? - Zapytała Eidith przerywając atak.
- Nie mogę proszę Pani. To był Pani rozkaz. -
- GOOD BOY! Have a treat! - Kostucha wyskoczyła w powietrze, a z jej pleców wyrosły skrzydła. Z impetem wleciała w Saję naciskając mu stopą na policzek zaczęła z nim surfować po ziemi. Po kilkunastu sekundach wykonała salto w tył wyrzucając go na przód w wyniku czego rozbił kolejne drzewa.
- This is so fun don't you think? - Rzuciła zbliżając się do Saji.
- NIe wiem co to znaczy. - Rzucił Saja z trudem stając na nogi.
- Ograniczam się, ale nadal mi imponuje, że się podnosisz. -
- Mogę tak cały dzień Proszę Pani. -
- DO YOU NOW?! - Zapytała z szerokim uśmiechem wystrzeliwując w jego stronę ponownie zalewając go gradem ciosów cienistych rąk. Tłukły go niemiłosiernie, Saja był zmuszony do bronienia swoich witalnych punktów, lecz ciosy, które na niego padały były potwornie ciężkie.
- Co ty świnio sobie wyobrażasz? - Kolejne ciosy spadły na jego głowę. - Że to jakaś akademia bohaterów i moc przyjaźni cię uratuje? - Jedna z dłoni sformowała kij baseballowy i zaczęła nim tłuc w głowę Saji. Każdy cios posyłał go coraz niżej, aż do leżenia. Eidith kopnięciem odwróciła go na plecy.
- Nic nie wnosisz do Icarii. Jedno, że jesteś Xeno, nie że mi to przeszkadza, ale nie ludź zawsze będzie nie ludziem. Specjalistów od wpierdolu mamy masę, nazywający się owcami.- Odpaliła sobie papierosa w podobny sposób co poprzednio, po czym kolanami wylądowała na torsie Saji.
-Takich jak ty są miliony. - Uderzyła go dwukrotnie w pysk. - Zamienić ciebie to jak zmienić rolkę papieru w wychodku. - Ponownie uderzyła pięściami w jego twarz. - Co możesz dać Icarii czego nie mogą inni? MYŚL SAJA! - Wskazała palcami na swoje skronie.
- Icaria posiada wiele martyrów gotowych oddać życie za Zakon. CO TY MOŻESZ WNIEŚĆ?! -
Świniowaty Xeno zakaszlał ciężko krwią, po czym wydyszał.
- Reszcie… reszcie się udało Pani Eidith…-
Oczy kostuchy rozszerzyły się, spojrzała za siebie w miejsce, gdzie zostawiła resztę. po czym spojrzała na Saję śmiejąc się.
- Nieźle knurze… całkiem nieźle, zająłeś moją uwagę na tyle by reszta zrobiła swoje. - zaklaskała, po czym rzuciła.
- Saja baczność. -
Saja próbował z całych swoich sił, stękał kaszlał krwią, ale powoli się podnosił.
- Ojej… skoro takiego prostego rozkazu nie możesz wykonać to cię nie potrzebujemy. - Zauważyła Eidith. - Saja baczność. - Powtórzyła jednak jej ton już nie był miły. Świniowaty w końcu stanął na proste nogi, wyprostował się.
- Spocznij. - Rzuciła krótko Eidith, gdy Saja już miał runąć jak długi na ziemię, jednak wielka dłoń Eidith go pochwyciła.
Z nim w garści wróciła do reszty rekrutów.
Na miejscu zobaczyła jak Foomy trzyma warkocz Moxie w ręce, Reprix bandażuje sobie oko, a Kirin nadal był wyłączony, lecz położony był koło Moxie.
Kostucha rzuciła Saję pod nogi reszty i zarządziła.
- Połatajcie go… albo nie, mam to gdzieś. Ja wracam bo jużsię wybawiłam. I przekażcie Moxie jak się obudzi, że zawsze będzie u mnie mile widziana. Może się powoływać na moje imię gdy chce mnie zobaczyć. A teraz urwisy zmykam. Bye Bye! - Cmoknęła ustami, po czym wzbiła się w powietrze lecąc w sobie znaną stronę.
Wszyscy przytomni rekruci odetchnęli z wielką ulgą, otarli się o dosłowną śmierć, ale udało im się z tego jakoś wyjść. Tylko dzięki łasce Eidith, ale liczyło się to, że przeżyli… w większości.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline