8 sierpnia 2050, Avonmore, FA
Sześciu uzbrojonych po zęby facetów to nie widok jakiego JD się spodziewał. Luźna standaryzacja ubioru i sprzętu świadczyła, że goście nie byli najemnikami z pierwszej lepszej łapanki. Na mechanice John się nie znał, ale podejrzewał, że pożeranie ludzkiego ramienia nie było wywołane tym, że pojazd zasilany był ludzkim mięsem, a nie paliwem. Kiedy John skupił się na przestrzeni pod maską auta nie było mu do śmiechu. Chciał pomóc, ale bał się zagęścić ruchy kiedy skierowane było w jego kierunku kilka luf. Ci goście wyglądali jakby zabicie człowieka nie było dla nich czymś specjalnie trudnym...
Davis bez większej paniki w oczach przyglądał się mężczyźnie z hakiem zamiast ramienia. Stalowa proteza nie była zbyt praktyczna, ale robiła wrażenie. John uniósł ręce zerkając kątem oka na Hectora. Garcia stracił swój pierwotny pęd, a poturbowane krzesło barowe było jedyną ofiarą jego pośpiechu.
Zbrojni faceci nie tylko robili wrażenie zorganizowanych, ale też działali jak na wojskowych przystało. Szybko i sprawnie zatrzymali toczący się pojazd, a następnie uwolnili ramię kompana. Widok był paskudny. Oderwanie skóry przedramienia od ciała komplikowało sprawę ewentualnego leczenia jednak było zdecydowanie lepszym wyjściem niż pozostawienie ręki w gorącym środowisku.
John złapał kilka głębszych oddechów. Opanował się z podobną łatwością co Hector. Garcia musiał mieć zatem całkiem mocne nerwy. W tle dało się słyszeć wymiotujących klientów baru.
-
Macie medyka? - zapytał Hector oglądając się na przemian na faceta z paskudnie poparzoną ręką i na gościa z protezą w postaci haka -
Źle to wygląda i pewnie będzie się kurewsko paprało. Zresztą samochodem też mogę się zająć jakby co, trochę się znam na mechanice.
-
Ty zajmij się autem, a ja rannym. - powiedział JD opuszczając ręce i postępując kilka ostrożnych kroków w kierunku swojego przyszłego pacjenta. -
Zaczerwienie, solidny obrzęk, pęcherze wypełnione płynem surowiczym. - dodał medyk przyglądając się ranie. -
Najbardziej niepokoi mnie powierzchowna martwica. - westchnął JD. -
Mamy tu do czynienia z oparzeniem głębokim drugiego stopnia obejmującym naskórek i część skóry właściwej. Ból nie jest tak wielki, ponieważ spora część zakończeń nerwowych została uszkodzona. Rozległość oparzenia szacuję na jakieś 5% korzystając z reguły dłoni.
Medyk sięgnął po swój plecak po czym rozejrzał się po otoczeniu. Potrzebował odpowiedniego miejsca i dostępu do czystej wody. Najlepiej byłoby polewać ranę zimną wodą jednak w przypadku braku większej ilości życiodajnego płynu mógłby też wykonać okład. Jego zapasy medykamentów były na tyle duże, że nie musiał się nimi póki co martwić.
-
Najlepiej byłoby wejść do środka, oczyścić jeden ze stołów i tam zająć się raną. - medyk pokazał wejście do baru. -
Zyskamy większą pewność, że nic nie zanieczyści rany. - JD nie dodał, że w ten sposób zyska większe grono obserwatorów i poszerzy swoją skromną bazę ewentualnych pacjentów.