Domek myśliwski Fernexa, późny wieczór 2 lipca 2595
Kirija zeszła na ostatni schodek uważnie przyglądając się przedstawicielom poselstwa. I ona i Iola odłożyły w końcu swój prowizoryczny oręż, nie tyle z obawy przed obcymi, co rozumiejąc, że wyraźnie nic im ze strony Franków nie grozi. Próbujący za wszelką cenę nie gapić się w biust Kiriji Leon Thibaut nie miał złudzeń, że gdyby łowczynie poczuły się zagrożone, bardzo drogo sprzedałyby skórę.
- Fernex wyruszył zaraz po powrocie z miasta - oznajmiła Iola - Wszyscy mamy zawsze naszykowane sakwy, aby nie opóźniać wymarszu. Będzie już mocno w drodze.
- Musimy go odnaleźć - powiedział Barthez - Już mówiłem, że może być w niebezpieczeństwie. Może zachorować na to samo, co jego pies. Chcę, aby jedna z was ruszyła wraz z nami jako przewodniczka.
- Fernex to przewidział - burknęła Kirija - Chciałyśmy iść razem z nim, ale nam zabronił. Kiedy Fernexowi daje się słowo, to się go nie łamie.
- Zdążymy go dogonić do północy? - spytał Leon - Jadąc konno będziemy mieli nad nim przewagę szybkości.
- Zaraz zrobi się całkiem ciemno - zauważyła trzeźwo Iola - Po ćmicy z siodła strasznie trudno tropić, a jak znam Fernexa, na dźwięk kopyt zwyczajnie zejdzie z traktu w chaszcze, żeby nie musieć gadać z przejezdnymi. Miniecie go, to będziecie mogli jechać przed siebie aż na Nizinę Adriatycką. Wasza to sprawa, więc jedźcie, kiedy chcecie, ale ja bym wam radziła o brzasku. Łatwiej będzie go na gościńcu wypatrzeć albo jego ślady. W nocy będzie padać.
Słuchająca towarzyszki Kirija syknęła znacząco przez zaciśnięte zęby, zostawiła Iotę na schodach zawracając do wnętrza domku. Pod jej nieobecność na zewnątrz chaty zapanowała ciężka cisza, kiedy więc po chwili łowczyni powróciła, Leon Thibaut odetchnął w duchu z ulgą.
Barthez pochwycił rzucony mu w ręce podróżny worek. Nie sprawił wrażenia wypchanego, ale coś poszczękiwało w nim metalicznie.
- Zapasowa torba na przeprawę w lasach - powiedziała Kirija - Oddasz jak wrócicie albo zapłacisz jak pogubisz.