02-10-2021, 22:09
|
#468 |
| Domek myśliwski Fernexa, późny wieczór 2 lipca 2595
Wynalazca dopiero na słowa kobiet rozejrzał się po horyzoncie, który przybrał ciemniejsze barwy. Po prawdzie słonce kładło się za szczytami drzew. Z zawodem musiał przyznać rację słowom prostaczek. Kiwnął na zgodę głową do Bartheza.
- Chyba jednak prawdę mówią. Przecież nie ośmieliłyby się drwić z chorążych króla franków - zażartował. - Weźmiemy mięso i wasze objaśnienia - zwrócił się po purgijsku do niewiast.
- Trzeba nam będzie wyruszyć przed brzaskiem, w Panu pokładam skład wycieczki i jej bezpieczeństwo - znów do Bartheza - Można by wziąć kilka wierzchowców i więcej ludzi. Kiedy dogonimy myśliwego możemy odesłać konie i część ludzi. To tylko sugestia, proszę podjąć decyzję według uznania.
Wracając do Domu Pielgrzyma Leon Thibaut sam nie wierzył w to co planował, we własne słowa i zamiary. Miał przecież tylko chronić dzieci Ventriculle, a pchał się z ciekawości w większą kabałę. Ciekawości, mocniejszej niż rozsądek i odległy głos żony by dbał o bezpieczeństwo, bo wkrótce zostanie ojcem. Może właśnie ta perspektywa odpowiedzialności skłaniała go do szaleństwa, a może wpływ zobowiązań wiądł z oddaleniem.
Z ulgą przyjął wiadomość, że Angeline Lea powzięła zamiar wyprawy za myśliwym. Jedno chociaż z dziedziców mogąc chronić własnym poświęceniem. A większą jeszcze radość sprawiły mu pretensje Abdela, że rodzina i najemnicy dezerterują. Skwitowali je do spółki z kuzynką żartami.
Przygotowany do wyprawy młody frankiński szlachcic uciął sobie krótką niespokojną drzemkę i pierwszy był gotowy do wymarszu. Na prawdę z podniecenia nie mógł zasnąć
[spoiler2="technikalia"]Super, że Angeline jedzie z nami. Rozumiem, że wyruszamy w pięć koni i drugie tyle pieszych, ale nie naciskam. Barthez wybiera ludzi, Leonowi zależy tylko na frankińskim tropicielu, z którym już się zapoznał. [SPOILER2] |
| |