Anthon zaklął gdy dał się wypchnąć szkieletom. Klął dalej, za każdym razem coraz głośniej nim Deacher nie przybyła mu w sukurs. Walczył splatając magię jedną ręką i broniąc się drugą z mieczem. Magicznie stworzony pancerz chronił go przed śmiercią i ufał mu bardziej niż czemukolwiek co można by kupić i teraz raz po raz przyjmował na siebie uderzenie pozwalając mu unikać nawarstwiających się ran. Gębę zalewała mu krew lecąca ciurkiem z nosa gdy wiatry magii okazały się niełaskawe i mroźny wiatr hulał po pomieszczenu z tego samego powodu…
Ryknął potężnie chwytając swój miecz oburącz i wszarżował prosto w szkielety barkiem, przyjmując na siebie ciosy, chcąc kilka z nich powalić, ale przede wszystkim wbić się z powrotem w korytarz, aby docelowo zwolnić Deacher by mogła pomóc w środku skoro nadchodziło więcej nieumarłych.