Tak jak myślałem - moje dosyć ekstraordynarne zachowanie zamurowało niewiastę. Ha, i kto by powiedział, że mam niewielkie doświadczenie z kobietami? Pamiętajcie moi mili, że Vriess jest człowiekiem wielu zdolności i wielu twarzy!
Postanowiłem, że przebywanie w tym pomieszczeniu z Charlotte nie prowadziłoby do niczego pożytecznego, a moje usługi mogą być mile widziane gdzie indziej. I nie, moi drodzy, nie myślałem o całowaniu w pyszczek Avalanche'a, czy innego Galleana. Po prostu zauważyłem, że kiedy nie trzyma się tego towarzystwa za pysk, zaczynają rzucać się sobie do gardeł. Jak się okazało - powiedziałem te słowa w złą godzinę.
Już bowiem zza drzwi słyszałem uniesiony głos Wampirów, Galleana i Avalanche'a. Bez trudu odbierałem też ich myśli i emocje - a, że nie były to myśli zbytnio skomplikowane, już zanim wszedłem do środka wiedziałem, czego się tam spodziewać.
Przekroczyłem powoli próg i rozejrzałem się po kłótliwej hałastrze przypominającej mi wiejskie baby urzędujące na małomiasteczkowych bazarach.
- Po pierwsze - syknąłem - Ryby i Galleani głosu nie mają. Po drugie Avalanche, i wy - zwróciłem się do wampirów - Zrozumcie w swej skromności umysłowej, że jesteśmy wszyscy po jednej stronie, a ten idiota - wyraźnie wskazałem na pojmanego Paladyna - Nie powinien budzić niezgody pomiędzy nami.
Przespacerowałem się powoli po pomieszczeniu, pozwalając sobie na głębszy wdech. Niepotrzebnie moi mili, bo odór zebranych w tak ciasnym pomieszczeniu nie był czymś co wspomina się miło, zaraz po tak... Ciekawie spędzonych chwilach.
- Avalanche - odezwałem się - Ten rycerz zdradził Twoją przyjaźń, swój własny honor i stał się Twoim wrogiem. Nie masz wobec niego żadnych zobowiązań. Wy - rzekłem do Wampirów - Macie prawo go ukarać, jeśli Wam zawinił. Nie rościmy sobie praw do jego życia, ale - zastrzegłem - wydamy Wam go dopiero, gdy przestanie nam być użyteczny. W tej chwili nadszedł czas żeby się od niego dowiedzieć czegoś pożytecznego. Przesłuchamy go tutaj.Wszyscy - spojrzałem wymownie na Avalanche'a.
__________________ There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old. |