Wątek: Tacy jak ty 2
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2007, 21:28   #765
Mijikai
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
[Genginkazzon von Armeshplaust zjawił się swoim zwyczajem na trybunach spóźniając się modnie o pięć minut. Przywitał się ciepło ze szlachcicem pragnącym go wynająć, jak zwykle od razu przechodząc do rzeczy - swojego honorarium. Doliczył do niego złe warunki pogodowe, fakt, że nie może się ścigać jadąc na ośle, ani to, że jeśli już na koniu to kategorycznie - nie na oklep, wyciągnął ze szlachcica jeszcze datek na zakon i symbolicznie - ofiarę. Gdy koniuszy poprowadzili go stajni uskarżał się przez cały czas głośno na słabe warunki, przykry zapach i swojego konia. Rumak był to iście rycerski, godny księcia, lecz gnom tego nie zauważał, bądź starał się nie zauważać, to też jeden z drugim nie za bardzo się polubili.

Gdy zostało jeszcze pół godziny do wyścigu Gengi postanowił się poznęcać nad biednym zwierzęciem. Oboje wyszli z tego poszkodowani. Zakonnikowi nikt nigdy nie tłumaczył, że nie wolno zachodzić koni od tyłu, a szczególnie z nikczemnymi zamiarami. Inkwizytor został ocucony na pięć minut przed wyścigiem z wielkim guzem na skroni.

Z braku czasu gnom przy pomocy stajennych przebrał się z ciężkiej zbroi w odpowiedni strój i wsiadł na konia. Chociaż lęku wysokości nie miał zimny pot wystąpił mu na czoło. Nie był tak wysoko od czasu kiedy ojciec go nosił " na barana ". A trzeba było przyznać, że ojciec był gnomem wysokim.

Dzięki głośnym protestom i jednemu kopniakowi posłanemu na odlew chłopcu stajennemu, nie pozwolił sobie zdjąć hełmu z peryskopem. Jeden mądrzejszy próbował przekonać gnoma, coby się peryskop nie złamał przy upadku, ale zakonnik zapewnił go grzecznie, że jeździec z niego wytrawny i czasy spadania z czegokolwiek ma już dawno za sobą. ( grzecznie niestety tylko wg. gnoma - zupełnie nie wiadomo dlaczego)

Gdy już stanęli w blokach dżokej, obok dżokeja i dżokej obok hmm... gnoma sytuacja wyglądała dość komicznie, gdyż od numeru 1 do 12 nad bramki wystawały głowy konnych, tylko nad pechową 13 bramkę wystawał niepozorny peryskop.

STAAAAAAAAAAAAAAAART ! - wrzasnął napalony sędzia.

Ruszyli. Wszyscy razem jak jeden mąż wystrzelili z bloków. Wszyscy ze swoimi zawołaniami i okrzykami, niekiedy dewizami rodów, które reprezentowali na ustach. Przez natłok głosów i wiwaty tłumów przebijał się cieniutki pisk. To świętobliwy inkwizytor Abazigala przerażony wrzeszczał, gdy mknął w swoim siodle co pewien czas mrucząc tylko nerwowo:

- Dobry konik. Dobry konik. Przepraszam. Przepraaaaaszaaaam !

Zauważył, że im głośniej wrzeszczał tym bardziej koń zawodnika z numerem 12 szalał. Nie był to zwykły wrzask, tylko gnomi pisk, przed, którym drżeli wojownicy, których odwagę otacza legenda. Dlatego było to całkiem logiczne, że zwykły koń zachowywał się nienaturalnie, a jego jeździec tracił panowanie. Wkrótce po zawodniku 12 został jedynie pył. Koń razem z jeźdźcem wylądowali na glebie.

Coraz bardziej mu się to podobało. Wykańczał zawodników jednego po drugim korzystając z przeróżnych forteli. W końcu, gdy doszedł do ostatniego współzawodnika z numerem 3, był na 19 okrążeniu, na 20 możliwych. On i jego rumak byli zmęczeni, co jednak niestety nie odbiegało zbytnio od stanu Gengiego. Wtedy stała się rzecz straszna - gnom wypadł z siodła. Na szczęście noga utkwiła mu w strzemieniu. Tylko jednak na początku uważał to za szczęście - koń ciągnął go po wyżwirowanym torze. Jego teleskop telepał się po ziemi. " Mój biedny teleskop " - pomyślał jeszcze, gdy zobaczył jak koń zawodnika trzeciego następuje na niego przednim kopytem.

Usłyszał trzask i rżenie. Koń runął na ziemię bardzo efektownie. Nagle wszystko ucichło. Tłum westchnął i wypuścił powietrze patrząc jak gnom w wielkim stylu przejeżdża przez linię mety. Jeszcze przez kilka chwil rozradowani kibice podrzucali roześmianego Gengiego wysoko w powietrze, lecz gdy spotkał się ze szlachcicem nachmurzył się i grobowym głosem mruknął :

- Zbiłem peryskop.

- Ależ, herr Armeshplaust, moi ludzie uprzedzali pana, żeby pan go nie zabierał.

- Bez niego bym nie wygrał wyścigu - po twarzy przemknął mu łobuzerski uśmiech - Zastanawiam się, czy aby nie wyprzeć się sponsora i nie zagarnąć całej wygranej... Co pan o tym myśli ? ]

Po tej wymianie słów szlachcic wypłacił mu całe należne honorarium i nawet " dobrowolnie " złożył datek na świątynię i zakon, po czym pożegnał zimno Gengiego. Gdy gnom zmierzał do oddziału " Płonącego Heretyka " by uzupełnić zapasy w postaci najprzeróżniejszych proszków pomyślał, że zupełnie nie wie o co mu chodzi i roześmiał się w chłodną, bezgwiezdną noc.
 
__________________
Młot na czarownice.

Ostatnio edytowane przez Mijikai : 01-09-2007 o 21:34.
Mijikai jest offline