Miasto
Genghi;
Jest już ciepły ranek nad rasganem.
Wygrałeś 3 tysiące na zawodach, do łapki dostałeś 2 tysiące
Szczęśliwy, ruszasz by uzupełnić zapasy, chyba jeszcze trochę czasu zostało do wyprawy do Genegate i spotkania z reszta drużyny...?
Siedziba Zakonu Płonącego Heretyka jest całkiem ładna.
Coś jakaś... wyludniona oO’ Nie spotykasz nikogo w małym magazynie przy klasztorze, więc sam poszukujesz najprzeróżniejszych proszków [hm jak to brzmi
]
[miasto]
Astaroth; bawisz się w maga
Kto powiedział, że demony to zły materiał na maga, hm? Udowodnisz im, że się mylą.
,,Ciemno wszędzie, głucho wszędzie" – wymachujesz wiązanką różnych różdżek.
Czekasz na efekt. Wysadziłeś słońce w powietrze? Zamieniłeś je w księżyc? Rasgan zniknął z powierzchni ziemi? Wyczarowałeś różowego gryfa?
E. Nic się nie stało. Ale bubel z tych różdżek -_-#
Teraz trzeba podziękować aniołowi za bądź co bądź ładny pojedynek. Znajdujesz w domu maga kieliszki i napitek. Uzbrojony, tym razem w nalewkę, ruszasz do tuneli klanu Narogan.
Teren klanu Narogan...
Avalanche;
Zdołałeś nad sobą zapanować i chowając miecz ogłaszasz, ze nie masz zamiaru występować przeciwko klanowi Narogan. Wampiry są wyraźnie zadowolone z takiego obrotu sprawy, i przyjmują twoją decyzję z szacunkiem, nie ze złośliwością której oczekiwałeś.
Słowa Galeana zdumiały cię jeszcze bardziej.
- A cóż takiego masz? Zdaje mi się że doskonale wiesz czemu Agrael tak szaleje, i to właśnie Ty mi odpowiesz na te pytanie....
- A jak sądzisz, czy wyruszając na poszukiwania ciebie, w celu wyzwolenia Agraela, nie wziąłbym ze sobą czegoś, co ułatwiłoby przecięcie więzów łączących ciebie i jego? – mruknął ironicznie. – Kto mieczem wojuje od miecza ginie, hm?
Vriess; Twoja przemowa wyraźnie poprawiła napiętą atmosferę i ostudziła póki co konflikt.
„Kto mieczem wojuje od miecza ginie”....? Hmmm...
Wypytujesz go ilu ma swoich ludzi i gdzie oni są. Galean odpowiada ze szczegółami, dzięki czemu i wampiry, i wy, wiecie jaką drogę obrać by ich ominąć w razie czego spacerując po Rasganie.
- Idziecie do Genegate, prawda? – mruknął Galean. – Jak sodko, Viress. Odwiedzisz miejsce, gdzie pracowała Aenis ;3 Spokojnie, tam jeszcze nie dotarliśmy. Nie chcę utrudniać wam tej wyprawy, mówię prawdę. Jeśli my nie poradziliśmy sobie ze znalezieniem Wiatru, może wam się uda. A zatem szczerze życzę wam powodzenia.
Avalanche, Vriess;
Słyszycie pukanie do drzwi.
- Czas ruszać – głos Ranovalda zza drzwi.
Taika; po zakupach w mieście i zawarciu nowej, niezbyt przyjemnej znajomości z bezpańskim psem, wracasz do podziemnych tuneli, gdzie futrzak już nie będzie cię gnębił. Labirynt podziemnych korytarzy przytłoczył cię swym ogromem, gdy doń wróciłaś, ale im dalej szłaś, tym coraz częściej z ulgą rozpoznawałaś zakręty i korytarze, którymi szłaś niedawno w drugą stronę. Wreszcie, dochodzisz do ogromnej podziemnej groty czy kopuły, pod którą żyje sobie miasto wampirów, a stada nietoperzy wesoło fruwają wszędzie wokół.
Trafiasz pod budynek, w którym mieliście się spotkać.
Otwierasz drzwi sali z okrągłym stołem. Wewnątrz zastajesz jedynie Charlotte, Marcjanę, Ranovalda, Sejrona i dwóch innych wampirów.
- Jesteś już – ucieszył się Sejron. – Avalanche i Vriess są w pokoju obok. Brakuje więc jeszcze Nefertii, Astarotha, Akrenthala i Gengiego.
Taika, Charlotte, Marcjana;
Drzwi od komnaty znów się otwierają i próg przekracza, młody brunet o długich, czarnych włosach, które sięgają do barków. Brązowe, wesołe oczy zerkają na was ciekawsko. Ubrany jest w czarną koszulkę bez rękawów i, czarne nowe spodnie, oraz czarny płaszcz, który jest nieco już znoszony. Masywne, skórzane buty, obite metalem na czubku. Gruby, skórzany pasek z wielką złotą klamrą. Na rękach ma skórzane rękawiczki bez palców.
Wampiry zerkają po nim ze zdumieniem.
- Nie spodziewaliśmy się TAKIEGO gościa... – przyznaje Ranovald z przyjaznym uśmiechem. – Ale każda, zwłaszcza TAKA pomoc w walce z chaosem jest mile widziana. Poznaj miłe damy – Charlotte, Taika, Marcjana. Ja jestem Ranovald, a to Sejron.
Taika, Charlotte, Marcjana, Pan w czerni XD;
Do komnaty wkracza
Astaroth Dźwiga jakieś toboły i kieliszki oO’
Vriess, Avalanche, Taika, Charlotte, Marcjana, Astaroth, Thomas;
-
Nefertiri powinna już dać sygnał drugiej grupie. Ruszajmy więc.
Ranovald, Sijer i Zig ruszają z wami.
Wampiry wyprowadzają was z budynku. Stajecie na uliczce podziemnego miasta, nad wami fruwają hordy nietoperków [tu macie cicha nadzieję że nie załatwia was odmownie...XD] Następnie idziecie zawiłymi korytarzami, rozglądając się wokół. Skały, skały, skały, czasem jakieś resztki kolumn czy czegoś... schodzicie coraz niżej pod ziemię. Wreszcie kończy się zadbany, drożny tunel, i zaczyna się coś co przypomina zawaloną kopalnię.
http://znik.wbc.lublin.pl/Mineraly/p...alnia/k16d.jpg
- To tunel prowadzący pod bramę – powiadomił Zig. – Spieszyliśmy się z jego budową, więc nie wygląda najlepiej, ale bez obaw, nie zawali się.
- Chyba, że znów przyjdą te wstrząsy... – fuknął Sejron.
- Nie kracz, bracie, dobrze?! – jęknął Zig.
Schodzicie niżej i niżej, dochodzicie do drabinki i schodzicie po niej po kolei.
http://znik.wbc.lublin.pl/Mineraly/p...alnia/k13d.jpg
Na dole jest niewielka, wydrążona grota, a w jej ścianie okrągły, wielki właz [średnica jakieś 4 metry.] Na powierzchni włazu znajdują się głębokie rzeźbienia, a trzy symbole pośrodku każdego z boków trójkąta równoramiennego to miejsca na jakieś... klucze...?
Drzwi są jakby pęknięte, a na dole, po prawej, znajduje się wydrążony w nich otwór w którym zmieści się człowiek [owego na zdjęciu nie ma
] Otwór to właściwie 4 metrowy tuneli we włazie. Na jego końcu widać zamontowane ładunki wybuchowe.
- Dobrze, teraz przebijemy się do środka – oznajmił Ranovald. – Jeśli macie w zanadrzu magiczne bariery czy tarcze, użyjcie ich teraz. Jeśli magią lub prochem możecie nas wspomóc, uczyńcie to proszę. Te drzwi są niewiarygodnie twarde. Mam nadzieję, że z waszą pomocą wreszcie uda się je pokonać...
Avalanche;
Czujesz...coś dziwnego. OO Coś naprawdę dziwnego. Miecz. Agrael się budzi...?
Wyjmujesz miecz z pochwy i zerkasz na ostrze. Hm. Nie błyszczy się. Ale... masz głupie, wrażenie, że...?
Miecz naraz... roztapia się w twojej ręce! OO Stopiona garda zalewa twoją dłoń i po sekundzie twój miecz jest... scalony z twoją ręką, jakby był jej naturalnym przedłużeniem! OO Zamiast dłoni i palców masz.... klingę! OO
Vriess; Avalanche wyciągnął miecz i ...zaczął histerycznie wrzeszczeć w panice! OO’
Doprawdy, ani chwili spokoju... -_-# Chcesz nawrzeszczeć na paladyna, kiedy nagle...
Zaklęcie „kamienna skóra”. Każdy ją zna. Ale to...? TO przesada! ^^’ Skóra twarzy i ramion zaczyna cię nieznośnie swędzieć. Próbujesz odezwać się do Avalancha... próbujesz...^^’ Nie możesz otworzyć ust! Oo Zerkasz na swoje ramion – są... jak wkute z ciemnego marmuru, do złudzenia przypominają kawałki skały, a palce to teraz kamienne szpony!
Avalanche; mieczo-ręka, ha-ha, na pomoc!;( Odwracasz się do
Vriessa, z nadzieją, że on coś na to poradzi... I zastygasz w bezruchu. Twarz i ręce nekromanty wyglądają jakby były ze skały!oo To się nazywa kamienna twarz!
Vriess mruga ze zdumieniem, wydając z siebie ciche pomruki XD
Taika, Marcjana, Charlotte, Thomas, Astaroth;
O rany OO;
Avalanche ma miecz zamiast ręki a
Vriess... skamieniał oo
Wampiry są w szoku, podobnie jak reszta.
- To na pewno sprawka demonów! – warknął Ranovald. – Prędko, chodźmy po Wiatr Lodu, jego moc uchroni was przed nimi!
[cmentarzXD]
Akrenthal;
Chowasz się za okoliczną, mała kapliczką i obserwujesz wszystko. Staruszek zdaje się spacerować melancholijnie i bez celu... gdy nagle zbacza ze ścieżki i idzie dokładnie po śladach Valgaava! Zatrzymuje się nad nagrobkami za krzaki i obserwuje je chwilę. Wreszcie schyla się, żwawo jakoś jak na starca, i gołymi dłońmi podhacza jedną z płyt nagrobnych!
„To jakiś ghul albo co! – panikuje Iflał. – Wampir jakiś!”
Zdaje się, że pod płytą nie ma wcale grobu a jest tam jakieś tajne przejście! Staruszek wskakuje i znikaXD
„Dobra, napatrzyłeś się, chodźmy stąd, nie zgrywaj bohatera!” – Ifal niemal płacze.
Spod ziemi dobywa się naraz kobiecy głos;
- Ktoś tu jest!
- Załóż bariery...!
Staruszek wyskakuje z ‘grobu’ niczym z procy! OO;
- Goń go!!! – wrzeszczy ktoś w panice.
Valgaav wyskoczył z tajemnego przejścia tuż za garbusem.
- Nie teleportuj się!!! – krzyczała za nim jakaś kobieta. – Nie używaj magii!!!
Smok fuknął wściekle pod nosem, ale zgodnie ze wskazówkami, ruszył za starcem tradycyjną metodą – biegiem. A obaj – i staruszek i smok, poderwali się naraz do tak niewiarygodnie szybkiego biegu, że zamurowało cię i nie zdążyłeś nawet drgnąć. ‘Starzec’ odbił nagle w twoją stronę, spanikowany rzuciłeś się do ucieczki, wypuściłeś z rąk książkę, i upadłeś, zahaczywszy nogą o jakiś korzeń.
Smok chwycił staruszka za ramiona; głowa tamtego stała się nagle zwierzęca czaszką pozbawioną skóry, i wystrzeliła na wężowej szyi ku twarzy Valgaava, rozdziawiając szczęki pełne kłów. Smok jednym szarpnięciem rozdarł zaś cielsko starca, jakby to było z papieru; nie było krwi, nie było flaków, jedynie fioletowy ogień, który momentalnie strawił szczątki.
„Wiejmy!...” – pisnął Ifal.
Złote ślepia Valgaava skierowały się na ciebie.
wystarczyło spojrzeć w jego złote oczy. Silna, purpurowa wibrująca aura wokół niego pogarszała tylko sprawę.
„WIEJMY!!! – wydarł się rozpaczliwie Ilaf. – On nas rozedrze na strzępy...!!!”
Byłeś tego świadomy podobnie jak twój amuletowaty przyjaciel, ale i równie zdolny do ucieczki co on – przytłoczony Valgaavowym spojrzeniem szaleństwa i żądzy mordu, miałeś nogi jak waty.
- Dorwałeś drania? – usłyszałeś kobiecy głos, dobywający się jakby gdzieś spod ziemi!
- Tak – odparł Valgaav. Ale jest jeszcze jeden. Miałem wrażenie, że ktoś za mną szedł...
Przełknąłeś głośno ślinę.
- On widział – dodał smok, wpatrując się w ciebie tak, że włosy na karku stanęły ci dęba, a warkoczyki omal się nie rozplotłyXD
- Więc go zabij i choć wreszcie! – wrzasnął kobiecy głos.
„WIEJ!!! – darł się Ilaf. – No rusz się wreszcieeee!!!”
Smok zerknął pod swoje stopy, gdzie na ziemi leżała książka, którą opuściłeś. Schylił się po nią.
„Teraz, wiej, wiej, jak najdalej!” – rozpaczał Ilaf.
Ty jednak wiedziałeś, że próba ucieczki byłaby w tym momencie najgorszą z możliwych decyzji. Valgaav wyprostował się, z otwartą książką w dłoni, i spoglądał na nią z dziwną miną. Gdy znów zerknął ci w oczy, miałeś ochotę odskoczyć do tyłu.
- Jesteś thajenki? – spytał z zaintrygowaniem. – Ty też pochodzisz z tamtego wymiaru?
Oddychałeś nerwowo, próbowałeś zebrać myśli, otworzyłeś usta, ale nie mogłeś wydobyć ani słowa.
- Chodź w końcu albo idę bez ciebie!!! – nawoływała jaka zniecierpliwiona kobieta.
Smok z trzaśnięciem zamknął książkę i podał ci ją, na co odruchowo wyciągnąłeś po nią rękę.
- Pójdziesz z nami – ogłosił ci Valgaav.
Nim odpowiedziałeś, pchnął cię lekko w stronę tajnego przejścia.
- Pan litościwy, co? – usłyszałeś ironiczny kobiecy ton.
- Niczym mi nie zawinił.
- Więc dałeś mu na to szansę.
- Gdyby tu został, demony by go namierzyły.
- Wystarczyło wyrwać mu język, żeby nie mógł się wygadać! Będziemy go ze sobą taszczyć?!
- Potrafi chodzić.
- Masz sentyment do istot z tamtego wymiaru, co? W porządku, o gustach się nie dyskutuje.
Stanąwszy nad czarną dziura, zerknąłeś w dół i ujrzałeś w mrokach wytatuowaną twarz kobiety.
- No, moi piękni, ruszajmy wreszcie – zgrzytanie płyty, i cisza.