Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2021, 14:10   #485
Avitto
Dział Fantasy
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Bogumysł chwilę chrypiał. Lub dość długo.
- Yyy… Hy…
Głęboko oddychał i robił to z trudem.
Czując brak krępujących pęt na nogach, zupełnie odruchowo ruszył za dźwiękiem kapiącej wody. Powoli kulał zastanymi, drętwymi nogami po zimnej ziemi nie czując struktury podłoża.

NIe był zupełnie sobą lecz nie to było wtedy najważniejsze. Priorytet miało uzupełnienie płynów i choć jęk go przestraszył determinacja inkwizytora była niezachwiana.

Pomieszczenie wydawało się całkiem duże.
- Aaaa - niski męski głos. Po chwili dźwięk podobny do łamanej kości i kolejny jęk.
A potem westchnięcie.
- To… ty… żyjesz.
Głos dochodził z podłogi. Jego właściciel zdawał się być bardzo zmęczony.
- Dobrze, że żyjesz.
Najwyraźniej leżał na podłodze. Pod ścianą. Tak sugerowało echo.
- Co pamiętasz?

Inkwizytor rozejrzał się baczniej.
- Kim jesteś?
Stąpał po wilgotnej ziemi obracając głową. Dźwięk kapiącej wody w tym ostrożnym poszukiwaniu drażnił go niczym na kacu.
- Porwanie Dalegora… - Rozpoczął Bogumysł po chwili ciszy, lecz nie kontynuował.
Wypatrywał źródła głosu.

Jego rozmówca poruszył się.
- No tak. Wcale nie dziwi mnie, że nie rozpoznałeś mego głosu. Przy poprzedniej rozmowie miałem w ustach półtorej calowe kły. Dziękuję.
Dłoń Dalegora Czarneckiego pochwyciła ramię Bogumysła.
- Ten pierzasty mag, to on nas uwięził. Nie spodziewałem się, że jest tak szybki. No i pierwszy raz zetknąłem się z pijawką władającą ogniem. A ty ruszyłeś mi pomóc? Tak?
- Nie mam pewności, kto z kim walczył w lesie. Ruszyłem za tobą gdy porwał cię wiatr, ale po drodze napotkałem więcej przeszkód. W pościgu grzęzłem w ziemi - wychrypiał Bogumysł robiąc częste pauzy z powodu braku śliny w ustach.
Oddalił się od Czarneckiego w poszukiwaniu wody.
- Niewątpliwie ten, kto ciskał ogniem jest wrogi twojemu kuzynowi. Zdjęciu klątwy z twego rodu w takim razie zapewne też. Kto klątwą was obłożył, Dalegorze? To nie są możliwości wichrowego czarodzieja. Wampir wybrałby inną karę. Kto inny?

Wody nigdzie nie było. Choć w zasadzie była wszędzie. Wilgoć i zimno były wszędzie wokół, ale nikt nie zostawił im niczego do picia.
- Pomogłeś nam z dobrego serca. Dziękuję. Chyba czas, żebym opowiedział ci jak sytuacja wygląda naprawdę. Zwłaszcza, że jest szansa, że tutaj zginiemy. Hehe - Dalegor zakończył nerwowym śmiechem.
- W zasadzie to chciałbym się wyspowiadać. Mogę?
- Nie jestem księdzem, ale pamiętam jak to zrobić.
To mówiąc Bogumysł przysiadł na wilgotnej ziemi w duchu czując, że będzie to dłuższa rozmowa.
- Zacznijmy. Confiteor Deo omnipotenti et vobis, fratres…
- In nomine patri, et spiritus - Dalegor zaczął formułkę po łacinie. W zasadzie mówił w tym języku z płynnością, z jaką Bogumysłowi nie zdarzyło się spotkać poza kościołem.
- Jestem Wilkołakiem. To nie klątwa zesłana przez złego czarnoksiężnika. Taki się urodziłem. Większość mojej rodziny to wilkołaki.

Zamilkł, czekając na komentarz inkwizytora. Ten jednak milczał. W ciemnościach zaciskał wargi choć wzburzenie cisnęło mu na usta wiele słów powszechnie uznawanych za obelżywe. Po chwili jednak, gdy Dalegor kontynuował, umysł słuchającego Bogumysła pozbył się emocji.
Spowiednik pełnił swoją rolę i koncypował, w jaki sposób rodzina Dalegora pasuje do tak obróconej układanki okolic Płocka.
- Mieszkaliśmy tu od lat. Żyliśmy wśród ludzi. Wielu z nas wierzy, że naszym powołaniem jest chronić las przed wynaturzeniami. Wszyscy, jak jeden wierzyliśmy w pradawnych bogów. Czcimy ich. Jednak nie widzę w tym złego. Gaia, matka ziemia. Opiekunka. Ona jest naszą patronką. Mój brat zanim zginął studiował w Italii. Poznał tam mędrca, który wyjaśnił mu jak bardzo wiele z Gai można odnaleźć w Matce Boskiej. W tym odnajduję spokój.
Znów zawahał się przed kontynuacją swoich wyznań.
- Ponoć na południu, we Włoszech i Hiszpanii pomioty Złego zaczęły sięgać w stronę kościoła. My obiecaliśmy uchronić świat od Złego. Chcemy jak najbardziej odsunąć ponowne przyjście Chrystusa Pana. Chcemy odsunąć Apokalipsę. Tak, żeby ludzie mieli jeszcze szansę odpokutować. Dlatego od lat trzymamy się blisko lokalnego kościoła. Ufundowaliśmy ołtarz.
Dalegor znowu zamilkł. Jakby chciał w głowie poukładać historię.
- Coś złego jest w nowym biskupie. Ale nie wiem jeszcze co. Choć to nie on jest problemem. Problemem jest prastare zło, spoczywające pod kurhanami. Głęboko w lesie były stare kręgi kamieni. Poświęcone Trygławowi. Demonowi o trzech twarzach, który ponoć jest dzieckiem Żmija. Posiadł on prastarą magię i moc niedostępną dla człowieka. Ale był uwięziony. Uwięziony przez setki lat. I wtedy pojawił się pierzasty mag. Zachłanny. Szukał zakazanej wiedzy. Czarów tak potężnych, że mógłby miasto zrównać z ziemią. I on jakoś go wybudził. W ostatnie przesilenie. Naszym świętym obowiązkiem… Naszym powołaniem było zabić tę istotę, albo uwięzić ją na kolejne wieki. Jednak mag znalazł sposób jak nas zatrzymać. Klątwa. Zdobył krew naszego rodu i splugawił ją. Spowodował, że każdy z nas przyjął formę bestii. Formę, w której trudno myśleć, lecz łatwo zabijać. Formę, która ludzi przejmuje strachem.

Bogumysł lekko westchnął. Ciepły jeszcze dech inkwizytora zamienił się w biały obłok, jednak nie było nikomu dane tego zobaczyć.
- Teraz jednak formę przybrałeś człowieczą i za chwilę będziemy się zastanawiać, co to może znaczyć. Póki jednak trwa twa spowiedź podejmij tematy, które temu służą. Co chcesz wyznać Bogu a skrywasz w sercu i zajmuje twe myśli?
- My… wilkołaki… każdy z nas może przyjmować formy do woli. Jednak każda forma inaczej myśli. Forma w której mnie poznałeś stworzona do walki. I jeno o walce myśli. Łatwo wtedy dokonać rzeczy, których normalnie człek by nie dokonał. Które po dwakroć pod rozwagę by wziął. Łatwiej jest bliźniego zabić, niżby odpuścić mu jego winy. Klątwa ta zamknęła nasze ciała i nasze umysły. Dzięki ci po stokroć za pomoc. Jednak to, że nie miałem kontroli nad sobą nie czyni mnie mniej wynnym śmierci mieszkańców pobliskich wiosek. Choć krew ich spoczywa jeno pośrednio na mych dłoniach. Ale jako głowa rodu ciężar ten muszę unieść. Dwaj synowie mej siostry również są wilkołkami. Młodziki jeszcze. Wiosen mają kilkanaście. Klątwa również ich ciała i umysły ogarnęła. Zabili oni troje podróżnych. Jednak to ja wezwałem ich na te ziemie. Bo myślałem, że gdy cała objęta klątwą rodzina będzie razem, to będziemy mogli jakoś sobie poradzić.

Zamilkł.
 
Avitto jest offline