Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2021, 10:12   #84
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Ruiny sklepu w Aberdar


- Cholera jasna – zaklęła Robin, a potem dodała kilka słów, których Owen nie rozumiał, ale sądząc z tembru głosu kobiety , musiały być przekleństwami. – Powinnam się była domyśleć, ze właściciele tego tutaj przyjadą . I szybko zorientują się, że to nie był zapłon samoistny. A potem postanowią znaleźć tych, co to zrobili. I to nie po to, żeby im podziękować.

Foxy, wyczuwając zdenerwowanie kobiety, zaczęła kręcić się dookoła i
popiskiwać.
- Spokojnie, spokojnie – w sumie nie wiadomo było, czy Robin uspokaja psa, czy siebie. Rozejrzała się dookoła.
- Nie wyjdziemy stąd na zewnątrz – myślała na głos. – Może jest tu jakaś piwnica, czy coś w tym stylu? Moglibyśmy się schować.
- Jest to jakiś plan
- stwierdził Owen i znacząco rozejrzał się po najbliższej okolicy.

W tym czasie Robin zaczęła krążyć po budynku, szukając schodów w dół, klap w podłodze i wszystkiego, co dawało im szansę na ukrycie się. Policjant sekundował jej, co chwila podnosząc porzucone elementy dekoracji w nadziei, że może akurat pod nimi znajduje się przejście na dół. Trwało to dłuższą chwilę i gdy obydwoje wrócili na tyły budynku zlokalizowali wreszcie niewielkie drzwiczki. Znajdowały się one pod biurkiem, które wystarczyło tylko nieco przesunąć. Kiedy Robin i Owen zajrzeli do środka, ich oczom ukazała się niewielka piwniczka, w której stały zardzewiałe skrzynki z bezpiecznikami.

Policjant wykonał już pierwszy krok, lecz nagle znieruchomiał, intensywne spoglądając w ciemność pod swoimi nogami. Robin widziała tam jedynie pustkę, ale zdążyła rozpoznać wzrok Owena - wyglądał tak samo, kiedy nagle zatrzymał się w lesie i lustrował przestrzeń między drzewami.

- Hej – Robin chwyciła policjanta za ramię i pociągnęła lekko w swoją stronę. – Hej. Popatrz na mnie. Popatrz. – starała się zajrzeć mężczyźnie w oczy, złapać jego spojrzenie.
Funkcjonariusz wyraźnie się wahał. Chciał odtrącić Carmichell, lecz wreszcie dał się przekonać i powoli obrócił głowę w jej kierunku.
- Widzę ich. Tam - powiedział tylko
- Kogo widzisz? - zapytała Robin miękko, starając się odsunąć mężczyznę od piwnicy.
- Te postaci z korytarza - odpowiedział Gryffith nie spuszczając wzroku z rzekomych sylwetek. - W snach zawsze prowadzi mnie ktoś w długiej szacie - kontynuował, nieco odzyskując już rezon. - Tutaj jest takich dwóch. Po prostu stoją w miejscu.

Robin nachyliła się lekko aby zajrzeć w głąb czeluści. Wytężała wzrok dobrą chwilę, lecz szybko zrozumiała, że cokolwiek się tam znajduje, widzi to tylko Owen.

Nie uspokoiło to kobiety. Doświadczali już z Owenem wspólnych halucynacji – czy może wizji – więc tutaj kwestią czasu mogło być, kiedy i ona zobaczy postaci z korytarza. Jak zareaguje teraz? Nie mogła tego przewidzieć.
Nachyliła się i zamknęła klapę.
- Odejdźmy stąd. – powiedziała – Schowamy się gdzieś tutaj. Nie będziemy schodzić do piwnicy. Pospiesz się. Nie mamy dużo czasu.
- I tak za nic bym tam zszedł - stwierdził chłodno policjant, choć głos lekko mu się łamał.

Obydwoje czuli, że nie mają większego wyboru w kwestii schronienia. Wrócili do właściwej części sklepu, gdzie na szybko przeszukali najbliższe otoczenie. Najsensowniejszą opcją zdawała się być tutaj mała garderoba. Drzwi z płyty wiórowej zostały wyrwane z zawiasów i teraz broniły wejścia pod dziwnym kątem. Z braku lepszych alternatyw dwójka oraz pies zmierzyli w tamtym kierunku i szybko pozbyli się osłony. Wewnątrz panowały niemal kompletne ciemności: Robin widziała jedynie zarysy pustych półek oraz kilku wieszaków. Owen wszedł jako ostatni i na powrót zasłonił przejście drzwiami.
Ledwo przylgnęli do przeciwległej ściany pomieszczenia, jak Robin poczuła w kieszeni wibracje. Dzwonił Huw.

Kobieta przysiadła na piętach w rogu pomieszczenia. Oparła się plecami o ścianę. Wskazała psu miejsce obok. Potem stuknęła w zieloną ikonkę.
- No hej. - powiedziała ściszonym głosem. - Co nowego?
- Hej
- odparł. - Zdaje się, że znalazłem na Maddox sprzymierzeńców. Jesteście w Abberdar? Widzę dym. Co się dzieje?
- Wybuchł pożar
- Robin zaśmiała się nerwowo. - Właściwie, Owen podpalił, znaczy ja chciałam.. Było mnóstwo totemów. Mnóstwo. Włamaliśmy się, żeby się rozejrzeć. No i były w środku. Patrzyły na nas. Spaliłam je, to był dobry pomysł, taki się wydawał, póki nie przyjechali ci ludzie. Przeszukują miasto. Ruiny.

Wciągnęła powietrze i dodała ciszej : - Owen świruje. Widział dwoje ludzi w piwnicy, gdzie mieliśmy się schować. Widział korytarz.
Westchnęła.
- Sprzymierzeńców? Tych, co nas to ściągnęli? Dobrze, może przynajmniej tobie się uda… - przerwała na moment. - To zakończyć.

W czasie rozmowy kobieta rozglądała się po pomieszczeniu. W końcu znalazła odpowiednie miejsce - korpus zdezelowanej, niskiej szafki, porzuconej gdzieś w rogu.
Podniosła się na nogi i gestem wskazała psu kryjówkę.
- Wejdź. - powiedziała, głaszcząc Foxy po głowie, czego praktycznie nigdy nie robiła. Suczka lubiła mocne czochranie po grzbiecie. Ale teraz to Robin potrzebowała poczuć jej gładką sierść pod palcami.
- Freeze.
Pies znieruchomiał skulony w kącie mebla. Bursztynowe oczy śledziły każdy ruch kobiety.
- Zostań - powiedziała. - Dobry piesek. Moja dzielna dziewczynka. Zostań. Will.

Robin zakryła wejście kawałkiem dykty, potem położyła kilka wieszaków, starając się zamaskować wnękę. To powinno wystarczyć… nie powinni szukać zbyt dokładnie. Starała się skupić na działaniu, nie myśleć, co będzie potem.

- Wyślij mi pinezkę z lokalizacją - usłyszała w telefonie głos detektywa. - Postaramy się ich odciągnąć. Potrzebujemy godziny.
- Jasne
- mruknęła kobieta. Zapisała lokalizację i posłała do Huva. Potem przesłała pinezkę do Willa, dopisując "Foxy". - Pilnuj się, Huw. Jakby.. mnie nie było, zabierz Foxy, ok? Poślę Ci jeszcze nr Willa.

Dobrze wiedziała, że nie mają godziny. Było kwestią minut, żeby przybysze weszli do ich prowizorycznej kryjówki.
- Znajdę cię! - usłyszała jeszcze nim się rozłączył.

Prze chwile wsłuchiwała się w sygnał telefonu, zanim, bardzo powoli, schowała urządzenie. Znajdą cię! Znajdą cię! Znajdą cię! słowa policjanta obijały się we wnętrzu jej czaszki, jak piłeczki w bębnie maszyny losującej w Powerball. Co chwila maszyna wypluwała kolejną piłeczkę, a na każdej z nich, zamiast numerka, był napis ZNAJDĄ CIĘ!. Zamiast charakterystycznego plumknięcia każdej wypadającej piłce towarzyszyło zniekształcone, zwierzęce wycie, które cały czas zmieniało swoje natężenie

„Thank you Captain Obvious” – pomyślała, kiedy kolejna piłeczka walnęła w jej czoło od środka czaszki. „Serio faceci muszą być takimi debilami?"
Czy raczej ją detektyw uważa za kreatynę? Serio sądzi, ze Robin nie wie, że za moment albo wtargną tu mili panowie z ulicy, albo jeszcze milsi panowie z korytarza? Serio nie mógł powiedzieć „Wszystko będzie dobrze” albo „ Zaraz przyjadę i cię z tego wyciągnę”.

Dobra. Dość rozczulania się nad sobą. Pies. Nagrała plik dźwiękowy, a potem przysiadła obok policjanta, który tkwił bez ruchu pod ścianą.
- Huw to jedzie - powiedziała ściszonym głosem do Owena. Miała nadzieję, że zabrzmiało to krzepiąco. - Wycisz telefon. - dodała jeszcze i sama zastosowała się do swojego zalecenia.

Na koniec posłała detektywowi nr Willa i wiadomość - było to krótkie nagranie jej głosu, komenda “Foxy, do mnie”.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline