Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2021, 21:25   #204
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 36 - 2525.XII.22 fst; przedpołudnie

Czas: 2525.XII.22 fst; przedpołudnie
Miejsce: 4 dni drogi od Leifsgard, dżungla, obóz ekspedycji w dżungli
Warunki: wnętrze namiotu narad, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, pogodnie, powiew, gorąco (-5)


Wszyscy






https://i.pinimg.com/originals/81/8f...0255b39418.png

Kolejny Festag w dżungli. Już drugi. Bo dwa tygodnie temu to jeszcze wszyscy byli w Porcie Wyrzutków. A teraz tutaj. Nad brzegiem bezimiennej rzeki, zagubieni gdzieś w bezimiennych trzewiach dżungli. Przynajmniej pogoda dopisywała z rana. I było co prawda pochmurnie ale na dnie stumetrowego lasu to robiło niewielką różnicę. I tak panował półmrok. Za to było spokojnie a teraz, się nawet rozpogodziło. Do skrzeków i pisków małp oraz papug chyba już każdy zdążył się przyzwyczaić bo robiły za tło na jakie mało kto już zwracał uwagę. Póki komuś czegoś nie zwędziły to nikt sobie nimi nie zawracał głowy.

Za to nie dało się przegapić powrotu kapitana i posłów. Wrócili w komplecie wczoraj o zmierzchu. Jechali cały dzień od rana nie chcąc nocować w dżungli i chcąc jak najszybciej wrócić do głównego obozu. Jako, że wszyscy byli na wierzchowcach, kopytnych lub szponiastych ale wierzchem, to ta sztuka się udała. Trudna do ocenienia była rola Amazonek co jako przewodniczki sprawdzały się świetnie. Z ludzi zza oceanu kompletnie spadł ciężar kłopotania się którędy teraz i pochodnych tematów. Więc wraz z początkiem wczorajszego zmierzchu wjechali wczoraj do głównego obozu.

Wczoraj jednak podróż przez cały dzień dała im się we znaki więc raczej tylko się kto mógł przywitał, mogli wymienić się wieściami tak na gorąco co się u kogo działo przez te dwa dni ale dokładniejszą naradę i omówienie planów kapitan de Rivera zostawił sobie na jutro rano. No i dziś było właśnie to jutro rano.

- Ahoj kapitanie! - krzyknęła do niego blond Kislevitka machając do niego wesoło dłonią jak szedł dziś przez obóz.

- O dzień dobry Zoju. Widzę, że wyglądasz o wiele lepiej niż jak wyjeżdżałem. - kapitan skręcił w jej stronę i obrzucił ją spojrzeniem. Była w spodniach i koszuli to wyglądała dość zwyczajnie, jak zwykły żołnierz lub marynarz. Ale stała prosto, humor jej widocznie dopisywał i ten odpoczynek i rekonwalescencja z ostatnich kilku dni ewidentnie jej pomógł. Jakby dla żartu kapitan wyciągnął ku jej dłoń jakby prosił ją do tańca, Zoja z wesołym uśmiechem przyjęła tą dłoń i zakręciła się jak fryga dając dowód, że już właściwie nic jej nie jest i wróciła do zdrowia.

- El Capitano! Wróciłeś! Togo też wrócił! Togo znów zdrów i silny! Może polować na nowe głowy! - jakby znikąd pojawił się czarny niziołek szczerząc się radośnie w swoim białym uśmiechu. Też się witał z kapitanem jak z dawno nie widzianym przyjacielem.

- Togo ty mały dzikusie! Wiedziałem, że jakiś parchaty ork to za mało aby cię posłać w zaświaty! - estalijski brodacz z nieco zwichrzoną brodą podszedł do tubylca i klepnął go w górę ramienia też okazując radość, że jednak wydobrzał. Bo też przecież po walce z orkami ledwo zipał. Żołnierze i marynarze jacy obserwowali tą scenkę też się uśmiechali widząc te przyjazne i rubaszne relacje między ich naczelnym dowódcą a tą dwójką z jego starej załogi. Wydawał się jakiś swojski, nie trzymał zwykłych podwładnych na dystans bo chociaż Zoja i Togo wydawali się być częścią jego osobistej świty to jednak właściwie trudno było ich uznać za oficerów albo szlachciców.

No ale potem, już po śniadaniu i porannych ablucjach oraz modłach bo w końcu był to dzień świątyń, bogów i kapłanów przyszła pora na naradę. Na jaką znów dostali zaproszeni najważniejsi dowódcy w obozie albo zaufani kapitana lub ci których z innych powodów wolał mieć na tej naradzie.

Z jednej strony kapitan dość dobrze zrelacjonował efekt negocjacji z królową Alderą. Tak, jaszuczury nadal okupowały piramidę i tak Amazonki nadal chciały ją odzyskać. Zgodziły się jednak aby jaszczurów ekspedycja łupiła sobie do woli. Nie zgłaszały do tych łupów pretensji. Obiecały też zapłatę w złocie za pomoc w walkach o piramidę. Wyglądało na to, że główny cel wyprawy - skarby i złoto - ma szansę być osiągnięty. Chociaż pierwotnie nikt w planach nie miał walki z jaszczurami. A już na pewno nie całą armią. To budziło nieco niepokój i zastanowienie zebranych. Ale chyba głównie dlatego, że praktycznie nikt nie miał doświadczeń nie tylko w walce z jaszczuroludźmi ale w ogóle w kontaktach z nimi. Wiedzieli więc o nich jeszcze mniej niż posłowie którym wczoraj Majo chociaż mniej więcej omówiła te gatunki jaszczurów i ich najbardziej charakterystyczne cechy.

Poza tym de Rivera też powiedział o planowanych wyprawach jakie ustalił z królową. Czyli jedną przez Nawiedzone Mokradła do piramidy i drugą na Wzgórza Terradonów. Tą pierwszą miał kierować Carsten a drugą Bertrand. Z tym że miała to być operacja połączona bo i Amazonki miały dostarczyć mniej więcej z połowę sił. Z racji bariery językowej w obu wyprawach mieli wziąć udział Majo i Togo jako łącznicy i tłumacze. Dlatego kapitan tak ucieszył się widząc dzisiaj małego dzikusa całego i zdrowego. Ale tu właśnie zaczęły się schody bo de Rivera planował do piramidy wysłać ludzi Olmedo. Piesi zwiadowcy nadawali się do tej roboty idealnie. A tu się dowiedział, że zostało z nich tylko dwóch jacy prawie przypadkiem wymknęli się z zasadzki jakichś obcych Estaliczyków. Sądząc po minie kapitana tego się nie spodziewał i mocno mu to popsuło szyki. Trudno było uznać dwóch ludzi za oddział jaki zamierzał wysłać do piramidy.

- Niedobrze. Najpierw Ekthelion, teraz Olmedo. Zwiadowcy nam się kończą. - kapitan bolał nad tymi stratami. Zwłaszcza, że nie chodziło o jakichś kuszników czy włóczników jakich mieli dość sporo więc było kogo kim zastąpić. Tylko o zwiadowców jacy byli w wyraźniej mniejszości. Jak ruszali mieli ich trzy oddziały, dwa piesze, Ektheliona i Olmedo no i jeden konny czyli jinetes de Avilla. Po tajemniczym i podejrzanym zniknięciu elfów, po ostatnim uprowadzeniu górali przez obcych Estalijczyków zostali im już tylko konni zwiadowcy. Ale ich planował wysłać na ten rajd na wzgórza terradonów bo i jak przez te bagna trzeba było płynąć łodzią to szkoda tam było pakować spieszonych kawalerzystów.

- Pragnę zauważyć kapitanie, że Olmedo i reszta może jeszcze żyją. Nie znaleźliśmy ich ciał. Ani żadnych. A łatwiej byłoby tym obcym ich zabić od ręki jakby byli zbędni. Więc może do czegoś ich potrzebowali skoro ich nie zabili tylko zabrali ze sobą. - porucznik Sabatini jako jeden z nielicznych co z obecnego składu był wówczas w jaskini i pod pozwolił sobie na wyrażenie swojej opinii w tej sprawie.

- No tak, tak… Może jeszcze żyją… Ale kiedy to było? Dwa, trzy dni temu? To już mogą być daleko. Gdziekolwiek. - kapitan nawet się był skłonny zgodzić z takimi wnioskami jednak czas jaki upłynął od owego porwania górali był już dość spory.

- To prawda kapitanie. Jednak oni musieli pójść jakoś tymi jaskiniami. I musiało być ich ze dwa, może trzy tuziny. Samych ludzi Olmedo była prawie dziesiątka. A pod ziemią to tak nie zmywa śladów jak na powierzchni. Można by spróbować pójść po tych śladach. Jak się nie da to nie da, trudno, wrócimy z powrotem. Ale może się uda? - porucznik cierpliwie i grzecznie przedstawiał swój pomysł i naczelnemu wodzowi i pozostałym oficerom. De Rivera wydawał się być zaciekawiony takim rozwiązaniem. Zastanawiał się nad nim chwilę stukając palcami w blat stołu.

- Ale jeśli nawet by się udało to to by potrwało dzień, dwa, albo trzy. A wolałbym na przykład jutro wysłać już obie wycieczki do Amazonek. Dzisiaj dzień święty to odpoczywamy. Ale jutro dobrze by było ruszyć. Bo to też potrwa ze dwa, trzy dni w jedną stronę. A jeszcze wrócić trzeba. - kapitan rozważał na głos to kalendarzowe i mapowe rozdroże. Konno do wioski Aldery był pełny dzień drogi. Pieszo z półtorej. A tam miał być punkt zborny i połączenie obu wypraw. A dalej to znów dzień drogi do wzgórz a Amazonki nalegały aby zaatakować w nocy. Przeprawa przez bagno też miała potrwać większość dnia, nawet za pomocą łodzi jakie obiecała dostarczyć królowa. I powrót zapowiadał się podobnie. Więc gdyby nawet posłać kogoś do tych jaskiń to by oznaczało opóźnienie wysłania tych wypraw albo i tak trzeba by ruszać bez czekania na powrót tego podziemnego rekonesansu.

- To co doradzacie swojemu kapitanowi? - zapytał swoich oficerów i doradców skoro jeszcze się wahał i namyślał przed podjęciem ostatecznej decyzji.




@Iolanda





Iolanda nie miała po powrocie spod jaskini zbyt wielu zajęć więc wczoraj miała aż nadto okazji aby odpocząć i odbić sobie to czekanie pod jaskinią. Jak się okazało pustą. Była więc w obozie gdy wczoraj o zmierzchu do obozu wróciła grupa posłów pod przewodem de Rivery. A teraz brała udział w porannym spotkaniu jakie zorganizował.




@Carsten



Jadąc wczoraj na grzbiecie pożyczonego wierzchowca czarnowłosy Sylvańczyk miał całkiem sporo czasu na przemyślenie swoich i mniej swoich spraw albo słów. Jak choćby rozmowa z ciemnowłosą i ciemnoskórą tłumaczką królowej o ptaszniku. Z początku nie mogła zrozumieć o co ją pyta. Widocznie nie znała nazwy “ptasznik”. Przynajmniej w reikspiel. Dopiero jak zaczął tłumaczyć, że to taki duży kwiat, nadrzewny pasożyt, że połyka małe ptaki to twarz jej się rozpromieniła i zaczęła kiwać głową, że wie o czym mowa.

- Tak, tak, są takie kwiaty. Piękne i duże. I o przepięknym zapachu. My używamy ich nektaru w miłości. Cenny dar. - pokiwała głową tłumacząc chętnie i życzliwie jaką tu mają tradycję i opinię o tej barwnej roślinie. Nawet powiedziała jak ją po swojemu nazywają. “Inkanyezi cośtam”. Tłumaczenie na reikspiel było bardziej zrozumiałe. “Pomarańczowa gwiazda”, “złota gwiazda” albo “nadrzewna gwiazda”. Bo podobno miał tak duże i wyraźnie widoczne kwiaty, że z dołu widać było je jak gwiazdy rozświetlone pod sklepieniem dżungli.

- I rosną też w piramidzie. No blisko. Więc jak już ją odbijemy to będziesz mógł sobie narwać ich ile chcesz. - powiedziała jakby na zachętę. Bo Amazonki też ceniły ten kwiat więc tak na wpół hodowały go w swoim pobliżu. A za najcenniejsze uważały właśnie te jakie rosły w pobliżu piramidy i te mu Majo polecała najbardziej.




@Bertrand



- A może ja pojadę z tobą braciszku? Albo nawet bym mogła tu zostać. Podoba mi się tutaj. Te Amazonki są dla mnie bardzo miłe. - przez drogę powrotną dla odmiany bretońskie rodzeństwo mogło sobie rozmawiać do woli. A Izabella wpadła na pomysł, że chciałaby wrócić do wioski Amazonek albo nawet tam zostać. Zwłaszcza, że wiedziała iż Bertrand będzie tam wracał niedługo wyprawiając się na te latające poczwary. To była chętna spróbować swoich sił w takiej przygodzie. Jak nie razem z bratem to skora było znów skorzystać z gościny poddanych królowej Aldery które widocznie przypadły jej do gustu.

Miał też do przemyślenia swoją krótką, wieczorną rozmowę z tajemniczą szlachcianką jaka też była gościem królowej Amazonek. Przywitała go z ciepłym uśmiechem który przeszedł w bardzo wesoły gdy usłyszała co ma do powiedzenia.

- Ależ oczywiście, że są niechętne. - powiedziała roześmiana dając znać, że wcale jej nie dziwi takie zachowanie ich gospodyń. - Czy gdybyś miał pełny skarbów skarbiec zgodziłbyś się aby uzbrojeni obcy wynosili z niego co tylko dusza zapragnie? - uniosła brew dając znać, że nie oczekuje twierdzącej odpowiedzi.

- Niestety obawiam się mój słodki Bertrandzie, że walka może być zbyt nieprzewidywalna i zajmująca dla nas wszystkich aby tak na poważnie zbadać sekrety piramidy. Wydaje mi się, że albo trzeba by jakoś znaleźć okazję do zwiedzania przed starciem z jaszczurami gdy jeszcze oni będą tam się panoszyć albo po. Gdy to wy zajmiecie chociaż na jakiś czas piramidę. A wśród nich ty i ja. Wtedy byśmy mogli mieć okazję aby przyjrzeć się tym sekretom jakie one tak usilnie próbują przed nami ukryć. - szlachcianka przedstawiła swoją wizję jak można by spróbować dobrać się do tego czego widocznie królowa Amazonek nie chciała dać jej po dobroci czy w drodze jakiejś wymiany. Widocznie uważała, że na poznanie tych sekretów to jednak potrzeba więcej czasu i skupienia niż jakiś przelotny rzut oka a więc coś co można by wykonać w trakcie walki. Ale ile to sama nie umiała określić jak nie wiedziała czego dokładnie mogą się tam spodziewać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline