10-10-2021, 17:14
|
#124 |
| Siedziba czarownicy pod Płaską Górą, przed południem 20 shnyk-ranu
Rozglądając się po pomieszczeniu będącym rodzajem dziupli Sotto podziwiał na raz wrażliwość, estetykę i kunszt wykończenia jak i harmonię dążącą do prostego utylitaryzmu.
Uczeni nazywali tę sztukę dendroformatowaniem, ale owo określenie jedynie Allenowi obiło się o uszy. Wewnątrz bulwy pnia znaleźli miejsce by siąść na czymś co przypominało ławkę. Powierzchnia była wyślizgana, jakby ktoś często na niej leżał. Bhurrek spostrzegł świecidełko i prędko schował w specjalnie skołtunionej sierści na piersiach. Przed ławką wystawała podobna naciekom skalnym drewniana półka w swym kształcie przywodząca na myśl Płaską Górę. Czyniło to namiastkę stołu, tymczasem nieco zaśmieconego porwanymi liśćmi i grudkami ziemi.
Gospodyni zajęła miejsce po drugiej stronie w przykucu ucierając coś zapamiętale w moździerzu. Słuchając przybyszy na chwilę przystawała, trudno było określić, czy wobec ich słów, czy żeby dorzucić do moździerza odrobinę korzenia z tykwowatego naczynia. Wreszcie wstała obdarzając elfa złotym blaskiem bijącym ze źrenic, skierowała się w głąb pomieszczenia nieco niżej, przez szczelinę w ścianie wystawiła na kiju małe wiaderko i nabrała spadającej wody. Wlała do większej tykwy, uzupełniła mieszaniną z moździerza i włożyła do połowy do bulgoczącej w cieniu sadzawki.
- Kto by pomyślał Dronie? Ten młody starzec mówi, że przybędą gildie i postawią tu wieże. Niebosiężne wieże i zamek na kraterze, czy w to wierzysz, czy ja wierzę - podśpiewywała w otwarte u góry sklepienie- Gdzie wtedy pójdą węże? - ostatnie pytanie skierowała jakby do Allena. - Gotowam pomyśleć, że przybywasz, żeby grozić zanim się przedstawiłeś - popatrzyła hardo, by zaraz wybuchnąć śmiechem - Ale miał minę? Widział ktoś? - zaparła się pod boczki - Jak to chore biedne zwierzątka? - popatrzyła ze smutkiem dla odmiany zatrzymując się na Gnollu - Ale chowaniec zdrowo się patrzy. Taki sierściuchny i bystry, alem bym go przygarnęła.
Pogłaskała barbarzyńcę, ale zaraz odwróciła się i zajęła wcześniej przygotowanym kociołkiem. Nalała z niego do nierównych misek, jednym sprawnym ruchem miotły uprzątnęła stół i postawiła przed gośćmi poczęstunek. Pachniało skałami i korzeniem.
- No to może się przedstawicie i powiecie kim jesteście naprawdę i co tam na prawdę się stało, choć nie sądzę bym miała powody pomagać. Nie przepadam za poganiaczami niewolnych koni i bawołów. - przeszła do rzeczy. |
| |