~
Csii, jesteśmy Pogromcami z Phaendar, za chwilę was uwolnimy. Cokolwiek zaraz się stanie, bądźcie cicho i nie martwcie się~Jace szybko przekazał uwięzionym, co się dzieje. Odpowiedzią był nieskładny szum myśli przepełnionych nadzieją i zgodą. Zaraz po tym, zwrócił się w podobny sposób do hobgoblina.
~
Nie znasz mnie, ale ja znam Ciebie. Dostaniesz swoją szansę, ale najpierw musisz wydostać się z tej klatki.
-
Zrobię co tylko chcecie, tylko mnie stąd zabierzcie. - Ta odpowiedź była z kolei jasna.
Hans ostrożnie wystwaił głowę nad krawędź. Szybki rzut oka na okolicę pozwolił nieco zorientować się w rozłóżeniu przeciwników, a także upewnić się, że wszystko przebiega zgodznie z planem. Nie tracąc czasu, druid wszedł na górę i przemienił się w wielkiego, zwłowieszczego niedźwiedzia, a Mikel i Rudfsu zaraz dołączyli do niego, by pomóc z otwieraniem klatek.
~ Pospieszcie się! ~ Zniecierpliwiony Jace obserwował jak pozostali zabierają się do pracy
Ściągnięcie klatek na ziemię nie było najprostszym zadaniem - zawieszono je na dość skomplikowanych hakach, które uniemożliwiały samodzielne zdjęcie, zapewne by uniemożliwić samodzielną ucieczkę. Na szczęście dwóch siłaczy wspartych przez potężnego niedźwiedzia szybko znalazło odpowiednią technikę i bez trudu ściągali klatkę za klatkę. Zabierali się za czwartą, gdy rzucone przez Jace’a zaklęcie ciszy skończyło się - wszyscy usłyszeli wycie wiatru na wzgórzach i odgłosy aktywności w obozie. Póki co nikt nie zwrócił na nich uwagi…
Odzyskawszy słuch, Rufus od razu spojrzał na hobgoblińskiego więźnia i warknął
- Bądź cicho jeśli chcesz żyć!
Na co hobgoblin splunął krwią poza krawędź klifu.
- Już mówiłem, będę cicho, tylko mnie stąd zabierzcie - powiedział ochrypłym szeptem, z desperacją w głosie.
Pół-ork skinął głową na znak że się zgadza na układ, po czym wrócili do dalszej pracy.
~ Niedobrze, daleko nam do końca ~ krasnolud po raz kolejny napiął niedźwiedzie mięśnie pomagając ściągnąć kolejną klatkę
~ I są solidne, pół dnia będziemy je tu otwierać. ~ .
Hans ocenił ciężar klatki w łapach, zastanawiając się czy będzie w stanie bezpiecznie zbiec takim obciążeniem na dół klifu.
Jace zmełł przekleństwo.
~ Trzeba było się trzymać planu! ~ syknął telepatycznie. „Teraz sobie radźcie” chciał powiedzieć, ale się powstrzymał. Zajrzał przez iluzje na strażników zastanawiając się co teraz? Na dole Laura czekała na więźniów.
~ Rufusie, rzuć na chłopaków latanie i znieście klatki na dół. Tam je otworzycie na spokojnie. ~
Rufus wzruszył ramionami, stwierdzając że Jace przesadza, póki co szło im dobrze. W każdym razie rzucił zaklęcie latania za jego poradą, zamierzając znosić klatki. Niestety mógł je rzucić tylko na jedną osobę naraz. Padło na Hannskjalda, który następnie zahaczył szponami o dwie klatki i dość niezgrabnie zleciał z nimi na dół, podczas gdy jego towarzysze zabrali się za ściąganie ostatnich jeńców. Jace w tym czasie przyglądał się przez półprzejrzystą zasłonę obozowi i obserwatorom na wieżach.
Mikel i Rufus ściągnęli ostatnią klatkę akurat, a Hannskjald miał już zlatywać by zabrać ją i poprzednią na dół, gdy psionik usłyszał hobgobliński głos od strony obozu.
- Ej! Ty, ty i ty, idźcie sprawdzić więźniów, coś tam dziwnie wygląda! - słowa jednego z obserwatorów wróżyły kłopoty.
~ No, to ja lecę ~ rzucił kransolud, biodąc pod niedźwiedzie pachy dwie ostatnie klatki i pokracznym biegiem rzucił się w dół klifu. W głowie zapamiętywał sobie że ma pogratulować mężnych serc jeńcom z klatek - wszak mimo takiej formy podróży nie zaalarmowali jeszcze krzykiem hobgoblinów!
~To co osłaniać was?~- spytał się telepatycznie Rufus.
Trzech hobgoblinów schodziło nieśpiesznym krokiem w stronę więźniów, nieświadomie dając Hannskjaldowi czas na ściągnięcie ostatnich dwóch klatek na dół, do samego podnóża klifu. Jace w tym czasie wyczarował drugą, mniej rozległą lecz bardziej skomplikowaną iluzję - na pustych hakach zawisły “klatki z więźniami”, poruszając się delikatnie na wietrze, a wydeptany śnieg wokół nich znów był równiutki. Póki co ani trójka, ani żaden z obserwatorów nie zauważyli zmiany.
Kły podeszły w końcu do krawędzi, zaledwie kilka kroków od Mikela, Rufusa i Jace’a i zaczęły przyglądać się klatkom.
- Co tam, kochasiu? - rzucił kpiąco jeden w stronę iluzji hobgoblińskiego jeńca
- Namyśliłeś się? Bo... - nie dokończył, bo inny przerwał w pół słowa
- Czekaj, coś jest nie tak! - sięgnął pod nogi, zbierając garść śniegu i rzucił nim w “więźnia”. Gdy śnieżka przeleciała przez nią na wylot, cała trójka wytrzeszyła oczy w szoku.
- Co do cholery?!
~Zaatakować ich mogę, nie??~- pół-ork wolał się upewnić, więc zadał telepatyczne pytanie Jace’owi w którego planach niekiedy się gubił.
Na dole klifu Hans wziął się za otwieranie klatek. Wielkie niedźwiedzisko zaczęło rozginać pręty klatek, przynajmniej na tyle żeby dało się wyślizgnąć ze środka.
~ Chodź mi pomóc ~ Hans pomyślał do Voldana, zamaszyście przywołując wielką łapą krasnoluda do klatki z którą właśnie się siłował
~ A może twoja magia poradzi sobie z kłódką na kolejnej klatce? ~ druid zwrócił się do Laury.
Jace przywołuje magiczny łańcuch, który oplata jednego z honorów i próbuje zrzucić go w przepaść.
Rufus atakuje znienacka jednego z hobgoblinów, zadowolony że czas na podchody już się skończył i można było zacząć zabawę ze znienawidzonym wrogiem. Mikel wpadł na podobny pomysł, dodatkowo postawnowił wykorzystać fakt, że stał przy krawędzi, a hobgobliny nie potrafią latać.
Niziołka obejrzała klatkę, z którą bez skutku siłowali się Hannskjald i Voldan.
- A ci w środku mają być cali? – zapytała z przekąsem, ale niedźwiedź nie zdołał zareagować, gdy powietrze przeszył
wrzask spadającego hobgoblina. Szaroskóry zarył o ziemię i znieruchomiał, ułamek sekundy później od jednej z klatek z obrzydliwym chrzęstem odbiło się kolejne ciało w mundurze Żelaznych Klów.
Tymczasem na górze jedyny pozostały hobgoblin nie zdążył nawet krzyknąć, gdy w jego ciało wbił się niewidzialny dotąd topór Rufusa, wrzynając się w bark i docierając prawie do biodra. Pechowiec zdążył tylko chrząknąć gardłowo zanim upadł martwy, barwiąc śnieg dookoła na jaskrawoczerwono.
Tego już nie dało się ukryć za iluzją – obserwator na wieży krzyknął donośnym głosem.
- ALARM! Intruzi przy klatkach!