Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2021, 20:45   #147
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 50 - 2519.X.13; popołudnie

Miejsce: G.Środkowe; wewnętrzna twierdza; piwnica
Czas: 2519.X.13 Bezahltag (5/8); popołudnie
Warunki: na zewnątrz jasno; umi.wiatr, zachmurzenie, b.zimno



Wszyscy



Walka rozgorzała na dobre i wydawało się, że weszła w pewien moment chwiejnej równowagi. Żadna ze stron nie mogła uzyskać przewagi w tej niezbyt dużej piwnicy. Jakość jednej strony była skutecznie niwelowana przez liczebność drugiej. Mała przestrzeń walki zaś ograniczała możliwości manewru obu stronom.

Alex i dwóch ciężko rannych żołnierzy po pokonaniu tych szkeletowych wojowników jakim udało się dostać do piwnicy przeszli niejako do rezerwy. Siłą rzeczy nie było dla nich miejsca przy każdym z dwóch przeciległych wejść gdzie toczyły się walki więc pilnowali tego trzeciego czy nimi coś nie wlezie.

- To jakaś piwnica! Tylko okienko, żadnego wyjścia! - krzyknął jeden z nich trochę nie bardzo było wiadomo do kogo i dlaczego. Ale pozostali byli zbyt zajęci walką aby samemu sprawdzić dokąd prowadzi to trzecie wyjście jakim wdarła się do piwnicy część szkieletowych wojowników. Teraz już leżały powalone pokotem na podłodze piwnicy. Ale nadchodziły następne. I następne. To był problem dla żywych. Najemnicy z Wolfenburga czy trzon oddziału łowców czarownic okazał się godnym przeciwnikiem dla szkieletowych wojowników. Czy Karl, czy Anthon mogli odczuć, że są nad nimi znacznie sprawniejszymi szermierzami. O wiele częściej ich trafiali niż sami zostali trafiani. A z Deacher i Oswaledem było podobnie. Tyle, że na nieumarłym uporze w ogóle nie robiło to wrażenia. Gdy żywi powalili jednego szkieletu z miejsca zastępował go kolejny. Żywy wspólnie wysiekli już chyba z tuzin szkieletów i na żywym oddziale to mogło już zrobić wrażenie. Ale nie na nieumarłym. Kolejni szkieletowi tarczownicy zastępowali “poległych”.

Swoje trzy grosze dokładała jeszcze dwójka strzelców. Arkebuz Jesnena huknął raz na początku walki strzelając w nadciągających w grobowym milczeniu nową falę szkieletów. Podobnie świsnął strzałą karlowy długi łuk w rękach elfki. Trafiony długą strzałą i ołowiem szkielet przewrócił się i runął na kamienną posadzkę. Ale kolejny przeszli nad jego truchłem prąc do rozprawienia się z żywymi. Nimi zajęli się Karl i Oswald. Ten razem z włócznikiem sprawnie zasiekli tego ostatniego szkieleta jaki ostał się z pierwszej fali jaka przyszła północnym wejściem. W ostatniej chwili! Bo już Allif i Jensen wbiegli przez to wejście do środka. Strzelec zatrzymał się i zaczął przełądowywać swój arkebuz, bosonoga blond elfka bez namysłu wycelowała łuk i posłała strzałę. Znów trafiła w jednego z trupich tarczowników. Ci już jednak dotarli do wejścia ale tutaj natrafili na miecze Karla i Oswalda. Młody szlachcic i mięśniak z dwojakiem przywitali ich barierą stali. Karl miał fart, że trafił mu się ten trup postrzelony przez Allif. Wystarczyło mu raz go trafić i trup padł na podłogę. Ale zastąpił go kolejny. Obok niego Oswald potężnie ciął stalowymi półkolami. Każde trafienie długiej i ciężkiej broni miało druzgocące skutki. Wydawało się, że nawet jeden taki cios sprawiał, że nawet mroczna żywotność skryta w szkieletowych ciałach bez mięsa była u swego kresu. Więc we dwóch w połączeniu ze strzałami elfki stanowili żywy mur przed naporem szkieletów do środka.

Podobnie od południowej strony gdzie walczyli Anthon i Deacher. Też powalali kolejne szkielety. I oboje okazali się godnymi wojownikami dla nieumarłych przeciwników. I przez chwilę też uzyskali ten poziom chwiejnej równowagi nie pozwalając nieumarłej fali wedrzeć się do środka. Anthona trafiały te wszystkie zardzewiały topory, pałki i pokrzywione szable jakich używali trafiały go całkiem często. Ale zdecydowana większość ześlizgiwała się rykoszetem po jego wyjątkowym pancerzu albo nie mogła go przebić. Wgniatała go i deformowała, robiła rysy u dziury ale nie na tyle aby zranić swojego właściciela. Większość. Ale nie wszystkie. W końcu jakiś szpikulec dzierżnony przez szkieletowego tarczownika wbił się na tyle mocno, że poczuł zranienie na bicepsie. Rana nie była poważna ale w połączeniu z wcześniejszymi dodatkowo go osłabiała.

Z Deacher było podobnie. Chociaż też nie miała tarczy to okazała się całkiem sprawnym szermierzem. Większość ciosów udało jej się unikać albo zbijać. Te które przechodziły przez jej zasłonę nie były w stanie przebić jej wzmacnianej brygantyny. Pruły ją, nadcinały ale nie mogły się przebić. Aż sztych szabli jednego ze szkieletów dźgnął ją tuż przy obojczyku wbijając się może niezbyt głęboko ale sądząc po okrzyku bólu śledczej musiał sięgnąć żywego ciała.

Drugiej parze szermierzy też szczęście przestało sprzyjać. Oswald ze swoimi dwojakiem był świetny w ofensywie a siła jego uderzeń mogła imponować. Ale niejako z automatu gorzej było z defensywą. Pozbawiony tarczy każdy cios jaki przebił się jednak przez zasięg jego miecza trafiał. Wiele ciosów przyjął na siebie jego całkiem solidny lamelkowy pancerz ale nie wszystkie. Maczuga jednego ze szkieletów trzasnęła go w bok. Wojownik zawył krótko ale zaraz odwinął się przeciwnikowi swoim mieczem. Cios widocznie poza chwilowym wybiciem go z rytmu nie wyrządził mu większej szkody.

Karla też w końcu dosięgły ciosy. Preferował walkę małym puklerzem i mieczem co wydawało się kompromisem między ofensywą a defensywą. Jednak przeciwnicy byli klasycznymi tarczownikami z bronią długą i standardową tarczą. Do tego podobnie jak pozostała trójka miał ograniczone pole manewru nie bardzo mogąc się cofać. A odskok w tył był przecież najpopularniejszym i jednym z najskuteczniejszych manewrów obronnych. No ale gdyby ktoś z nich odskoczył szybko mógł wpaść na stojących za nimi strzelców a w końcu plecy drugiej pary szermierzy. Nie bardzo było gdzie się cofać. I w końcu zardzewiałe ostrze topora przebiło się przez kolczugę na jego bicepsie. Na szczęście niezbyt głęboko i rana wydawała się płytka.

- Wlewają się! - krzyknął ostrzegawczo Oswald. No tak. Wlewali się. Żywi zabijali nieumarłych ale ci niezmordowanie na nich napierali kolejnymi wojownikami i samą swoją masą. Nie dało się ich zabijać na tyle szybko aby szło powstrzymać ten napór. I teraz wyglądało na to, że oba duety żywych szermierzy zostały już krok po kroku odepchnięte na tyle, że szkielety miały szansę rozlać się po całej piwnicy. Każdy z szermierzy miał już swojego przeciwnika i nie mógł zapobiec kolejnym szkieletom jakie by ich mijały lub dołączały do walki gdzie indziej.

- Na mój znak odskok do bocznego! - krzyknęła Deacher pojmując co im grozi. Zamysł wydawał się jasny. Gdyby udało im się odskoczyć do tego bocznego pomieszczenia niejako by zniwelowali przewagę właśnie z takim trudem wywalczoną przez szkieletowych tarczowników. Tam już miało być tylko jedno wejście więc dwójka ludzi mogłaby znów blokować wejście pozostałym. Tylko było podobno ślepe więc zapowiadało się, że nie będzie już stamtąd ucieczki.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline