Bar w Avonmore, 8 sierpnia 2050
Hector z trudem utrzymał wyraz umiarkowanego zainteresowania na twarzy. Rycerz Petersen należał - było nie było - do struktur władzy hrabstwa, więc jego zlecenie mogło Nowojorczykowi utorować drogę do wielu innych intratnych zleceń. Nepotyzm i kolesiostwo stanowiły najbardziej efektywną drabinę do sukcesu.
- Mnie osobiście nigdzie się nie spieszy - powiedział bawiąc się opróżnioną szklanką - Droga powrotna na Manhattan daleka, a tutaj nikogo nie znam… pomijając to przeklęte Caligine.
Biorąc pod uwagę znajomość upiornej anomalii przez lokalsów Garcia założył, że być może również Petersen wiedział coś o pułapce w nieistniejącej od dwudziestu lat osadzie. To zaś mogło podnieść zainteresowanie Rycerza przejezdnym nieznajomym, co Hector gotów był umiejętnie skapitalizować.
- Tak więc jestem do dyspozycji hrabstwa oraz waszej, panie Petersen. Cóż to za zlecenie?