Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2021, 04:07   #52
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Z udziałem Bardiela



Całe szczęście, że Spineli miał zapięte pasy. Inaczej jak nic poleciałby głową na spotkanie z drewniano-skórzaną oprawą auta.

- Na posterunku... - Bart rozłożył ręce. - Jak chcesz się nieco wyluzować, to mam skręta dobrego towaru. - uniósł brew nieśmiało. - I kilka relanium… - od babci, dodał w myślach. - Musimy Bryan o tych sterydach pogadać, bo to może być duży przypał. Mary też była w programie sportowym i teraz już jej nie ma. - powiedział poważnie bez ogródek.

Bryan przeczesał włosy obiema rękami i zastygł na moment w tej pozycji. Wyglądał na załamanego.
- Kurwa… Kurwa… Kurwa!!! - przy ostatnim przekleństwie przywalił pięścią o kierownicę tak, że aż klakson zatrąbił.

- Nie potrzebuję tego ćpuńskiego gówna, Spinelo - warknął osiłek. - Myślisz, że zagram dobrze mecz jak będę zrelaksowany? Ja nie potrzebuję wyluzować, ja potrzebuję mój towar. DZISIAJ.

Chase wbił chmurne spojrzenie w kolegę.
- Musimy jechać do tego twojego dealera. Teraz. Muszę kupić towar. Rozumiesz?

- Może być pod obserwacja policji… zresztą… Bryan, opony mi przebili pod szkołą. Ktoś mnie obserwował wtedy i chyba gonił. Mary była w programie sportowym. Córka dziennikarza jest śledzona przez kogoś w szkole chyba. Może aby zastraszyć ojca? Policja zabiera dragi bez żadnych papierów wiedząc gdzie szukać bez większego powodu… wiesz kto będzie miał przejebane gdy wyjdzie, że drużyna szkolna jedzie na sterydach? Kto ma najwiecej do stracenia? Trener? Dyrek? Burmistrz? Szef policji??- Spineli trajkotał na fazie gestykulując rękoma jakby kreślił obrazy. - Do czego taka osoba jest zdolna, aby nie stracić reputacji, pieniędzy, dotyczasowego życia w Twin Oaks?

Bryan wyglądał na zniecierpliwionego. Przez moment można było odnieść wrażenie, że w coś uderzy. Być może tym razem w kolegę, a nie w kierownicę? Tym bardziej, że nowo pozyskana (dzięki uprzejmości Fitzgeralda) śliwa pod okiem nie dodawała mu uroku. Nieoczekiwanie jednak w oczach osiłka pojawił się cień czegoś zupełnie innego. Zrozumienia? Przebłysku intelektualnego?

- Kurwa co się ostatnio dzieje na tej naszej wsi… - wymamrotał, zapadając głębiej na fotelu i przecierając czoło. Wyglądał na zmęczonego. - Jebani… Naprawdę takie akcje odchodzą? Pojadę może jeszcze na siłkę do Sala… Popytam tam byczków. Ktoś powinien dealować, bo przecież nie puchną tak od ryżu. Jak nic nie skołuję to do piątku będę wrakiem. I jeszcze złamałem Fitzgeraldowi kinol, nie wiem czy będzie mógł grać. No to jesteśmy pozamiatani...
Klepnął otwartą dłonią w kierownicę, ale tym razem lżej.

- Ech… A słyszałem plotę, że jakiś łowca talentów miał być na meczu. Zawsze zostaje warsztat samochodowy, nie? Dobra kurwa, bo się rozgadałem. Jedź sam dalej. Ja się przejdę.

- Poczekaj Bryan. - Bart uspokoił też się nieco. - Czasami takie rozkimny mnie nachodzą… A to wszystko jest kurwa bardzo podejrzane. - rozmasowywał dłonią czoło. - Muszę zajarać… Zróbmy może inaczej. Urwiemy się z budy i z daleka poobserwujemy przyczepę kempingową dilera. Wtedy ja pójdę do niego jeżeli nic podejrzanego nie zobaczymy, a ty dalej będziesz patrzył, czy ktoś mnie nie obserwuje. Bo wiesz… za tymi oponami to może też być jakaś konkurencja wchodząca na nasz teren. Wiesz… Gang może jakiś…

Bryan już otwierał drzwi i miał wysiadać, ale zatrzymał się w połowie ruchu. Przez chwilę procesował słowa Barta…
- Jebać szkołę - oznajmił wreszcie z naciskiem. - Robimy tak jak mówisz. Nawiguj mnie na tego dilera i sobie go obejrzymy.
Osiłkowi wyraźnie spodobał się ten pomysł, bo już odpalał samochód na nowo.

Spineli z zatroskaniem co jakiś czas spoglądał na kierownicę, jakby chciał się upewnić, że od tego uderzania o nią nic się nie wygięło. W myślach przykro mu było przed Wehikułem Czasu, że na to pozwalał Bryanowi. A tamten jechał wulgarnie i cieszył się tylko w duchu, że to skrzynia automatyczna była, a w razie wypadku naprawa będzie za darmo, wszak kierował syn mechanika.

Zaparkowali pod rozłożystymi gałęźmi wiekowego dębu przy tablicy z logiem miasteczka i z daleka obserwowali stojący niedaleko od szosy kempingowy pojazd.

Bart musiał sobie przypalić za co dostał kuksańca, a potem karczycho od powarkującego sportowca.

- Dobra! Dobra! - osłonił się tym razem skutecznie od blaszki na czoło i zrezygnowany musiał wydychać dym za zewnątrz do lasu z głową wystającą przez okno.


***


Wytrzymali godzinę, która nie przyniosła niczego podejrzanego z obserwacji okolicy, słuchając kasety Beastie Boys i coś tam od czasu do czasu przebąkując o piątkowej imprezie u Leona, nadchodzącym meczu i tym tajemniczym kimś, na którego czatowali.

W końcu Spineli wysiadł i poszedł skrajem asfaltowej szosy w stronę domu starszego kolegi. Przy żwirowej alejce wiodącej ku posesji Silvera, Bart kucnął, zawiązując sznurowadła, które szybkim ruchem chwilę wcześniej rozwiązał. Spode łba bacznie lustrował pole kukurydzy, kieł lasu wysunięty szerokim łukiem ku białemu barakowozowi. Pustą szosę nieopodal przekraczał pomału z cierpliwym mozołem niewielki żółw.

Bart ruszył szybkim krokiem z zaciągniętym na czoło kapturem. Zastukał w umówiony sposób i zaraz otwarły się drzwi a ze środka wraz z muzyką wypłynęła kłębiasta chmura znajomego zapachu.

- He he he hejjjj! - Silver przybił piątkę licealiście, drugą wisząc na zapraszających otwartych otwarciem na oścież drzwiach.
Glos miał wczorajszy, podobnie jak świecące się zaspane oczy.
Poczochrał długie włosy sterczące tu i ówdzie w różnych kierunkach.
- Kaskę przyniosłeś. - bardziej rzekł niż zapytał ciężko wpadając w fotel.

Opowiedział mu Bart jeszcze dokładniej niż Bryanowi co się wydarzyło, gdzie są sterydy i jakie wydumał do tej pory rozkminy.

- Oj! Jo! Oj! Jo! Pier! Do! Lę! - dealer walił rytmicznie otwartą dłonią w swoje czoło chodząc jak na nowo nakręcony dookoła kanapy, na której siedział wyluzowany Spineli kręcąc głową na szyi, jakby mu kto ciężkie chomąto z karku nareszcie ściągnął.
- Mam nadzieję, że moje imię nie wypłynie na świniarni? - zatrzymał się przed oglądającym wyciągnięty ostrożnie, spod barykady butelek i puszek po powie, sierpniowy Playboy.
- No ty chyba w Boga nie wierzysz? - Spineli usiadł prostując się. - Wwwwww życiu! - pokręcił głową.

Najgorszym jednak na tą chwilę był brak towaru, po który przyszedł.
- Problem z tym być może, bo to cholernie chodliwy specyfik… Ale może załatwię na jutro, albo pojutrze?

Nic to. Bo co więcej zostało jak tylko przyjąć te wieści, które już czuł mimo dobrej fazy upalenia, czaiły się skradającym lękiem wybuchowej agresji Bryana. Choć chodził od tego dnia z nożem i gazem na niedźwiedzie, to przecież w swoim aucie pryskał nie będzie!

Na koniec zapytał czy ma coś, co może pomóc choć chwilowo tykającej bombie Chase’a. Potem równie konspiracyinie, od niechcenia niewinnym krokiem, ruszył ku samochodowi. Jednak w połowie drogi zapomniał się i udając, że szosa jest pasem startowym, z rozłożonymi rękoma pobiegł bucząc jak silnik jedno-śmigłowca do Bryana. Siedząc i patrząc na świdrujące go oczy niedźwiedziowatej gębuli, szybko przypomniał sobie przełykając ślinę, o braku towaru na dzisiaj.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline