Sytuacja z niezbyt dobrej zmieniła się w kiepską. Szkielety padały jeden po drugim, ale jakimś dziwnym trafem ich liczba nie malała. I powoli zanosilo się na to, że mimo oporu, jaki stawiali obrońcy, napastnicy w końcu wedrą się do komnaty. A wtedy walka wnet się skończy - zdecydowanie nie po myśli Karla.
Niestety w pomieszczeniu nie było nic, co można by wykorzystać jako barykadę. A to znaczyło, że jedynym manewrem, jaki dawał szansę na przeżycie, było to, co zaproponowała Deacher.
- Wszyscy ciężko ranni do trzeciego korytarza - krzyknął Karl. Ciął nacierający na niego szkielet. - I druga linia cofnąć się! Deacher, na twój znak odskakujemy! |