Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2021, 03:30   #254
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Tym razem, o dziwo, poranek nie przyniósł ze sobą morderczego kaca, ani równie zabójczego bólu obitych lub nadwyrężonych solidnie mięśni. Tego poranka była sierżant obudziła się wręcz w szampańskim nastroju, oraz z takimże samopoczuciem. Miękkie łóżko przyjemnie tuliło wreszcie nie wymordowane ciało, późniejsza kąpiel i śniadanie też miały o wiele sympatyczniejsze odcienie, niźli te z poniedziałku chociażby. Teraz do śniadania nie trzeba było dorzucać paru tabletek z końską dawką paracetamolu z opiatami. Wszystko szło cudnie, pięknie, idealnie praktycznie. Dom w starym magazynem tętnił powolnym życiem, dziewczyny się schodziły, a dwie bękarcice sączyły kawę przy stole w kuchni ciesząc się z ostatnich na najbliższe dni wspólnych chwil. Umiały sobie również czas przypatrywaniem kocim harcom, gdyż z dnia na dzień ich rudo-biały samiec alfa robił się coraz bezczelniejszy i bardziej pewny swej władzy na danym terenie całego mieszkania. Minęło trochę czasu nim do kuchni zwlókł się pierwszy dwunóg, a za nim kolejny. Widok tego drugiego wywołał szybkie porozumienie bez słów między saper i łącznościowcem, zaraz na stole obok talerza dla Eve wylądowało parę białych pigułek, a Mazzi zaczęła się kręcić żeby wstawić świeżą kawę.
- Nie było cię ostatnio, a wczoraj miałyśmy co innego na głowie i nie tylko - skorzystała z okazji że fotograf pokopytkowała do łazienki, a masażystka zakotwiczyła przy ławie czekając na własną porcję kofeiny. - W niedzielę w starym kinie gra RB i jego palanci, do spółki z fistami Irona. Przed koncertem chcemy wynająć Czerwony Pokój bo paru misiaków też będzie, więc sobie chcemy urządzić wspominki przed Halloween - popatrzyła na drugą czarnulkę, uśmiechając się psotnie - Łap Lanę za fraki i dawajcie, będzie jak zawsze zajebiście. Poza tym parę całkiem niezłych kuperków by się znalazło dla twojej uwagi... - parsknęła, wymownie drapiąc się po kroczu - i nie tylko twojej.

- W niedzielę? W starym kinie? Rudi i Ironi? No, no, niezły skład. I chcesz jeszcze wynająć Czerwony Pokój? No, no… Pewnie trzeba by z Olgą zagadać. Ale jak nie ma zaklepanego to chyba powinno być do wzięcia. - masażystka klapnęła na stołku na razie nie przejmując się ubieraniem. Siedziała więc w samych majtkach i czarny płyn w kubku wydawał się na nią mieć hipnotyczny wpływ. O tak wczesnej porze i zanim jeszcze kofeina zaczęła działać miała jeszcze kłopoty z prowadzeniem rozmowy.

- A tam naprawdę jest ten Czerwony Pokój? Czy to tylko takie miejskie opowieści. - Lana siedziała obok niej dla odmiany ubrana w krótką koszulkę ale to tyle co miała na sobie. Za to czerwony trop zdawał się ją ciekawić.

- Jest, byłyśmy tam z Betty ze dwa tygodnie temu - Mazzi zdjęła z półki kubek i nasypała do niego ciemnobrązowego proszku i znów łypnęła na masażystkę - I na dobrą sprawę bym miała prośbę. Kopnęłabyś się żeby zagadać? My tu mamy urwanie dupy z remontem który na mur beton musi być skończony jutro przed 14, a w weekend nas nie ma. Dopiero wieczorem w niedzielę zjedziemy ze Stevem prosto do kina. Taki tam, rodzinny wypad mamy. - wzruszyła ramionami, zalewając fusy wrzącą wodą - Willy zaraz jedzie się meldować w jednostce, Eve ma swoją robotę, a mnie czeka załatwienie żarcia dla Karen, Jamie i Kary na czas jak nas nie będzie, dla nas prowiantu - przeniosła wzrok z Madi na Lanę i z powrotem. - Coś się upoluje między skręcaniem szafek i malowaniem ścian. Pokój tygryska idzie na tapetę z początku - pokręciłą głową, wracając do stołu, a kubek wylądował na blacie przy wolnym miejscu zarezerwowanym dla Eve - I jeszcze dziś koniecznie zahaczam o ratusz oddać kwestionariusz temu porucznikowi co moją sprawę prowadzi. Urwanie dupy - skwitowała, siorbiąc własnej kawy.

- Dobra, zajedziemy tam po robocie. Bo w dzień to my też siedzimy w “Dragon Lady”. - czarnowłosa masażystka po wysłuchaniu tych bękarcich planów na dzisiaj i kolejne dni pokiwała głową. Wskazała na swoją partnerkę a ta potwierdziła jej słowa w milczeniu. Objęła dłońmi swój kubek czerpiąc od niego ciepło.

- No to się zakręcony weekend szykuje. - uśmiechnęła się Lana do swoich nowych koleżanek. Spojrzały w bok bo szczęknęły drzwi od łazienki i znów pokazała się blond fotograf już ze znacznie mniejszym ciśnieniem wymalowanym na twarzy.

- Ojej, jak dobrze. - mruknęła podchodząc do wolnego stołka przy aneksie kuchennym.

- Czegoś ci Kociaczku potrzeba? - saper spytała z troską, wychylając się aby pocałować dziewczynę w policzek i podsunąć jej kubek z kawą. - W razie czego mam jeszcze trochę tej maści od Madi… bo masażu ci chyba nie będziemy teraz proponować. - uśmiechnęła się trochę psotnie i dodała szeptem - Jestem z ciebie zajebiście dumna. Obie z Willy jesteśmy.

- Ojj Laamiaa… - fotograf podeszła do swoich dziewczyn a jak usłyszała co jej wyszeptała ta czarnowłosa to wyglądała jakby ta już robiła jej dzień. Objęła czule Lamię i popieściła palcami jej kark. Zaraz też wolną ręką przyciągnęła do siebie tą rudowłosą.

- No to jak tak to już mnie nic nie boli i w ogóle jest cudownie. - powiedziała ociekająca z radości i wzruszenia krótkowłosa blondynka. Po czym roześmiała się wesoło ku sufitowi.

- Ale było wczoraj super! Ojej! Aż nie mogę uwierzyć, że to naprawdę zrobiłyśmy! I jej! Teraz jestem prawdziwym Kosmicznym Kociakiem! Jej dziewczyny, naprawdę, strasznie wam dziękuję! To było jak drugie urodziny albo co! Nawet lepsze bo urodziny ma się co roku! - Eve zaczęła mówić niby do swoich dziewczyn ale tak szybko ją poniósł entuzjazm i euforia, że zaraz zaczęła przeżywać tą wczorajszą imprezę. W tak naturalny sposób, że i Madi, i Lana też się roześmiały i zaczęły wspominać co tam się wczoraj wyrabiało. Więc tak pierwsze wrażenie o poranku było zdecydowanie pozytywne. Wyglądało na to, że wszystkie uczestniczki wczorajszej zabawy wspominają ją dzisiaj z rana bardzo miło.

- Już od dawna nim jesteś, ale teraz to oficjalne - saper przytaknęła, głaszcząc blondynę po włosach. Śmiała się razem z resztą, a wspólna radość praktycznie rozsadzała kuchnię od środka. Spijając kawę raz po raz przed oczami czarnowłosej stawały flesze z poprzedniej nocy. Cholera, było warto. Tak totalnie i bez jakichkolwiek “ale”.
- Za pierwszego Kosmicznego Kociaka - uniosła kubek kawy w toaście, śmiejąc się radośnie. Po toaście zaś zabujała wymownie brwiami.
- To co, która następna jest chętna do przejścia chrztu bojowego? - spytała patrząc po twarzach wokoło. - Tylko dajcie parę dni żeby chociaż materiał instruktażowy zmontować… no i jedną kopię przesłać Tygryskowi - puściła blondynce oko. O tak, coś czuła że ich rycerz w kevlarowej zbroi bardziej niż chętnie obejrzy podobną bajkę na dobranoc. Najlepiej w czwartek wieczorem żeby się nie mógł jeszcze bardziej doczekać powrotu do domu na weekend.

- Ta je! - dziewczyny podchwyciły toast bardzo chętnie. I przełknęły po czarnym toaście. I zrobiło się znów troszkę tak luźno i wesoło jakby zaczynały kolejną imprezę a nie miały tylko trochę wspólnego spokoju przed zaczęciem kolejnego dnia.

- No ja myślałam, że ty. Ale i Jamie to aż się pali na taką dziarę i gangbang. Wczoraj ze mną gadała o tej dziarze na brzuchu. Lesbian Bitch. Ona to chyba tak na poważnie. Nie wiem. Powiedziałam jej aby przyjechała wieczorem do nas to jej mogę zrobić henną czy co. Troche jej pobajerowałam o różnych czcionkach, wielkościach i układzie. To miała pomyśleć. Myślicie, że ona naprawdę chce sobie walnąć taką dziarę na stałe? Tak na cały brzuch? - Madi odezwała się pierwsza wskazując na Lamię jaką miała na podejrzeniu jako kolejnego oficjalnego kociaka. Ale i Jamie faktycznie wczoraj nie ukrywała, że zazdrości Eve takiej imprezy, traktowania i koleżanek i chętnie by się z nią zamieniła. I oczywiście gadała jak nawiedzona o tym pomyśle na nowy tatuaż.

- A może jak Lamia nie ma parcia na to to Di? W końcu obiecałyśmy jej fuchę naszej gwiazdy filmów akcji. No i rany! Ona już się zachowuje jak gwiazda naszych filmów akcji! - Eve zgłosiła kolejną kandydaturę na kociaka i zaśmiała się. Pozostałe również bo indiańska gangerka miała w sobie coś nieokiełznanego a jednak swojskiego jakoś potrafiąc łączyć rolę liderki, starszej siostry no i gwiazdy powstającej kompanii filmowej.

- Może jakąś listę zróbmy. - zaproponowała pół żartem Wilma. Dziewczyny pokiwały głowami przy okazji zastanawiając się kiedy i jaki będą robić następny film.

Druga bękarcica siorbnęła kawy, kręcąc kubkiem w wyraźnej zadumie.
- Na razie nakręć ją na hennę - zwróciła się do Madi - Prawdziwą dziarę jeszcze zdąży sobie zrobić, a to nieodwracalne. Niech zobaczy jak jej pasuje, pobawi wzorami i może potem walnie coś na podbrzuszu. Aby było widać nad biodrówkami. Swoją drogą podrzuciła mi niezły pomysł. Nakręcimy serial o superbohaterce, jak ze starych komiksów, Lesbian Bitch. - uśmiechnęła się pod nosem - Będzie ratować foczki w opresji i używać swoich supermocy aby je przelecieć i naprowadzić na drogę międzykobiecej miłości. Jamie jest zachwycona pomysłem, da z siebie wszystko. Potrzebuję tylko paru dni żeby dograć szczegóły w scenariuszu i myślę że w przyszłym tygodniu możemy zacząć lecieć z tematem, a jeśli chodzi o listę… nie ma problemu. Teraz kolei Di, potem Jamie i dalej się zobaczy. - wzruszyła ramionami - Trochę nas do obrobienia jest, co nie? Jak będzie tłok to się zrobi kocenie parami, wszystko do dogadania. Poza tym nie chcę żeby Madi zajmowała się tylko tym, ma swoja robotę. Nie ma co dziewczyny wykańczać już na wstępie bo potem jeszcze nam w trakcie sprawdzianów zasłabnie i kto ja tak wdzięcznie zastąpi?

- O mnie się nie bój, nic nie zasłabnę. Na takie imprezy jak wczoraj albo w niedzielę to ja zawsze bardzo chętnie. Cholera! Lamia odkąd cię poznałam to lecę na jakimś turbo! Życie na pełnych obrotach, co chwila coś się dzieję. Nawet z Laną to tak, żeśmy się spiknęły trochę też dzięki wam. Bo wcześniej to tak tylko zapinanie jej ślicznego kuperka w pracy. A naprawdę polecam! Jakbyście ceniły sobie penetrację takiego gotyckiego piękna to Lana jest w sam raz! - Madi zaczęła mówić ale już w trakcie jakby uzmysłowiła sobie jak to się jej życie zmieniło gdy pewnego razu dostała od Claudio inny adres i osobę do jakiej ma przyjechać w wieczorny poniedziałek. A potem samo jakoś poszło siłą rozpędu. Złapała za ramiona swoją dziewczynę jakby pierwszy raz oficjalnie przyznając, że są parą. Co Lanie też sprawiło ogromną przyjemność i roześmiała się wesoło i z ulgą. Znów zrobiło się jakoś wesoło.

- Ktoś mówił o zapinaniu jakichś kuperków? A jakieś fajne? Bo jak tak to ja bym refleksowała. - Di musiała coś z tego usłyszeć bo wyłoniła się ze wspólnej sypialni. Bezwstydnie człapała na boska i kompletnie nago z wciąż bojowo sterczącym sztuczniakiem zaczepionym do bioder. Ale pęcherz wzywał więc na razie tylko machnęła im ręką posyłając krzywy uśmiech i zniknęła za drzwiami łazienki.

- No tak, myślę, że ona to dobry wybór. Ale też myślałam czy jakoś parami tego nie rozegrać. Bo właściwie poza Di i Jamie to kto nam jeszcze został? Chyba Val co? Przecież grała z nami w “Idolu”. I w ogóle jest z naszej paczki. A Jamie no strasznie jest zajarana na ten serial. Pewnie zgodzi się na każdą scenę i scenariusz. - Eve pokiwała głową i roześmiała się przypominając sobie zapał jaki ich lodziara zdradzała do nowego projektu filmowego. Dziewczyny też wyglądały na chętnie na wzięcie udziału lub innego wsparcia w takim pomyśle. Saper zaś nie zostało nic innego jak zacierać mentalnie płetwy złotej rybki i sprawić, aby ich życzenia stały się rzeczywistością.



Od wczorajszej wizyty parking przed jednostką Wilson nie zmienił się ni w ząb. Wciąż stanowił płaski, betonowy plac zakończony wysokim płotem z bramą centralnie pośrodku, zdawałaby się, niczego. Niemniej wewnątrz niewielkiego autka fotograf nastroje panowały mało ponure, choć śmiechy wydawały się odrobinę zbyt głośne i ekspresyjne, jakby miały zakryć smutek i rodzący się pod skórą lęk, przynajmniej w przypadku Mazzi tak właśnie było. Niby aktualna robota jej rudzielca różniła się od rzeźni w jakiej tkwiły poprzednio, ale wciąż pozostawało niebezpieczeństwo niedoczekania do następnego widzenia.

- Tego by jeszcze brakowało, aby kolejne jednostki specjalnej troski się nam kręciły po chałupie. - parsknęła, poprawiając włosy i kieckę, bo przecież przyjechały żegnać swoją morową kobietę, więc razem z Eve odstawiły się jak woźny w dzień nauczyciela. - Ktoś musi trzymać pion i poziom, a nikt nie robi tego lepiej niż porządne dziewczyny z budżetówki - skwitowała stwierdzenie krótkim pocałunkiem wpierw tej rudej, potem tej blond partnerki i ruchem ręki pogoniła je aby wsiadały. Czas prawie nadszedł, lecz jeszcze parę minut dało radę wyrwać.

Wysiadły we trzy i po chwili całą trójką stały przy małolitrażowej osobówce reporterki. Dwie kobiety w krótkich kieckach i na szpilkach rzucały się w oczy w zestawieniu z rudzielcem z wojskowych trepach i mundurze.

- To kiedy będziesz z powrotem? - blondynka zapytała mundurowej niechętnie zerkając w stronę bramy za jaką niedługo powinna zniknąć.

- Wtorek. Może uda się w poniedziałek ale zwykle wracamy we wtorki. - Wilson też tam zerknęła ale jeszcze się nie spieszyła. Pozwoliła sobie objąć Lamię w pasie, Eve strzepnąć jakiś niewidzialny pyłek z sukienki i na razie cieszyła się jeszcze ostatnimi, wspólnymi chwilami.

- Do wtorku ogarniemy to radio - Mazzi przykleiła się do boku swojej mundurowej partnerki wieszając jej się z gracją na szyi i pocałowała ją w rudą skroń - Wtedy wcześniej będziesz nam mogła dać cynk że wracasz, a na razie podjedziemy w poniedziałek i jeśli już będziesz to cię zgarniemy, a jak nie wtedy powtórzymy wycieczkę we wtorek - mruczała łasząc się do niej i jakoś nie chcąc jeszcze wypuścić z objęć - Uważaj tam na siebie i jak znajdziesz jakąś fajną foczkę to zgarniaj ją do nas. My tu z Eve będziemy czekać ile trzeba.

- No właśnie, Lamia dobrze mówi. Z tymi foczkami. I z czekaniem. Będziemy czekać na ciebie. Może uda nam się skończyć ten pokój dla Steve’a. To jak przyjedziesz to byśmy mogły zacząć robić twój. To pomyśl co byś chciała. Tam pokazywałam ci jakie jeszcze pokoje można zrobić. No i przyjeżdżaj. Kiedy chcesz przyjeżdżaj. Ooo… Z tego wszystkiego zapomniałam ci klucz dorobić… No nic, jak przyjedziesz za tydzień to postaram się go odbić. Lamia zobacz, będziemy teraz potrzebowały paru nowych kluczy. - Eve też dołożyła swoje trzy gamble do tego pożegnania. Mówiła wesoło i z przekonaniem. Brzmiało właśnie tak jak to zwykle się żegnano przed odjazdem żołnierza. I by zagłuszyć te wszystkie troski i niepewność paplało się o jakichś codziennych, swojskich głupotach. Ale blondynka umilkła bo zorientowała się, że w kącikach oczu rudej coś zaczęło się błyszczeć. Spojrzała na nią niepewnie i szybko na czarnulkę po jej drugiej stronie.

- Oh dziewczyny… - Wilma wzięła głęboki wdech i wtuliła je obie do siebie. I tak trzymała jak to się ludzie bliscy sobie trzymali przed pożegnaniem i niepewnością jutra.

Trwało to chwilę potrzebną aby druga bękarcica przełknęła kolczastą kulę zakleszczoną gdzieś w gardle i tym razem nie należała ona do Steve’a, zresztą on nie miał kolczastych. Czuła smutek oraz strach, nie chciała jednak żeby w podobnym nastroju jej dziewczyna wracała do koszar. Szybko więc wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z blondynką.
- Komandorze, widzę tu przypadek wymagający doraźnej i natychmiastowej interwencji - powiedziała poważnym tonem, a sekundę później obie zaczęły działać. Wzięły rudzielca z dwóch stron, pchając go odrobinę aby usiadł tyłkiem na masce. Zaraz oflankowały ją dając zajęcie dłoniom i ustom. Jedną rękę Eve położyła sobie na pośladkach, drugą Lamia wcisnęła w swój dekolt, jednocześnie atakując na zmianę z fotograf usta oraz lekko piegowatą twarz. Wymieniały się przy ustach Wilson, a ta która akurat ustępowała miejsca zaraz zaczynała pieścić wargami i językiem jej szyję. Dodatkowo tak się dziwnie złożyło, że sprawne palce pozostałej dwójki rozpięły pasek od spodni i same guziki, wślizgując się w powstałą dziurę żeby sobie tam pod mundurem poczynać śmiało ku uciesze całej trójki.

Akcja ratunkowa przyniosła skutek. Pierwszy dotyk, pocałunek, języczek. Potem dłonie zwiedzające sobie nawzajem to co było zarezerwowane tylko dla tych najbliższych i najbardziej zaufanych. Wreszcie poszła bariera suwaków, rozporków i guzików aby wyzwolić te najcenniejsze miejsca i nacieszyć się nimi póki jeszcze była okazja.

W efekcie rudowłosa wojskowa techniczka nieco straciła panowanie nad sobą od tych skrajnych emocji wzruszenia i ekscytacji. Bo bez żenady rozwaliła się na masce osobówki opierając się plecami o przednią szybę. I przyciągając za chabet jedną ze swoich dziewczyn na siebie i do siebie. Do swoich ust, rąk i piersi. A tą drugą między swoje uda. Tam co prawda jeszcze bielizna nieco blokowała temat ale jak obie a nawet trzy strony tak sprawnie współpracowały to była to tylko formalność.

- Cholera… Szkoda, że nie wzięłyśmy jednak vana jak wczoraj do Steve’a… - trochę wysapała a trochę roześmiała się rozłożona na masce Wilson. Gdzieś tam ktoś podjechał na parking, ktoś się na nich oglądał jak szedł w stronę bramy ale na razie chyba zwyciężała ciekawość niż oburzenie.

- Weźmiemy następnym razem - saper obiecała chrypiąco, wracając do smakowania chętnych ust. Należało działać szybko, zanim przyciągną więcej uwagi, albo co gorsza ktoś im przerwie w trakcie. Z tego powodu opuściła jedno ramię, dokładając pomocną dłoń do zabiegów czynionych przez Eve poniżej pasa rudzielca. Dobrze chociaż, że nie znajdowały się przed jednostką specjalnej troski, wtedy pewnie reakcja byłaby szybsza, a tak wciąż miały jeszcze chwilę dawaną przez element zaskoczenia.

- Ohhh Rybka! Uwielbiam jak taka jesteś i tak to robisz! - wyjęczała przez zęby leżąca na masce bękarcica. I mocniej złapała ją za sukienkę przyciągając do siebie i wpijając się mocno w jej usta.

- A ty Eve, też. Dobra dziwka z ciebie. - wyjęczała unosząc nieco głowę aby spojrzeć na swój dół i na twarz okoloną jasno blond włosami jaka pracowała przy jej spodniach.

- Ooo! Lamia słyszałaś!? Oj Willy! To było takie słodkie i romantyczne! - Eve tak się ucieszyła, że aż przerwała swoje manewry aby się pochwalić Lamii tą pochwałą od ich wspólnej dziewczyny. Ale spojrzała w bok bo jakiś mundurowy co właśnie przed chwilą parkował szedł do bramy z teczką w ręku. Ale coś zwolnił i stracił rytm kroków. A z ulicy wjechało kolejne auto. Przy wartowni też już stało ze dwie czy trzy osoby zerkając na to niespodziewane widowisko o poranku.

- Tak… najlepsza i leniwa dziwka - sierżant dodała swoje odrywając się na chwilę od twarzy Wilmy. Dłonią złapała sterczące blond włosy i ruchem w dół nakierowała wygadaną twarz w odpowiednie miejsce. Już robiło się zamieszanie, a jeszcze cholera nie skończyły! Szybko więc wróciła zarówno do ust jak i do intensywnego macania płetwą przy odpowiednim końcu mundurowej foczki. Przyspieszyła tempo zabawy, podgryzając też wilgotne, kuszące wargi i ocierając torsem o fors w drelichu moro.

Jeszcze chwila tej gorącej i wilgotnej współpracy na masce niewielkiej osobówki reporterki lokalnej gazety i dotarły do mety tego zapierającego dech wyścigu. Skurcze przyjemności, przygryzione wargi, nie do końca kontrolowane jęki czy zaciskające się palce. I fala rozkoszy przenikająca całe ciało. I ulga. Ta przyjemna ulga jak było tuż po. I poczucie wspólnoty. Że się współtworzyło i przeżywało tą ulgę.

- Oj tak… Będziemy musiały to powtórzyć… We trzy. Cholera to chyba najlepsze pożegnanie jakie pamiętam. - Wilma rozwaliła się leniwie w rozchłestanym mundurze jakoś się tym nie przejmując. Bez pośpiechu wymacała w kieszeni paczkę fajek i równie bez pośpiechu wyjęła dwie fajki drugą podając Lamii. A każda z jej dziewczyn znalazła miejsce o jednego z jej boków na masce tej niewielkiej a jak uniwersalnej osobówki.

- Ale jeszcze szlug i będę musiała spadać. - powiedziała zerkając na zegarek. I głaszcząc leniwie włosy każdej ze swojej dziewczyn.

- Jasne, nie spiesz się - Mazzi podała jej zapalonego szluga i dały sobie jeszcze chwilę aby zebrać się w sobie a także z maski. W Wilson wstąpiła jakby nowa energia. Gdy się pożegnały, pomachały i pokrzyczały standardowe zapewnienia że będą czekać, kroki rudzielca w kierunku bramy były energiczne i wręcz zaczepne. Tak samo jak mina z którą witała stojących na warcie żołnierzy. Widząc jej butę i samozadowolenie była sierżant uśmiechnęła się pod nosem. Teraz zdecydowanie specjalistka Wilson wiedziała już że całe koszary mają jej czego zazdrościć, a minie parę dni i te koszary doskonale będą o tym wiedzieć.


Po czułym pożegnaniu z czwartą częścią ich rodziny pasażerki niewielkiego toczydełka zajechały od razu pod ratusz, bo i Eve miała tam coś do załatwienia i Lamia. Ta druga ogarnęła się w nawet dobrym tempie bo i za wiele do roboty nie miała - oddać wypełniony formularz sekretarce Rodneya udając że wcale jej nie dziwi ilość rzeczy tam wypisanych. Przeglądając pobieżnie akta sama nie mogła się nadziwić temu co tam się znajduje. Tym razem jednak była mądra i zanim otworzyła kartonowy skoroszyt wzięła leki uspokajające, a potem odczekała kwadrans aby zaczęły działać. Chemiczny kop poczuła niczym uderzenie obuchem. Szum myśli w głowie wyhamował w gęstym błocie otumanienia, ruchy sierżant zwolnily i nagle bardzo zachciało się jej po prostu siedzieć i gapić tępo przez szybę pozwalając aby cały świat po prostu przepływał gdzieś obok. Z tego powodu wzięcie się w garść zajęło jej następny kwadrans, a potem poszło już rutynowo. Przejrzała te najważniejsze kartki z teczki, wypisując zakończone kursy i szkolenia, a było ich całkiem sporo. Ich lista robiła wrażenie, tak jak adnotacje obok “ukończone z wyróżnieniem”. Okazało się też, że parę sama prowadziła, choć tego nie pamiętała - żadna nowość. Ale coś było na rzeczy, bo przeskakując oczami po wypunktowanych specjalizacjach miała pewność, że doskonale wie o co w nich chodzi. Część mętnych zasłon opadła, a ona po chwili zdumienia i zadumy uświadomiła sobie jeden zabawny fakt.

Była dobra, zajebiście dobra, nie tylko w operowaniu materiałami wybuchowymi, ale też wszelkiej maści elektroniką i urządzeniami mechanicznymi. Ukończyła kursy hakerskie, czysto informatyczne zarówno jeśli chodziło o software jak i hardware. Zaliczyła też z wyróżnieniem cykl kursów z robotyki i mechaniki co tłumaczyło skąd wiedziała jak zbudować drona i napisać od podstaw program aby działał wedle wydumanych wytycznych.
Albo jak składać rannych, bo kursy pierwszej pomocy też odbębniła i nie tylko te podstawowe, lecz również bardziej zaawansowane. Ze zdziwionym uniesieniem brwi dwa razy czytała fragment, gdzie mówiono iż sama prowadziła szkolenia z rozpoznania wrogich oddziałów mechanicznych i tych spod sztandaru Borgo, a gdzieś w skutej lekami czaszce zaświergotał cienki głosik. Obraz przed jej oczami zaczął nabierać mglistej poświaty więc Mazzi potrząsnęła głową, odganiając zbliżający się ekspres na Front. Poszło łatwo, szybko. Uczucie przebijania wspomnienia przez cienkie szkło ustąpiło. Odetchnęła z ulgą. Dziś miała za dużo na głowie aby wariować. Nie chciała wariować tylko przeżyć spokojnie jeden pieprzony dzień bez strachu o niespodziewany atak PTSD. Odgoniła je tak jak odgoniła myśl że gdyby została w wojsku mogła zajść wysoko. Gerber też to najwyraźniej wyczuł, inaczej nie ładowałby w nią tyle czasu, uwagi czy środków armijnych. Zamiast tego wyszła z auta i dziesięć minut potem wróciła z lżejszą duszą. Jedna sprawa załatwiona, zostało jeszcze parę.

Żeby nie zabierać Eve fury z powrotem do studia Lamia kopnęła się taksówką. Po prawdzie najpierw skierowała się na przystanek, ale widząc stojącego akurat na postoju taryfiarza machnęła ręką i wpakowała na tylne siedzenie każąc zajechać pod odpowiedni adres. W domu zrobiła honorową rundkę patrząc czy Alfa ma pełną michę i nic na siebie nie zwalił, a widząc że nie, zeszła do garażu i wsiadła za kółko vana. Tutaj jednak nastąpiła chwila zgrzytu: dłonie pamiętały jazdę, choć nie osobówką tylko czymś cięższym, opancerzonym. Mała cywilna fura wydawała się byłej sierżant… nieintuicyjna, mała jakaś. Jej jeździe brakowało finezji z jaką poruszała toczydełkiem Willy, ale jakoś się toczyła - mniej czy bardziej pokracznie, lecz do przodu. Z mapą rozwaloną na siedzeniu pasażera dojechała wpierw do przydomowego ogrodu Maxa gdzie naprędce poprosiła o 3 bukiety i tak wyposażona dotoczyła furę pod kamienicę Betty i tam wreszcie zapaliła papierosa na spokojnie, zadzierając łeb do góry. Na balkonie i przy oknie nie dostrzegła żadnego ruchu, ale to jeszcze nic nie mówiło. Pokój z balkonem, jej dawny pokój, zajmowały teraz Madi, Di i chyba Lana… ciężko stwierdzić. Ostatnio strasznie dużo się tych foczek narobiło.
Wreszcie objuczona kwiatami wspięła się na pierwsze piętro gdzie szybko załomotała pięścią w drzwi.

W międzyczasie dzień zdążył spochmurnieć i na sam krótki rękaw to już się zrobiło trochę nieprzyjemnie chłodno. Ale w ogrzanym domu czy furze nie było to już takie dokuczliwe. Niby nie mieszkała u Betty jakoś przesadnie długo po wyjściu ze szpitala ale jednak nogi same ją niosły pod właściwe drzwi. Schody, półpiętro, znów schody. Korytarz i skręt w lewo, ku lewemu skrzydłu. A potem w prawo, do końca bo mieszkanie siostry przełożonej było na samym jego końcu. Po krótkiej chwili czekania dały się słyszeć lekkie kroki ze środka i pewnie ruch klapki judasza. A zaraz potem zgrzytnięcie zamków i w drzwiach ukazała się chuderlawa, drobna blondynka z bandażem na połowie twarzy.

- Lamia! Cześć, wejdź, wejdź! - Amelia przywitała ją jak dawno nie widzianą przyjaciółkę chociaż widziały się ostatni raz wczoraj albo przed. Ale przywitała się serdecznie wpuszczając gościa do środka i zamykajac za nią drzwi.

- Mam coś wziąć od ciebie? Śliczne kwiaty. Skąd je masz? - zapytała widząc, że przyjaciółka poznana prawie przypadkiem w szpitalu nie przyszła z pustymi rękami.

Na jej widok bękarcia gęba wyszczerzyła się od ucha do ucha. O tak, teraz czuła naprawdę że wróciła do domu. Wychyliła kark aby cmoknąć policzek bez bandaża.
- Cześć Maleństwo, a tak byłam w okolicy to pomyślałam że wpadnę na inspekcję i sprawdzić czy wam tu nikt dupeczek zbędnie nie zawraca ani niczego odpowiedniego nie robi… tak możesz coś wziąć bo te są dla ciebie - zaśmiała się, wręczając dziewczynie jeden z bukietów: taki z niebiesko-purpurowych astrów i późno jesiennych róż podobnej barwy. Weszła za próg, zdjęła buty a potem ustawiła je karnie pod ścianą na lewo od drzwi.
- Co tam kochana, jesteś sama? Znalazłabyś kawałek herbaty albo zwykły wrzątek? - wyrzuciła z siebie serię pogodnych pytań i dorzuciła - Pizga jak na poligonie, trochę mi się przechłodziło… jeszcze wilka złapię i mi dupa wyć zacznie, co wtedy? Tygrysek przy weekendzie się nie wyśpi… bidulek - westchnęła.

Amelia roześmiała się wesoło. Czy to z powodu otrzymanego bukietu czy to z powodu błazenady kumpeli. Poczekała aż zmieni buty po czym spojrzała w głąb salonu.

- Jestem z Shauri. Chodź przywitasz się. - powiedziała ciepło wskazując na sylwetkę dziewczyny z traumą. Ta patrzyła w ich stronę poważnym wzrokiem jakby nie była pewna co się teraz stanie i jak powinna się zachować.

~ Próbujemy ją rozruszać. Aby przywykła do domu i w ogóle. Normanego życia. Dobrze, że jesteś. Te lody i reszta jej się spodobały. To chyba powinna dobrze cię kojarzyć. ~ szepnęła do niej zanim się pozbierały i weszły do salonu. Shauri rzeczywiście wstała z sofy i patrzyła jakby czekała na jakieś polecenia.

- Zobacz Shauri kto nas odwiedził. - blondynka wskazała na stojącą obok siebie czarnulkę. Shauri niepewnie skinęła głową chyba nie widząc na którą z nich powinna teraz patrzeć.

- Shauri, ja już się przywitałam z Lamią. Zobacz jaka Lamia jest miła i ładne kwiaty przyniosła. - powiedziała sugerując nowej odpowiednie zachowanie. A siedziały przy jakiejś planszówce jaka była rozłożona na stole.

- Tak. Cześć Lamia. - wydukała ostrożnie wyzwolona przez Ramsey’a dziewczyna ale tak płocho jakby zaraz gdy było trzeba była gotowa przeprosić albo zrobić coś innego co się od niej oczekuje.

Jej widok zakuł Mazzi gdzieś w głębi serca. Nie chciała nawet myśleć przez co dziewczyna przeszła, ze swojej strony nie zamierzała jej dokładać żadnej dodatkowej traumy. Z ostrożnością sapera rozbrajającego bombę przemieliła w głowie kilka opcji, wybierając tę jej zdaniem najbardziej luźną i przyjazną.
- No hej skarbie, cieszę się że ciebie też zastałam… ooo, macie planszówkę? Ale kozak - z szerokim uśmiechem przeszła powoli do salonu.
- Proszę, to dla ciebie. Może nie są tak śliczne jak ty, ale bardzo się starają - wręczyła tej drugiej podobny bukiet, tyle że w barwach żółci i ognistej czerwieni. Usiadła zaraz na kanapie na drugim końcu od hinduskiej dziewczyny i wychyliła się ciekawie patrząc to na stół, to na domowniczki. Żeby dać się oswoić z prezentem zaczęła nawijać - A wiecie że w kołchozie próbowali mnie kiedyś wtajemniczyć w jedną? Kołchozie… czyli w domu weterana, skierowali mnie tam po wyjściu ze szpitala. Trochę oberwałam na Froncie, przez to nie jestem już zdolna do dalszej służby i taki trochę kaleczniak, jednak nie narzekam. Dzięki temu poznałam Amy i Betty - posłała blondynie całusa przez salon, potrząsając trzecim bukietem. Ten był zdecydowanie większy i dostojniejszy. Jakby dla jakiejś łaskawej pani albo co - Maleństwo ogarniesz jeszcze dodatkowy wazon i coś do pisania? Zostawię Betty liścik. Zaniedbuję ją okropnie w tym tygodniu, nie chcę żeby pomyślała że już zapomniałam adresu… i tego wszystkiego co dla mnie zrobiła - westchnęła, przenosząc uwagę na Shauri - Betty jest cudowna, mną też się zajmowała kiedy się obudziłam. Dostałam w głowę, przez miesiąc leżałam w śpiączce a później nie za bardzo wiedziałam co i jak… amnezja, PTSD, lęki nocne i paranoja… ona mnie z tego wyciągnęła, dała motywację do życia i starania coby powrócić na właściwe tory. To prawdziwy Anioł, nie sądzisz? A jakie ma nogi - zaśmiała się ponownie, opierając plecy o oparcie - Więc mówisz że ci smakowały lody? Cieszę się jak cholera, trzeba to będzie powtórzyć, co nie? Chciałabyś jeszcze przejść się ze mną i Amy do tej lodziarni? A może wolisz Zoo? Ej, Maleństwo! - zawołała za plecami blondynki - Chyba to Zoo ci też obiecałam, nie? Co powiesz na to aby tam zabrać się z Shauri jakoś w przyszłym tygodniu?

- Oh ZOO! Tam jest cudownie! Bardzo lubię to miejsce. Tak, koniecznie musimy się tam wybrać we trzy. I na lody też pójdziemy. Zresztą tam też chyba są. Przynajmniej w sezonie. - Amelia w roli pani domu spisywała się bez zarzutu. Poruszała się po mieszkaniu okularnicy jak po własnym ale w końcu mieszkała tu już z miesiąc od wyjścia ze szpitala. Znalazła miejsce nawodnienia dla każdego z trzech bukietów przyniesionych przez Lamię. Ale ten dla Shauri pozwoliła jej wsadzić sama. Dało się dostrzec, że stara się aby Hinduska jak najwięcej rzeczy robiła sama. Ta jednak wciąż miała problemy z decyzyjnością. Nawet z tym bukietem. Jak Lamia jej o wręczyła najpierw rzuciła spojrzenie na blondynkę chyba sprawdzając czy może albo powinna je wziąć. Dopiero widząc zachęcający uśmiech i kiwanie blond głowy odważyła się sięgnąć po bukiet.

- Betty mówi, że z nią to jak z małym dzieckiem. Ale trzeba ją nauczyć wszystkiego. Albo przypomnieć. Pranie, odkurzanie, gotowanie. Takie tam. To mi teraz pomaga. Ale znalazłam tą planszówkę u nas w pokoju to chciałam ją rozerwać jakoś. A te lody i ZOO świetny pomysł. Szkoda dziewczyny i szkoda też tylko trzymać ją w mieszkaniu. - Amelia skorzystała z okazji, że Shauri poszła zanieść swój bukiet do ich wspólnego pokoju więc na moment zostały same.

- A tu masz bilecik dla Betty. Chcesz jej zostawić bukiet i liścik w sypialni? Na pewno się ucieszy. Ona chyba nas lubi. Te gołąbeczki. No a najbardziej to ciebie. Na pewno się ucieszy i z tych kwiatów i z odwiedzin. Ostatnio mówiła nam, że ma jakąś nową koleżankę w pracy i jakaś fajna bo mówiła, że pewnie by ci się spodobała. - blondynka usiadła obok czarnulki podając jej notesik i długopis aby mogła napisać bilecik dla ich królowej. A przy okazji podobnie jak ona sama opowiadała różne plotki i głupotki dla wzajemnej satysfakcji. Po części pewnie też dlatego, że Shauri zaraz powinna do nich wrócić.

- Skoro Betty mówi że fajna to tak musi być. Ma przecież świetny gust - saper puściła jej oko i pochyliła się nad stołem żeby naskrobać krótką notkę na niewielkim kawałku papieru.

Cytat:
“Wyrazy wiecznego uwielbienia i miłości do Łaskawej Pani od krnąbrnej Księżniczki która wie, że zaniedbuje ostatnio majestat. Obiecuje nadrobić w przyszłym tygodniu i z pokorą przyjmie wszelkie reprymendy. Najchętniej będąc na kolanach.”
- Wydaje się sympatyczna, trzeba jej tylko czasu - Pisząc cały czas gadała do blondyny - Wiesz Amy wpadł mi do głowy pewien pomysł. Może ją weźmiemy do nas, do studia, a po drodze na targ? Chciałam cię prosić i niecnie wykorzystać mistrzowski talent kulinarny, wziąć debiloodporne listy zakupów i wytyczne odnośnie gotowania… ale z drugiej strony, ej - złożyła kartkę i położyła między liśćmi bukietu dla Betty - Zakupy są zajebiste, dobrze nam wszystkim zrobią. Kupimy też Shauri jakieś ciuchy bo pewnie nie cierpi na ich nadmiar. Spytamy co lubi, jakieś ciastka, czy może kiełbasę. Nakupimy żarcia dla pułku wojska, łakoci i przekąsek. Zadekujemy w kuchni, a jak sie będzie piekło i gotowało, pobawimy się w skręcanie i zbijanie mebli. Trochę pomalujemy… no przydałaby mi się pomoc, Maleństwo pomusz - powachlowała rzęsami - Remont kończymy, pokoju dla Tygryska. Jutro do 14 musi być tip top. Odwiozę was wieczorem nie bój nic. No i poza tym - sięgnęła do kieszeni po fajka i wsadziła go między wargi ale nie podpaliła jeszcze - Myślę że… jest tam całkiem dobry terapeuta, Alfa. Steve go uratował jak rzeka wylała. Wpierdolił się po pas w wodę i go wyciągnął… takiego małego, zmokniętego kulka nieszczęść i teraz mieszka u nas. Obaj mieszkają - parsknęła i rozłożyła ręce - Poza tym nie wymagaj od zwykłego trepa podoficera finezji czy kunsztu w ustawianiu mebli albo innych dekoracjach. Żadna ze mnie perfekcyjna pani domu, albo dekorator… a ty masz styl, smak i wyczucie, więc maleństwo pomusz. - ponownie powachlowała rzęsami.

- Oczywiście, że pojedziemy! Tylko napiszę liścik dla Betty by się nie martwiła, że nas nie ma jak wróci z pracy. - Amelia wysłuchała co Lamia ma do powiedzenia i zaoferowania. Roześmiała się wesoło gdy tej znów udało się ją rozbawić. Ale decyzję podjęła natychmiast. A w międzyczasie wróciła do nich Shauri i zastała blondynkę piszącą teraz w notesie swój liścik dla gospodyni w okularach. Tylko w całkiem innym stylu i o czym innym. Po chwili był gotowy a ona sama wstała.

- Shari pozbierasz tą grę? Lamia ci pomoże. I Lamia zaprasza nas na zakupy na mieście. A potem do siebie. Chcesz zobaczyć jak Lamia mieszka? I Eve i Wilma. Te co były z nami na lodach ostatnio. Lamia ma remont i potrzebowałaby naszej pomocy. Nic trudnego, trochę sprzątania i gotowania. Podobnie jak tutaj. Co ty na to? - dziewczyna z okaleczoną twarzą przysłoniętą opatrunkiem zwróciła się do tej co nie miała tak widocznych blizn na ciele ale wydawała się bardziej mentalnie okaleczona niż ta pierwsza. Shauri znów wydawała się w pierwszej chwili przede wszystkim odgadnąć jaka jest właściwa odpowiedź jaką powinna udzielić. W końcu w ostrożnie pokiwała głową na znak zody. Tak samo jak z bukietem ostrożnie jakby znów była gotowa zaraz dać całkiem inną odpowiedź gdyby zaszła taka potrzeba.

- Dobrze to ja was na chwilę zostawię i poszukam nam jakieś ubrania na ten remont. A Eve i Wilma będą? - Amelia widząc, że Shauri zostawia w dobrych rękach wskazała pewnie głównie jej na ich sypialnię dając znać po co tam idzie. Ale na odchodne jeszcze zapytała z ciekawości czy te dziewczyny Lamii które Hinduska poznała ostatnio i widocznie pomimo pozorów bojaźliwości kojarzyła dość pozytywnie.
Szybko zebrały porozrzucane karty i kawałki planszy, a gdy skończyły Amy już na nie czekała. Przebrały więc buty, zarzuciły kurtki i po zamknięciu mieszkania raźno ruszyły do zaparkowanego na dole vana.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline