Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2021, 23:02   #124
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Bitwa o Middlebury i wydarzenia dziejące się w międzyczasie okazały się być przełomowe dla tej wojny. Obydwie strony konfliktu zostały wykrwawione – jeśli osobowo mniej, aniżeli pod Hartford, to na pewno sprzętowo. Wnętrze i obrzeża miasta oraz fragmenty „Autostrady Śmierci” zaścielało grubo ponad dwieście różnorodnych wraków – i to nie byle technicali, a artylerii (w tym cennej samobieżnej), kluczowych pojazdów logistycznych, mnóstwa mechów różnego typu, lotnictwa, a także masy czołgów. Największe siły najemne na planecie straciły blisko połowę parku maszynowego (choć Rycerze już zgarniali wraki Panzerów oraz swoje własne do odbudowy i wykorzystania, bądź na sprzedaż ComStarowi).

Rajdy na Bennington były bardzo udane. Potwierdziła się teoria Spencera, że nieprzyjaciel musiał skumulować swoją uwagę i zasoby na Middlebury, zaniedbując inne Ziarna. Zastanawiać mogło co mogli ugrać bijąc po raz kolejny w Stolicę – ale tym razem padło na te odległe miasto. A przyjebali w nie bardzo boleśnie – lotnisko wraz ze zgromadzonymi tam pojazdami wsparcia, logistyki, dowództwa oraz różnistymi samolotami. Starcie było trudne, ale wróg dysponował tylko jednym DroSTem IIa (ostatnim z całej gamy, jaką dysponowali nie tak dawno piraci) i garścią cięższych myśliwców, ale atmosferycznych (po jednym Inseki, Kaiseradler i Steinadler – uzbrojone w łączną sporą ilość rakiet oraz jeden AC/10). Oprócz (poważnych) ubytków w pancerzu i lekkich uszkodzeń struktury, nie było strat po stronie Minutemen, a wróg po raz kolejny utracił ważny ośrodek oraz kupę maszyn. Wraz z zabudową lotniczą, składami paliwa i ubytkami w tarmacu, nieprzyjaciel poniósł także poważne straty w samolotach, których używał m.in. do bombardowania linii frontu oraz ataków na Middlebury: był to zmodyfikowany transportowiec Karnov UR dozbrojony w palety rakietowe, aż trzy Cobra VTOLe (od zubożonej wersji pierwotnej, poprzez pseudo-MASH medevac, aż po bardzo cenną machinę dowódczą), szereg ciężkich bombowców antycznego wzorca Torrent w różnych wariantach (standardowy, tankowiec FC, IC do przenoszenia piechoty z jetpackami do skoków typu HALO, ASW do zwalczania łodzi podwodnych, oraz „bombowiec wodny” straży pożarnej) oraz sterowiec przeciwpożarowy typu Dixon. W sferze naziemnej nieprzyjaciel utracił van dowódczy, trzy ciężkie transportery B1, dwie wywrotki Lesseps i Brunel oraz – niestety (bądź stety) załadowany rannymi i chorymi ciąg wagonów „White Whale” w ramach ciężarówki typu MASH. Nim ktokolwiek się spostrzegł że był to cel niehumanitarny, było już po wszystkim... albo może i spostrzegł się, ale o to nie dbał. Praktycznie wszystkie te samoloty i ciężarówki były po brzegi załadowane towarami, amunicją, paliwem, co tym bardziej musiało boleć.

Podobnie, a nawet jeszcze gorzej dla nieprzyjaciela stało się raptem godzinę/dwie później w porcie morskim. Tankowce, frachtowce, mniejsze łodzie, w tym dużo podwodnych – wszystko to poszło na dno. Część to były „cywilne” jednostki potajemnie przetransportowane na planetę i przekazane Bandytom (ani chybi przez 'Benefaktora'), część była statkami przejętymi od NVR w zdobycznych portach. Większość była nieuzbrojona/cywilna – tylko dwie łodzie podwodne miały uzbrojenie (i to tylko do walki w wodzie), kuter kl. Silverfin miał raptem jeden kaem i garść torped, i tylko dwa frachtowce Anastaska Maro (zmodyfikowane pod mobilne HQ i robotę lotniskowca-eskortowca) miały jakąś sensowniejszą, choć wciąż małą i miszmaszową siłę ognia. Mimo upartego oporu, nie miały szans. Wraz z nimi spłonęły hektolitry paliwa oraz dziesiątki ton cargo, z czego część poszła na dno. Do tego w ruinę poszły kluczowe zabudowania portowe. O ile lotnisko być może można było relatywnie szybko i łatwo zreperować (jeśli się miało dostęp do maszyn i materiałów budowlanych stosownych do kładzenia i regeneracji tarmacu), to port pozostawał poza obecnymi możliwościami Barierowców. Część wraków była potężnych gabarytów, blokując port wzdłuż, wszerz i w głąb. W dodatku szalały pożary rozlanego paliwa z tankowców, a i sama woda została skażona od tych węglowodorów (co było największą katastrofą ekologiczną jaka przydarzyła się w całej historii tej planety). Oczyszczenie zatoki i odholowanie tylu wielkich, zagnieżdżonych wraków wymagało potężnych sił i środków. Masowa logistyka morska Bennington została ścięta niczym łeb katowskim mieczem, a lotnicza dostała niewiele słabiej.

Pycha kroczy przed upadkiem, bo już niedługo potem WSI oraz sami Minutemen popełnili kosztowną i tragiczną pomyłkę. Przechwycili konwój jadący z Newport do Essex myśląc, że jedzie w nim sam „król” Ernest Kwame Mwabutsa z delegacją do Juliusa Spencera od Workmenów.

Atak się powiódł, choć opór 'elity' z „korpusu królewskiej ochrony” był wręcz fanatyczny. Wóz taktyczny Obuzaabaa i transporter kontrolny Sasayaku, działające w tandemie i z dronami typu Gossamer, bez większych problemów wykryły nadlatującego Leoparda jeszcze zanim zrzucił lancę. Zaalarmowani goryle wysypali się z obydwu pojazdów, a także z wielu innych, w tym dwóch ciężarówek wsparcia/użytkowych: ciężkiej Iveco Burro oraz „warczącej” Skody. Mieli broń osobistą a także sporo kaemów, lżejszych granatników i broni wyborowej, a także kilka naramiennych wyrzutni rakiet typu SRM (standardowych i lekkich) i LRM, oraz jeden piechotny laser wsparcia. Cztery czarne SUVy rozjechały się w tyralierę, otworzyły okna i szyberdachy. Mnogość luf pasażerów i kierowcy wypełzła z wewnątrz, podobnie jak wysuwane MiniGuny marki General Motors. Radiowóz Mao-Heng Charioteer jechał dalej naprzód, pewnie z częścią tych VIPów, zostawiając w tyle jadący za nim samochód pancerny Knox z pojedynczym kaemem, którym też celował w niebo. Trzon obrony stanowił samochód zwiadowczy Kruger (zbieżność nazw z mechem policyjnym przypadkowa), uzbrojony w parę średnich laserów, oraz flankujący zwiadowczy pojazd antygrawitacyjny typu Hipparch z MLaserem, SLaserem i SRM-2. Kiedy Minutemen nadeszli i nadlecieli, całość tych rakiet, laserów i kulomiotów splunęła salwą, doprowadzając do niewielkich ubytków w pancerzu (więcej w przypadku MLaserów), ale riposta była druzgocząca – żaden z pojazdów, ochroniarzy czy egzemplarzy broni wsparcia nie przetrwał.

Rzeczywiście konwój był od Mwabutsy, ale nie był to „królewski orszak”, a transfer więźniów-”podarków” dla udzielnego władyki Essex. Wprawdzie także i tym razem nieprzyjaciel nie miał większych szans i został błyskawicznie zmieciony, a zebrane maszyny, oręż i ludzi stracił, to cena okazała się być zbyt wysoka – w konwoju zginęli także prawie wszyscy więźniowie. Przeżyła tylko jedna, policjantka imieniem Linda Howl z formacji SHWAT NPD, tej samej do której należała Sarah Kane. Obita, okaleczona, ledwo żywa. Cud, że wyszła z uderzenia na konwój. I ironia losu, bo inni, lepiej trzymający się więźniowie nie mieli tyle szczęścia. Więźniowie tacy jak Wilford Spencer, ojciec Hadriana i minister rozwoju i infrastruktury w rządzie NVR, wzięty do niewoli przez ACzW w Dniach Masakry. Zginął od friendly fire własnego syna...

Nie wiadomo było, czy to nie była przypadkiem chamska pułapka – bo już nazajutrz w mediach okupacyjnych pojawiły się nagrania (częściowo sfałszowane), świadkowie (raczej podstawieni) i oskarżenia Minutemen o „kolejną rzeź, tym razem własnych obywateli i rządzących”. Przeciek ten trafił do wolnych Ziaren i – o ile nie dawano mu przesadnie wiary – to musiał być wodą na młyn malkontentów, sceptyków, szurów i inszej hałastry. Reputacja Minutemen została nadszarpnięta. Niektórzy przestali ich uważać za bohaterów, a raczej za dziką kartę, kowbojów bez nadzoru; ludzi szlachetnych i chcących dobrze, ale popełniających błędy z powodu braku wpięcia w struktury NVDF. Temat został podchwycony przez właśnie te niektóre media. Być może komuś na rękę było położenie łapy na Minutemenach i podsycał ten zalążek „dyskusji” nad ich losem...

Najgorsze jednak przyszło w nocy z 7 na 8 listopada, kiedy ostatnie płomienie walk o Middlebury dogasały. Samodzielny/wydzielony pułk pancerny NVDF „Mailed Fist” przeszedł do kontrofensywy wzdłuż Autostrady Śmierci, z łatwością zmiatając ariergardę wycofujących się Bandytów. Wróg próbował jeszcze flankować, ale skrzydłowe lekkie lance Rycerzy mu to uniemożliwiły, zadając kolejne bolesne straty. Wreszcie siły ACzW i Workmenów się rozsypały i rzuciły do bezładnej ucieczki w stronę Newport, ścigane przez pancerniaków. Ale skurwiele mieli jeszcze jeden as w rękawie i w tej chwili próby nie zawahali się go użyć.

Zakamuflowany pod osłoną nocy, płomieni, specyfiki Amerigo i wraków Autostrady Śmierci pluton bandyckich straceńców wykorzystał śmiercionośną broń – miotacz głowic z dopalaczami rakietowymi. Broń ta splunęła posiadanym przez nią pociskiem. Chybiła i to dość znacząco z powodu braku doświadczenia strzelców, ale to nie miało takiego znaczenia... bo to była broń atomowa. Pocisk klasy Davy Crockett-I, ground burst, o mocy pół kilotony, gdzieś na lewej flance jadącej kolumny czołgów. Był to „relatywnie słaby, taktyczny pocisk”. Kula ognia miała średnicę 60m, nadciśnienie 20 psi raptem do stu metrów, 5 psi 360m, a skrajne promieniowanie termiczne do 400m od miejsca zero. Śmiertelna dawka promieniowania 500 rem sięgała 750m, natomiast gwałtowny podmuch 1 psi do jednego kilometra. Nie wystarczyło, aby objąć całość rozproszonej kolumny czołgów... dlatego w parę minut potem spadł drugi, znacznie bardziej precyzyjny pocisk, tym razem Davy Crockett-M wystrzelony z jakiegoś Long Toma. Straceńcy robili za dobrych spotterów. Oczywiście Rycory zaraz potem ich dorwały i bezlitośnie zmasakrowały co do jednego, nie dając im nawet zdechnąć tydzień później od śmiertelnego zatrucia promieniowaniem gamma, ale marna to była pociecha.

W ciągu kilku minut NVDF utraciło cały pułk, ponad sześćdziesiąt czołgów. Nawet jeśli niektóre maszyny nie zostały z miejsca unicestwione, nie stanęły w płomieniach, nie zagotowała się im amunicja, to załogi były już martwe, elektronika zjarana, a metal mógł służyć za latarnie. Rzeczywiście... Autostrada Śmierci.

Dowódcy nakazali odwrót wszystkim siłom na tym odcinku. Rycerze wyszli bez szwanku z tej tragedii (choć musieli przejść kuracje antyradiacyjne, a ich mechy musiały zostać gruntownie obmyte), co zostało ze szpicy NVDF a mogło się cofnąć, też to zrobiło. Wróg nie wyzyskał tego nagłego odwrócenia losów – nie miał kim ani czym na daną chwilę. Bitwa zakończyła się więc w „dziwny” sposób.

Następne dni były równie dziwne. W Middlebury spędzano czas na łataniu fortyfikacji, zbieraniu salvage i wynajdowaniu oraz wybijaniu do ostatniego niedobitków napastników w trzewiach miasta. Oprócz patroli nikt nie wyściubiał nosa. Panował owszem gniew na wroga, ale także blady strach. Propagandowe media nieprzyjaciela grzmiały od gróźb dalszego użycia broni masowego rażenia i przeinaczania Bitwy o Middlebury na swe zwycięstwo. Media i publika Ziaren były zszokowane. Trwały gorączkowe dyskusje i zamęt tak w rządzie, jak i w wojsku, a także i u Rycerzy. Minutemen zostali „uprzejmie poproszeni” o wycofanie się z miasta celem napraw (prawdziwym powodem była obawa o zagładę miasta – a bohaterów Vermontu wraz z nim). Pod Wielką Górą Zieloną byli bezpieczni, ale niewiele mniej rozedrgani i targani sprzecznymi emocjami po takim... czymś.

Najszybciej otrząsnęła się Beton; jej mecha zreperowano priorytetowo i ponownie posłano wraz z nią w rejon Lake Varmint. Tamże doszło do odmiany losu. Abased się wycofali, zabierając cały swój szpej i zostawiając ACzW z ręką w nocniku. Rangersi, Ochotnicy i tych paru Rycerzy wraz z Beton przeszli do ofensywy, w parę dni odbijając Camp Varmint i wymiatając główne tamtejsze siły Bandytów z powrotem na Pogranicza (choć obopólna walka partyzancka trwać miała jeszcze miesiącami). WSI wywnioskowało, że Abased przenieśli swoje siły w stronę okupowanych Ziaren (głównie Bennington) z buta, gdyż nie mieli już dostępu do desantowców.

W mediach i na liniach komunikacyjnych chaos, zamęt, strach, sprzeczne sygnały. Vermontczycy zostali całkiem zaskoczeni takim obrotem spraw i NVDF nie miało silnych pancernych rezerw aby powtórzyć atak (nawet, jakby chciało) – utrata „Mailed Fist” była cholernie bolesnym ciosem. Rycerze nie byli skorzy do akcji zaczepnych poza rejonem Varmint, preferowali skupić się na odbudowie swych sił z salvage. Workmeni wycofali całość swoich sił do Essex. Panzerowcy nie wyściubiali nosa z Newport, analogicznie 'Poniżeni' z Bennington, a bez nich dalsze ofensywy Bandytów byłyby skazane na porażkę.

W powietrzu wisiało niewypowiedziane pytanie. Czy Czerwoni mieli więcej głowic? Jeśli tak, to ile i jak dużych?

Kolejny etap wojny. Znów „dziwny”.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline