Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2021, 07:55   #126
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Silver
Rize i Corvo najlepiej czuli się na okręcie, więc tam spędzali najwięcej czasu. Wychodzili tylko na spacery w wolnej chwili, aby skorzystać z tymczasowego dostępu do planety. Gdy Silver zawołał ich na spotkanie, prędko się zjawili, salutując jak porządni żołnierze, choć twarz Rize zdradzała depresję, która pewnie też zmotywowała go do podjęcia stanowiska.
Młodego Recollectora zastanawiało czy szpieg już słyszał od swojego zwierzchnika, co się odpierdala i dla uproszczenia założył, że tak. Nawet jeśli nie, jego zadanie oznaczało, że się dowie.
-Corvo, dla Ciebie mam dwa zadania. Po pierwsze, skontaktuj się ze swoim przełożonym i przekaż mu, że po tym, co odjebał, do końca życia mi się nie wypłaci. Jeśli nie wiesz, o co chodzi, możesz zapytać u źródła. - Zakładało to oczywiście, że jego rodzinie nic się nie stanie, inaczej Silver po prostu go zabije. To jednak zachował dla siebie. - Po drugie, niech się bierze do roboty. Macie mi znaleźć Johannę Corvus, na wczoraj. Odmaszerować. - Mówił tonem nieznoszącym sprzeciwu, jaki jego dawny towarzysz bardzo rzadko u niego słyszał. Poczekał, aż agent opuści kajutę i przeniósł wzrok na nomada.
-Twoje pierwsze zadanie ma ekstremalnie wysoki priorytet i wymaga dyskrecji. Gdy poznamy lokację Johanny Corvus, masz ją złapać. Oczywiście w założeniu, że nie siedzi wewnątrz jakiejś fortecy nie do zdobycia, nie będę wysyłać Cię na misję samobójczą. - Tooth mógł poczuć presję, ale takie zadanie było też dowodem zaufania ze strony Armstronga. Silver zastanawiał się, czy rybolud nie byłby w stanie też rozwiązać innego jego problemu, w końcu jego rodzaj żył w drodze, na pewno mieli swoje ścieżki. Uznał, że spróbuje szczęścia. - I miałbym do Ciebie pytanie. Czy znasz może osobę albo sposób zdolny przetransportować mnie do odległej części Cesarstwa szybciej niż metodami konwencjonalnymi? Im szybciej, tym lepiej.

Tooth wzruszył ramionami. - Jest do tego rodzaj magii. Nic, do czego miałbym dostęp. - stwierdził. - Znałem jednego, nie zadaję się jednak z nimi. Nie mam zamiaru do nich wracać.
Silver pokiwał spokojnie głową. Nomad chyba źle zinterpretował jego słowa, ale to można było łatwo naprostować.
-To nie ma nic wspólnego z Tobą, ani twoim zadaniem. - Podjął wyjaśnienie. - Wystarczy, że podasz mi namiar, jeśli wciąż go masz, a resztę załatwię sam. Jeśli to jeden z nich, mogę ponownie powołać się na Opusa, żebyś na pewno nie został w to wmieszany.

- Staram się wyczyścić swoje konto. Jeżeli chcesz się mieszać z Opusem i Sheepem, to będę zbierał swoje rzeczy. - Tooth nie był w pełni świadomy związku Silvera z organizacją Adama. Zaufał tylko, że Silver ma dość kontaktów, aby ukrócić jego osobistą tułaczkę. - Jestem w stanie tylko powiedzieć, że są ludzie, którzy mają takie iskry. Nawet jakbym chciał cię do takiego zaprowadzić, nie znam namiarów. Od dawna nie nawiązywałem kontaktu z terrorystami. - mimo określenia jakie użył, dało się wyczuć z jego tonu głosu, że nie miał nic za złe swoim byłym pobratymcom, ani nimi nie gardził. Porzucenie jest byłej ścieżki życia, musiało wywodzić się z jego osobistych pobudek.
-To nie kwestia, czego chcę, tylko bardzo naglącej potrzeby. Niemniej, skoro nie możesz mi podać żadnego namiaru, nie było tematu. Poszukam kogoś na własną rękę i mam nadzieję, że zdążę, nim będzie za późno. - Nie rozwodził się nad sytuacją, nie sądził, by Tooth chciał słuchać jego rodzinnych historii. - Nie będę udawał, że wiem, co Tobą kieruje, ale dopóki Ty będziesz wywiązywać się ze swojej części umowy, ja wywiążę się ze swojej. Do czasu aż Corvo namierzy Johannę jesteś wolny.
Tooth zasalutował jak żołnierz, choć nie wysilił się, aby stanąć w tym celu prosto, po czym odmaszerował.
Silver miał bardzo złe przeczucia, względem tego, co zamierzał teraz zrobić. Niemniej, musiał spróbować każdego sensownego wyjścia, by zdobyć ten namiar. Z ciężkim westchnieniem wybrał numer Opusa i zaczął psychicznie nastawiać się na kolejną potyczkę z kompleksami LinLin.
Nawiązanie połączenia zajęło dłuższą chwilę. Szczęśliwie, odebrał jednak Opus:
- Halo? Pan Silver? - spytał, poprawiając swój ekran.
-Wystarczy Silver, profesorze. - Odparł młody Recollector. - Jestem w dość naglącej sytuacji, pozwolę sobie więc na bezpośrednie przejście do meritum. Potrzebny mi ktoś, zdolny w oka mgnieniu przerzucić mnie na drugi koniec galaktyki. Słyszałem, że w szeregach organizacji takich osobników mogę znaleźć. - Nie było czasu na dłuższą wymianę grzeczności, Armstrong nie wiedział jak długo zajmie mu nawiązanie kontaktu z właściwym osobnikiem, a musiał go jeszcze przekonać do wyświadczenia tej usługi.
- Znaczy, Eddie? Z wiem, jest na księżycu Pars. Nie ma jak nawiązać z nim kontaktu. - Odparł Opus.
-Nic mi to imię nie mówi. Niemniej, skoro jest poza zasięgiem, to w tej kwestii mogę tylko siedzieć z założonymi rękami. - Silver westchnął, na Pars najkrótszą trasą miał tydzień w jedną stronę. Potem musiałby jeszcze przeszperać księżyc, zapewne opanowany przez twory May. Spoważniał na twarzy. - Czeka mnie dużo pracy i muszę popracować nad swoją siłą przebicia. Masz może w zbiorach stacji jakieś "pamiątki" po dokonaniach Tsara, które mógłbyś mi odsprzedać? - Raz i Zilva oficjalnie byli martwi, nie mogli więc trzymać przy sobie tego, co wcześniej z nimi kojarzono, a on mógł z takich artefaktów zrobić użytek.
Opus wyraźnie się zamyślił. - Mam tu nieco artefaktów, ale nie mogę ci nic od ręki pożyczyć, a tym bardziej sprzedać. Wiesz, jako placówka wojskowa możemy mieć rzeczy tego typu, ale to wszystko jest spisane w bazach danych. Jak gdzieś zniknie, to stawiam całą stację w tarapatach. - wyjaśnił przepraszającym tonem.
-Myślałem, że artefakty, których właściciele zostali uznani za zmarłych, mogą trafić ponownie do obiegu. Mówi się trudno. - Chłopak wzruszył ramionami. Wiedział, że wojsko przetrzymuje większość, a jedynie niewielki odsetek zostaje w rękach Recollectorów, nie zastanawiał się jednak nigdy co z artefaktami, które traciły właścicieli. Najwidoczniej zostawały własnością rządu, jeśli nie zostały nikomu zapisane, szkoda. - Jak postępują prace na stacji? - Zapytał po chwili. Skoro nie mógł pognać na Victora, dawało mu to czas na rozmowę.
- Powoli kończymy. Niedługo stacja będzie mogła podróżować. Nigdy nie widziałem tylu Toborów w jednym miejscu. Oglądanie ich przy pracy jest naprawdę imponujące. - ucieszył się Opus. - Jak po twojej stronie?
-Nieciekawie, jeśli mam być szczery. Muszę pracować dla Golda, a na domiar złego moja rodzina ma kłopoty i jestem za daleko, żeby im pomóc. - Skrzywił się. Bycie adeptem Octobera wiązało się z pewnymi korzyściami, ale nie zmieniało to faktu, że został do przyjęcia tej oferty zmuszony szantażem. A ten pojeb Victor pewnie będzie mu spędzał sen z powiek, przez najbliższe tygodnie.

- Po części to może dobrze? Jeżeli Gold chce cię w garści, nie może cię zawieść. - teoretyzował Opus. - Plus, twoja rodzina dosłownie produkuje uzbrojenie. Poradzą sobie. - starszy mężczyzna starał się pocieszyć Silvera.
-Logika nie zawsze działa w kontaktach z magami, niestety. - Profesor niejako miał rację, ale młody Armstrong już się przekonał, że Maximilian wcale nie zamierza się starać, by ich relacja była choć minimalnie poprawna. Chciał tylko wycisnąć ze swojego adepta ile zdoła, zanim szaleństwo do reszty go pochłonie. - Niemniej, mam nadzieję, że twoje przewidywania się sprawdzą. Jeśli uda mi się wszystkie kwestie wyprostować i zyskam chwilę wytchnienia, to chętnie was odwiedzę, żeby zobaczyć jaki użytek zrobiliście z naszej technologii.

- Jak najbardziej, czuj się zaproszony. Słuchaj, jeżeli w niczym więcej nie mogę ci pomóc, to wróciłbym do pracy. - przeprosił Opus.
-Oczywiście, dość czasu już Ci zająłem. Powodzenia i pozdrów ode mnie LinLin. W kontakcie. - Pożegnał się Silver i zakończył połączenie. Nie mógł na ten moment pomóc swojej rodzinie, musiał więc jak najlepiej przygotować się do wykonania zadania dla Golda. Być może ten fajfus znał jakieś zaklęcia teleportacyjne, żeby na przyszłość Armstrong nie był uzależniony od tego, czy znajdzie transport. Tylko jak podciągnąć teleportację pod magię kontroli? Najprostszym wyjściem wydawała się kontrola przestrzeni, a ściślej jej naginanie, by zbliżyć do siebie dwa punkty.
Mniejsza, za bardzo wybiegał w przyszłość. Trzeba było zatroszczyć się o przygotowanie techniczne i siłę przebicia. Corvo miał dostęp do wojskowej bazy danych, Silver podpiął się więc przez proxy do jego komputera i zapuścił wyszukiwanie ludzi obdarzonych demonicznymi atrybutami. Czuł, że może w ten sposób odnaleźć jeszcze kilka fragmentów Azazela, jeśli rzecz jasna będą to osobnicy do odstrzału, czyli typowi kryminaliści. Nie sądził bowiem, by ktokolwiek odciął sobie dla niego część ciała dobrowolnie.
Co do złapania celu, miał już pewien plan, musiał go jednak przećwiczyć. Na kolejny dzień był umówiony z Isshinem, nie mógł zarwać nocy, ale wciąż pozostawało kilka kolejnych dni, no i zostało mu parę godzin przed snem. Po incydencie w Anielskiej Bramie odkrył, że oprócz pochłaniania energii, może ją też potem uwalniać, zamierzał to wykorzystać. Jeśli byłby w stanie pokierować wyzwolonym strzępkiem energii tak, by wypalił właściwy wzór, mógł stworzyć krąg magiczny pod powierzchnią, dzięki czemu pozostałby niezauważony, tworząc idealną pułapkę.
Zaczął od prób na czystych kartkach papieru, potem planował przerzucić się na większe obiekty. Było to zaskakująco łatwe, niemniej po kilku próbach coś sobie uświadomił. Tak cienka przestrzeń pomiędzy warstwami mogła zostać w samoczynny sposób zamknięta przez zwykłe zmiany naprężeń, przerywając tym samym ciągłość kręgu. Potrzebne było coś trwałego na tyle, by rytuał nie został przerwany w połowie. Może zamiast używać energii do wypalania wzoru, powinien ukształtować go z samej energii? Przy ilościach jakie mógł zgromadzić wewnątrz swojego ciała stanowiłoby to całkiem trwałe rozwiązanie, więc warto było spróbować.


Przesyłanie energii w sposób tworzący konkretne symbole okazało się banalnie proste. Trwałość takiego kręgu była ograniczona przez konieczność ciągłego uwalniania mocy, gdy chodziło jednak o samo odtwarzanie kształtu, nawet głęboko pod ziemią, nie powinno to stanowić większego problemu. Jedząc przy biurku kolację, Silver był w stanie przesyłać swój krąg przez całą długość okrętu, mając za sobą zaledwie kilka godzin praktyki. Jedynym problemem, jaki pozostawał, był sam czas, jaki zajmował rytuał. Jeżeli pojawi się na miejscu przed celem, będzie w stanie się na niego przygotować. Jeżeli ktoś go jednak złapie w momencie, będzie musiał sobie radzić bez swojej nowej magii.
W trakcie tych kontemplacji uwagę mężczyzny zwrócił list, który wpadł pod drzwi do jego pomieszczenia. Po krótkich oględzinach stało się oczywistym, że wiadomość była napisana przez Corvo, który starał się nie zwracać na siebie uwagi przełożonego.
“Córka Victora zmarła w szpitalu, który należał do Armstrong Futuristics. Wyjaśnia to ślepy gniew Victora, ale co gorsze, z tego, co wykopałem, wynika, że dziewczyna nie umarła z przyczyn naturalnych. Zginęła na polecenie Vyone.”
Zdradziecki, oślizgły kutas… Silver mało nie spalił listu w pierwszym odruchu złości, za co złajał się w myślach. Mimo swojego ogromnego intelektu, gdy wchodziło na sprawy rodzinne zawsze robił się wrażliwy, co nie licowało ze statusem geniusza. Nie, żeby w najmniejszym stopniu ufał Vyone’owi. Wiedział, że prędzej czy później admirał go zdradzi, spodziewał się jednak, że zaczeka z tym aż dostanie czego chce. Zamiast tego, zakopał topór wojenny i od razu zamachnął się na niego łopatą. Mógł nie dopaść Victora, jeśli Bastion się spisze, ale on mu się nie wywinie. Jeśli Corvus okaże się martwy, a przynajmniej unieszkodliwiony, Vyone będzie mógł już zacząć wybierać sobie nagrobek. Jeszcze nie był tego świadom, ale popełnił wyjątkowo brutalne samobójstwo. O ile przekazanie Silverowi tej informacji nie było przez niego wkalkulowane, rzecz jasna. Corvo wciąż budził jego wątpliwości, był szpiclem przez te wszystkie lata i nawet się nie zająknął. Co było lojalnością, a co częścią gry, nawet jemu ciężko było przejrzeć kogoś, kto kłamał zawodowo.
Niezależnie od okoliczności, list stanowił dowód na to, że Vyone celowo wywołał wojnę domową. Kiedy Bastion i Adam się o tym dowiedzą, raczej nie będą próbowali powstrzymać Armstronga przed dokonaniem zemsty. Gold trzymał Lazarusa na smyczy, a zależało mu na zasobach klanu. Jedyną niewiadomą była Milia, ale z płcią piękną Silver umiał sobie radzić. Najtrudniejszym do wykonania elementem pomsty wydawało się namierzenie Nautilusa, Vyone lubił wszystko wiedzieć i jednocześnie pilnował, by jak najmniej wiedziano o nim, więc nawet lokalizacja jego centrum dowodzenia nie była jawna. Ciekawe czy można było być adeptem więcej niż jednego Miesiąca… Gdyby udało mu się przekonać Septembera, by nauczył go jakiegoś zaklęcia lokalizacyjnego, znalazłby skurwiela znacznie mniejszym wysiłkiem.
Coraz więcej sił działało przeciw niemu, a on wciąż nie był dość silny by się im wszystkim jednocześnie przeciwstawić. Chyba musiał zaufać Corvo, by choć trochę się odciążyć i usprawnić cały proces zwiększania swojej mocy.
-Zapuściłem proxy wyszukiwawcze, jeśli uważasz, że możesz przyspieszyć poszukiwania, uzyskasz dostęp przez swój terminal. - Nadał mu wiadomość. Wolał radzić sobie sam, ale to nie był czas na unoszenie się dumą. Wrócił do ćwiczeń, by zobaczyć jak wielki krąg maksymalnie zdoła utworzyć. Podejrzewał, że rozmiar może być ograniczony jedynie dostępną energią, ale trzeba było to zweryfikować.

Stworzenie koła nie było problematyczne samo w sobie, niezależnie od jego rozmiarów. Przeprowadzenie jednak rytuału na większym obszarze zabrałoby więcej czasu i energii, do tego powstałoby ryzyko przerwania zaklęcia, jeżeli Silver otrzyma zbyt pokaźne uderzenie. Najbezpieczniej będzie ograniczyć się do rozmiarów pokaźnego pomieszczenia, może hangaru. Większa arena będzie tworzyła dodatkowe ryzyko.
Ograniczenia były większe, niż młody Armstrong się spodziewał. Oznaczało to, że będzie musiał zastawić pułapkę z miejsca bardzo bliskiego punktowi docelowemu, do przygotowań trzeba więc było dopisać maskowanie holograficzne, albo retrorefleksyjne. Na pustej planetoidzie rzucałby się w oczy, niczym Bastion pośród plemienia pszczół, nie wspominając o tej przerośniętej klatce. Na ten dzień zrobił już chyba wszystko, co mógł, poszedł więc pobawić się z Cerberem, a potem udał się na spoczynek, zamiarem wczesnej pobudki. Jutro znowu czekało go sporo pracy, a musiał jeszcze odwiedzić rodzinę.

***

Z rana wstał przed wszystkimi, załadował tyłek na lądownik i zleciał na Eden. Zamierzał zacząć od wizyty u Adama, żeby nie spieszyć się, gdy już obskoczą go członkowie klanu. Tym razem jednak wylądował normalnie, by dać ludziom admirała czas na poinformowanie go o wczesnym gościu.

Silver zastał Adama razem z Isshinem na ganku, gdzie spożywali śniadanie. Kiwnęli tylko głową w jego stronę, zapraszając go do siebie.
Młody Recollector bez chwili wahania dołączył do mężczyzn. Gdy już zaspokoił pierwszy głód, spoważniał.
-Dowiedziałem się czegoś… z braku lepszego słowa, interesującego. Nie będę wam teraz psuć apetytu, po prostu jak zjemy, będziemy musieli omówić dość poważny temat. - Chyba dostawał lekkiej paranoi, ale o wojnie domowej wolał rozmawiać w miejscu, które Adam miał wyczyszczone ze wszelkich potencjalnych pluskiew. Sądził, że stary admirał zrozumiał aluzję. Zgodnie ze swoimi słowami, wrócił do konsumpcji.

- Jesteśmy na nogach od dłuższej chwili. - admirał spojrzał na Isshina, który przytaknął. - Możemy iść, gdy poczujesz się gotowy.
Nie przedłużając, Silver dokończył swoją porcję i wstał.
-Widzę, że nie tylko ja tu uważam sen za stratę czasu. - Skomentował wypowiedź Adama. - Chodźmy.

Adam przytaknął i wstał od stołu. Nie podzielał jednak w pełni pośpiechu Silvera. Spokojnym krokiem zaprowadził go oraz Isshina do swojego gabinetu. - Rozsiądźcie się. - zaoferował, samemu zajmując to samo miejsce, co wczoraj.
Armstrong rozsiadł się wygodnie. Poczekał, aż Isshin również usiądzie i skierował wzrok na admirała.
-Zanim zacznę, czy nasz towarzysz otrzymał wczoraj podobne do mojego wprowadzenie? - Zapytał, nie chcąc zdradzać zbyt wiele, gdyby szermierz nie był jeszcze poinformowany. Udzielenie informacji leżało w gestii Adama.

- Wiem, co się dzieje. - przyznał Isshin. - Oczywiście, jak nie powinno mnie tu być, to daj znać. Nie obrażę się. - zaśmiał się mężczyzna.
-Tylko się upewniam, że nie wciągam Cię w nic, czego byś nie chciał. - Odparł Silver, całkiem poważnie. Znów spojrzał na Adama. - Wczoraj mówiłeś żebym nie szukał Johanny Corvus, cóż znalazłem ją. W szpitalu należącym do Futuristics. Martwą. Ściślej zamordowaną. Na zlecenie Vyone’a. - Wyraźnie akcentował każdy fragment informacji, by ukazać jak bardzo przesrana jest sytuacja. Isshin mógł właśnie zdać sobie sprawę, że jeśli chciał wyjść, to już było za późno.
Wyraz twarzy Adama natychmiast stał się ponury. Złożył razem ręce i oparł na nich twarz w zamyśleniu. - Co ten drań knuje…
- Vyone to też Admirał, prawda? - dopytał Isshin. - Coś powinienem o nim wiedzieć?
- Vyone to enigma. - skwitował Adam. - Jak można się spodziewać po admirale odpowiedzialnym za szpiegostwo, informacje i propagandę, jest typem człowieka, który wie wszystko, jednocześnie będąc jednym, o którym nikt nie wie nic. - westchnął. - Zawsze był w tym dobry. Podstawiał ci szpiegów, którzy zostawali twoimi najlepszymi przyjaciółmi bez żadnych starań, jakby z góry wiedział, kto się z kim dogada. Momentami panowały teorie, że to September. Gdy ten jednak się pojawił, te teorie prysły. - Mężczyzna osunął się w fotelu, opierając na nim głowę. Bardzo wyraźnie łypnął wzrokiem w stronę barku. Dobre maniery jednak wygrały, nie miał zamiaru pić o świcie. Wrócił więc do wyjaśnień:
- Najważniejsze fakty o Vyone to jego wieloletnia rywalizacja z Maximilianem oraz fakt, że September się nim zainteresował. Warunkiem otrzymania przez nas pomocy od niego to obietnica, że spotka się z Vyone twarzą w twarz. Dlatego szykujemy zebranie na pokładzie Nautilusa. - Adam spojrzał na Silvera. - Od początku planowałem cię tam zaprosić, jako że jesteś związany z jednym z magów, więc będziesz mógł dostać wtedy swoje odpowiedzi. Będzie tam jednak wielu Admirałów, więc chwilowo będziesz musiał trzymać gniew w ryzach. - ostrzegł.
- Ta rywalizacja jakoś specyficznie wygląda? - spytał Isshin.
- Ciężko powiedzieć. Vyone po prostu lubi mu psuć szyki. Później Max zaczął się odwdzięczać, starając się wykradać artefakty, na które Vyone polował. Coś z demonologią. - Adam wzruszył ramionami. - Kiedyś, jak Max znalazł sposób dogadać się z Lazarusem na zachowanie jednego z nich, Vyone dostał szału.
Admirał uwierzył mu na słowo, miło. Sytuacja była już dość skomplikowana, tłumaczenie relacji z Corvo tylko by tu namieszało. Demonologia… czyżby też poszukiwał fragmentów Azazela? Albo jakiegoś innego Diabła? Może dlatego nie odsłaniał nawet twarzy. No i najważniejsze, czy Davy Jones mógł być Diabłem?
-Jedną z możliwych odpowiedzi na twoje pytanie jest, że jego nienawiść do Maximiliana zwyciężyła przeciw dbałości o własny interes. Kilka tygodni wcześniej, ten kutas zgłosił się do mnie, oczywiście przez pośredników, z propozycją współpracy. Może chce pokazać Goldowi, że nie tylko on potrafi robić mnie w chuja, jednocześnie wykorzystując do własnych celów i przy okazji popsuć mu szyki. - Silver podjął temat. Dobrze było wiedzieć, że jego “mentor” ma z admirałem zaszłości. Była szansa, że przy swojej małostkowej naturze dorzuci Armstrongowi coś ekstra, żeby ten się z nim rozprawił za psucie interesów. To nie mogło być łatwe, musiał więc przygotować się jak najlepiej. - Nie muszę chyba mówić, że obecnie może ode mnie liczyć najwyżej na kulkę między oczy, jeśli będę w dobrym nastroju. Nie oczekuję, że mi pomożesz, to moja prywata i nie będę Cię wciągał. Wystarczy, że Ty i Bastion nie będziecie mi wchodzić w drogę, kiedy postanowię wyrównać z nim rachunki, czyli bardzo niedługo.
Zamyślił się na dłuższą chwilę, zastanawiając się, czy powiedzieć swoim towarzyszom o tych celach Vyone’a, które były mu znane.
-Niewiele mogę dodać na temat tego, co planuje. Wiem, że szuka Tsara, podejrzewa, że ten przeżył konfrontację z Victorem, wbrew oficjalnej wersji. - Była to zresztą prawda, choć z tego, co powiedział Adam, serafin przetrwał przy użyciu nauki, nie magii. - Drugi osobnik, za którym Vyone się rozgląda to legenda, Davy Jones. Jedyne co znalazłem na jego temat, to odniesienia do popkultury, a jednak jego imię pojawia się w miejscu, gdzie popkultura nie dociera, poza granicami ludzkiego pojmowania, więc musi kryć się za nim coś więcej.

- Nie mam zielonego pojęcia o magii, więc z tym ci nie pomogę. - mężczyzna skrzywił się. - To jest właśnie ten problem, nie mam jak ci pomóc. Mogę ci nie przeszkadzać w twoim interesie z Vyone, mielibyśmy kim go zastąpić, ale nie jestem w stanie kiwnąć palcem, jeżeli na coś się w tej kwestii zdecydujesz. - ostrzegł. - I nikomu o tym nie mów, zwłaszcza Bastionowi. Zadeklarują cię terrorystą bez większego zastanowienia.
-Myślę, że gdybyś Ty mu powiedział o tym co odwalił Vyone, to by Ci uwierzył. - Odparł Silver - Niemniej, nie zamierzam robić publicznej sprawy ze swojej vendetty. - Spojrzał na Isshina - Chyba jestem Ci winien przeprosiny. Obarczyłem Cię bardzo niewygodną i potencjalnie niebezpieczną wiedzą.

- Wezmę to jako komplement, skoro masz do mnie aż tyle zaufania. - stwierdził Isshin. Adam westchnął z kolei:
- Bastion potrafi być nieco naiwny. Nie rozumie, dlaczego ludzie mieliby knuć i kombinować za swoimi plecami, tym bardziej inni admirałowie, którzy przecież pracują razem z nim. Nie miał żadnych sprzeciwów przed przyjęciem Victora, bo po co? Teraz coś się stało, to teraz reaguje.
-Adam Ci ufa, to w zupełności wystarczy jako rekomendacja. - Odpowiedział szermierzowi. - Co do Bastiona, jego prostolinijność jest moim zdaniem miłą odmianą w tym pełnym pokrętności świecie. Gra w otwarte karty, według jasnych zasad, podczas gdy inni chowają pół talii w rękawie i wymyślają własne reguły. Niestety, nie przekonasz świata by grał uczciwie, tylko dlatego, że sam jesteś uczciwy. - To “podsumowanie” mogło nieco rozjaśnić Adamowi wątpliwości, jeśli jeszcze jakieś miał po ich wczorajszej rozmowie. - Vyone najwidoczniej chce, żebym grał na jego zasadach. Jeszcze się skurwysyn na tym przejedzie.
Adam siedział w głębokim zamyśleniu przez dłuższą chwilę. W pewnym momencie odważył się odezwać, choć po tonie jego głosu dało się odczytać, że nie jest pewien tego, co mówi: - Dlaczego Maximilian wybrał akurat ciebie na swojego następcę? - spytał. - Nie podoba mi się wydźwięk tego, że mieliby o ciebie walczyć.
-Podstawę zapewne stanowi fakt, że Iskra dziedziczona w moim klanie pochodzi właśnie od Octobera. Choć pojęcia nie mam czy pierwszego, czy któregoś z kolei. - Silver zaczął wyliczać. - Twierdził też, że moja ambicja jest dowodem, iż w moich żyłach płynie szaleństwo Octobera. Mimo że medycznie jestem całkowicie zdrów na umyśle. Jest też leniwy, jak sam powiedział, nie chciało mu się daleko szukać. - Zamyślił się na chwilę. - Nie sądzę, żeby Vyone chciał o mnie walczyć z Maximilianem, choć nie wykluczam tej możliwości. Podejrzewam, że jestem potencjalnie zbyt niebezpieczną figurą w ich rozgrywce, żeby odważył się pozwolić jej zostać na planszy, szuka więc sposobu, by mnie z niej strącić. - Postawienie klanu w stanie zagrożenia, z pewnością odciągało jego uwagę. Miał coraz więcej kłopotów, które musiał rozwiązać, co przekładało się na zmniejszenie efektywności.
- Czyli Max miał powody, a Vyone co najwyżej chciał mu utrudnić życie. - stwierdził Adam. - Fakt, masz dostęp do sporych zasobów informacji, ale równie dobrze mógł gonić za Opusem albo jakąś inną wtyką. Zaczynam się obawiać, że stałeś się ofiarą bitwy, która wcale nie musi cię aż tak bardzo dotyczyć. Przyjmując, że nie ma jakiegoś ważnego szczegółu, który nas ominął. - stwierdził Adam.
- Nie myślicie, że Max jest teraz w zagrożeniu? - spytał Isshin. - Jeżeli Silver mu pomaga, bo facet traktuje jego rodzinę jako zakładników albo opcję zapasową, to musiał polecieć im pomóc, więc Vyone wie, co się dzieje.
- Co by mu to dało? - zastanowił się Adam. - Wątpię, aby Maxa mógł zabić mag, którego Silver pokonał przed poznaniem swojego czarodziejskiego patrona. - swoją wypowiedzią Adam nie ukrywał, że średnio się orientuje w tym, jak konkretnie działa magia.
-Nie jestem pewien czy Gold wie, że za “buntem” Victora stoi Vyone. - Podjął Armstrong. - No i nie zapominajmy, że już ekhm… zrobił swoje w tym konflikcie. Poinformował Bastiona, na więcej bym raczej nie liczył. - Dość ostentacyjnie splótł przed sobą ręce na stole. - A to, może być ten dodatkowy szczegół, który motywuje naszego wszechwiedzącego, by dobrać mi się do dupy.
Adam wydawał się doznać olśnienia. - Bastion jest bardzo prostym człowiekiem. Max ma prawo do posiadania broni, ale nie może z niej korzystać. Jeżeli Maximilian się tam wpakuje, a tym bardziej doleci pierwszy, będzie walczył z Victorem i Bastionem jednocześnie. - zauważył Admirał. - A skoro Bastion zbiera po drodze dodatkowe wojska, nie trafi tam aż tak prędko...
-Szczerze, to pojęcia nie mam czy Vyone przewidział, że dowiem się o tym wszystkim tak szybko. Żaden z członków rodziny jeszcze mnie nie “wtajemniczył” w to, że mają teraz kłopoty. - Przyznał Silver. Admirał wyciągnął wnioski na podstawie nie tego, co młody Recollector miał na myśli, ale to też warto było przedyskutować. - Niemniej, nie sądzę, żeby Gold się tam pofatygował. Wiele złego mogę o nim powiedzieć, ale głupi nie jest. Ma na swojej smyczy ludzi, którzy mogą z broni korzystać i dysponują dużą siłą przebicia, zapewne nimi się posłuży, jeśli uzna, że jednak powinien zrobić coś jeszcze. - Zasugerował, a zrozumiawszy, że jego aluzja niewerbalna przeszła bez echa, postanowił wyjaśnić. - I wciąż pozostaje kwestia demonicznych artefaktów. Jeśli Vyone ma na ich punkcie takiego fioła, może to być przyczyną tego, że wziął mnie na celownik. Mam dwa, niemożliwe do odebrania bez zabijania mnie. - Przeniósł spojrzenie na swoje diabelskie ramiona.
Adam przytaknął. - Możesz mieć rację. Nawet Vyone nie mógłby tak łatwo usunąć Maga, a posiadanie użytkownika artefaktów na których mu zależy na służbie, jest bardziej oczywistym celem.
- Umm… - wtrącił się Isshin. - Wiemy, że to o te artefakty chodzi? Zdziwilibyście się, ile magicznych przedmiotów jest określane jako demoniczne, czy to z wyglądu, czy zastosowania.
Adam westchnął. - Tak, jakby spojrzeć nawet w Cesarską bazę, pewnie co trzeci będzie w jakiś sposób określony jako demoniczny albo diabelski. Skoro jednak zarówno Vyone, jak i Max się nimi interesują, możemy założyć, że są z tej kolekcji, o którą im chodzi.
-Mam powody przypuszczać, że może to być nawet ten artefakt, o którym mówiłeś wcześniej. - Silver wskazał na swoją lewą rękę. - Maximilian dał go facetowi który chciał mnie zabić, w założeniu, że to ja zabiję jego i go odbiorę. To nie hipoteza, sam mi się do tego przyznał. Jeśli to ten sam, to oznaczałoby, że jestem chyba obiektem jakiegoś chorego zakładu, w stylu który z nich rozegra mnie lepiej przeciwko temu drugiemu.
- Więc co zrobisz? Wyjdziesz z gry? Skopiesz obydwu? - spytał Adam.
-Nie mogę się wypisać, gdy Gold trzyma moją rodzinę w garści. - Armstrong skrzywił się mocno, ta myśl wciąż niesamowicie go irytowała. - Najlepsze co mogę zrobić, to wyciągnąć ile się da z tej rozgrywki i z pionka stać się graczem, a potem jak to określiłeś, skopać ich obu. - Mógł też najpierw załatwić jednego, a potem zająć pozycję gracza i dokończyć porachunki z drugim. Czas pokaże, które z tych rozwiązań okaże się być bardziej wykonalne.
Adam przytaknął. - W takim razie powodzenia. Jeżeli potrzebujesz w czymś pomocy, od razu daj znać. - zaoferował się.
Obietnica ze strony admirała była krzepiąca, zwłaszcza w perspektywie tego, co zostało dziś ujawnione. Dwóch pozbawionych skrupułów skurwysynów z najwyższych szczebli Cesarstwa urządziło sobie grę, w której stawką była przyszłość całych planet. A on był pionkiem, którym obaj gracze próbowali poruszać, musiał naprawdę szybko znaleźć sposób na ogarnięcie tej sytuacji.
-Będę o tym pamiętał. - Skinął z wdzięcznością głową, nie chciał zapeszać.
Miał jeszcze około dziewięciu dni, zanim wybije termin przybycia jego celu. Przygotowania do zastawienia pułapki były gotowe, ale pozostawała kwestia praktyki. Nie wiedział nawet kto lub co ma być celem, pieprzony Max i jego gierki…
-Szukałeś spokoju, a trafiłeś do bardzo niespokojnego towarzystwa. Ironia losu, czyż nie? - Spojrzał na Isshina z lekkim rozbawieniem. Szermierz niezbyt udzielał się w rozmowie i Silver zastanawiał się, czy nie czuje się wyalienowany.

- Nie będę ukrywał, to wszystkie mnie przerasta. - przyznał Isshin. - Biorąc jednak pod uwagę twoje ostatnie dyskusje o magii oraz całą tę cesarską politykę, ciężko to zignorować. Mogę chcieć spokojnego i nudnego życia, ale na co mi ono, jak lada dzień nie zostanie ani jedno spokojne miejsce w galaktyce? - mimo wszystko jego komentarz był wyjątkowo energiczny. Miał siły na prowadzenie tej walki, pewnie dlatego zgodził się do niej dołączyć. - Chciałbym poznać przeszłość cesarstwa. Mam złe przeczucia pod tym względem.
-Ja chciałem zakosztować życia, zanim będę musiał się na dobre ustatkować. - Silver uśmiechnął się kwaśno. Gdyby siedział w domu, najprawdopodobniej jego rodzina byłaby bezpieczna, bo Maximilian nie uznałby go za godnego zainteresowania. Ale młody Recollector był tylko jednym z czynników ryzyka. Jeśli nie on, wtedy pewnie któreś z bliźniąt by się wyrwało, chcąc starszego brata przebić lub mu zaimponować i Gold wziąłby je na cel… W tej perspektywie, młody Armstrong wolał, że padło na niego. - A skoro mowa o przeszłości, czy którykolwiek z was admirałów, kiedykolwiek spotkał Cesarzową, twarzą w twarz?
- Tylko Lazarus ma taką możliwość. - przyznał Adam. - Co nie zmienia faktu, że pamiętam nie jedną naradę, w której uczestniczyła przez ekran. To nie jest niespotykane: zebranie wszystkich admirałów w jednym miejscu oznacza dużo mniejszy nadzór nad wieloma sektorami, więc zwykle porozumiewamy się zdalnie. - wyjaśnił. - Akurat bzdetom na temat Cesarzowej nie daję wiary, choć wiem, że Tsar i Sheep mają swoje podejrzenia.
-Moim skromnym zdaniem, przynajmniej stopień Admirała Floty powinniście byli otrzymać osobiście. Dodatkowo, choć oficjalnie władza Cesarzowej jest absolutna, lwią część decyzji podejmujecie bez jej udziału. W połączeniu z tym dziwnym magicznym efektem, który ją otacza, daje to więcej niż dość pola na uzasadnione wątpliwości, względem ciała rządzącego. - Silver osobiście nie wiedział, czy Cesarzowa po prostu ma wywalone na obowiązki, czy w rzeczywistości jest pozorantką, bądź marionetką. Liczył się fakt, że w tej układance pewne elementy zwyczajnie nie pasowały. - W sumie, magia manipuluje całym postrzeganiem Cesarstwa, choć skoro nie posiadasz umiejętności w tym zakresie, zapewne nic nie zauważyłeś. Ja sam odkryłem to przypadkiem, wczoraj. Gdybym nie zajrzał w odwiedziny, wciąż pozostałbym nieświadomy.
- Hmm… mam mglistą pamięć względem mojej ceremonii, to było dość dawno, ale chyba ją wtedy wdziałem. - zamyślił się Adam. - Nie jestem w sumie pewien, co kwestionujesz. Galaktyka jest ogromna. Ludzie mają problem stosować się do jednakowych zasad na powierzchni pojedynczej planety, a co dopiero w całym Cesarstwie. Dlatego nasz rząd przyjął formę piramidy. - wyjaśnił Adam. - Gdy pojawia się jakaś ważna decyzja, jak wojna z piratami albo konieczność wprowadzenia jakiejś galaktycznej normy, jej decyzja jest ostateczna. Tego się dowiadujemy od Lazarusa… czy zaraz mi powiesz, że on się przebiera za Cesarzową, gdy nikt nie patrzy? - zaśmiał się Adam. - Mam swoje lata i nigdy nic nie wydawało mi się poza swoim miejscem. Jeżeli to faktycznie magia, o której nie wiem, to trudno. Nie mam zamiaru kwestionować Cesarzowej na podstawie samych przypuszczeń. - wyznał.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline