Na słowa Hectora o Caligine Petersen zrobił wielkie oczy, ale mu nie przerywał. Spokojnie pozwolił mu mówić, nie przerywał aż JD nie skończy, co chwila latając wzrokiem z jednego na drugiego. Kiedy tylko medyk powiedział, że można na niego liczyć, rycerz się uśmiechnął: - Sklepów ze sprzętem medycznym nie ma. Najłatwiej będzie w stolicy, w Johnstown, ale może ktoś i tutaj coś ma na sprzedaż. Może u Starego, miejscowego lekarza, ale nie pomagam w transakcjach i nie wiem czy bawi się w handel z kimś kto nie jest jego pacjentem. Po drugie i po trzecie - spojrzał na Hectora - nie nazwałbym tego zleceniem. Potrzebuję czasowo, już mówiłem że kilka dni, kogoś na zastępstwo w jednym przedsięwzięciu, robota czysto fizyczna, ale potrzebuję też kogoś kto w razie awarii zajmie się sprzętem i udzieli pierwszej pomocy. Nie będziecie pracować w pojedynkę.
- Coś związanego z Nowym Greensburgiem? - przerwał mu Hector/
- Nie, na północ od rzeki, powiem na razie tyle, że chodzi o pozysk sprzętu, który nie jest ani niebezpieczny, ani nie skażony ani nie jest przez nikogo pilnowany. Nie jest to też związane z Caligine. Ani z Indianą, słyszeliście o niej?
Starym musiał być ten lekarz, który zakładał Hectorowi opatrunek kilka dni temu. Wszyscy mówili o nim per "Stary", pomarszczona twarz o obwisłych policzkach upodobniała go do wychudzonego buldoga. Ale ręce mu się nie trzęsły, nie zionął wódą i prawdopodobnie był lekarzem jeszcze przed wojną.
__________________ Ten użytkownik też ma swoje za uszami. |