Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2021, 10:28   #209
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
- Przepłynąć – poprawił Kislevitkę, z uśmiechem. – Przeprawa łodziami będzie znośniejsza, niż marsz w tych mokradłach. No i krótsza, mniej czasu, aby te robactwo zjadło nas żywcem.

Nadal nie przyzwyczaił się do chmar insektów, skóra już inaczej reagowała niż na początku wyprawy, lecz dokuczliwość owadów była niezmiennie podobna.

- Celne spostrzeżenie, Pani… - zareagował na słowa Vivian i sam narzucił swój płaszcz, by choć plecy, były mniej wystawione na zajadłość zastępów upartych kąśliwców. Miał zamiar tym samym oszczędzić skromnych zapasów maści, którymi obdarowały ich Amazonki, z myślą o dalszych trudach zwiadu. Poza tym miał nadzieję, że pod wieczór zrobi się chłodniej. Wobec zachowań szlachcianki przestał się już dziwić czemukolwiek. Jeśli czuła jakieś obawy to mistrzowsko je maskowała, niczym teatralna figura. Sam próbował wyobrazić sobie na jej miejscu choćby Madame Elianę i bezspornie stwierdził, że niemożliwą była taka zamiana.

Gorąco, insekty i niewygody i tak mogły być najmniejszym problemem. Po tym, co usłyszał od Majo będąc w osadzie, a historia brzmiała wręcz nieprawdopodobnie, bagna mogły odziedziczyć istoty z najpodlejszych koszmarów i wierzeń. Jeśli rzeczywiście rozegrała się tu batalia z siłami Chaosu, przepełniona plugawą magią przekraczającą człowieczą wyobraźnię to spaczone monstra mogły do dziś błąkać się po tych terenach. Nawet dla ochroniarza, który zetknął się podczas swego żywota ze zjawiskami i stworami nocy ta opowieść budziła niepokój i wolałby jej nie usłyszeć. Chociaż pretensje mógł żywić jedynie do siebie, bo sam wiedziony ciekawością wywołał ten temat.

Alvarez też był dla niego zagadką i niewdzięcznym obowiązkiem opieki nad kaleką musiał się dzielić z Zoi. Szczęściem miał też Bastarda, który kręcił się wokół mężczyzny i oswajał się z jego zapachem.
W razie jakiś komplikacji pies mógł wywęszyć jego trop. Alonso był zbyt cenny, by można było pozwolić sobie na jego stratę. Gniew kapitana zapewne byłby wtedy niepojęty. Humoru Carstenowi nie poprawiał nawet widok wesołka Togo, który wyraźnie zadowolony i rozochocony nadrabiał czas leżakowania po odniesieniu ran. Wydawał się posiadać więcej entuzjazmu, niż wcześniej.

- Czarna Włócznia pyta czy ruszamy w dzień czy w nocy czy jutro rano? – Pigmej sprawiał wrażenie, jakby wybierał się na ekscytująca wycieczkę.

Nikt nie lubi, by ciężar decyzji spoczywał na nim. W tym momencie Sylvańczyk dobrze rozumiał Riverę, który starał się przedyskutować decyzje z oficerami. On nie miał tak komfortowej sytuacji i zdany był na osąd dzikusek i własną intuicję.

- Czym prędzej, bo i tak nie wiemy czego się spodziewać. – rzekł w odpowiedzi. - Bagniska już teraz zasnuwa mglisty opar, więc ryzyko, że jaszczury nas zauważą jest niewielkie. Sami pewnie też unikają tych mokradeł. Dobrze byłoby już nocą znaleźć się przy piramidzie. Ludzie mają jeszcze w sobie zapał, nie osłabiajmy go obozowaniem. Sama okolica nie wpływa dobrze na nastrój i morale.

Nie był w stanie ocenić, czy podejmuje właściwą decyzję, lecz nawet noc u stóp piramidy wydawała mu się lepsza, niźli nocne przepatrywanie nawiedzonych bagien. Nie powinni też mitrężyć do kolejnego poranka, bo kto wie jakie niespodzianki szykował im los. Zdaniem Carstena lepiej było zmierzyć się z nieznanym zagrożeniem otwarcie, póki zmysłów nie zmąciły jeszcze strach i obawy…
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 18-10-2021 o 20:03.
Deszatie jest offline