Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2021, 18:35   #17
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
- Wszyscy na miejsca, ale już! - Powiedziałam głośno, bardzo głośno. Nie chciałam krzyczeć, żeby ich nie straszyć, ale musiałam być głośniejsza niż ich wrzaski - Demon wam nie wystarczył? Chcecie się jeszcze bić? A ty tam z przodu - zwróciłam się do blondynki - Nie przeklinaj!
Potoczyłam spojrzeniem po dziewczynach. Ciemnowłosa wróciła na miejsce.
- Ja rozumiem, że jesteście zdenerwowane i przestraszone, ale walki między sobą nie dadzą nam odpowiedzi na pytanie co tam się wydarzyło i dlaczego.

Widziałam to i wiedziałam, że przeżyte niedawno wydarzenia i odczuwany przez nie strach doprowadził do tego wybuchu a nie zamierzałam ich tutaj rzucać na glebę i pacyfikować, więc musiałam je przekonać, żeby się uspokoiły.

- Jedzenie, te które wam dały, te bardzo słodkie. Jak pachniało? – Uczepiłam się jednej z usłyszanych rzeczy.

- No. Tak normalnie. Miodem. To był miód, orzechy, jakieś przyprawy!

- Jak niedomyta cipa Bekki - zaklęła malutka blondyneczka.

Odwróciłam się na pięcie w jej kierunku. O co tej małej kurcze chodziło? Może to były utrzymujące się jakieś resztki opętania?

- Ja ci zaraz rozkwaszę nosa - wybuchła ciemnowłosa nastolatka, zapewne Bekka.

- Dajcie sobie spokój – wtrąciła się Gemma. - Ona, ta w masce, chce tylko potwierdzić, to co mówiłam, że siostrzyczki tuczyły nas dla tego demoniszcza. Ja nie jadłam słodkiego. I jako jedyna nie dałam się złapać tej czerwonej mgle. Oni też nie. Ci, co nas wywożą. I też nie jedli słodkiego. To była zagęszczona soma. Odwrócona soma. Miała nam zaszkodzić. Mówiłam, abyście tego nie jadły. Nie słuchaliście. Nigdy mnie nie słuchacie, kiedy trzeba.
- Soma. Soma to ty masz między noga… - jedna z towarzyszących Becce dziewczyn chciała coś powiedzieć, ale ciemnowłosa palnęła ją w ucho.
Dziewczynki uspokoiły się. Gemma straciła nimi zainteresowanie i spojrzała na szybę.

- Czy ona tak zawsze? - Wskazałam ręką małą blondyneczkę - Czy mam znaleźć jakiegoś Ojczulka lub Siostrzyczkę, żeby ją przebadano?

- Piaget. Zawsze. Ma jakąś chorobę, że dużo przeklina. - Bekka pospieszyła z odpowiedzią.

- Gdzie były pokoje sióstr zakonnych, w której części budynku? – zapytałam.

- Na parterze. Na głównym korytarzu - tym razem odpowiedziała Gemma.

- Uwaga. Może zatrząść - Aniołek zakrzyknął na tyle głośno, że zwrócił uwagę dziewczyn - Zjeżdżamy na podmiejską. Trzymajcie się dobrze, młodzieży!

Usiadłam, żeby się czasem nie wyglebić podczas tych wstrząsów. Autobus zaczął podskakiwać na tragicznej nawierzchni. Miasto zniknęło. Widoki po obu stronach zastąpiły pasy drzew. Byłam kilka razy w tej kryjówce i wiedziałam, że byliśmy teraz w połowie drogi. Zaraz powinniśmy wyjechać z lasu i znaleźć się na polach i wiejskich dróżkach. Autobus zwolnił, kiedy kierowca dostosował tempo do warunków. Miałam chwilę, żeby się zastanowić. Pokoje opiekunek były na parterze. Gdyby podczas ataku były u siebie na pewno byśmy na nie trafili, więc tak jak podejrzewałam wcześniej musiały wyjść przed atakiem demona. Spodziewały się go. I nakarmiły dzieci somą, odwróconą somą. Pytanie skąd Gemma w ogóle wiedziała co to była soma i pytanie w jaki sposób siostry Karmelitanki stały się wyznawczyniami demona. Musiałam się dowiedzieć.

- Od jak dawna byłyście w tym sierocińcu? - Zaczęłam pytać, kiedy Aniołek zwolnił.
- Jak długo działa ta placówka, któraś z was wie?

Uzyskałam różne odpowiedzi. Dziewczynki były tutaj niektóre po kilka lat, miesięcy, tygodni. I żadna nie potrafiła odpowiedzieć, jak długo działał sierociniec. Od zawsze - to była najczęściej udzielana odpowiedź. Gemma nie raczyła odpowiedzieć, podobnie jak kilka innych dziewcząt. Spróbowałam inaczej.

- Zmienił się ostatnio personel? Ktoś odszedł a w jego miejsce pojawił się ktoś nowy?

Któraś coś tam odpowiedziała, któraś ziewnęła. Widać było, że te pytania były dla nich nieco niezrozumiałe i nie bardzo wiedziały, co tak naprawdę chciałam się od nich dowiedzieć. Może to i lepiej. Powiedziałam, że ich dom nie był obecnie dla nich bezpiecznym miejscem, ale wychodziło, że już nigdy nie będzie. I tak naprawdę nigdy nie będą mogły do niego wrócić.

- Siostra Tekla umarła. Na jej miejsce przyszła siostra Klara. No i kucharka też jest inna. Jak ona ma na imię?
- Gina. Gina Byrne. - Gemma dodała patrząc na koleżanki. - Starsza pani Poppy MacLean odeszła na emeryturę. Wiem, bo siostra Sienna o tym mówiła. Ale to przeorysza przygotowała somę. Siostra Abigail. Ona kazał kupić miód. Ona dogadywała się z tym człowiekiem, co odwiedzał sierociniec. Tym dyrektorem z rządu. Tym wysokim, szczupłym w okularach. Siostra mówiła na niego Harry. Mówiłam wam, ale nie słuchałyście. One nic pani nie powiedzą, pani Emmo. Ja mogę powiedzieć więcej.

- Ok, Gemmo – zgodziłam się – Chodź usiądź ze mną tutaj.

Dziewczynka przesiadła się przyciągając spojrzenia innych dziewczynek.

- Wcześniej nie byłaś taka chętna, żeby odpowiadać na moje pytania. – Zauważyłam.

- Bo wcześniej chciała pytać pani o osobiste sprawy. Nie lubię się nimi dzielić. Pani przecież też chce zachować sporo rzeczy w sekrecie, prawda? Na przykład, pani twarz.

- Nie osobiste, a odrobinę osobiste - Uśmiechnęłam się pod maską, ignorując przytyk do zakrytej twarzy - Poza tym to, że o coś cię zapytam nie oznacza, że musisz odpowiadać. Jeśli uznasz, że moje pytanie za bardzo ingeruje w twoją prywatność możesz powiedzieć, że nie odpowiesz, i tyle.

- Jasne. Ale uratowała mi pani życie. Tam w pokoju. Jest pani spoko. Tak sądzę. Mimo, że ma pani takie dziwne oczy to lubię panią. Mimo strachu, który pani czuje, świetnie pani panuje nad sytuacją. Ja się mniej boję. I dziewczyny też są bardziej opanowane. Więc proszę, niech pani pyta.

Rozbawiła mnie jej próba zdiagnozowania mnie. Zachowywała się jak typowa stara maleńka przedwcześnie dojrzała jak na swój wiek.

- Ile masz lat Gemmo - zaczęłam - a dokładniej, kiedy się urodziłaś?

Wciągnęłam powietrze starając się zamaskować swoje emocje, kiedy usłyszałam datę jej urodzenia. 16 marca 2013. Dobrze znałam tę datę. To był ten sam dzień, kiedy paskudny demoniczny mistrz geometrii zaatakował mały pensjonat w Walii i wyrżnął tam wszystkich pozostawiając tylko mnie przy życiu. Dałam sobie chwilę na uspokojenie. Dopiero potem wróciłam do rozmowy.

- A możesz mi powiedzieć w jaki sposób dwunastoletnia dziewczynka dowiedziała się o somie i jak nauczyła się rysowania symboli ochronnych?

- A nie będziesz się śmiała? Nie uznasz mnie za ...lunatyczkę?

- Lunatyczkę? Co masz na myśli? – To słowo kojarzyło mi się tylko z kimś kto wędrował we śnie, ale widocznie w sierocińcu miało jakieś inne znaczenie- I nie, nie będę się śmiała. Uwierz mi, że nie jest mi teraz do śmiechu.

Rzeczywiście nie było.

- No. Lunatyczkę. Świruskę. - Opuściła głowę. - Słyszałaś, jak dziewczyny się ze mnie naśmiewały. Wiesz. To, dlatego. Ja… no … czasami dziwnie się czuję. Wtedy słyszę i widzę różne rzeczy i osoby. Jakbym była obok nich, ale nie jak bezcielesny, czy coś takiego. Po prostu. Jakbym była kimś innym. Jakąś inną dziewczyną. Kobietą. Starszą ode mnie. I słyszę, jak rozmawiają, widzę co czyta lub po prostu czasami wiem, co ona wie. No i czasami przychodzi do mnie - mimo trzęsącego się i skrzypiącego autobusu Gemma jeszcze bardziej ściszyła głos. - Przychodzi do mnie anioł. I to on mówi do mnie i uczy mnie wielu rzeczy. Mówi, że jestem wyjątkowa.

- Poczekaj. Ta kobieta i ten anioł to dwie różne osoby, tak? Możesz mi ich opisać? Jak wyglądają? – Zapytałam i tym bardziej nie było mi do śmiechu.

- Nie wiem. Nie widzę ich twarzy. Gdy słyszę tą kobietę, to jakbym nią była, czy coś takiego, wiesz. Ciężko to opisać. To jak sen, ale nie sen. Nie wszystko jest wyraźne czy jasne. A ten anioł, to światło. I tylko ja je widzę. Mocne, jakbyś zapaliła taką wielgachną żarówkę. Ale myślę, że ten anioł to moja mama albo tata, tylko nie mogą tego powiedzieć.

- A wiesz, jak się nazywają? Słyszałaś ich imiona? – Zapytałam spięta do granic możliwości.

- Na dziewczynę mówią, podobnie do mnie lub do ciebie. Emma. Czasami słyszę, jak ona mówi do kogoś Alicja, czasami Finch lub Fury. Czasami inne imiona. Ale nie wszystkie zapamiętuję. Wiem, że ona ma całe ciało w tych znaczkach. Często je rysuje na różnych rzeczach. W swoim domu. Boi się wielu rzeczy, ale walczy z nimi. Bardzo mocno walczy.
Brązowe oczy spojrzały na mnie z powagą.

- Ta kobieta, ta z moich snów i majaków, to ty. Prawda?

Złapałam się na tym, że cały czas zagryzałam mocno wargi. Zastanawiałam się jak to mogło być możliwe. Mieliśmy naprawdę pierwszorzędne zabezpieczenia przed wszelkimi ingerencjami. Ja sama byłam odporna na takie ataki, a ta mała mogła tak po prostu się podłączyć pod moje oczy i uszy i oglądać sobie wszystko co ja oglądałam i słuchać czego ja słuchałam. Jak wiele się dowiedziała? Ile informacji mogła od nas zebrać? No i czy słuchała moich luźnych pogawędek z Alicją? Dla jej własnego dobra miałam nadzieję, że nie, ale i tak poczułam się nieswojo. Dlatego zamiast udzielić jej odpowiedzi użyłam najlepszej możliwej strategii. Odpowiedziałam jej pytaniem na pytanie.

- A czemu tak uważasz?

- Masz podobny głos. Tak mi się wydaje, bo zazwyczaj słyszę słowa bardzo niewyraźnie, takie stłumione, wiesz. jakbym miała wodę w uszach. I nieco podobne imiona mówiłaś, gdy próbowaliście nas ratować, tam w sierocińcu.

Chwyciłam się tej deski ratunkowej pozwalającej mi na lekką zmianę tematu.

- Zdradzisz mi jak to się stało, że wylądowałaś w sierocińcu? Wiesz coś na temat swoich rodziców? No i czy znasz imię tego anioła?

- Od zawsze jestem w sierocińcach lub rodzinie zastępczej - palce dziewczynki nerwowo zaciskały się na przemoczonej koszuli nocnej. Miętoliły ją bezwiednie. Jakby to, co teraz mówi zadawało jej sporo bólu. - Moi rodzice zostali zamordowani przez coś, przez jakiegoś potwora, jeszcze w szpitalu, gdzie się urodziłam. I chyba nie mam nikogo innego poza nimi. Nie miałam. Bo nikt się po mnie nie zgłosił. Wtedy, w tym szpitalu, ponoć zabito bardzo dużo ludzi. Znam tylko imiona moich rodziców. Z dokumentów. Dean i Amanda. Antworthowie. Z Londynu. Nic więcej nie wiem. Ale, jak już będę dorosła i wolna, to się dowiem!

Zasmuciły mnie te słowa. Bardzo zasmuciły. Jeśli to niepokojące przeczucie, podejrzenie kiełkujące w mojej głowie na temat jestestwa Gemmy miałoby się okazać prawdziwe to miałam wątpliwości czy czekałaby na nią jakakolwiek przyszłość i dorosłość.

- Ten atak na szpital był w marcu, w 2013?

- No, chyba tak. Jak się urodziłam albo zaraz później. Wiesz. Ja miałam kilka dni, dzień. Naprawdę nie pamiętam takich rzeczy - uśmiechnęła się i otarła łzy, które niechciane spłynęły z jej oczu.

- A ten anioł – Znowu zmieniłam lekko temat - Wiesz, jak ma na imię i dlaczego twierdzi, że jesteś wyjątkowa?

- Nie powiedział mi, jak się nazywa. Pytałam wiele razy, ale kazał na siebie mówić po prostu anioł lub świetlisty. Jestem wyjątkowa, bo mam dar. Nie wiem jednak jaki. Miałam się dowiedzieć, gdy nadejdzie właściwa pora. Ten anioł gadał tak, jak zawsze dorośli, jeżeli czegoś nie wiedzą lub nie są pewni, albo nie chcą powiedzieć nam, dzieciom, bo uważają, że nie dorośliśmy lub nie zrozumiemy.
Wzruszyła chudymi ramionami, jakby nie do końca jej się to podobało.
- Ty robisz podobnie. Pytasz. Niczego nie mówisz, bo uważasz, że jestem dzieckiem. Tak, jak ten anioł.

- Jeżeli chcesz mnie o coś zapytać to pytaj. Ja musiałam z tobą wcześniej porozmawiać, żeby cię trochę lepiej poznać i stwierdzić na co jesteś gotowa i ty sama musisz sobie zadać pytanie jak wiele informacji jesteś w stanie znieść. – Odparłam poważnie.

- Nie. Nie muszę o nic pytać. – Nagle Gemma jakby zmieniła front - Czy mogę oprzeć się na twoim ramieniu i trochę odpocząć?

Przyjrzałam się jej. Nie, to nie chodziło o to, że nagle nie chciała o nic pytać. Po prostu adrenalina przestała napędzać jej ciało i zmęczenie dało jej w kość. W końcu bądź co bądź była tylko dwunastoletnią dziewczynką, niezależnie od tego skąd się wzięła.

- Oczywiście. – Opowiedziałam łagodnie.

Podniosłam do góry rękę, żeby się mogła wygodnie oprzeć i otoczyłam ją ramieniem. Przeniosłam wzrok na inne dziewczynki, a potem na krajobraz za oknem. Niedługo powinniśmy być na miejscu. Czekałam na to z niecierpliwością, ale i strasznie się tego obawiałam. Bałam się co tam zastaniemy albo czego nie zastaniemy. Powinniśmy znaleźć tam nasz minibus, a co będzie, jeśli go tam nie zobaczymy. Powinniśmy dostać jakieś informacje od Gładzika, a co będzie, jeśli ich nie otrzymamy. Kiedy i ze mnie zeszła adrenalina strach zaczął się wgryzać w moje myśli jak nekrofag w ludzkie mięso.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline