Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2021, 14:46   #18
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
EMMA HARCOURT

Do "Radości" dojechali po kolejnych dwudziestu minutach tłuczenia się na wybojach. Pensjonat był średniej wielkości budynkiem położonym nad jeziorem, okolony z jednej strony lasem, pozwalał niegdyś, przed Fenomenem, odetchnąć londyńczykom od zgiełku miasta. Przed Fenomenem, bo po Fenomenie klienci niechętnie zapuszczali się poza metropolię, lękając ataku zdziczałych Fenomenów.

Pensjonat należał do jednego z ważniejszych członków Towarzystwa - Joe Brennana i jego żony Sophie. Emma znała oboje. Joe był podstarzałym maklerem giełdowym, który nieźle zarobił na chaosie po Fenomenie i był nawet raz członkiem Rady Bezpieczeństwa Londynu w latach 2018-2022, który posiadał obecnie tę i kilkanaście innych nieruchomości w UK. A Sophie była Żagwią - hydromantką. Potrafiła oddziaływać na wodę. Również tą, w ludzkim ciele. Miała z tego tytułu spore problemy w przeszłości, ale Towarzystwo pomogło jej nauczyć się kontroli nad darem. A w zasadzie jego skrzydlaty założyciel przed swoim zniknięciem. Teraz Brennanowie byli opoką walki przeciwko BORBL i demonom, które przejęły nad nimi władzę.

Obawy, które Emma odczuwała, nieco zmalały, kiedy autobus wtoczył się na szeroki plac przed pensjonatem. Ujrzała tam busik Towarzystwa, stojącą przy nim Manda Mattsson. Wyraźnie ulżyło jej, gdy rozpoznała Aniołka za kierownicą.

Gemma obudziła się z cichym jękiem przestrachu, gdy pojazd zatrzymał się na placu okolonym mgłą znad jeziora. Przez chwilę dziewczynka rozglądała się, jak spłoszony szczeniak, po wnętrzu autobusu, nim przypomniała sobie gdzie jest.

- Dobra, młode damy - Freddie Dawson uśmiechał się do młodocianych pasażerek roztaczając swój ojczulkowski czar na dziewczynkach. Emma wiedziała, jak Aniołek potrafi roztopić serca ludzi i grać na ich uczuciach. Był w tym wirtuozem, jak na przykład Emma była mistrzynią w sprawach mistyczno - okultystycznych.

- To będzie przez chwilę wasz nowy dom. Póki nie będziecie bezpieczne. Zaraz dostaniecie coś ciepłego do picia. Potem wykombinujemy, co dalej. Nie ma jednak strachu. Tutaj są dobrzy ludzie, którzy zajmą się wami i nie dadzą zrobić nikomu krzywdy.

Emma chciałaby w to wierzyć. Gdzieś, w głębi serca, bała się że BORBL namierzy ich kryjówkę znacznie szybciej, niż by tego sobie życzyli.

Na widok mężczyzny, który wyłonił się z mglistego oparu nieco się zdziwiła. To był Fury. Ernest szedł z uśmiechem na swojej niezbyt przystojnej ale szczerej twarzy. Fury nie lubił mówić. Dlatego, że bardzo mocno się jąkał. Był jednak jednym z lepszych jasnowidzów, jakiego znała Emma. Szczerze - był najlepszy.

Tym razem, przygotował się do spotkania. Pokazał Emmie kartkę z bloku z napisem:

PRZYGOTOWAŁEM HERBATĘ. JEST W BUDYNKU. OGRZEJCIE SIĘ.

Potem odwrócił ją na drugą stronę.

ZARAZ TUTAJ BĘDĄ. RESZTA NASZYCH.

Aniołek uśmiechnął się do Emmy. Widać było napięcie w jego oczach.

- Zabiorę je do środka i ogarnę te małe diablice. Poczekaj na resztę.

Przed głównym wejściem do pensjonatu, budynku mogącego pomieścić jakieś sto osób - ze świetlicą, kuchnią, pokojami dla rodzin pojawił się Michael Mattsson wyraźnie widoczny w świetle padającym z budynku. Poza tym i kilkoma palącymi się na parterze żarówkami, nadal wszędzie panowała ciemność. Jasno miało zrobić się dopiero za godzinę. Zawołał siostrę, a ta pomachała tylko do niego i podbiegła do dziewcząt

- Dobra, młode damy. Idziemy. Nie stoimy tutaj. - Aniołek nie próżnował, próbując skierować zdenerwowane i zaspane dzieciaki w stronę ośrodka.

Gemma puściła się Emmy, którą do tej pory, nawet po tym, jak wyszły na zewnątrz, w rześki poranek. Zawahała się patrząc na Emmę wyczekująco.

- Chodź, mała - zawołał ją Aniołek. - Nie zostawiaj tutaj sama. Koleżanki tutaj czekają.

Nagle, nad ich głowami, rozległ się wyraźny szum. A potem w ziemię uderzył blask, niczym spadający pocisk rakietowy. Ale to nie był pocisk. To była świetlista, płonąca postać ze skrzydłami, niosąca coś w rękach.

Na jej widok Gemma przewróciła oczami i osunęła by się na ziemię, gdyby nie Emma, która chwyciła niemal instynktownie upadającą dziewczynkę. Reszta oszołomionych pasażerek wpatrywała się w anioła z otwartymi oczami.

Fury uśmiechnął się szeroko, Aniołek pokłonił nisko, podobnie jak Manda. To był Jehudiel. Otaczający go blask przygasł i anioł stał teraz, kilkanaście kroków od nich. Pochylił się i złożył coś na ziemi. Ciało Alicji. Okaleczone, martwe, całe we krwi. A potem, w mgnieniu oka, Jehudiel rozłożył płonące skrzydła i zniknął, pozostawiając za sobą ciepły podmuch powietrza. Pieczęć na ciele Emmy zalśniła pod ubraniem - blaskiem, który przenikał nawet przez koszulę. Gemma zakaszlała i otworzyła oczy, a z jej nosa popłynęła jasna krew. Dużo krwi.

- Zajmę się małą - Aniołek był już przy nich, szybko dostrzegając kogoś, komu potrzebna jest pomoc. - Idź do Kopaczki. Trzeba ją zabrać im z oczu.

Wymownie spojrzał na zszokowane dziewczynki, które niczym oniemiałe wpatrywały się w niebo lub miejsce, gdzie przed chwilą objawił się anioł. A w zasadzie jeden z Archaniołów, o czym oczywiście wiedzieli tylko najbardziej zaufani ludzie z Towarzystwa.

- Ne… ne .. nee..ee.. xu...xu...xuuu..sssss - Fury spojrzał na Emmę. - Jee… jeee… ddddd...dddzdzdz...iiii...eeee t..t...tuuuu.
 
Armiel jest offline