Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2021, 19:44   #17
Ribaldo
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację

“Żar Oeyna rozgrzewa me członki
A dusza wciąż z zimna drży
Mrokiem niezgłębionym wypełniony
Twarz złocistym promieniom powierzam”
Elegia “Duszy kośćca utyskiwanie”
autor nieznany



Ciało, serce i duszę moc aytheru przenika. Niewidoczne włókna pierwotnego ducha, poprzez skórę, mięśnie, ścięgna i kości, splecione na podobieństwo otuliny gęstej, abo siatki, co w całość każdy element materialny wiąże. Od chwili stworzenia każden byt jeden nim przesiąknięty i wypełniony. To on wszystko ożywia i w ruch wprawia. W nim skryte wigor, siła i jurność wszelka.

Guślarz ręce swe ku niebu wzniósł, palce szeroko rozchylając, jakby turzycy garść obfitą pragnął z wora spichrzowego nabrać. Nie ku ziarnom członki swe wyciągał, ale ku sile wiekuistej, co początek wszystkiemu dała i po dziś dzień mocą napełnia. Jeno palców drżenie znać dało, że ayther, co świat przenika ku niemu pasmami wątłymi z wolna napływać zaczął. I rozpostarł wróżbita swe ramiona, jak eygoz skrzydła swe potężne, gdy po niebie szybuje, abo ociec, co syna pod długiej rozłące wita. Palce mu się rozprostowały, jakby go piorun świetlisty trafił i ledwo się to stało, nucić on począł melodię prastarą. Tony te najmniejszym dzieciom już znane, gdyż prastarą modlitwą one były, co z dziada pradziada ludzie sobie przekazują. Logosu, echo to odległe, który w mrokach nicości wybrzmiał, by wszystko do istnienia powołać. Odbicie cudownego szeptu Kaytula, który głosem swym byty kształtował. Wybrzmiewający poza czasem i przestrzenią boski zaśpiew Pustki.
Melodię wnet Wrona podchwyciła, która prawą dłoń nad zimnym ciałem Baktygula wyciągnęła. Cztery palce w kierunku Animura, a kciuk w dół skierowała. Tymże sposobem aytherowym pasmom drogę wskazywała, jak doliny kamieniste spienionym wodom rzeki szlak wytyczają, tak ona z pomocą gestu pradawnego mistyczną energią zarządzała.
Animur, stracharz wiekowy, co jedną nogą już nad grobem stał, obie dłonie w kraterze obrzydliwym, przez który życie i dusza erzahlera uciekły, zanurzył. Głowę swą przy tym zadzierając wysoko, jakby na gwiazdy poglądał.

Ledwo zaśpiew guślarza posłyszeli, wnet mimowolnie przedwieczna pieśń także z ich gardeł jęła się dobywać. Melodia nie tylko ayther w drżenie wprawiała, ale takoż ciała ich i dusze, a nawet materię, co z niej kolibę wzniesiono.

Mrok gęsty wszystkie kąty chaty obsadzał. Kaganek tylko lichy, co u wezgłowia stał, chybotliwe światło dawał. W jego mizernych i drżących promieniach, lico Baktygula zdawało się pozory życia okazywać.
Łuda, to li tylko, czy też moc aytheru, która krążyła wokół i na podobieństwo liny konopnej cztery ciała łączyła.
Zaśpiew guślarza wzmógł się jakby co złego przed oczami ujrzał, abo frasunku potężnego na duszy doznał. Serce dwa razy zabić nie zdążyło, gdy pieśń prastara urwała się nagle. Nie tylko Aran zamilkł, ale i para stracharzy, jak za jego przykładem idąc nucenie porzuciła.

Wszystko to jednak, jakby poza nimi się stało, gdyż to ayther w skupieniu wielkim ich ciała wypełnił. Oczy ich, choć nadal w świecie materialnym bytowały, już nie na Oeynechen poglądały.
Ciemność wokół nich zgęstniała, na podobieństwo leguminy, co ją babki z turzycy i jagód wnukom przyrządzały.

Deszczowe powrozy z brutalną siłą strzechę koliby chłostały, a wiatr co ze wschodu dął jeszcze ich w tym dziele wspomagał, impetu nadając. Trójca, co rytuał celebrowała, trzasków i szumu wichury już nie słyszała. Uszy ich bowiem rozwarły się i już tylko skowyt i harmider bytów, co za kotarą, co światy rozdziela mieszkają, słyszały.

Bowiem, gdy tylko Animur łapska swe w pierś erzahlera wepchnął, a guślarz pospołu ze stracharką moc aytheru wezwał, rozchyliły się woale graniczne, co na podobieństwo miedzy sąsiedzkiej, światy przedzielają.




“Baczenie miej na sąsiadów swych, by ich licho, ni grzech żaden nie dopadły.”
poruczenie kabalarskie


Niczym sroka ciekawska przysiadła Morra na belce stropowej, co wzdłuż całej koliby biegła. Z wysokości doskonały widok na rytuał tyleż tajemny, co i plugawy miała. Któż to bowiem widział, żeby trupiszczowi w pełni obnażonemu z lubością się przyglądać. Gdyby w osadzie, choć jeden Siewca Pustki przebywał, to do takich herezji ohydnych, by nie dopuścił.

W sercu Morry ciekawość, poczucie obowiązku wobec naczelnika i matrony klanowej mieszały się pospołu z ekscytacją, że sferę tabu przekracza i na zakazane stracharskie praktyki pogląda.
Z początku nic w tym ciekawego nie było. Trójka co się wokół mar zebrała, z uwagą wielką i starannością obglądała każdy zakamarek ciała Baktygula. Oślizgłego coś w tym, było i ludzkiej godności przeczyło. Przy tem gęsią skórkę na plecach wywoływało i świadomość pobudzało, że się granice zakazane przekracza.
Gdy guślarz pieśń nucić zaczął, a starzec łapska bezceremonialnie w dziurę, co w piersi erzahlera mrokiem ziała wraził, Morra pojęła dlaczegóż timorizm wbrew prawu jest. Wiedziała, że lubieżny i obleśny uśmiech, szczerbatego starca, będzie się jej śnił po nocach. Prawdziwa kara za nadmierną ciekawość, co ją do koliby przywiodła.
Nurzając palce w trzewiach Baktygula, Animur zdawał się doświadczać ekstazy, jaką mogła, mężczyźnie tylko kobieta dać.

Kolibę ciemność wypełniła, jakby żywa ona była i własną świadomość posiadała. W każdym kącie i zakamarku, rozrastała się na podobieństwo chwasta ohydnego. Zlękła się lekko Morra i mocniej belki się chwyciła i właśnie w tej chwili go dostrzegła.

Siedział w kuckach, tuż przy jednej z ław, co wokół watry rozstawione były. Ledwie trzy kroki od mar na których Baktygul spoczywał. Liche i chybotliwe światło, co się z kaganka dobywało, nie pozwalało rysów twarzy dostrzec. Stąd też pewności Morra nie mogła mieć, kto zacz.
Wzrostem i sylwetką na kilkuletniego chłopca wyglądał. Czyżby to sam Baydur był, co go wszyscy szukają i Otokę na niego ogłosić chcą.

Zaśpiew, co go guślarz zanosił ucichł, jakby go kto nożem uciął. Kolibę jeszcze gęstszy mrok wypełnił, a przy tem chłód straszliwy, co nijak z tego świata pochodzić nie mógł.

Morra zadrżała, nie z zimna jednak. Lęk straszliwy całym jej ciałem wstrząsnął, gdy spostrzegła, że oczy chłopca, co się do koliby zakradł, jako ona sama, upiornym karminem płoną.

__________
Eygoz* - potężny ptak, który szybuje wysoko i praktycznie nigdy nie jest widziany na ziemi. Ma rozłożyste czarne skrzydła i długi karmazynowo-kobaltowy ogon, podobny do jaszczurzego, tylko składający się z piór. Dla molsuli i elbenów symbol wolności.

 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 22-10-2021 o 20:09.
Ribaldo jest offline