20-10-2021, 20:53
|
#18 |
Markiz de Szatie | Pokus zabić nie sposób, lecz okiełznać je można, jak narowistego gymroka
Przysłowie ludu Molsuli
Obleśna pieszczota ciało guślarza przenikała i zgorszenie wzbudzała. Pewnie dzięki temu, że serce i duszę miał szczere, do grzechu nieskłonne. Ta dwójka stracharzy zaraziła go swymi plugawemi myślami i żądzą, którą zwalczyć było niezwykle trudno w rytuale współuczestnicząc. By zeń się wyzwolić Aran musiałby całe misterium zerwać, oploty aytheru naruszając. A tego przecie nie pragnął. Wiedział, że tylko ich trójca objawić może znaki widome i projekcję wyznaczyć, która wielce tajemnic odkryć przed umysłami potrafiła i przyczynić się do sprawy nieodgadnionego mordu oraz okoliczności mu towarzyszących wyjaśnienia. Przemógł więc swą odrazę i dał się łechtać tym niecnym myślom i ukąszeniom jaszczurczym, co skórą swą ślizgłą, nieprzyjemny odruch rodziły jednocześnie w swym wyuzdanym, ponętnym źródle pierwotny bodziec ku rozkoszy rozpalały. Zatracał się w tym uniesieniu, szepty chwytając, które miast koić jeszcze więcej rozdrażnienia ofiarowały. Jak modlitwę, co z obrazoburczych ust płynie potokiem niewstrzymanym rażąc uszy i serce nieczystym wyziewem, tak tropiciel odczuwał fetor niegasnący z rozprutych trzewi qurboców wionący. Wzdrygał się na ten nieprzyjemny posmak, który nozdrza i podniebienie drażnił niemiłosiernie. W oszołomieniu zdawało mu się, że dostrzec może ślepia upiorne w srebrzystej osnowie. Czuł, że chłonąc ten obraz doznać może uszczerbku, lecz nie zważał na to zagrożenie. Zmysły, jakby uśpione i pieśni się poddające, dryfowały niebezpiecznie śladem krwi i rytmem serc, co w czarności były zatopione. Aranaeth niemal cały pochłonięty został przez ten trans dogłębnie jaźń penetrujący. Tylko znikomy jakiś odłamek duszy jego desperacko szukał sposobu, by z tej niewoli się wyswobodzić i okowa wiążące zerwać. Pozostawało zagadką, czy tyle sił potrafi w sobie odnaleźć, aby fałdy narastającego mroku sztyletem jasnej i czystej myśli zdoła przebóść…. |
| |