Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2021, 19:29   #56
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Singeltonowie cz.II



Tylko człowiek potrafił zawieść innych ludzi tak, że żadne słowo nie może wrócić wiary w sprawiedliwy świat. Przykład dali dziennikarze, Hale, Falls i Cannaday. Tylko brat przy niej trwał, gdy brakowało jej do czegokolwiek sił.

Po mało uprzejmej wymianie zdań między wszystkimi zainteresowanymi zeznaniami Singeltone’ów stronami Szeryf opuścił hall energicznym krokiem. Poszedł korytarzem przechodząc przez drzwi, prowadzące do głównej poczekalni. Chwilę po tym na korytarzu minął ich burmistrz Fitzgerald z jednym ze swoich przydupasów próbujących coś mówić. Znów zostali sami z Fallsem.

- Nie przejmujcie się moim szefem - mruknął policjant. - Taki mamy zawód, że zawsze próbujemy szukać rozwiązań, które innym nie przyszłyby nawet do głowy. Wiem, że to nie jest właściwa pora, ale może chcecie czegoś się napić. Możemy pójść na posterunek. Poproszę lekarza, by tam dzwonił w sprawie waszej mamy. Teraz ją operują. Możemy jedynie czekać.

Daryll odetchnął gdy Hale zniknął z pola widzenia. Jego obecność była dla chłopaka przytłaczająca, na chwilę zapomniał o tym co się stało się z mamą. Zastępcy szeryfa też nie ufał, ale ten w odróżnieniu od swojego szefa nie wydawał tak obłudny i fałszywy.

- Panie Falls – zaczął nieśmiało chłopak. Uszedł z niego gniew więc każde słowo wypowiadał cicho i powoli jakby się wstydził albo był lekko upośledzony

– A co jeśli ten morderca…przecież mama mogła go rozpoznać…a co jeśli on tu przyjdzie, żeby….no wie pan. Nie powinniście jej pilnować?

- Myślę, że szeryf o tym pomyślał. Ale w miasteczku służy dziewięciu policjantów. Ja, po służbie, mogę jej przypilnować. Nie widzę problemu.
Słysząc podjęty temat Wi znowu opadła na miejsce, z którego podniosła się tylko do rozmowy z szeryfem Hale'm. Było jej ciężko i coraz dotkliwiej odczuwała wypierany z głowy strach oraz piętrzące się przed nią obowiązki. Daryll, który nie radził sobie z emocjami i nie umiał rozmawiać z dorosłymi wcale nie pomagał, a nie mogła go zostawić. W zasadzie, przecież nie chciała. Jakby każde rozstanie z bratem miało sprawić, że już go więcej nie zobaczy. Nie zobaczy mamy. Nie wróci do domu. Dziewczyna zaczęła ciężko oddychać jakby wszystko wokół zabierało jej powietrze. Skuliła się na krześle i objęła rękami swoje własne ramiona. Musiała się uspokoić, wymyślić plan… Nie dać się porwać w wir szaleństwa.

Daryll zapewne sądził, że to Wii zdecyduje za nich oboje czy zostaną w szpitalu, czy może jednak poczekają na komisariacie. On sam musiał mieć mieszane uczucia, bo przecież nienawidził szpitali ale nie miał też najmniejszej ochoty wchodzić do jaskini lwa, gdzie urzędował szeryf Hale. Wyglądało na to, że prześladowało go paranoiczne przeczucie, że gliniarze chcą go zwabić tam podstępem, by ominąć procedury o których wspominała Wikwaya. Kiedy zobaczył, w jakim stanie jest jego starsza siostra podrapał się nerwowo po blond czuprynie, próbując samemu podjąć jakąś rozsądną decyzję.

- No dobrze, pójdziemy z panem na komisariat. Tylko chciałbym najpierw porozmawiać z siostrą sam na sam.

Kiedy Falls już odszedł by zostawić im trochę prywatności, szesnastolatek przykucnął naprzeciwko Wi. Przy niej czuł się normalnie, nie plątał mu się język, mógł wyrażać swoje myśli swobodnie, bez irytujących pauz, jąkania się i ledwo słyszalnych szeptów. Gdy już nawiązał z siostrą kontakt wzrokowy, zwrócił się do niej łagodnym i uspokajającym tonem, który sam go zaskoczył, bo jeszcze przed chwilą miał ochotę w gniewie rzucić się na szeryfa i przegryźć mu tętnicę szyjną.

- Wi, słyszałaś co mówił doktor Cannaday. Jest lepiej niż myśleliśmy, mama z tego wyjdzie, zobaczysz. Niedługo do nas wróci i cały ten pieprzony koszmar się skończy.

Wyciągnął rękę i wsunął swoje palce między jej palce, chciał, żeby wiedziała, że Daryll jest zawsze blisko i może ona na niego liczyć. Obiecał ją przecież bronić i zamierzał dotrzymać danego słowa.

- Trzymajmy się planu siostrzyczko. Sprawdzimy pokój tego dziwnego faceta o którym wspominałaś, a jak nic nie znajdziemy, pójdziemy nad rzekę.
Zawahał się na chwilę, ale nie rozluźnił uścisku.

- Jest jeszcze jedna sprawa. Mam złe przeczucia co do szeryfa Hale’a. Nie mogę udowodnić swojego alibi, bo byłem wtedy sam w warsztacie. Gdyby coś się stało, gdyby się okazało, że znaleźli na mnie jakieś dowody, to nie wierz w to co mówią. Nie skrzywdziłbym Mary. Nigdy. Nikogo bym nie skrzywdził, nawet tego przygłupa Chase’a.

Indianka skinęła głową. Zrozumiała. Uwierzyła. Potwierdziła. Odezwać się zdołała jednak po dłuższej chwili i wiele można było zarzucić składności jej wypowiedzi:

- Ja… Dobrze. Pójdziemy, gdzie zechcesz. Bo… może to ja jakoś zawiniłam w tym wszystkim. Ciężko mi przeniknąć tam, gdzie nie niesie się głos. Czasami przychodzą wizję, ale one nigdy nie są tak plastyczne jak te z ostatnich dni i nocy. Nie wiem, co mam im powiedzieć, nikt nie zrozumie, nie uwierzy. Jestem tylko pewna jednej rzeczy - nie chce się z tobą rozdzielać.- W jej oczach stanęły łzy.

- Ja z tobą też – odpowiedział Daryll i wtedy przypomniał sobie o czym pomyślał, kiedy rozmawiał z szeryfem. Żeby uciec, zniknąć, zanim szef policji w desperacji uzna, że to jednak młody Singelton zaszlachtował swoją koleżankę. Najpierw sam siebie przekona, że to musi być prawda, a potem w dobrej wierze podrzuci dowody żeby przyśpieszyć i zakończyć śledztwo. I choć wydawało się to mało prawdopodobne, szesnastolatek zaczął popadać w paranoję. Wii święcie wierzyła w moc snów, on w to że ludzie potrafią być najgorszymi skurwysynami zdolnymi do wszystkiego.

Daryll zrozumiał, że nie może jednak uciec. Zostawić swojej siostry samej, złamać danej obietnicy. Kochał ją nad życie, a ostatnie dni mu o tym przypomniały. To dla niej i dla mamy przecież walczył o to by nie paść z chłodu i wycieńczenia w lesie. Uciekał już tyle razy, zaszywając w górach, nie mógł zrobić tego ponownie. Nie, kiedy w Twin Oaks grasował psychopata z nożem.
Podniósł się z klęczek a potem mocno ją przytulił. Niepewnie rozluźniła przykurczone przy ciele kończyny i też odpowiedziała uściskiem.

- I w niczym nie zawiniłaś Wii, nawet tak nie myśl. Jesteś najmądrzejszą osobą jaką znam. Jeśli ktoś może rozgryźć dlaczego zaatakowano mamę, to tylko ty. Chodźmy na komisariat. Falls wydaje się w porządku. Może powie nam coś więcej jak go podpytasz?

- Spróbuję.

Ruszyli we dwoje, tak że czekający na nich na zewnątrz tłum mógł tylko zobaczyć jak rodzina Singelton nie pozwala się rozdzielić.

 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 21-10-2021 o 19:32.
rudaad jest offline