Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2021, 21:55   #5
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 03 - 2052.10.01; wt; zmierzch

Czas: 2052.10.01; wt; zmierzch
Miejsce: Detroit; Wixom; zachodnie Walled Lake; dom pogrzebowy
Warunki: wnętrze domu; jasno, umiarkowanie, na zewnątrz jasno, zimno, pogodnie, d.si.wiatr



- Aha… To jutro jest spotkanie z tymi z Ligi? Aha… To kto z was tam pojedzie? - Ash z zaciekawieniem słuchał jak reszta, głównie Skaza, zdawała mu relację z tego powrotu do Browna. Słuchał, uśmiechał się i kiwał głową. To było niesamowity skok jakościowy! Parę dni temu byli ledwo tam znajomą i tolerowaną bandą z runnerowego pogranicza a teraz ich sam Brown gościł, poił markowym alkiem, miał dla nich czas i uwagę, organizował im spotkania z typkami z Ligi… No to było coś! Co prawda gdzieś tam nad głowami wisiał ten miecz zadania jakiego się podjęli ale na razie był jeszcze niewidzialny i mieli swoje pięć minut uwagi Browna i jego ludzi.

- Szkoda, że cię nie było Ash! Żebyś widział Śnieżkę w akcji! Brown normalnie jadł jej z ręki! Zażyczyła sobie smarfton z działającą kamerą. Czaisz?! Od Browna! Smartfon, za friko! Działający a nie jakiś złom! - Lola stanęła za Lucy, łapiąc ją za ramiona i lekko potrząsnęła aby pokazać Ashowi, że chodzi właśnie o tą dziewczynę co tak sobie śmiało poczynała z szefem ich rejonu.

- I co? - Ash łyknął przynętę po całości. Za taką bezczelność to Brown powinien kazać nauczyć takiego młodziaka jak Lucy moresu. Ba! Jak każdy z The Mourners był takim młodziakiem! Tak by to pewnie wyglądało jeszcze parę dni temu.

- I jej dał! Posłał Hooka i jej przyniósł! Pokaż mu Lucy! - Skaza roześmiał się a wraz z nim pozostali. Aaron też się uśmiechnął ale spojrzał wyczekująco na albinoskę ciekaw tego nowego gambla. Zwłaszcza, że to było coś technicznego czyli takie jakie lubił najbardziej. Lucy zyskała okazję aby wreszcie dojść do głosu i samej opowiedzieć jak to było i jak to gadała z Brownem, jak jej Hook przyniósł i wręczył smartfona no i w ogóle całą resztę. A Ash słuchał i czasem spoglądał na innych gdy ci coś wtrącali od siebie.

- Hej! Zobaczcie na Manfreda i Johnson! Ale ich zawiewa! - Geronimo co stał najbliżej okna zawołał ich jakby właśnie dojrzał coś ciekawego. Faktycznie wiało jak już wyjeżdżali z rzeźni Browna. Całkiem mocno. Ulewa się skończyła zostawiając za sobą błotnisty świat pełen kałuż to teraz wiać zaczęło więc szkoda było wychodzić na zewnątrz. Na szczęście byli w miarę ogrzanym i mało przewiewnym wnętrzu to sytuacja na zewnątrz robiła się nieco abstrakcyjna. Przynajmniej póki nie trzeba było wychodzić.

- Faktycznie. Manfredowi zaraz kieckę zerwie. - zaśmiał się Skaza obserwujac dwie cudaczne sylwetki idące pod silny wiatr przez te mokre ulice. I wyglądało to nawet zabawnie. Właściwie byli sąsiadami. Ta dziwna dwójka mieszkała parę domów dalej ale na tej samej ulicy. Rzucali się w oczy tak samo jak to, że na pewno nie są Runnerami. Nie mieli ani skórzanych kurtek ani jakichś wojskowych elementów ubioru w jakich ci się lubowali. Wyglądali jak para cudaków. Manfred był mężczyzną. Tego byli prawie pewni. Miał wygląd hipissa i to już nie najmłodszego. Nosił pacyfki i symbole anarchii, lubił kolorowe przepaski na swoje czarne, falujące włosy. A w lecie wianki. Lubił też chodzić w spódnicach. Zwłaszcza w takich długich, kwietnych i kolorowych. A w lecie bluzki z rozpiętymi górnymi guzikami aby widać było dekolt jakiego nie miał ale nie przeszkadzało mu to chodzić w staniku. Teraz właśnie też miał taką długą spódnicę i wiatr szarpał nią jak flagą. Tak samo jak jego długimi, czarnymi włosami.

Johnson była jakby w drugą mańkę. A może tą samą? O ile po głosie i twarzy Manfreda dało się poznać, że mimo wszystko to mężczyzna to u niej, że to ona a nie on. Ale nosiła krótkie włosy, do tego zwykle przylizane i zaczesane do tyłu. I dla odmiany chyba zawsze chodziła w spodniach i preferowała męskie ubrania i styl. Więc z daleka albo po ciemku można ją łatwo było wziąć za mężczyznę. Oboje mieszkali razem i cy to jest para, brat i siostra czy jeszcze jakaś inna relacja ich wiązała to właściwie nie było wiadomo. Skaza oraz chyba wszyscy w okolicy traktowali ich jak parę nieszkodliwych dziwaków. Ot, taki obiekt do pożartowania, pośmiania się, może paru wyzwisk czy drwin. Ale mniej więcej ich tolerowano. W końcu mieli najlepsze zioło w okolicy i to prawie w sąsiednim domu. A Runnerzy zawsze potrafili docenić dobre zioło i tych co je mieli. Teraz ta parka oryginałów chyba wracała do siebie zmagając się z wiatrem.

- Hej Johnson! Twojej dziewczynie kieckę podwiewa! Majtki jej widać! - Geronimo musiał być w świetnym humorze gdy otworzył okno pomimo tej zawieruchu na zewnątrz i wykrzyczał swoją żartobliwą uwagę. Skaza i Lola zarechotali rozbawieni a Ash się uśmiechnął.

- Zamknij okno bo pizga. - poprosił irokeza bo wraz z otwartym oknem ten zimny wiatr wdarł się do środka. Geronimo posłuchał i zaczął zamykać okno ale nie skończył. Wraz z wiatrem wdarł się nowy dźwięk jaki każdy mieszkaniec miasta rozpoznałby od razu. Dźwięk rozpędzonego silnika. Od razu poczuli znajomy dreszcz i zamiast zamknąć okno otworzyli je ponownie.

- Zbliża się. - mruknęła Lola próbując się przepchnąć między chłopaków. Ale Skaza i Geronimo zajęli całą szerokość otwartego okna więc stanęła obok. Manfred i Johnson też się odwrócili bo to coś nadjeżdżało od ich tylnej strony. Już widać było światła prującej osobówki. Zasuwała jak na wyścigu i zaraz miała przejechać tuż przed frontem dawnego zakładu pogrzebowego.

- Ale zasuwa! - mruknął Xavier patrząc z zaciekawionym wzrokiem na zbliżające się z wielką prędkością auto.

- Hej! To jakiś brudas! - pierwszy wykrzyczał swoje zaskoczenie i oburzenie Roger. Ale wszyscy prawie w tym samym momencie ujrzeli, że mijająca ich rajdówka nosi symbole Camino Real. Wszyscy wiedzieli, że Runnersi i Camino nie pałają do siebie miłością. Do tego kolorowi z Camino chyba nie pałali miłością do nikogo kto nie był z Camino, zwłaszcza jak nie był kolorowy. Oba wielkie gangi na przemian to toczyły ze sobą otwartą wojnę to zawierały zawieszenie broni ale przyjaźni między nimi nigdy nie było. A teraz ktoś od nich pruł przez runnerową ulicę jakby był u siebie! Ale przed oknami śmignął im po ulicy tak szybko, że właściwie nic nie zdążyli zrobić. Widzieli tylko jego oddalający się kufer. A potem się na ich oczach wypieprzył. I to jak! Całkiem malowniczo, jak na prawdziwym wyścigu Ligi! Coś podskoczył na czymś, zarzuciło go, kierowca nie zdążył wyrównać gdy maszyna obróciła się i zaczęła sunąć bokiem a w tym krytycznym momencie znów natrafiła na jakiś garb czy inny krawężnik bo zarzuciło ja i zaczęła koziołkować. Dachowanie skończyła na boku po przebiciu się do jednego z sąsiednich posesji. Tam znieruchomiała. I zaczęła się pogrążać w bagnistym podłożu. Zaczęły ją wciągać jak ruchome piaski. Manfred i Johnson chyba byli tak samo zaskoczeni tym wszystkim jak The Mourners. Ale jak po tej ulicznej kraksie nagle znów zrobiło się pusto i nieruchomo, jak ryk rajdowego silnika umilkł i było słychać tylko ten hulający, zimny wiatr to ich ocuciło. I zaczęli biec w stronę tonącej maszyny.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline