22-10-2021, 21:02
|
#21 |
Markiz de Szatie | Który to rok?!
buja się nasza tratwa
na wzrosłej fali…
poezja ludu Molsuli
Ofiara… ileż razy tropiciel, z namaszczeniem i szacunkiem traktował stworzenia aytherem nasycone, swoich duchowych przewodników i współbraci. Cierpień nadto nie chciał im przysparzać, choć żywoty ich poświęcał dla guślarskiej praktyki, nigdy tej krwi nie przelewał więcej, niźli była potrzeba. Wielkim poszanowaniem szczególnie Qurboci obdarzał i kilkukrotnie w swym życiu zdało mu się, że łączy go z tymi istotami jakaś pradawna więź, że z jednej macierzy swój początek wywiedli. Kolebką ich był wodnostan, skąd w swe drogi wyruszyli, ale przecinały się one później na styku światów i wrażenie wspólnoty wywoływały. Teraz kiedy wędrówkę odbywał w krainę cieni widnosennych się zapuszczając poruszony został obrazem, który łamał tabu odwieczne, gniew i odrazę w nim wzbudził niepomierną. Któż się dopuszczał takiego czynu, co świętości łamał i przyrodzonej czci zwierzętom ujmował? Któż takie szkaradne wypaczenie i w jakimże celu podjął? Za kotarę tajemną Aran chciał weźrzeć i poznać te haniebne źródło onej praktyki, które na Trójświat mogło spłynąć falą wezbraną i zaburzyć ład istniejący. Równocześnie dreszcz jego ciało przeszył, jakby nieznany byt, skryty za fałdą mroku już tylko czekał na nieostrożny ruch tropiciela i do zakamarków jego jaźni szykował się wtargnąć, by umysł Molsuli zwyrodniale rozpłatać.
Jednakże zadygotał i zadrżał z inszego powodu. Otóż bowiem skurcze bolesne jęły targać jego ciałem, chocia przecie w transie był zatopion. Oszołomiony pomyślał, że świadkiem kreacji jest z budulca pradawnego - słów boskiego pochodzenia. Naraz spłynął na niego mroźny powiew, co lodową taflą mógłby w jednej chwili ogromne połacie odmętów skuć. Cienie z popiołu ulepione ślepia w niego wlepiały i każdy ruch śledziły uważnie. W oddali zaś, gdzieś hen, hen daleko, poza wszelką granicą poznania - krzyk. Jęk i kwilenie dziecięce, kotary światów na strzępy targało.
Pierwszy raz z takim zjawiskiem zetknął się guślarz, instynkt podpowiadał, by uciec, skryć się gdzieś poza wzrokiem mar i duszysk, by zbytnio ich ku sobie nie przyciągnąć. Słyszał przecie historie o Jurguzi, co przekleństwem potrafili się stać i granicę światów przekraczać ku ludzkiemu utrapieniu. Siłą woli powstrzymał ochotę, by ayther rozproszyć i w gwałtownym spazmie, granicę Topieli na powrót spróbować przekroczyć. Zresztą otoczenie falowało, szary błękit począł mieszać się z innymi barwami, nawet okiem chwytał przebłyski, co zgrozę szkarłatu ukazywały. Materie te rwać się poczęły i wyglądało na to, że tylko odnalezienie stracharzy dawało mu nadzieję, by zszyć ten obraz, choćby niewprawnym ściegiem, tak aby objawił możliwy zaczątek tego całego chaosu zdarzeń…
Ostatnio edytowane przez Deszatie : 22-10-2021 o 22:16.
|
| |