Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2021, 21:03   #449
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Festag; zmierzch; tawerna “Pod pełnymi żaglami”

Spotkanie Joachima z Pirorą

- Całkiem przyjemne miejsce - uśmiechnął się młody czarodziej, kiedy zajęli stolik w tawernie Pod Pełnymi Żaglami, upewniając się że nikt koło nie siedzi i nie muszą obawiać się podsłuchiwania. Choć nie był pewien czy i tak powinien tutaj mówić o pewnych kwestiach zbyt otwarcie...

- Nie mieliśmy czasu porozmawiać zbyt wiele na naszym poprzednim spotkaniu, a widzę że chociaż dopiero przybyłem do miasta mamy już pewnych wspólnych znajomych Pani Piroro? Pani chyba też nie jest tutaj od dawna? - spytał się, potem jak zamówili coś do picia.

- No przedostatnim spotkaniu było wiele rzeczy do omówienia niestety nie starczyło czasu na zapoznania i ploteczki towarzyskie. - Szlachcianka przytaknęła mężczyźnie. - Owszem przybyłam parę tygodni temu i sama jestem dosyć nowa w tutejszych kręgach ale dzięki rodzinie jakoś sobie radzę.

- No tak, dla mnie też dużo nowych wrażeń, jesteśmy chyba dość różnorodną grupą ale rozumiem że spaja nas przywództwo Starszego. -Joachim powoli spijał wino, próbując wyrobić sobie opinię na temat rozmówczyni.
- I jakie są Pani wrażenia z tego kilkutygodniowego pobytu? Widzę że mamy już pewnych wspólnych znajomych np. Panienkę van Hansen, goszczę na razie u jej rodziny. Zakładam że pewnie połączyły was wspólne zainteresowania… rozrywki? - spytał z nutą ciekawości w głosie.

- Ach pannę van Hansen poznałam dopiero dzisiaj, Do tej pory o niej tylko słyszałam, podobno jej rodzina ma najwięcej kontaktów w mieście. - Pirora odpowiedziała i opowiedziała nowemu bratu o plotkach i powiązaniach między van Hansenami oraz van Zee oraz innych animozjach między rodzinami szlacheckimi jakie udało jej się dowiedzieć z opowiastek wśród różnych grup społecznych.

- A co cię w ogóle sprowadza na północ? Ja miałam z wycieczkę z ojcem ale sprawy rodzinne zmusiły go do powrotu do Averlandu. Ja miałam wybór -zostać tutaj na samo utrzymanie albo wrócić do Middelheim do mojej bardzo religijnej ciotki. - Pirora streściła swoja historię.

Czarodziej z zainteresowaniem słuchał informacji, próbując jak najwięcej zapamiętać.
- Hmm, czyli rodziny Van Hansen oraz van Zee mają w mieście największą władzę.
- A co do religijnej ciotki to nie dziwię się, że wybrałaś wolność zamiast nadzoru rodziny, oni pewnie tłamsili twój potencjał. Ja ukończyłem kilka miesięcy temu moje szkolenie w Kolegium Niebios i już też nie muszę przy moim mistrzu siedzieć. W Neues nie ma żadnego oficjalnego przedstawiciela Kolegium, więc zostałem tu wysłany… daleko od centrum Imperium dzieją się różne dziwne rzeczy. Na przykład usłyszałem już plotki o jakieś syrenie porywającej marynarzy.

- Ach to, zabobony jak ich wiele, zniknie jakiś marynarz i zaraz że go potwor morski zjadł. Osobiście nie wierzę w takie historyjki ale gawiedź miejska ma o czym rozmawiać. Artyści mają swoją muzę do wyrobów które mieszkańcy kupują by wspominać ten czas za parę lat kiedy w zapomnienie odejdzie. - Pirora pokazałą sceptycyzm w stosnku co do syreny.

- Powiedz ty mi w miare szczerze, skoro kolegium cię przyznało to chyba powinno dać ci stancje w mieście, dlaczego w takim razie jesteś na garnuszku van Hansenów? Nie zrozum mnie źle jest to jeden z najlepszych garnuszków w mieście ale jedna.. - Pirora pozostawiła pole do odpowiedzi koledzę.

- Hm, myślę że to tymczasowa sytuacja, za moje stypendium z Kolegium mógłbym coś wynająć…. ale oni są zainteresowani na razie moją astrologią, a zgodzisz się że to byliby bardzo użyteczni przyjaciele tutaj…. a tobie jak się mieszka w tej tawernie, masz zamiast długo tu przebywać? Ja się pewnie też będę za jakąś prywatną kwaterą rozglądał.

- Czekam na sfinalizowanie transakcji, wypatrzyłam sobie kamienice blisko centrum miasta. Dużo miejsca, wszędzie blisko. Miejsce na pracownię malarską będę miała bo bogowie mi świadkiem że oddawanie się moim zainteresowaniom w małym pokoju jest uciążliwe. - Słowa o ‘oddawaniu się swoim zainteresowaniom’ można było rozumieć dwojako z jednej strony szlachcianka uchodziła za malarkę z drugiej była slaneszystką więc mogło chodzić o coś bardziej przyziemnego.

Joachim uśmiechnął się, podnosząc butelkę. Pirora robiła wrażenie interesującej osoby, jak na wyznawczynię Pana Rozkoszy wydawała się całkiem twardo stąpać po ziemi. No, ale on w sumie nigdy jeszcze nie poznał nikogo z nich bliżej. Pewnie stereotypy kompletnych degeneratów to była imperialna i sigmarycka propaganda.
- Może trochę jeszcze wytrawnego z Carcasonne? Mój mistrz pochodzi z Bretonii i zaraził mnie sympatią do rodzimych trunków..
- A i rzeczywiście, podobnie jak magowie wy artyści potrzebujecie przestrzeni do pracy. Chętnie bym zobaczył twoje obrazy. - Stwierdził że skoro szlachcianka zaczęła mówić do niego na ty to on też może. Nie był w końcu byle kim.
- Twoje zainteresowania to rozumiem głównie malowanie? - dopytał.

- Malowanie to moje ulubione zainteresowanie - Powiedziała podstawiając swój kufelek do napełnienia. - Co do reszty to przychodzą i odchodzą jak sezony, być może za jakiś czas spróbuje swoich sił w pisarstwie. Na razie zbieram materiały. No i Versana myślała nad zorganizowaniu mi galerii. Powiedzmy że pomysł rozwija i metamorfozuje co parę dni. - Blondynka wyjaśniła plany szlachcianek apropo teatru a potem najnowszy pomysł klubu dla szlachetnie urodzonych kobiet miasta który miałby być odpowiedzią na ten funkcjonujący klub dla tutejszych dżentelmenów.

- Hmm.. ambitne plany, a o tym klubie dla dżentelmenów to nie słyszałem. W sumie dlaczego malarstwo czy teatr miałoby być interesujące tylko dla przedstawicieli jednej płci? - zauważył czarodziej.

- Ach nie zrozumiałeś mnie, teatr i galeria są aktualnie planowane przez nas bo nikt o tym wcześniej nie pomyślał, jak najbardziej będzie tam miejsce dla wszystkich zainteresowanych. Ale póki co szukamy funduszy w naszych sakiewkach. - Pirora wyjaśniła dokładniej. - Choć płeć męska rzadziej interesuje się kulturą.

- Szczytna idea… ja jestem bardziej uczonym niż artystą, ale popieram. Myślę, że miejscowa szlachta jak rodzina Hansenów byłaby naturalnym kandydatami na patronów...może ja nawet też mógłbym coś dołożyć? - Złożył ręce w geście zrozumienia dla tych pomysłów. Reszta kolacji minęła im w sympatycznej atmosferze, choć nie poruszali wprost tematów związanych z kultem.


************************************************** ******************

Po kolacji z Pirorą poprosił swojego służącego, Svena, by rozejrzał się za jakimś odpowiednim domem dla niego, najlepiej trochę na uboczu żeby miał tam warunki do badań. Mieszkanie u Hansenów na dłuższą metę mogło okazać się problematyczne. Ten typek o szczurzej twarzy tak naprawdę był byłym paserem który dołączył do świty czarodzieja uciekając przed sprawiedliwością, mógł więc być przydatny w różnych sprawach i pewnie też umiał trzymać język za zębami.

Na niebie było trochę chmur, ale wyszedł na balkon rezydencji van Hansenów zając się obserwacją astrologiczną. Uczył się badać przyszłość na podstawie ruchów ciał niebieskich, ale wiedział też, że jego patron Tzeentch ma władzę tkania losów człowieczych, wiec zmówił do niego szeptem krótką modlitwę. Z jego obserwacji, którym pomógł podstawowym dla Kolegium Niebios zaklęciem wróżbiarskim, wynikło że te zaginięcia marynarzy mogły nie być przypadkiem i jakaś moc związana z morzem mogła być z nimi powiązana... Rano miał zamiar przekazać te informacje Lady van Hansen i powiedzieć jej że będzie badać tę sprawę. Gdyby ją rozwiązał jego reputacja w mieście na pewno wiele by zyskała...


************************************************** ********


Wellentag; przedpołudnie; dom Aarona


Astromanta z ciekawością przyglądał się towarzyszowi ze zboru, który podobnie jak on, był jednym z budzących grozę w Imperium Czarnych Magistrów - tych którzy ukończyli szkolenie w Kolegiach a potem zrozumieli prawdę. Prawdę, że jeśli źródłem magii jest Chaos, to walka z władającymi nim potęgami pozbawiona jest sensu i lepiej z nimi się sprzymierzyć, zamiast być psem na smyczy Imperium i Kleru. Aaron wyglądał wprawdzie bardziej na jakiegoś obwiesia niż maga, ale wiedział że w takich kwestiach pozory mogą mylić, jego mistrz starał się go tego nauczyć.

- A faktycznie nie przychodzę z pustymi rękoma. Taki ziąb, że nawet wziąłem małą butelkę bretońskiego - uśmiechnął się, wyciągając wino. Starał się nie okazywać że jest mu zimno, przynajmniej Aaron rozpalał w kominku. Czy nie stać go było na służącego?

- Ja studiowałem w Kolegium Niebios, jeśli nie widać po kolorze moich szat, a ty w Bursztynie? Z nimi miałem mało kontaktu. Rozumiem, że podobnie jak ja zrozumiałeś prawdę i służysz Panowi Przemian. Wiesz może jak wielu takich jak my jest w tym mieście? Dopiero tu przybyłem więc jeszcze rozeznaje się w sytuacji. Ale Starszy wydaje się nad wszystkim panować.

- Tak, tak, Starszy jest bardzo mądry. I cwany. Bez niego już dawno by się wszystko rozpadło. Zawsze wie co robić. I trochę tak jak ojciec albo mistrz. Coś pogada, zawsze można go o coś zapytać no i w ogóle. Dba o nas. No ale i wymaga. Teraz to wszystko wokół tych kazamat się kręci. - Aaron zrobił się całkiem jowialny i przyjacielski gdy okazało się, że nowy kolega nie jest jakimś gruboskórnym niewychowanym chamem i przyszedł z butelką poczęstunku na dobre rozpoczęcie znajomości. Szybko rozpracował początek butelki do obu kubków i wzniósł toast “za spotkanie!”. Po czym bez wahania upił pewnie z połowę swojego kubka.

- Takich jak my? Znaczy magów? To chyba nie ma zbyt dużo. Nie wiem czy jacyś w ogóle są. U tych odmieńców w jaskiniach jest jakaś wiedźma. Ale nie wiem czy ona ma jakąś moc czy po prostu znachorka jakaś. Nie byłem tam. Strupasa się pytaj on tam bywał najwięcej. A tak to nie jest Altdorf, tutaj magów mało jest. - zamyślił się nad tym pytaniem i chyba nie uważał, że reprezentują najpowszechniejszy zawód w tym mieście. Wręcz przeciwnie. Jakoś od ręki nie umiał wymienić jakiegokolwiek innego maga.

- A ja to nie, nie z Bursztynu. Co pewnie przez tą brodę co? Tak, pewnie tak. Też bym pewnie tak pomyślał. - zaśmiał się gładząc swoją rozczochraną brodę nadającą mu dziki wygląd. Chyba świetnie rozumiał dlaczego Johan pytał właśnie o zwierzęce kolegium.

- Ja to z Cienia jestem. Przynajmniej byłem. Szkolili mnie tam. Próbowali. Ale wiesz, zbyt krnąbrny byłem no i się skończyło rumakowanie. - uśmiechnął się niezbyt wesoło rozkładając ręce. No i wzniósł kubek z winem po raz kolejny kończąc go bo odkorkował butelkę i znów sobie nalał. Skierował ją pytająco do siedzącego po drugiej stronie kuchennego stołu kolegi.

Astromanta pił wolniej, więc wskazał że jego kubek jeszcze nie jest pusty. Powstrzymał się od drwiącego uśmiechu. Kolegium Cienia, ciekawe… czyżby jego nowy znajomy wyleciał przez problemy z piciem… nie pasował do stereotypu, bo tamci mieli opinię bardzo zdyscyplinowanych, w końcu byli to magowie szpiedzy.
- Dziękuję, chodziło mi mniej o samych magów a bardziej o wyznawców Pana Przemian… pewnie najwięcej z nich to ci mutanci poza miastem o których wspomniałeś? A wiesz może którego patrona wyznaje nasz przywódca?
A i faktycznie, kwestia uwolnienia wieszczki z kazamatów wydaje się być priorytetowa, czy też zostałeś zaangażowany w tę misję?

- To zależy jak liczyć to zaangażowanie. - roześmiał się rozczochraniec, upijając kolejny łyk ze swojego kubka. Wstrzemięźliwość kolegi jakoś go nie krępowała.

- No zresztą sam widziałeś na statku. W środku są tylko Łasica i Egon. Egon dopiero co się tam dostał bo jeszcze tydzień temu tam nie był. Chyba… No to w ogóle tylko Łasicę tam mieliśmy. No i Silny. Silny jeździ tam z dostawą raz na tydzień. Ale nie tak łatwo się dostać do miejskich lochów w środku zimy. Trzeba czatować na jakąś fuchę do obsadzenia. Tak o to się tam nie da wejść. W końcu to miejskie lochy. - powiedział luźnym, trochę niedbałym tonem. Widocznie nie uważał dostanie się do kazamat za coś równie prostego jak dostanie się do karczmy albo tawerny.

- A reszta odciąża ich jak może. Sam widzisz. Pilnujemy Gustawa na zmianę, robimy inne rzeczy, no z tą kryjówką nową to też słyszałeś. A jeszcze jest cała masa innych spraw. Ja tu ostatnio teksty tłumaczyłem. Z klasycznego na nasze. Widzisz, jeszcze trochę zostało. Właściwie to chyba powinienem to spalić… - gospodarz bawił się nieco swoim kubkiem gdy mówił jakby oprowadzał nowego gościa po mieście i sprawach kultu. Na koniec pokazał na jakąś pogryzdaną kartkę z kleksami jaka leżała na stole. I się chyba właśnie zreflektował, że nie powinna.

- A inne grupy no to nie wiem. Może są jakieś. Może nie ma. Ja o żadnej innej nie wiem. Tylko tych co widziałeś wczoraj. Czy tam przedwczoraj. - potrząsnął głową i dał znać, że nie zna innych kultystów poza własną grupą i chyba nawet niezbyt go to interesowało czy są jeszcze jacyś czy nie.

Joachim z ciekawością spojrzał na kartkę leżącą na stole, usiłując coś z niej odczytać.
- Tłumaczysz teksty? Interesujące, ja liznąłem trochę klasycznego, ale przyznam że do pełnej biegłości trochę mi brakuje. No i kim jest Gustav i czemu musimy go pilnować? Wybacz, ale najwyraźniej jeszcze tutaj nie we wszystkim jestem zorientowany. - Czarodziej próbował te wszystkie informacje ułożyć sobie w głowie.

Z kartki niewiele mógł Johan rozczytać. Raz, że pismo nie było zbyt ładne i wyraźne a dwa, że chyba jednak mogło być napisane w klasycznym. Wyłapał tylko wyraz “transmutatio” jaki wydał mu się w miarę zrozumiały.

- Właściwie nie tłumaczę. No ale jak Starszy kazał no to cóż… - prychnął z rozbawieniem dając znać, że nie bardzo chyba przepada za fuchą tłumacza. Ale z poleceniem ich mistrza nie chciał się sprzeczać.

- A Gustaw… Właściwie to możesz iść ze mną. To sam zobaczysz. I tak już zabawiłem za długo, Młody znów będzie ględził, że się spóźniłem. No a już po śniadaniu to możemy iść. - wskazał na pusty już kubek jaki chyba wystarczał mu zamiast śniadania. Zaś z tłumaczeniem o co chodzi z tym Gustawem to chyba doszedł do wniosku, że prościej będzie jak młodszy magister sam to zobaczy na własne oczy.

- Dobrze, to nie traćmy czasu, idźmy do Gustava. Prowadź - skinął głową Joachim, wstając i otulając się płaszczem. Renegat Kolegium Cienia sprawiał wrażenie leniwego sabaryty, ale był jednak magiem i współwyznawcą - zdaniem Joachima po Starszym to oni byli naturalnymi kandydatami do przewodzenia kultowi, a nie jacyś szaraczkowie pozbawieni ich daru. No, ale na razie musiał działać ostrożnie i rozważnie, a nie robić sobie wrogów.


************************************************** **************


Południe; pogodnie


Wellentag; południe; dom Sebastiana



Gdy wyszli od Aarona i przeszli przez miasto zrobiło się całkiem słonecznie. Rzadkość w środku zimy. Pod tym błękitem zimowego nieba przeszli przez miasto aby dotrzeć do kolejnego, niezbyt wyróżniającego się od innych domu. Gdy brodacz zapukał w drzwi czekali chwilę nim dał się słyszeć zgrzyt zamków i w szczelinie ukazała się młoda twarz cyrulika.

- A to wy. Wejdźcie. - powiedział zamykając drzwi i zdejmując łańcuch. Po chwili we trzech znaleźli się w korytarzu i skierowali w stronę kuchni. - Spóźniłeś się. Znowu. - gospodarz okazał niezadowolenie swojemu brodatemu gościowi.

- Kolega wpadł. - Aaron wskazał bokiem głowy na Johana. Sam bez ceregieli zaczął się rozglądać po kuchni jakby szukał czegoś do zwilżenia gardła.

- Wybacz spóźnienie, nie miałem informacji na jaką godzinę byliście umówieni. Miło mi poznać, jestem Joachim, Astromanta z Kolegium Niebios, widzieliśmy się chyba na zborze? - Czarodziej wyciągnął rękę w stronę cyrulika, próbując przykryć brak manier kompana.

- Tak, tak, widzieliśmy się. Ale nie bardzo było jak pogadać. - młodzian uśmiechnął się i przyjął podaną dłoń odwzajemniając uścisk. Aaron podszedł zaś do kredensu na jakiej zobaczył butelkę wina. Odkorkował ją i sprawdził zapach. Widocznie mu podpasował bo zaczął się rozglądać znowu za czymś po piecu i sąsiedniej szafce.
- Aaronie, powinieneś się wpierw zapytać gospodarza, czy możemy się napić jego trunku… - Joachim uśmiechnął się pobłażliwie.
- Słyszałem że macie sprawę z jakimś Gustavem?

- Możemy… - rozczochraniec odwzajemnił uśmiech i uniósł pytająco brwi zerkając na gospodarza. Ten dosłownie i w przenośni machnął na to reką i wzruszył ramionami. Zaś Aaron pobrał kubki z kredensu i rozlał do nich ciemnoczerwony trunek.

- Sprawa, teraz to już żadna. Pilnować go trzeba. Już raz nam zwiał. - powiedział młodzian i dał znać aby nowy poszedł za nim. Wrócili do wejściowego korytarza a potem zeszli do piwnicy. Tam było chłodno ale i tak cieplej niż na zewnątrz.

- Tam siedzi. Dajemy mu dużo usypiaczy aby nie robił problemów. To opętaniec. Demon go wypaczył. I nie do końca wiadomo czy już z niego wyszedł czy nie. - wskazał na jedne z zamkniętych, piwnicznych drzwi.

- Demon?- ożywił się Astromanta.
- To bardzo interesujące, znam się nieco na tych sprawach.

- Tak, demon. Wypaczył mu ciało i zabrał umysł. Nie wiadomo czy jeszcze w nim jest czy nie. Dlatego Starszy zalecił nam ostrożność. Nie wiadomo czy nie może przeskoczyć w nowe ciało. - Sebastian pokiwał głową i odwrócił się słysząc, że Aaron do nich schodzi. Po chwili znów byli we trzech w tym piwnicznym korytarzu.

- Może dałoby się związać tego demona i wykorzystać go do naszych celów? Aaronie, co myślisz? - Joachim kontynuował z błyskiem w oku.



 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 31-10-2021 o 23:18.
Lord Melkor jest offline