Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2021, 10:48   #20
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Finch odwrócił się w moją stronę. Jego twarz była mocno pomarszczona, ściągnięta z wysiłku, podstarzała, ale powoli, gdy O'Hara uśmiechnął się lekko, powróciły na nią normalne barwy i nie wyglądał już na wykończonego staruszka.
- Będzie z nią dobrze - te słowa były skierowane do mnie a ja poczułam taką ulgę, że rozprostowałam zaciśnięte do tej pory ramiona.

- Mogę mieć do ciebie prośbę? – zapytał mnie Finch a ja w tej chwili byłam właściwie w stanie zgodzić się na wszystko o co mnie poprosi.

- Tak, tak, tak - Pokiwałam skwapliwie głową.

- Zaraz upadnę. Podtrzymaj mnie. – I nagle, jak za dotknięciem różdżki, ugięły się pod nim jego patykowate kolana, ale nie glebnął o podłogę, bo zdążyłam go złapać zanim upadł.

Ważył chyba niewiele więcej ode mnie. Czułam jak bardzo chudy był pod ubraniem, można mu było policzyć żebra i zbadać kości przez warstwę ciała. Oddychał powoli, jakby jego płuca próbowały przestać to robić, wbrew jego woli. Co przypomniało mi moje słowa sprzed paru godzin. Czułam też, że telepie nim a jego mięśnie drżą, jakby ktoś podpiął go pod prąd. Chudym ciałem kolejny raz wstrząsnął suchy, niemal gruźliczy kaszel. Chudy czy nie nadal jego ciężar był dla mnie obciążeniem szczególnie że już się dzisiaj nadźwigałam ciała Alicji więc zamiast trzymać go tak w górze, powoli osunęłam się na podłogę pociągając go ze sobą i tam trzymałam go w ramionach. Dobrze zrobiłam, gdyż cała ta sytuacja trwała kilka potwornie długich minut. W końcu jednak Finch zaczął oddychać normalnie i wyraźnie odzyskiwać siły. Bicie jego serca też przyspieszyło, a przez chwilę miałam wrażenie, że zatrzymało się na chwilę.

Po chwili kaszlnął, zorientował się, że siedzi otulony moimi ramionami na podłodze.
- Ejjj - wyszeptał słabo. - Panienko. Ja chyba jestem za stary na takie przytulanki na podłodze.
Słyszałam żartobliwy ton w jego głosie.
- Wstajemy, co? - Zapytał.

Nie zareagowałam jakbym w ogóle nie słyszała jego słów. Siedziałam nadal w tej samej pozie ignorując nieco zdrętwiałe już mięśnie. Po chwili dało się słyszeć czyjś cichy szloch, a po kolejnej zorientowałam się, że dochodził ode mnie, bo przegrałam z próbą stłumienia wzbierającego we mnie płaczu.

Finch, widząc i słysząc co się dzieje, przytulił mnie mocniej. Poczułam jego dłonie głaszczące mnie po włosach a cichy, uspokajający szept dotarł do moich uszu.
- Już dobrze. Dobrze. Spokojnie. Możesz to z siebie wyrzucić. Ale już dobrze. Wszystko jest dobrze.

Nie podobało mi się to nic a nic, nie chciałam się tak rozklejać, ale miałam dosyć. Zawsze mi to robili, musiałam ich oglądać w takim stanie a tym razem było naprawdę źle.
Po dłuższej chwili wypuściłam Fincha z objęć i powoli wstałam rozprostowując nogi tak aby przywrócić w nich krążenie i się nie wywalić. Podeszłam do leżącej Alicji, która teraz sobie spała w najlepsze. Oddychała spokojnie, a jej pierś unosiła się lekko. Była blada, ale skóra na jej twarzy, na kikucie ręki i nogi poruszała się i pulsowała, odrastając kawałek po kawałeczku.
- To trochę potrwa, ale będzie w porządku - Finch też wstał z podłogi nadal blady, jak śmierć. Skierował się w stronę wyjścia oglądając się na mnie.

- Chodź. Ona potrzebuje odpoczynku. A nasi potrzebują nas.

Pogłaskałam delikatnie Kopaczkę po rudych włosach, a potem podeszłam do drzwi. Mój strach zaczął już swoją normalną drogę i zaczął przemieniać się w gniew. Alicja spała, dlatego oberwało się Finchowi.

- I dlatego wasz plan walki, żeby dać się rozstrzelać, spalić albo posiekać to żaden kurde plan! - Powiedziałam gniewnym szeptem do niego i cicho wyszłam z pomieszczenia.

Nie odpowiedział, a zatem nie miał żadnego kontrargumentu i zapewne przyznał mi w myślach rację. Wyszedł za mną cicho zamykając drzwi. Z każdym krokiem szedł coraz pewniej, przyjmując swoją maskę nonszalancji i pewności siebie, wręcz arogancji.
- Aniołek - zawołał do kręcącego się nieopodal Ojczulka. - Wyglądasz jakbyś przed chwilą wypełznął z grobowca. Słuchaj. Siądź obok Vordy i zdrzemnij się chwilę. Przypilnujesz jej przy okazji. Emma, poczekaj, nie będę się z tobą ścigał. Za szybka dla mnie jesteś. Nieuchwytna, niczym wieczorny zefirek lub mgiełka fae. Powiedz mi, na czym stoimy. Mogę zapytać Fury'ego, ale obawiam się, że nie utrzymam się tyle na nogach. I powiedz mi, gdzie jeszcze mogę się przydać, co?

Z tego co widziałam, małżeństwo właścicieli "Radości" już całkiem dobrze sobie poradziło z dziewczynami i na tym froncie nie musieliśmy się już o nic martwić.

- He? - Aż mi dech zaparło, jak go usłyszałam, zatrzymałam się i zwróciłam w stronę Fincha - Ty wracasz do łóżka panie O’Hara. Powinieneś spać dwa dni, a spałeś dwie godziny, więc brakuje ci jeszcze 46 godzin do odespania. Ewentualnie mogę się zgodzić na jeden dzień, a to i tak oznacza 22 godziny w wyrku.
Spojrzałam na niego hardo prezentując zdeterminowaną miną.

- Daj spokój, pani Harcourt. Jestem tutaj potrzebny. Walnę kawę i odeśpię potem, okej?
Zobaczyłam, że w tym samym czasie Aniołek zniknął za drzwiami pokoju, w którym leżała Vorda.

- Kawę to sobie walnę ja. – Stwierdziłam.
Potem minęłam Fincha i ruszyłam w stronę, gdzie zostawiłam swój kubek z kawą. Upiłam łyk, stwierdziłam, że kawa wystygła, ale i tak opróżniłam cały kubek i podeszłam do dzbanka, żeby sobie dolać świeżej, gorącej. O'Hara popatrzył na mnie wielkimi, przekrwionymi oczami.

- Co tak na mnie patrzysz? – Zirytowałam się nieco - Posłuchaj, dziewczęta śpią, a przynajmniej powinny spać, Ala i Freddie śpią. Co w takim razie chcesz teraz robić? – Zapytałam i zamarłam z dzbankiem kawy w ręku.

- Napić się kawy? Jeżeli mi nalejesz. Posiedzieć. Pogadać. Pomóc. Pospać. Ale w tej kolejności, nie w innej. Jehudiel wrócił. Pokazał się dzisiaj, sami wiecie to najlepiej. A to oznacza, że … sprawy przyspieszyły.

Spojrzałam na niego zdziwiona. Co on wygadywał? Przecież wcześniej twierdził, że już widział się z aniołem.
- Ok. – Skapitulowałam, wyjęłam z szafki drugi kubek i do niego też nalałam kawy.
- Z mlekiem, cukrem, śmietanką? - Wyliczyłam.

- Słodka. Aż do przesady. Potrzebuję energii. Dziękuję. Nalałbym sobie, ale wiesz, boję się, że wyleję. To już to stadium starości, jak sądzę.

- Fakt, że proponuję cię kawę i dodatki do niej to dobre wychowanie a nie bycie słodkim. - Dodałam do jego kawy cztery łyżeczki cukru i dobrze je rozmieszałam.
- Już myślałam, że tym spojrzeniem chcesz zatrzymać mi serce albo rozsadzić mózg. – mówiąc to wzięłam obie kawy i ruszyłam szukając jakiejś kanapy czy też foteli.

- Zatrzymać twoje serce? Najpierw chyba musiałbym je zdobyć, co? - Nie miałam pojęcia czy żartował, więc przewróciłam tylko oczami.
Oczywiście uparł się i zamiast usiąść na czymś miękkim wybrał jedno z krzeseł. Pokręciłam głową i dołączyłam do niego stawiając nasze kawy na stoliku. Finch długimi i chudymi palcami objął podarowany mu kubek dziękując mi spojrzeniem. - Opowiadaj. Co tu się wyprawia?

- Ja mam opowiadać? To chyba ty powinieneś wiedzieć co się tutaj dzieje, to ty nas wysłałeś do tego sierocińca.
Usadowiłam się wygodnie i zaczęłam popijać gorącą kawę.

- Ja? Ja spałem pod kocykiem w twoim pokoju, aż obudził mnie ból w klacie. Myślałem, że to upragniony zawał, ale okazało się, że to Ala dała się poszatkować. Wtedy Jehudiel powiedział mi, gdzie jesteście. Wsiadłem do taksy, potem na rower kupiony po drodze od kogoś. Zostawiłem trochę funciaków pod kamieniem na parapecie, skąd go zabrałem. Przemarzłem, przewiało mnie, ale jestem. Nawiasem mówiąc, zupełnie nie pamiętam, co robiłem u ciebie w pokoju i … a nie, zaraz, pamiętam. Rzucałaś we mnie butem? Naprawdę? Czy mi się to śniło. Kurde. - Upił łyk kawy. - Słodka. Pyszna. Dzięki raz jeszcze.

Zamilkł sącząc ciemny i aromatyczny trunek. Chyba przypomniało mu się co wczoraj wygadywał. Miałam wrażenie, że gdyby nie bladość wywołana przemęczeniem to by się zarumienił. Odstawiłam kubek na stolik.

- O nie, nie - pogroziłam mu palcem pochylając się do przodu - coś mi wczoraj obiecałeś i nie będziesz mi tutaj udawał, że tego nie pamiętasz, bo ja dopilnuję żebyś słowa dotrzymał.
- A nie rzucałam w ciebie, tylko w ścianę - odsunęłam się do tyłu i znowu złapałam za kubek z kawą.

- Z tobą i z twoją celnością, pewności nigdy nie ma. Celujesz we mnie obrywa ściana, celujesz w ścianę, obrywam ja.
Cień uśmieszku pokazywał, że chyba jednak żartował.
- A obietnic, Emmo, obietnic zwykłem dotrzymywać. Zawsze.
Spojrzał na mnie poważnie.

Gdzieś, z góry dobiegły nas jakieś wrzaski. Dziewczęce krzyki, które brzmiały jak odgłosy srogiej awantury. Odruchowo poderwałam się z krzesła, ale zobaczyłam, że Sophie już ruszyła po schodach, na piętro, zapewne zareagować na to, co działo się na górze, więc z powrotem usiadłam. Spojrzałam na O’Harę. Deklarował swoją pomoc. Zamierzał ruszyć uspokajać dziewczyny?
Finch siedział na krześle, a na jego ustach błąkał się cień uśmiechu. Oczy miał zamknięte, a kubek w jego dłoniach powoli zaczął przechylać się w stronę, w której jego zawartość mogła się wylać. Chyba właśnie zasnął ze zmęczenia. Na siedząco, z kawą w dłoniach. Wyjęłam kubek z jego dłoni i odstawiłam na stół.
- A co mówiłam, przed chwilą, ale nie, nie posłucham Emmy nawet jak ma oczywistą rację, bo po co? Zamiast tego będę się upierał przy swoim, bo tak. – Powiedziałam w zasadzie sama do siebie.
Westchnęłam i dopiłam swoją kawę.
- Ejjj – obudził się i zaprotestował. - Jeszcze piję.
Zamrugał powiekami, dość komicznie, jak spłoszone i przebudzone zwierzątko, jak jakiś wyjątkowo pocieszny gryzoń.
- Nie, ty śpisz i gdybym ci jej nie zabrała to byś sobie ją wylał na spodnie. - Powiedziałam zdecydowanym tonem.
- Może powinnam sprawdzić co z Gemmą? – Pomyślałam sobie głośno.
Finch chyba tego nie usłyszał, bo znów zdrzemnął się na siedząco. Przyglądająca się nam gdzieś z boku Manda, miała z niego niezły ubaw. Wstałam.

- Jak się spierdoli z tego krzesła to mnie zawołaj - rzuciłam do Mandy i udałam się na poszukiwanie Gemmy mając nadzieję, że ta awantura sprzed chwili nie wybuchła z jej powodu.
Awantura trwała pod numerem jedenastym. Dwie młodsze dziewczynki poszarpały się za włosy kłócąc o łóżko, ale Sophie okazała się zręczną rozjemczynią. Gemma, zgodnie ze słowami Aniołka, została ulokowana oddzielnie w małym, krańcowym pokoju o numerze siedem. Nie był zamknięty na klucz, ale gdy do niego zajrzałam, łóżko okazało się puste, chociaż kołdra wyglądała na niedawno używaną.
Zaczęłam rozglądać się po pokoju nawołując ją.

- Tutaj - dało się słyszeć lekko wystraszony głos dobiegający spod łóżka. Było ono dość niskie, ale bardzo szczupła i drobna osoba, taka jak Gemma, mogła się pod nie wśliznąć. - Tutaj jestem. Pod łóżkiem. Mam wyjść?

- No raczej tak. Co się stało Gemmo? Czego się wystraszyłaś?

Przyklęknęłam na podłodze i zajrzałam pod łóżko. Dziewczynka uwiła tam sobie gniazdko, ściągnęła bowiem prześcieradło i poduszkę, ale rozpoznając mój głos wypełzła, dość zwinnie, spod łóżka. Przez chwilę przyglądała się odkrytej już teraz mojej twarzy, mocno mrużąc oczy, jakby coś nie dawało jej spokoju. Zapewne jej trudniej było dokonać takiego porównania, jak mnie, że wyglądałam jak ona, tylko kilkanaście lat starsza. Ja miałam prościej, dość dobrze pamiętałam siebie z czasu, kiedy miałam dwanaście lat i patrząc na młodą miałam wrażenie, że patrzyłam w lustro czasu. Gemma miała nawet taką samą mimikę, jak ja, gdy rozmyślała nad czymś intensywnie.

- Masz znajomą twarz? Jesteś aktorką? Może modelką? - Ciekawość Gemmy wzięła górę nad lękiem, który zagonił ją wcześniej do jej zaimprowizowanej kryjówki. Usiadła na tapczanie wybierając pajęczynę z włosów.
- Na przeklęte, zgrzybiałe i zapleśniałe chochliki! Wyschnięty pająk mi się chyba zaplątał w kudły! Fuj!
Wyrzuciła coś ciemnego z włosów na ziemię z miną obrzydzenia, a to coś rozłożyło nóżki i zaczęło szybko zmykać w kąt niedużego pokoju.

- Nie, nie jestem - odparłam rozbawiona - A ty nie odpowiedziałaś czego się tak przestraszyłaś, że musiałaś aż wystraszyć biednego pająka z jego kryjówki.

- Niczego. Ale pomyślałam, że schowam się, tak na wszelki wypadek. Wiesz. Gdyby ten demon wrócił - Gemma wpatrywała się we mnie ciągle zmrużonymi oczami.

- Nie ma szans, żeby tu wrócił a nawet jakby to naślemy na niego Fincha i wtedy biada demonowi. Poza tym z tą twarzą to masz trochę racji, no wiesz, że wygląda znajomo. Jestem podobna - to było spore niedomówienie - do ciebie, a raczej ty do mnie, bo to ja jestem starsza. Dlatego zadawałam ci te wszystkie dziwne pytania - wyjaśniłam dziewczynce.

Gemma zamilkła, a jej buzię wykrzywił grymas absolutnego zdziwienia i zrozumienia, a potem szok. Zamrugała powiekami.
- Czy ty… - wiedziałam, czułam, o co może spytać dziecko nie mające rodziców. - Czy ty jesteś… no wiesz… Moją … moją siostrą? Albo ciocią? Rodziną?
Szukała zaczepienia, jak tonący czegoś, czego można się chwycić.

- Właśnie to usiłuję ustalić. – Wyznałam - Wiesz, ja nie mam rodzeństwa, ale to podobieństwo nie jest przypadkowe.

Twarz dziewczynki rozjaśnił uśmiech, chociaż w oczach nadal tlił się cień strachu, jakiego doświadczyła niedawno.
- Byłoby fajnie gdybyś była moją siostrą. Albo ciocią. Jakoś tak sprawiasz, że czuję się bezpieczniej. I mniej boli mnie głowa. To mi się podoba. Zostaniesz tutaj ze mną chwilę. Trochę chce mi się spać, ale boję się zasnąć. Co zamykam oczy to widzę tego potwora. Demona, który wyciąga mnie z szafy i chce zrobić krzywdę.

- Dobrze, połóż się a ja się położę na chwilę obok ciebie. I powiedz mi, czy jak się schowałaś do tej szafy to mówiłaś do siebie: nie boję się czy tylko mi się zdawało?

Gemma spojrzała na mnie z poważną i taką staro-maleńką miną.
- Chowałam się - parsknęła oburzona. - A jak się człowiek chowa, nie gada. Ja wstrzymałam oddech. Na pewno nic nie mówiłam. Nie wiem, jak często bawisz się w chowanego, ale główna zasada to być cicho.

- No wiem. Jestem całkiem dobra w chowanego. A czy w takim razie mówiłaś to w myślach do siebie?

- Nie wiem, czy myślałam. Bardzo się bałam. Bardzo.

- A jak to się stało, że cię znalazł? Opowiesz mi? – Może nie powinnam jej o to pytać, ale musiałam się dowiedzieć.

- Po prostu - widać było, że mówi to z trudem i strach znów zagrał na jej twarzy. - Znalazł. W pewnym momencie wyrwał drzwi do szafy, złapał mnie za włosy i cisnął o ścianę. Na głowie nadal mam guz.
Każde słowo wypowiadała powoli, z dużym trudem i niechęcią. Jakby nie chciała wracać do tego, co działo się tej nocy.
- Myślałam, że umrę. Że on mnie pożre. A potem w drzwiach pojawiłaś się ty i rzuciłaś mu na plecy. To znaczy nie wiedziałam, że to ty, no ale wiesz, teraz już wiem. Uratowałaś mnie. Uratowaliście nas wszystkie. Poza tymi, które … Wiesz. Widziałam Florę, jej ciało, całe we krwi. I widziałam Patti, ona nie miała ręki, jakby ktoś ją odciął lub oderwał. I Joan, i Eva, i… i….
Łzy popłynęły z jej oczu. Łkanie wstrząsnęło jej drobnym ciałem. Skuliła się w kłębek, wyginając grzbiet i dała ponieść wszystkim tym emocjom, które do tej pory kotłowały się w niej bez ujścia.

Zrobiło mi się głupio, że o to wypytywałam. Objęłam ją i przytuliłam, głaszcząc po włosach mówiłam, że wszystko będzie dobrze. Mała prawdopodobnie mi uwierzyła, bo po jakimś czasie chyba przysnęła zmęczona tym całym chaosem i strachem. Też chciałabym uwierzyć w szczęśliwe zakończenie, ale natrętne myśli nie dawały mi spokoju.

Nie zdążyłam przepytać Aniołka czy jako Ojczulek zdołał wyczuć coś nietypowego od Gemmy. Tak samo nie wypytałam Fincha skąd wiedział, gdzie miał nastąpić atak i dlaczego podejrzewał o to Andrealfusa. Wyglądało jakby O’Hara się pomylił, a co, jeśli tak nie było?

W końcu wyczułam w sierocińcu aurę Markiza Piekieł. Tak jakby tam był. A co, jeśli rzeczywiście był tam skryty za Ammemetem swoim przydupasem i wysłannikiem, który wykonywał tylko jego wolę? Albo go nie było na miejscu, ale sterował drugim demonem i stąd można było wyczuć jego esencję. I może ten atak miał być tylko zasłoną dymną dla innego celu. Może pożeracz dusz miał się tam pojawić, narozrabiać a potem miał zostać poświęcony i zniszczony. Może to wszystko było tylko zaplanowaną pułapką abyśmy uratowali dzieciaki i wzięli je ze sobą, a przede wszystkim zabrali Gemmę, którą markiz podrzucił nam niczym kukułcze jajo. Zastanawiałam się kto mi zsyłał sny przepowiadające ten atak i jednym z pomysłów był Andrealfus chociaż nie miałam pojęcia, dlaczego miałby to robić. Teraz już znalazłam na to odpowiedź. Powiedzmy, że chciał abym ocaliła Gemmę, dziewczynę wyglądającą jak ja, z piekła, które sama przeszłam. Wiedział, że jej wygląd zrobi na mnie odpowiednie wrażenie i będę chciała zbadać jej przypadek. A dziewczynka źle zniosła obecność anioła, więc naprawdę mogła być jakimś demonicznym konstruktem. Poza tym wyznała mi, że ktoś do niej mówił podając się za anioła, ale jeśli dziewczynka nie miała zdolności zmysłu śmierci nie potrafiłaby określić natury tej istoty, a jeśli nie miała mocy Fantoma to była podatna na wszelkie manipulacje fenomenów. Każdy dysponujący mocami iluzji i oszustwa mógł ją zwieść.
Pytanie tylko po co Markiz Piekieł miałby ją u nas umieścić. Jakiego rodzaju tykającą bombę miałaby stanowić. Bramę, jak znany kiedyś przeze mnie czarownik. Byłam teraz tuż przy niej i gdyby rzeczywiście była portalem mogłabym zostać przerzucona do wybranego przez demona miejsca. A może chodziło o coś innego?

Oczywiście istniała też inna opcja. Mogłam tkwić w totalnym błędzie i Gemma mogła być kimś zupełnie innym. Jednakże czymkolwiek by nie była naznaczona to przede wszystkim była małą dziewczynką, która najwyraźniej przez całe życie dostawała w kość i nie mogłam jej odepchnąć ani opuścić jakiekolwiek zagrożenie by stwarzała.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline