8 sierpnia 2050, Avonmore, FA
Praca miała się zacząć jeszcze tego samego dnia. Od "roboty kwalifikacyjnej", poprzez podpisanie umowy, aż po rozpoczęcie pracy w ciągu zaledwie kilku godzin. Rycerz Petersen nie należał do owijających w bawełnę i bez ogródek wyłożył wszystko co jego przyszli pracownicy musieli wiedzieć. Hector i John mieli otrzymać jakieś przeszkolenie co do demontażu pozyskiwanego sprzętu, a poza tym transport, wyżywienie i zakwaterowanie. Co prawda to ostatnie mogło być noclegiem w aucie, ale JD nie wybrzydzał. Mógł zarobić, poznać nowych ludzi i dowiedzieć się czegoś więcej o okolicy, w której niebawem miał zacząć pracę. Davis nie miał pojęcia jak długo rola osiadłego medyka będzie mu odpowiadała, ale zapowiadało się, że na brak praktyki nie będzie mógł narzekać. Z resztą tacy jak on zwykle mieli pełne ręce roboty.
Podróż pociągiem do Blairsville mogła przypomnieć nowojorczykom ich rodzinne strony. W końcu to w Wielkim Jabłku lokalną kolejką można było podróżować między różnorakimi enklawami. Co prawda ludzie Pana Prezdydenta nie pozwalali jeździć gdzie się komu żywnie podobało. Tylko Village i Dzielnica Gildii oferowały wsiadki i wysiadki bez sprawdzania dokumentów. Jadąc gdziekolwiek indziej należało okazać odpowiednie papiery "poświęcone" przez służby departamentu. JD przez krótką chwilę zastanawiał się dlaczego Petersen nosił zegarek w zaprezentowany sposób. Medyk podejrzewał, że chodziło o zabezpieczenie tarczy przed stłuczeniami i zarysowaniami poprzez noszenie go na ręce nie dominującej, od wewnętrznej strony przedramienia.
Po chwili wojskowa grupa poszerzyła się. Wśród zbrojnycyh panował raczej przyjacielski nastrój. Nikt nie salutował, a dowódcy nie zachowywali się jakby ich odbyt wypełniał kij ulepiony mieszanki przepisów i procedur. Nowojorczycy podeszli do okna chociaż zdecydowanie bardziej ciekawski był Garcia. Hector wyglądał na zadowolonego. Davis nie wiedział czy monter był rad z perpektywy legalnego zarobku czy też żarcia i dachu nad głową na najbliższe kilka dni. Mechanik najwyraźniej nie omieszkał przyjrzeć się bliżej opatrunkowi wykonanemu przez Johna, bo nawet pochwalił fachową robotę. JD podał rękę rodakowi po czym sam się odezwał.
-
Dziękuję. - odpowiedział z uśmiechem. -
Wydaje mi się, że przeżyłbym następne kilka dni bez praktykowania zawodu. - zaśmiał się medyk.
John postanowił zaczekać w przybytku do czasu aż Hector załatwi niedomknięte wcześniej sprawy. Medyk zwyczajnie siedział przy barze i delektował się chwilą wytchnienia. Krążąc wzrokiem gdzieś po butelkach trzymanych przez gospodarza "na specjalne okazje" Davis odpłynął w cieplną i bezpieczną krainę. Hector uwijał się całkiem szybko dlatego już po chwili był gotowy do wyjścia. Bogatszy o kilka bambetki mechanik ruszył w kierunku samochodów stojących na zewnątrz. Medyk był ledwie kilka kroków za nim.