Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2021, 21:19   #57
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Zaparkował na ulicy i patrząc na ponury dom Mary, przypomniał sobie o Squaw i jej bracie. Ktokolwiek zabił ich matkę, nie mógł być tym samym, za którego brał go Spineli. Cała misterna piramida z domysłów budowanych w jego szukającym prostego rozwiązania umyśle, rozsypała się. Cóż właścicielka motelu mogła mieć wspólnego z narkotykami, gangiem lub programem sportowym? Nic. Chyba, że była świadkiem czegoś, czego widzieć nie powinna? Słabo to brzmiało. Po Twin Oaks jak nic grasował jakiś seryjny morderca!

I co się stanie teraz z sierotami? Szkoda mu było zwłaszcza Squaw, bo ten jej brat to tak wyjęty był z rzeczywistości, że pewnie mały dzikus gdzieś w lesie zamieszka z kojotami. Aby miał ten dziwak coś wedle plotek coś wspólnego ze śmiercią Mary, a teraz władnej starej, Spineli nie wierzył ani trochę i aż sam się zdziwił skąd brała się ta pewność.

Otworzył skrzypiącą z cicha bramkę w drewnianym, niskim płocie. Postanowił tematu kolejnej śmierci w miasteczku nie poruszać przy rodzicach zamordowanej.

- Dzień dobry. - powiedział Bart bez przekonania, widząc ponure oblicze ojca cierpiącego po utracie dziecka. Tata przysłał mnie po zdjęcie Mary… i kilka drobiazgów. Suknia, buty… - mówił nieco ciszej i wolniej niż zwykle.

- Wejdź do środka - ojciec Mary wyciągnął papierosa i zapalił, łapczywie zaciągając się dymem. - Żona to ogarnia.

Bart zauważył, że ręka w której Mc'Bridge trzyma szluga jest pozbawiona trzech z pięciu placów. A na drugiej, tej, którą przypalał tytoń, widnieje świeży opatrunek. Facet pracował w tartaku, więc niewiele to Spineliego w sumie zdziwiło, że był kaleką. A nowy opatrunek? Cóż, w tych okolicznościach, które przeżywał ojciec po śmierci dziecka, o wypadek nawet w domu nie trudno, każdemu i z wszystkimi palcami obecnymi na swoim miejscu.

- Dziękuje. - Bart wyminął gospodarza i poszorowawszy chwilę buty o wycieraczkę, wszedł do domu.

W progu pachniało nieprzyjemnie. Gdzieś tykał zegar. Z kuchni dolatywały dźwięki muzyki z radia i szum wody.

- Halo? Pani Mc’Bridge? - zawołał uprzejmie, unosząc końcówkę jej nazwiska o kilka tonów, jak dzieci przy zabawie w chowanego oznajmiający poszukiwania.

Rozejrzał się po salonie po wyjściu z korytarza i odruchowo wyczekiwał odpowiedzi z kierunku kuchni.

Cisza. Tylko szum płynącej wody.

- Tu Bart Spineli! - zaczął iść pomału. - Idę do kuchni! - oznajmiał mową śpiewającą.

Stała tam matka Mary. Nad zlewem i płynącą wodą. Jak słup soli. Spineli chrząknął głośno podchodząc bliżej.

- Dzień dobry. - powiedział. - Tata mnie przysłał.

Kiedy tamta nie reagowała, Bart podszedł jeszcze bliżej z zakłopotaniem delikatnie dotknął kobietę palcem.

Drgnęła, wręcz podskoczyła.

- Kto? Co? - zauważyła co się dzieje i szybko zakręciła wodę, która jeszcze chwila i wylałaby się poza zlew.

- Ja tylko. - uśmiechnął się krzywo, choć miało wyjść skromnie. - Po rzeczy Mary. Do pogrzebu? - dodał łagodnie i profesjonalnie składając ręce w postawie uczynnej, jak go ojciec zawsze przyuczał do rozmowy z klientami.

- A tak, tak, oczywiście. Pogrzeb. Tak...

Nagle, gdzieś nad ich głowami Bart usłyszał trzeszczenie i dziwny stukot. Matka Mary wydawała się kompletnie go ignorować.

- Tak. Idź na górę. Do jej pokoju. Tak. Coś wybierz. Dobrze. Wybierz coś. Ja poszukam zdjęcie - machinalnie wytarła ręce o faruch.

- No dobrze. - zgodził się. - Czy tam pies… jest… jskiś? - pytał podnosząc oczy na sufit skąd dobiegał hałas. - Nie ugryzie?

Zamrugała powiekami.
- Pies? Nie. Nie mamy psa.
- A czy ktoś tam jest?
- Nie. Chyba, że mój mąż. Nie bój się. On wie, że ktoś z zakładu miał przyjść.
- Ale on jest na papierosie. Na zewnątrz…

Podejrzliwie popatrzył znowu na sufit.

- No to idź spokojnie. - uśmiechnęła się cieniem uśmiechu. - Wybierz coś.

- A może pani pomoże? Pani wie, która sukienka jest jej ulubioną. - uśmiechnął się ze współczuciem.

- Wiesz. Mi teraz bardzo trudno tam chodzić. Bardzo trudno. To była twoja przyjaciółka. Była...

Nie dokończyła, łzy popłynęły z jej oczu strumieniem, załkała, zaszlochała histerycznie. Musiała usiąść na krześle, żeby nie upaść.
Odgłosy na górze jakby nieco przycichły.

Bart szybko wyciągnął białą służbową chusteczkę, o której przypomniał sobie w ostatniej chwili. Podał kobiecie.

- No dobrze. - rzekł skwapliwie bez przekonania w duchu.

Matka Mary wzięła chusteczkę, bezwiednie i znów zaniosła się spazmatycznym płaczem.

Bart podszedł, kucnął niezgrabnie i pochylając się poklepał ledwie muskając plecy kobiety.

- Trzeba być mocnym. Mary by tak chciała.

Na wzmiankę o córce płacz się nasilił. Ale z głośnego przeszedł w coś na kształt rzężenia połączonego z wzdychaniem.
Bart tez zaczął się wzruszać i nos zatykać od napływających do oczu niekontrolowanych łez.

- To ja idę. - westchnął ocierając oko rękawem.

Nawet chyba go nie usłyszała, a on poszedł na górę schodami.

Hałasy, które wcześniej słyszał, nadal dobywały się gdzieś z góry. Zza drzwi z zawieszoną na nich tabliczką "POKÓJ MARY. ZAPUKAJ, NIM WEJDZIESZ" z dorysowanymi serduszkami, kwiatami i motylkami.

Przyłapał się w ostatniej chwili, że złożył rękę do pukania i tego nie zrobił. Podszedł do okna na korytarzu i wyjrzał na ulicę. Zadaszenie nad drzwiami wejściowymi zasłaniało widok, a chciał sprawdzić, czy ojciec Mary nadal tam jest.
Po chwili, dzięki niedomkniętemu oknu poczuł silny zapach mocnego tytoniu. A więc Mc’Bridge tam był i wciąż palił.

Wyjąwszy gaz na niedźwiedzie, Spineli podszedł do drzwi pokoju Mary i przyłożył ucho do nich. Wyraźnie usłyszy jakiś dziwny hałas, jakby coś spadło na podłogę.
Nacisnął na klamkę i pchał drzwi do środka.

I myk! Coś czarnego przeskoczyło z podłogi na parapet, a potem przez otwarte okno - coś dużego, coś szybkiego i coś, co Bart zarejestrował tylko przez mgnienie oka.

Serce zabiło jak szalone, kiedy adrenalina skoczyła, a Spineli z wystraszoną miną cofnął się o krok zasłaniając odruchowo trzymanym gazem. Opanował się na tyle, aby z wciąż dudniącym w piersi dzwonem doskoczyć do otwartego okna. Nie dostrzegł niczego i nikogo uciekającego.
Cicho stało pole, krzaki i milczący groźnie las oddalony o sto, dwieście jardów dalej.

Spineli ciężko westchnął wypuszczając powietrze. Co to było? Górska puma?

Rozejrzał się po pomieszczeniu. W pokoju panował spory bałagan. Zrzucono z półki przedmiotu i pluszowe maskotki, były poszarpane. I ta oblepiające pokój krew, jakby Mary eksplodowała zostawiajac wszędzie czerwone rozbryzgi, zaschniętej już teraz, ściemniałej juchy. Przyjrzał się z bliska drewnianym półkom, parkietowi i framudze okna. Dostrzegł wyraźne ślady zadrapań. Pazury? Zamknął okno. Leśnego drapieżnika mógł wabić zapach krwi, pomyślał już prawie całkiem uspokojony.

W szafie, której drzwi ostrożnie otworzył asekurując się gazem, zapalił żarówkę u sufitu pociągając za sznureczek. Na wieszakach wisiały ubrania Mary, niemodne i niekoniecznie markowe, wszak nie była to nadziana rodzina. Prócz ciuchów na półce ułożonych w równe gromadki ponad kijem z wieszakami, oraz butów ustawionych na podłodze, szafa Mary nie kryła żadnych tajemnic.

Kiedy wybierał dwie, trzy pasujące do okazji sukienki, poczuł nagle czyjś nieprzyjemny wzrok utkwiony w jego plecach. Odwrócił się szybko. Był sam. Drzwi i okno zamknięte. I tylko te groteskowe oczy zdeformowanych lalek i maskotek oblepionych krwią patrzyły na niego... Z niemym krzykiem przerażenia?

Czując się bardzo nieswojo, czym prędzej zapakował pod pachę złożone w naprędce sukienki i wybraną parę butów, po czym bez ociągania opuścił pokój czternastolatki.

Idąc schodami na dół pamiętał o zabraniu jeszcze z domu zdjęcia Mary. Powiedzieć też chciał jej rodzicom, że przez otwarte okno do pokoju córki wszedł jakiś duży czarny kot drapieżny, którego spłoszył otwierając drzwi. Bo co innego mogło to być?
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline