Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2021, 11:02   #486
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
I mówił:
W utrapieniu moim wołałem do Pana,
a On mi odpowiedział.
Z głębokości Szeolu wzywałem pomocy,
a Ty usłyszałeś mój głos.
Rzuciłeś mnie na głębię, we wnętrze morza,
i nurt mnie ogarnął.
Księga Jonasza, rozdział 2, wersety 3 do 4


Gdzieś…. Kiedyś….

Czas mijał. Kapłan i wilkołak coraz lepiej poznawali swoje otoczenie. Znajdowali się w jakimś kompleksie jaskiń, jednak ich jaskinia została oddzielona żelazną kratą od reszty. W jednym z miejsc był tunel prowadzący wprost do góry, jednak u jego szczytu ktoś najwyraźniej zasłonił czymś otwór. Słyszeli deszcz, który padał tam i spływał w głąb po ścianach. Ktokolwiek stworzył konstrukcję, nie przyłożył się do niej. Przeciekała.

W jaskini płynął też niewielki strumyk. Szerokości dłoni. Wypływał gdzieś za żelazną kratą i ginął wewnątrz skały, którą wydrążył. Mogli z niego spokojnie pić.

Dwa dni nikt nie przyniósł im jedzenia. W ogóle nikt się nie pojawiał.

Trzeciego dnia przyszedł pierzasty mag. Miał ze sobą pochodnię, która wywołała wręcz ból w oczach wytężonych w ciemności. Bogumysł rozkaszlał się przy tym. Pan nigdy nie pobłogosławił go silnym ciałem. I czuł, że teraz jego członki toczy choroba wywołana zimnem, głodem i wilgocią.

- Cieszę się, że obydwaj żyjecie. Pan ma plany wobec was. Czy jesteście gotowi służyć?

- Ty śmierdząca pijawko! - Dalegor zdawał się dużo lepiej trwać w zamknięciu. Teraz w świetle pochodni Bogumysł widział wyraźnie jego ciało. Przywodził na myśl posągi greckich bogów. Idealne wręcz mięsnie pod skórą pracowały z każdym ruchem. Rzucił się na kratę złorzecząc i kłapiąc szczęką. Wyglądało to na atak wścieklizny. Pierzasty mag cofnął się o krok wychodząc w czas z zasięgu rąk upodlonego szlachcica.

- Tak, nie będziemy się bawić. Shalan ha fashton -
powiedział jakby zmienionym głosem i wykonał wolną dłonią gest. Jego oczy na moment zdawał się zapłonąć. Skała pod stopami Dalegora zaczęła się rozpadać i wciągać jego ciało. Na oczach Bogumysła zapadł się po kolana w litej skale. Ta zaś naciskała na niego. Widział jak nogi współwięźnia są miażdżone. Z ust szlachcica dobiegło coś podobnego do skowytu. Skała jednak nie ustępowała. Wciągała go głębiej i głębiej. Aż po pas.

Na plecach Dalegor zjeżyły się włosy. A może była to sierść? Jego mięśnie zaczęły się rozrastać.

- Ty tam. Inkwizytorze, wiesz już żeś z bestią pod jednym dachem. On się nie zgodzi pomóc Panu, ale ty możesz się uratować. Masz czas do jutra. Jutro jest pełnia i jeżeli nie będziesz chciał nam pomóc, to zostaniesz w tej celi sam z nim.

Ostatnie słowa musiał wykrzyczeć, bo Dalegor skamlał i warczał gdy skały miażdżyły jego kolana i uda.

Wszystko wskazywało na to, że Bogumysł nie miał wielkich szans na przeżycie, niezależnie od dokonanych wyborów. Po chwili mag odszedł zabierając ze sobą jedyne źródło światła. Dalegor przestał warczeć. Zamiast tego w ciemności rozchodził się dźwięk rozrywanego ciała i pękających kości. Wilkołak wychodził ze skały, nie licząc się z uszkodzeniami własnego ciała. Cóż takiego miało się dokonać w noc pełni? Jak jemu, zwykłemu człowiekowi miało się udać zmierzyć z siłą, która rozkazuje skałom? Albo z siłą, która gotowa jest zmiażdżyć sobie obie nogi, żeby się uwolnić?

****


Cytat:
Rzekł Bóg: «Cóżeś uczynił? Krew brata twego głośno woła ku mnie z ziemi! Bądź więc teraz przeklęty na tej roli, która rozwarła swą paszczę, aby wchłonąć krew brata twego, przelaną przez ciebie. Gdy rolę tę będziesz uprawiał, nie da ci już ona więcej plonu. Tułaczem i zbiegiem będziesz na ziemi!»
Księga Rodzaju, rozdział 4, werset 10 do 13

Płock. Sobota. 6 sierpnia. Czas południowej mszy.

Mieli za sobą okropną noc. Noc w czasie której wróg został potencjalnym sojusznikiem, sojusznik zaś, w którym pokładali nadzieję odwrócił się od nich. I jak się okazało sojusznikiem nigdy nie był.

Anna była w rozsypce. Gerge otarł się o śmierć. Walter… poprzedniej nocy pożarł człowieka. Reznov nie żył. Hugin… nie był Huginem, tylko kobietą. Jedna noc zmieniłą wszystko. Inkwizycja w tydzień z siły, która miała ocalić Płock stała się nic nie warta.

Francesca zapobiegła rozlewowi krwi. Wypuściła zdrajcę. Odszedł wraz z tajemniczymi rycerzami i z Markiem. Silnorękim od lokalnego watażki. Który najpewniej Markiem nie był także. Wenecjanka zastanawiała się cóż takiego z tym padołem łez. Nikt nie był tym, kim miał być…

“Ten, który Pana zdradził nie ma przyjaciół wśród swych towarzyszy,”

Eberhard z pewnością nie mógł liczyć już na przyjaźń kogokolwiek z nich… Ale czy to był wers o nim?

“Ten, który nosi nie swoje miano śmierć poniesie chwalebną”

Cóż, ten wers pozostawał zagadką. I choć dotąd właśnie jego była pewna Francisca, to po tej nocy właśnie do chwalebnej śmierci przybyło kandydatów.

Nad tym wszystkim cień Wampira z płockiej katedry. Sojusznika w walce z… Eberhardem i jego Panem? To wszystko przerastało Wenecjankę. Niestety… po wczorajszym była ona jedynym sprawnym na umyśle Inkwizytorem w Płocku.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline