Tupik wreszcie mógł wypocząć i nie chodziło tylko o chwile ulgi na mięśni gdy jechał na koźle , przede wszystkim odpoczywał psychicznie. Jazda na koźle na którym z racji swej postury mieścił się praktycznie nie przeszkadzając Ingwarowi, pozwoliła mu na kilka rzeczy. Po pierwsze mógł okryć się solidniej przechwyconym z trupa zimowym płaszczem podszytym futerkiem. W zasadzie był to płaszcz na człowieka ale dzięki temu pozwalał halflingowi owinąć się w niego dwukrotnie. Po drugie mógł porozmawiać z Ingwarem a ciekaw był wielu rzeczy i bynajmniej nie kierowała nim próżna ciekawość. Po trzecie mógł wspomagać Ingwara w powożeniu i co prawda znał się bardziej na jeździectwie to jednak sama już rozmowa, nabijanie i podawanie fajki, obserwowanie drogi i wybojów czy tez inne czynności wspierające mogły zwyczajnie dopomóc woźnicy.
Przede wszystkim chodziło jednak o skuteczniejszy niż na końskim siodle wypoczynek oraz o wydobycie ważnych informacji.
W obecnym stanie wojennym nie było wiadomym czy i komu uda się dotrzeć do ziem Lorda Erycka. Jeśli by jego służący zginął w trakcie drogi halfling zwyczajnie musiał wiedzieć jak najwięcej o samym lordzie, o pracy Ingwara, o ziemiach lorda , stronnikach, wrogach. Jako świeżo upieczony i to w Bretonii szlachcic, musiał się tez wywiedzieć jak najwięcej by w miarę skutecznie grać w grę która rozpoczął już rok temu. Nie bez powodu uczył się heraldyki w razie problemów musiał wykazać się wiedzą, znajomością tematu, inaczej blizna na szyi szybko mogła by się odświeżyć… A tego nie chciał.
Pytał więc o to jakim Panem jest Lord Eryk, jak żyje z sąsiadami, jak Ingwarowi służy się u lorda. Wszystko w wyważony sposób nie sprawiający wrażenia przesłuchania, z elementami wyuczonej etykiety – zupełnie jak gdyby jeden szlachcic rozpytywał o drugiego. Doświadczenie majordomusa ułatwiało mu to zadanie. Co prawda darowanemu Lordowi w zęby się nie zagląda, jednak halfling dość dobrze znał życie by nie polegać na przysłowiach ale brać cugle w swoje ręce i powozić tam gdzie chce a nie tam gdzie go konie same poniosą.
Oczywiście poniekąd dla niepoznaki a poniekąd z autentycznej już ciekawości dopytywał o wszystko inne o sytuację w Imperium , o zasady powożenia, o przygotowanie i przebieg bitwy widziany oczyma z obozu.
Tak naprawdę pytania o Lorda raczej przeplatały się gdzieś w rozmowie niż były jednostronnym szeregiem dociekliwych pytań. Halfling uważał bardzo by nie zrazić rozmówcy , nie mógł sobie pozwolić na utratę tak cennego sojusznika.
Dlatego też rozmowa miała też na celu nawiązanie jakiejś nici przyjaźni z chwilowym woźnicą, przekonanie go do grupy, jedna sprawa że faktycznie pomogli jego Panu, ale druga – czy pamięć o tym będzie wciąż na tyle świeża że po dotarciu do ziem lorda wciąż będzie im wdzięczny? Halfling tak naprawdę na tą chwilę wiele nie oczekiwał jedno ciepłego przystanku i odpoczynku, byle do wiosny – choć nie wykluczał że z ziem Lorda będą musieli zawinąć się znacznie szybciej. Cztery dni drogi od Wusterburgu to było stanowczo zbyt mało. Prokurator najpewniej wyruszy z armią – a po zwycięstwie może ruszyć szybciej niż zamierzał by wykorzystać zwycięstwo i nie dać się pozbierać przeciwnikowi. W tym przypadku dwór Lorda raczej nie mógłby stanowić poważnej przeszkody na drodze rewolucji, zwłaszcza jeśli sami mieszkańcy dworu postanowili by dołączyć w szeregi Odnowicieli. Stąd tak istotne były pytania Tupika musiał wiedzieć w co się pakuje by zawczasu zaradzić potencjalnym kłopotom.
Nie mniej uwagi poświęcał też okolicom drogi , jej poboczom, nie wykluczał że gdzieś czaić się mogą maruderzy, jego szósty zmysł nie raz nie dwa wspomagał go w obserwacji ale nie mógł wszystkiego pozostawiać na barkach intuicji. Szybkie wypatrzenie przeciwnika czy też pułapki było wciąż na wagę złota a nawet życia.