Wątek: WFRP 2ed - III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2021, 00:00   #74
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
- Ledwo na oczy widzę, ale poznaję. A jeszcze bardziej poznam, jak mi pomożesz.

Słowa Gudrun jakby sprowadziły Eleonorę na ziemię. Bijące nerwowo serce i gonitwa myśli, czy jej plan się powiedzie przyćmiły umysł dziewczyny i dopiero teraz zaczęła wodzić po reszcie gromadki ciemnym spojrzeniem. Poharatani i poobijani - w normalnej sytuacji powiedziałaby “obraz nędzy i rozpaczy”, ale sytuacja normalna nie była. I rzeczony przysłowiowy obraz, w postaci trupiego pola, minęła niedawno. Oni żyli. Chociaż tyle dobrego.

- Szyć to ja mogę z łuku, a nie ludzi - rzuciła Eleonora w odpowiedzi. - Na felczera się nie nadaję, prędzej zrobię ci krzywdę. Mogę zrobić co najwyżej okład, albo usztywnić kończynę. Pomagałam kiedyś staremu Kurtowi składać naszych, o!, on się znał na rzeczy. Podobno studiował w Altdorfie...

Łasiczka, szykująca się jeszcze przed chwilą do snucia opowieści, przerwała nagle. Zrachowała najwyraźniej, że to nie czas i miejsce, i że wypadałoby im się czym prędzej ulotnić. Widocznie posępniała i przysiadła na wywróconej nieopodal skrzyni, nie chcąc wchodzić w drogę biegłym w leczeniu nowym kompanom. Zaczęła grzebać w spakowanej do granic możliwości torbie, marszcząc brwi w skupieniu godnym filozofów głowiących się nad egzystencjonalnymi pytaniami i paradoksami.

- Aha!

Cichy okrzyk triumfu towarzyszył wydobyciu z bagażu ciemno-zielonej butli, którą prędko odkorkowała. Pociągnęła łyk i wzdrygnęła się. Napojowi brakowało wykwintności, ale grzał przyjemnie.

- Okowita - oznajmiła, wyciągając butlę w stronę Gudrun i reszty. - Ran nie zagoi, ale podobno pomaga na bóle i bolączki.


***


Śnieg chrupał pod końskimi kopytami, chrupała i Eleonora. Oddaleniu się od pobojowiska musiał towarzyszyć powrót apetytu, bo akrobatka wysupłała z przytroczonej do siodła torby kawał suszonego mięsa i oddała się pałaszowaniu, wpatrując w sanie na przedzie bez słowa. Do herbowych pałała niechęcią, co dało się wyczuć przez spojrzenia rzucane w kierunku lorda Erycka. Szlachta rzadko kiedy była szlachetna, mogła to poświadczyć doświadczeniami z pierwszej ręki, ale plan nowych kompanów był solidny. Dostosowała się więc, mimo nabytej przez lata niechęci do przebywania w towarzystwie stanu szlacheckiego. Nawet jeśli rzeczone towarzystwo było nieprzytomne.

Eleonora otuliła się szczelniej płaszczem podszytym futrem. Znaleźna kusza odbiła się od siodła, gdy dziewczyna cmoknęła na wierzchowca i zrównała się z Ingwarem i resztą. Przysłuchiwała się rozmowie Tupika z woźnicą, doprowadzając do ładu splecione i związane na tileańską modłę włosy, od czasu do czasu chwytając za lejce, nadając kasztankowi kierunek. W siodle czuła się wystarczająco komfortowo, jazda konno przypominała jej czasy Trupy... Nie. Przeszłość. Stłamsiła rwące się do przodu wspomnienia. Nie ten czas, nie to miejsce. Chociaż...

- Cztery dni szlakiem, przez zaspy i dzicz - stwierdziła odkrywczo w odpowiedzi na ingwarowe słowa. - To jest, przy pomyślnych wiatrach. Musimy być w pełni sił i gotowi na wszystko, inaczej nie ujrzymy Teoffen.

Eleonora widać lubowała się w stwierdzaniu oczywistego, ale zaraz kontynuowała. Nieco konkretniej.

- Parę lig w stronę Rötenbach jest dobre miejsce na obóz. Wiedźmie Wzgórze, o ile pamięć mnie nie myli. Jest jaskinia, gdzie moglibyśmy odpocząć i spędzić noc, a ze szczytu pagórka widać najbliższą okolicę. Niespodziewanych gości raczej zabraknie, bo podobno mieszkała tam niegdyś wiedźma i podróżni omijają tamte strony, bo jest nawiedzone. Ale to bajki, bo obozowałam tam kiedyś. Wiedźm i duchów nie ma. Powinniśmy się tam dzisiaj zatrzymać.

Łasiczka powiodła spojrzeniem po grupie, ale zaraz wbiła ciemne oczy w końską grzywę. Chuchnęła w dłonie, próbując rozgrzać zmarznięte palce i zakrywając twarz. Na nowo musiała nauczyć się współpracy i czuła się z tym dziwnie. Może to tylko kwestia przyzwyczajenia?

- A i nie wiemy, czy taka okazja nam się jeszcze nadarzy - dodała jeszcze po chwili namysłu.



_______________________________

97, 67, 20, 13, 73
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 26-10-2021 o 00:03.
Aro jest offline