Blablabla w szpitalu tu… blabla tam. I pełno ludzi, i zamieszanie, i ponoć morderca znowu kogoś pociął?? I tym razem to była chyba mama tego brata i siostry od tych indiańców. Niedobrze, oj niedobrze, tatuś jeszcze psychola nie złapał, a cholerny burmistrz mu znowu pewnie za to robił problemy. A przecież to nie jego wina! Normalnie kurde tak nie powinno być, miał za mało ludzi czy coś, i w ogóle, i… Jessicę to przestało interesować po pięciu minutach.
Ważniejszy teraz był fakt, iż mogła siedzieć w domu, bo pięknie ściemniła doktorkowi, i teraz miała luzik bluzik.
Hmm. A może by tak...
Mózg blondyneczki pracował na wysokich obrotach, ledwie opuściła z mamą szpital. Knuła, knuła po swojemu, przez całą drogę do domu. I wyknuła.
~
- Mamuś, ja się położę, na lunch mnie budzić nie musisz… wezmę do pokoju banana albo coś… - Dała rodzicielce całusa w policzek, po czym potuptała na piętro, do swojego pokoju.
Miała plana.
Założy nie-szkolny dresik, bejzbolówkę na głowę, i na ulicy nikt jej nie pozna.
Zejść po…
kratce roślinnej na ścianie domu, wymykając się z własnego pokoju na pierwszym piętrze, było sporym wyczynem, ale w końcu Jess ważyła jedynie 45kg, a wysportowana była. Pikuś. No może nie całkiem, ale…
Rowerem po cichu wyciągniętym z garażu na miasto, a tam znowu na posterunek.
By odzyskać aparat Pauli.
Najpierw jednak wydać te cholerne 5 $ na pączki. Gliny lubią
pączki, nie?
Że niby wpada z odwiedzinami do wszystkich, i czy jest tatuś, i sroty pierdoty jak ostatnio. Ale tym razem bez oglądania zdjęć Mary. Bez mdlenia. Po prostu odzyskać aparat… który to - na co bardzo, bardzo, bardzo liczyła - nadal był w biurze szeryfa, znaczy się, tatusia. No… szeryfa- tatusia, nie?
Bo jak się nie uda, to dupa zimna, i Paula ją w budzie załatwi, i tatuś też, i jeszcze ją pośle do jakiejś szkoły dla zakonnic, albo coś… a wszystko byleby się wyrobić na czas, i wrócić do domu, nim się mama zorientuje. Nie powinna...
W przypływie przebłysku, upchała rzeczy pod kołdrą, by przypominały ją kształtem, wsadziła nawet piłkę zakoszoną z pokoju brata jako głowę, i… i… po chwili wpakowała pod kołdrę i bluzę z kapturem, a kaptur owej piłce założyła.
No to gotowe.
To do dzieła!
Przez okno… byle nie siup.