Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2021, 13:29   #1
Fenrir__
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Ostatnich zeżrą zombie! [Kompania Ostrzy 18+ ] - Most na Trigerii

Pierwsza misja legionu...

Sesja oryginalnie prowadzona na gdoc. Aktualne poczynania graczy i ustalenia mechaniczne możecie śledzić na:

https://docs.google.com/document/d/1...it?usp=sharing

------------------

Deszcz padał od godziny. Przemoczeni dotarliście do linii drzew. W butach wam chlupało. Niebo przeszyła błyskawica, rozświetlając szybko nadciągający zmierzch. Huk rozległ się niemal natychmiast. Głośny i chrapliwy, od którego włosy stawały dęba. Burza zdawała się trwać w najlepsze i nie miała zamiaru przechodzić. Moglibyście przysiąc, że gdzieś w tle słychać było bębny pogrzebowe.

Most wyglądał tak, jak zostawiliście go parę godzin temu. Wsparta na czterech, potężnych, kamiennych kolumnach konstrukcja wznosząca się nad rwącą rzeką. W tym miejscu rzeka miała ponad 100 metrów szerokości, a jej nurt był rwący, szczególnie po ostatnich burzach. Most był pełen prowizorycznych barykad, beczek, i powywracanych wozów, których koła obracały się targane wiatrem.

Wasz oddział zamarł na chwile lustrując przeciwny brzeg rzeki… Zwiadowca pochylony ruszył jako pierwszy. Szybko przebiegł przez otwarty teren, zbliżając się do pierwszego z wozów. Śmierdzące i spuchnięte truchło konia straszyło poszarpanymi przez drapieżniki ranami.

Kolejna błyskawica rozorała niebo, pozostawiając po sobie dziwny czerwony poblask, zupełnie jakby coś chłostało rzeczywistość zostawiając na niej czerwone pręgi…

Zwiadowca dał znać i wszyscy wyskoczyliście z ukrycia ruszając za nim. Ten poruszał się powoli z napiętym łukiem. Reszta oddziału szybko do niego dołączyła. Jeszcze parę dni temu zielonych jak wiosenna trawa, teraz niemal weteranów będących świadkiem upadku legionu. Na ich twarzach widać było determinację i skupienie. Zdawali sobie sprawę z tego, że od tej misji zależy przyszłość legionu. Poruszali się więc sprawnie, mimo długiego marszu. Ciężkie szklane tuby z ładunkami alchemicznymi wisiały im u pasa. Wymyślone do kruszenia murów i rozrywania bram… Ostatnie sztuki, jakie znalazł kwatermistrz… Każdy z tych pojemników był teraz cenniejszy niż całe złoto i klejnoty królestwa.

Deszcz jakby na moment zelżał. Bruk jakim był wyłożony most był, śliski, a kroki podkutych butów rozbrzmiewały ponurym echem.

Oddział wbiegł między wozy i beczki. Klucząc między porozrzucanymi resztkami po dobytku uciekających tędy ludzi.

Oddział zatrzymał się przy pierwszych filarach szerokiego prawie na 3 wozy mostu. Zwiadowca ruszył do przodu, podczas gdy jego oddział został z tyłu ściągając liny i ładunki. Zastanawiając się od czego zacząć. Cynobrowy Wiatr wyszedł na szpicę chcąc się przyjrzeć linii drzew po drugiej stronie.

Dotarł do dużego wozu, ze złamaną osią przewróconego na bok i tarasującego ponad połowę przejścia. Wokół niego leżało mnóstwo rozrzuconych rzeczy. Namoknięte ubrania, zwinięte w tobołki. jakieś narzędzia, i zabawki… Cynobrowy zatrzymał się i podniósł do góry porcelanową lalkę. Musiała być ubrana w piękna suknię, teraz wybrudzona i podeptana przypominała zużytą szmatę. Kiedyś pięknie wytapirowane włosy sklejone w stronki oblepiały trupio bladą główkę lalki… Najbardziej przerażające jednak w niej było to, że lewa połowa główki była rozbita i wgnieciona do środka, a cała reszta była popękana i wyglądała jak wysuszona martwa gleba… Lalka wpatrywała się swym jedynym okiem prosto w cynobrowego… Kropla deszczu spadła prosto w oko i spłynęła po popękanym bladym obliczu lalki niczym łza…

Rżenie koni wyrwało Cynobrowego z zadumy. Doskoczył jednym susem do wozu i wyglądnął na zewnątrz. Zobaczył jak zza linii drzew wyłania się wroga kolumna. Najpierw zobaczył trójkę jeźdźców. Nie byli sami. Wokół nich coś się kłębiło… Kolejna błyskawica przecięła niebo… Cynobrowy dostrzegł teraz wszystko jak w dzień, a wolałby tego nie widzieć…Obraz jednak wypalił się mu w oczach. Z lasu wyłaniała się trójka zakutych w czarną stal rycerzy. Przewodził nim blondyn o długich rozwianych włosach, jego twarz przykuwała wzrok niezwykłą delikatnością, symetrią i urodą, z którą kontrastowały dwa gnijące czerepy nadziana na kolce wystające jego naramienników. Tuż za nim na potężnym wierzchowcu znajdował się olbrzymi rycerz dzierżący w ręku chorągiew z kolczastą różą skrzyżowaną z czarnym mieczem. Obok niego jechał trzeci, którego Cynobrowy nie widział dokładnie, ale wydawał się nie posiadać prawej ręki, zamiast której na długim łańcuchu zwisał kolec.

Wokół rycerzy kłębiły się wychudzone sylwetki nieumarłych. Powłóczyły nogami i poruszały się w dziwny nieskoordynowany sposób. Poblask pioruna utrwalił się na metalowych blachach, jakimi były naszpikowane ich wychudzone ciała. Zapadłe policzki i wyłupiaste oczy, patrzyły w nieokreśloną stronę.

Cynobrowy wiedział, że nie zostało im już dużo czasu… A raczej nie został im wcale! Rycerze czarnego Dębu! Przeklęci po tysiąckroć! Zdrajcy…*
 
Fenrir__ jest offline