Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2021, 17:53   #22
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Sinclair decyzję podjął, zanim nacisnął spust by ostrzelać radiowóz. Teraz po prostu otarł i schował miecz. Wpadł w środek wojny między dawnymi sojusznikami, której do końca nie rozumiał. Rozkaz brzmiał "odciągnąć, jeśli dadzą radę", dokładnie to zrobił.
Oczy wyzierające z kominiarki przez chwilę uważnie taksowały leżącego. Żadnego triumfu czy moralizujących monologów, żadnych błyskotliwych "jednolinijkowców" - sekunda oceny jak długo zajmie regeneracja, tyle. A potem Strażnik skoczył w tył. Ciemna sylwetka zamajaczyła najpierw na ogrodzeniu między posesjami, potem dachu sąsiedniego domku, by w końcu zniknąć w ciemności.

***

https://www.youtube.com/watch?v=MZ35SOU9HTM

To miejsce jest jak mała Szkocja w pigułce. Jak się tu znalazł? Nikt nie wytłumaczył mu drogi. Trochę kluczył po mieście by upewnić się że zmiennokształtny nie złapie jego tropu. A potem.. a potem po prostu podążył za wewnętrznym zewem domu i whisky pisanej bez "e" w środku.

Ściany udekorowane claymorami - zarówno wielkimi mieczami jak i charakterystycznymi rapierami. wszystko zwieńczone portretem Jego Wysokości Seana Connery'ego (pierwszego władcy odrodzonego w 2015 roku Królestwa Wolnej Szkocji), Jełop i Murdock już czekają. Murdock ze świeżym opatrunkiem i butelką szkockiej. Poza tą dwójką w Bastionie jest zaledwie sześciu innych ludzi, w tym barman. Większośc twarzy Duncan nie pamięta. Wszystkie mordy "prawilne", widać, że chłopaki mają za sobą podobną przeszłość w branży "po drugiej stronie litery prawa", jak Sinclair.

- Jest! Chłopaki! - Murdock wydarł się jak dziki, gdy Jełop stojący na warcie przy drzwiach, wpuścił go do środka knajpy przemianowanej na "Bastion na Murze". Knajpy, która wyglądała dalej jak podrzędny pub zdominowany przez szkockie akcenty. - To nasz pierwszy prezydent oddziału Londyńskiego, Duncan Sinclair! Przywitajcie go, jak trzeba!

Kilka aplauzów, niezbyt entuzjastycznych.

- Tak to, kurwa, możecie witać beczące teściowe z waszych pastwisk, wieśniaki niedojebane! - wydarł się Murdock z poczerwieniałą gębą. - Głośniej! Z życiem! Po pomyślę, że mi się, kurwa, tutaj jakieś zdechlaki zalęgły! Jesteście Oglivy czy jakieś angielskie pedzie!

Tym razem sześć zakazanych mord wykrzyknęło gromkie powitanie. Coś pomiędzy - cześć, a witaj skurwielu!

- Siadaj! - Murdock przesunął krzesło. - Cody! Daj tu jeszcze jedną flaszkę i szklankę. Siadaj, Duncan. Siadaj! Kalv i Boby, dawajcie do nas. Jołop, świeżaku, wracaj warować przy drzwiach. Siadaj, Duncan! Siadaj!

Oddech Murdocka ostro zalatywał whiskey. Duncan nie umiał się nie uśmiechnąć. Gdyby wzorowana na klubach motocyklowych hierarchia i nomenklatura Bastionów przewidywała rolę wodzireja, Murdock powinien z dumą nosić taką naszywkę. Sinclair stonowanym skinieniem głowy odpowiedział na pozdrowienia, po czym przywitał się z każdym z obecnych mocnym uściskiem dłoni.

- Macie tu jakąś żywność? - zagadnął siadając we wskazanym miejscu. - napierdalanka z futrzakiem sczyściła mi baterie. Jadę na oparach.

- Mięso, sery, buły. Kurwa, mamy tutaj zapasy na każdą imprezę. Zaraz Cody coś upichci. Cody! Przygotuj jakieś żarełko. Może specjalność Bastionu! Jest zajebista. Wiesz co, zbliża się pora śniadania. Przygotuje dla wszystkich. Mixer - zwrócił się do wyjątkowo chudego typa o gruźliczej "urodzie". - Weź ogarnij kuchnię, z Codym. Jesteś w tym najlepszy, chłopie!
A ty siadaj i gadaj, Duncan. Gadaj, co się odjebało, gdy ciebie nie było, człowieku. A na razie łap za flaszkę i uzupełnij oktany

- Pamiętam Mur, pamiętam wojnę z Fomorami. Pamiętam jak zajeżdżam na dworzec w Londynie i zgarnia mnie z niego wielki koleś bez oka. Chyba z Ministerstwa, chyba egzekutor. Nathan mu było, albo jakoś podobnie. Mętnie pamiętam, że chodziło o fomory... - Sincalir roztarł palcami skronie i wypił postawioną przed nim szklankę rudego płynu. Do tej pory wydawał się opanowany, ale czy to kwestia znajomego miejsca, czy przekroczenia krytycznej dawki alkoholu, a może po prostu efekt schodzącej hiperadrenaliny, coś w nim pękło i zaczęło się wylewać. - ..i że powołałem ten Bastion, bo kurwie wylazły za mur..chyba… albo jakieś inne rzeczy z okolic tematycznych.. elfów? wróżek?.. jakieś żyjące drzewa… jezu Murdock, mam w głowie jedną wielką sieczkę. Wiem że byłem zmieniony w potwora.. że żyłem w tym jebanym Śródziemiu.. Nibylandii.. Narnii.. miałem tam żonę.. i dziecko.. Walczyliśmy ramię w ramię.. z czymś..kimś..o coś.. sieczka w głowie, Murdock, teraz rozumiesz? Sieczka! Nie wiem już nawet co z tego to prawda, a co urojenia.. ja.. ja umarłem. Tego jestem pewien. Zabito mnie.

Zamilkł na chwilę dając sobie samemu chwilę na oswojenie się z wydzwiękiem tych słów. Zanim ktokolwiek zdążył przerwać tę ciszę monolog potoczył się dalej..

- A teraz jestem w Londynie. Czuję że moja..ta dziwna pojebana tolkienowska rodzina z nibylandii gdzieś tam jest i mnie potrzebuje. W miejscu które wyglądało jak jakieś jebane piekło z kreskówki, ale jestem kurwa pewien, że jest prawdziwe. Chcą żebym znalazł jakiegoś Mocodzierżcę cokolwiek to kurwa znaczy. Znajdujecie mnie wy i pierwsza rzecz jakiej się dowiaduję to że fomory przejęły jebane Ministerstwo i wszystko się spierdoliło… - znów chwila ciszy - Odpowiadając na twoje pytanie wprost: pojęcia nie mam co się odjebało, stary. Może facet, który cię po mnie wysłał ma jakieś odpowiedzi.

- No to faktycznie, posrane, Duncan. Posrane. Ale wiesz, może nie mam sieczki we łbie, chociaż niektórzy z naszych pewnie mają o tym nieco inne zdanie, nie widziałem Nibylandii i nie mam takich zajebistych urojeń, jak ty, ale wiem jedno. Nie jesteś Zdechlakiem. Nie jesteś, bo byś przez te drzwi nie przelazł. A ten facet, o którym mówiłem to strasznie irytujący chujek. Z Towarzystwa. Wampiry srają po kątach, jak usłyszą o nim małą wzmiankę. Lupusie to wywalają się brzuchami do góry i odsłaniają gardła. Nawet, kurwa, bezcielesne zjeby zawijają się w pizdu, klekotając łańcuchami. Facio nazywa się Finch. Jest irytujący, jak sam chuj, ale ma łeb, w którym zmieściły się chyba wszystkie biblioteki. On może pomóc ci z tym problemem. Towarzystwo czasami prosi nas o wsparcie. Dyskretne. Bo mają kosę z Ministerstwem, odkąd Regulatorzy zamiast łapać Fenusie, zaczęli zajmować się rozgrywkami politycznymi i brudnymi czystkami.
Murdock mówił powoli. Delektując się trunkiem. Czekał na żarcie.
- Jeżeli ktoś, coś wie, to na pewno ten Finch. W końcu wysłał nas po ciebie, więc na bank będzie coś od ciebie chciał. Mam telefon kontaktowy do typa, jakby się nie odezwał, to możemy zadzwonić. Ale jest piąta nad ranem. Więc chyba jeszcze nie teraz.
Upił kolejny łyk.
- Ładna była? Cycki fajne?

Na twarzy Duncana mignął prostoduszny uśmiech mocno kontrastujący z ogólnym nastrojem monologu sprzed chwili.

- No była. Ujmę to tak. Jakikolwiek debil wymyślił, że amazonki ucinały sobie cycki, żeby strzelać z łuku, na oczy nie widział baby z łukiem.

- He, he, he - zarechotał Murdock. - Wierzę na słowo.
Przy stole pojawił się Cody przynosząc przekąski - wędzone kiełbaski, chleby, sery - wszystko na wielkiej desce.

- Wpieprzamy. Potem pijemy. Potem śpimy. Potem kontaktujemy się z tym chujkiem od Towarzystwa, chyba że on zrobi to wcześniej. To mój plan. Chyba, że masz jakiś inny?
Ostatnie zdanie wypowiedział niewyraźnie przeżuwając spory kęs kiełbasy.

- Nie mam uwag. Plan doskonały.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 27-10-2021 o 18:08.
Gryf jest offline