Martwe Bagna pod Płaską Górą, 20 shnyk-ranu
Wiedźma była nie tylko piękna i potężna, przemiła dla istot porośniętych sierścią i uprzejma dla gładkoskórych - okazała się też niemożebnie wręcz hojna! Członkom sfory bez wahania podarowała nie tylko zwoje papieru pokryte magicznymi robaczkami - niewątpliwie stanowiącymi straszniste czary - ale też dźgacza o prostym ostrzu jakiś trunek dla elfa, który niewątpliwie był wywarem mającym wzmocnić jego słabowitą naturę. Pośród tego mrowia wspaniałych podarunków znalazło się też cudne coś, co wprawiło serce gnola w ekstatyczne trzepotanie.
Była to grzechotka z wężowej skóry, która potrząsana wydawała z siebie fascynujące dźwięki! Bhurrek zastanawiał się przez chwilę, z jakiego wykonano ją węża, szybko jednak zarzucił te płoche dywagacje, wszystkie bowiem węże wydawały mu się takie same w smaku.
Cudowny instrument - doskonale uzupełniający dotychczasową kolekcję muzykalnego gnola - tak oczarował barbarzyńcę, że gdyby wiedźma poprosiła go o łapę, w jednej chwili obsikałby szerokim strumieniem sołtysa Grombę, Shureliona oraz szamana Rheksa!
Lecz tęsknie wyczekiwana propozycja nie padła. Czując potworny ból złamanego serca oraz zwiotczenie stercza Bhurrek jął potrząsać dla ukojenia żalu grzechotką.
Pewien był, że już nigdy nikogo nie pokocha równie bezgranicznie jak piękną wiedźmę z Martwych Bagien…