Jeszcze szaloną gonitwę miał przed oczami, jeszcze szum wiatru uszy przytykał, a maska bez twarzy powodowała szybszy krwi obieg gdy ocknął się na ziemi. Stęknął próbując stare kości pozbierać. Usiadł. Spojrzał na palce swe, chude, powykrzywiane mrozem Teynechen, ciągle czuł jego mrowienie w pomarszczonych opuszkach, i upaprane trupimi sokami. Wytarł dłonie w skraj szaty, rozmowie się przysłuchując między dziewką a guślarzem. Nabrał szacunku do umiejętności Molsuli, z którymi w rytuale był spleciony. Mimo iż z ludu pośledniego pochodzili, wzgardzonego przez Kaytula, przepływ aytheru kontrolowali biegle i kierowali w dłonie stracharza, pozwalając mu za kurtynę Teynechen spoglądać.
- Uważaj dziewko gdy w mrok chcesz zajrzeć, coby mrok w ciebie nie spojrzał - poparł słowa Aranaetha.
Odchrząknął. Plwociną gorzką, która mu gardło zalegała pod nogi splunął.
- Chłopiec - szepnął staruch, przywołując wspomnienie słowa, co echem odbiło się w tamtym świecie. - Nie czas i miejsce teraz rozprawiać o tym cośmy widzieli - stęknął wstając ciężko na nogi i kostura szukając. - Chłopiec ważny być może… - Zatrzymał się. Na dziewkę spojrzał brwi krzaczaste obniżywszy podejrzliwie. - Co było w nim nienaturalnego?