Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2021, 14:22   #30
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację

Gdzieś w ludzkim sercu drgnienie czułości, drzazgi smutku, okruchy żałoby. Gdzieś w ptasim sercu puls polowania, gdy skulona w mroku postać, drżąca jak mysz wystraszona, jawiła się zwierzyną łowną. Niemal czuła trzepoczący w nim puls, odór strachu i rozpaczy, bólu i rezygnacji. Oba serca jednak jeden kierunek wskazywały. Ku niemu.

Ku niemu pomiędzy rozedrganymi ciałami. Pomiędzy wrzaskiem pożądania i biciem jej serc. Pomiędzy mrokiem i blaskiem ognia. Skulonego na ziemi jałowej i wyschniętej jak stara kobieta, rdzawej jak stara krew zaschnięta na rękach; skulonego na ziemi jałowej, w którą wsiąkało nasienie i kobiece soki. Nie. Przyroda tu prym wiodła. Nie mężczyźni lecz samce pomimo postury wyprostowanej. Nie kobiety lecz samice chucią ogarnięte, która zdawała się zaraźliwa jak bagienna gorączka, jak zielone szaleństwo.

Wycie. Wir aytheru. I jęk dziecięcy wibrujący samotną, zlęknioną nutą.


Otworzyła czarne oczy nagle, zamrugała jak zdziwione ptaszysko, wzrok w wygasłą watrę wbiła i leżała przez moment nieruchomo, z ramionami rozpostartymi w boki, jakby znak krzyża sobą na klepisku wykreślała. Tym razem nie ruszyła za dziecięcym krzykiem - senna, znużona jak po całodziennej podróży przez bagna. Dopiero po krótkiej chwili podniosła się, skuliła w sobie kolana rękami ciasno obejmując i przez chwilę sama dziecko przypominała. Zatroskana, ze zmarszczonymi pod popielną farbą brwiami, zasłuchana w swoje ciało, łowiąca echa pulsującej jeszcze niedawno w niej rozkoszy, zapatrzona w bose - błotem i zielonym sokiem przybrudzone - stopy. Westchnęła głęboko, trochę drżąco, zaskoczona jakby, że jej płuca normalnie powietrze wdychają.

Zsunęła z głowy czepiec skórzany, wytarła spotniałe czoło, przeczesała dłonią włosy i błyszczące pomiędzy nimi kruczą czernią ptasie pióra. Pod powiekami wciąż tańczyły jej powidoki wyschniętego, jałowego świata. Uszy wciąż pełne były wrzasku i jęku, mroku i blasku ogni.

Przesunęła ciemnym spojrzeniem pomiędzy tropicielem, starym stracharzem i kobietą. Wiedziała kim była. Znała jej imię i fach, który trzymała w rękach. Wiedziała jaki ród ją wydał, słyszała opowieści. Ale obce sobie były, krew ich nie wiązała - nigdy wcześniej nie zamieniła z nią żadnego słowa.

- Chłopiec… - powtórzyła za Trójokim, jakby chciała odruchowo odpowiedzieć, ale zaraz skrzywiła się kwaśno. - Widziałaś co widziałaś, podglądaczko. Tyle twojego - sarknęła gardłowo, bez gniewu kreśląc granice między nimi. Ostra, bezpośrednia, nie układając słów w łagodne, miłe uszom frazy lecz ciskając nimi jak kamieniem. Prosto. Mocno. Byle sięgnęły celu. - Żadnych wyjaśnień winna ci nie jestem. Nie tobie. - To było jej. Popatrzyła na tego, którego zaczęła nazywać Kamieniem i Trójokiego. Było ich, poprawiła się w myślach. Dziwna to była prawda, dziwne uczucie, ponad którym nie chciała się teraz nachylać: jednocześnie niewygodne i kojące poczucie przelotnego splecenia, jakby ich trójka na krótką chwilę w jeden twardy węzeł się związała.

Było Durgi, jeśli stara jej słowa usłyszeć zechce.

Skrzywiła się znowu, sięgnęła do sakiewki po owoc krzyżowca, do ust wrzuciła, rozgryzła zębami, przełknęła cierpką słodycz. Gibko i cicho poderwała się na równe nogi.

Jakakolwiek bliskość między nimi była, odrzuciła ją jednym ruchem, jednym spojrzeniem. Znowu pani swojego ciała i swoich myśli, zamknęła się w milczeniu jak skorupie. Znowu osobna. Znowu samoistna. Nasadziła z powrotem czepiec na głowę - kościana ozdoba łypnęła na pozostałych żłobieniem jak pustym, ptasim ślepiem. Odkleiła od szyi splecione w drobne warkocze włosy, związała je w węzeł, żeby nie chłodziły wilgocią skóry karku. Gwałtownym ruchem otwarła drzwi, by świeże powietrze i dźwięki zamieszania do środka chaty wpuścić, nastawiła ucha. Krok uczyniła, by wyjść na zewnątrz, lecz zawahała się na progu, odwróciła, popatrzyła na nich przez ramię.

- Idziecie?
 

Ostatnio edytowane przez obce : 29-10-2021 o 19:06.
obce jest offline