Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2021, 14:55   #7
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
- Dobra chrzanię to! Ash przypilnuj tego brudasa, zwłaszcza aby nie odwalił kity. Może się przydać do gadania, może Brown będzie chciał go zobaczyć czy co. A ja biorę tą walizkę do siebie. - zakomunikował reszcie i ostentacyjnie zamknął tą walizkę wraz z całą zawartością po czym wyszedł z nią z salonu.

- Chyba się trochę wkurzył. - mruknął Ash w stronę pustego wyjścia na korytarz.

- Chyba nie chcecie mu robić laski? - Geronimo też tam spojrzał ale skoro Skazy już nie było to spojrzał ponownie na obie blondwłose koleżanki jakby nadal podejrzewał, że się droczą albo żartują.

Albinoska posłała irokezowi zamyślone spojrzenie.
- A wiesz że to całkiem dobry pomysł jeśli robótki ręczne nie starczą aby go postawić na wysokości zadania? To by było ciekawe, nigdy nie miałam brudasa. Byłam na to za biała... a jak mu działa hydraulika to nawet za bardzo ruszać się nie musi - pokiwała głową tuż obok głowy drugiej blondyny i wykonała charakterystyczny ruch nadgarstkiem jakby coś obejmowała palcami i przesuwała dłonią w górę i w dół.
- Co nie zmienia faktu że będzie trzeba go związać albo przykuć - dodała poważniej do ich technika. Znów zerknęła na Lolę, wstając do pionu - Masz jeszcze te kajdanki przy łóżku? Pójdę zobaczę co z Gerym… taki trochę Skaza Ogrodnika. Sam brudasa nie przeleci, a i nam nie pozwoli - zaśmiała się - Przynajmniej zobaczę czy nam dziur w ścianach nie wygryza.

- Kajdanki? Będą zabawy z kajdankami? Uwielbiam zabawy z kajdankami! W jakim kolorze chcesz te kajdanki?
- Lola aż klasnęła w dłonie na pomysł z użyciem tego gadżetu i tym razem wydawała się naprawdę ucieszona a nie tak na pokaz jak to nieco droczyła się z chłopakami. Ash chyba poznał się na żarcie bo się roześmiał a Geronimo zmrużył oczy jakby próbował domyślić się o co w tym wszystkim chodzi.

- Ale to poczekajcie z tymi zabawami z nim do rana. Póki będzie pod morfiną to niewiele z niego będzie. Powinna mu zejść… - sani spojrzał na swój zegarek i obliczał chwilę w myślach ile może działać podane znieczulenie. - No myślę, że do północy powinien spać jak zabity. Może jeszcze z godzinę czy dwie jak jest podatny albo ma mniejszą masę niż mi się wydawało. - postawił w końcu swoją medyczną diagnozę.

- Dobra to chyba możemy mu dać spokój do tej północy. - Lola też wstała z sofy i razem z albinoską ruszyła do schodów na koniec posyłając chłopakom całusa.

- To ja będę na dole. Jakby coś się działo to będę się darł. - Ash machnął im dłonią i też ruszył na korytarz chociaż w przeciwną, ku parterowi i piwnicy.

- Chcesz iść do pana-wcale-nie-obrażonego? Iść z tobą czy wolisz sama? - Lola domyśliła się chyba gdzie może iść koleżanka bo zapytała z ciekawością w spojrzeniu jakby mogła iść razem z nią ale też mogła zostawić jej samej pole do działania.

- Myślisz że on tak serio czy tylko udaje aby wzbudzić w nas poczucie winy? - głos zastopował albinoskę. Westchnęła przez nos, patrząc na schody. Jeśli chodziło o nią to zabieg działał.
- Chodź, weźmiemy go w krzyżowy ogień - poprosiła - Wyburczy się, zmęczy i odpuści. Sam będzie spał do rana.

- Sama nie wiem. Mnie jakoś nigdy nie zaciągnął do łóżka. A mnie zawsze jakoś też tak dziwnie było mu się wpychać. No wiesz, trochę jak ze starszym bratem. I jakoś jak zazwyczaj sypiam z kim mam ochotę, czasem nawet tutaj to jakoś mu dotąd nie przeszkadzało. Chyba. Przynajmniej takich fochów nie odstawiał. To sama nie wiem.
- idąca obok Lola zastanawiała się na głos jakby sama była zaskoczona zachowaniem zwykle opanowanego Rogera. Więc nie bardzo wiedziała jak to teraz ugryźć.

- Naprawdę chcesz go przykuć? Ciekawe jak ma na imię. - spojrzała wesoło na idąca obok kumpelę i wskazała kciukiem w głąb korytarza skąd przyszły i gdzie były schody prowadzące aż na sam dół, do piwnicy gdzie była kostnica i nieprzytomny pacjent Asha.

- Jakoś go musimy unieruchomić żeby nie spierdolił gdy nas nie będzie, albo nie zrobił Aaronowi krzywdy. I weź, z brudasami też spałaś? - Phere kiwnęła krótko głową, przekładając ramię przez plecy Loli. Też ją męczyła kwestia imienia, zresztą nie tylko ona.
- Nie wiem co mu siadło na łeb. Nie zachowywał się tak - dodała ciszej bo prawie doszły pod drzwi Skazy. Tam załomotały we framugę subtelnie.
Pięściami.
- Gerry jesteś gotowy czy nie, wchodzimy! - zakomunikowała naciskając na klamkę.


Drzwi były zamknięte tylko na klamkę więc jak blondyna obejmująca drugą blondynę nacisnęła ją to te się otwarły. I ukazał się pokój ich lidera. On sam siedział za biurkiem i przy świetle lampy oglądał jakieś papiery. Ale podniósł wzrok aby spojrzeć na wchodzące. Lola pomachała mu przyjaźnie i wesoło rączką na przywitanie. Wcześniej jeszcze na korytarzu pokiwała jeszcze weselej główką z uśmiechem psotnego chochlika na znak, że ten z dołu to chyba nie byłby jej pierwszy raz z tych kolorowych.

- Co chcecie? - Skaza zapytał je dość neutralnym tonem. Jakby z jednej strony odzyskał panowanie nad sobą z jakiego był znany a z drugiej jednak złość chyba tak całkiem mu nie przeszła bo jakoś nie było życzliwości i ciepła w tym powitaniu.

Dziewczyny jak na umówiony znak przeszły razem przez pokój rozłączając się dopiero przy biurku gdzie zajęły strategiczne pozycje po obu stronach bruneta.
- Powiesz co to było tam na dole? - Phere spytała z kwaśną miną - Chodzi o tego brudasa w kostnicy? Daj spokój Gerry, to tylko brudas na raz, co z tego? Dlaczego absolutnie się nie obraziłeś i wszystko jest normalnie?

- Wcale się nie obraziłem.
- odparł podnosząc głowę to na jedną, to na drugą blondynkę. Ta druga uniosła wymownie brew dając znać, że coś w jej uszach to zapewnienie brzmi ciut mało wiarygodnie jak też była na dole w salonie i widziała to samo co ta pierwsza.

- Po prostu wkurza mnie, że gadacie o takich dyrdymałach. Jak tu dorwaliśmy się do… No jeszcze nie wiem czego. Właśnie próbuję czytać. Ale to może być coś wielkiego. Powiązane nie wiadomo z kim i z czym. Jakaś gruba sprawa. Zobaczcie na to. - pomachał trzymaną kartką z jakimś wydrukiem gdy tłumaczył nad czym siedzi. A potem wziął woreczek z pewnie jakimiś prochami i nim pomachał.

- To może być zapłata. Albo zaliczka. Ten złamas pewnie jest jakimś kurierem albo posłańcem. Załatwiał jakąś robotę. A my go teraz przejęliśmy. Będą go szukać. Nie wiem kto ale zobaczcie na te prochy. Za byle dostarczenie paczki ammo nie płaci się tyle papierów. - powiedział wrzucając z powrotem paczuszkę do otwartej walizki. Lola też na nią spojrzała a potem ponad jego głową na Lucy. Bo Roger wydawał się mówić serio i być na poważnie przejęty.

- Trzeba usadzić naszą parkę dziwaków - w głosie Lucy pojawiło się zastanowienie. - Widzieli wszystko, lepiej aby nigdzie dalej nie rozpuścili wieści. Druga rzecz to ta trefna fura. Na razie stoi nakryta plandeką u nas… kolejny złom wśród złomów - pochyliła się nad kartkami ciesząc w milczeniu duszę że nie chodzi o żadne męskie ego-popierdółki. Tylko o robotę i przyszłe kłopoty.
- O sprawie jak najszybciej musi się dowiedzieć Brown - dodała poważnym tonem, kładąc Skazie dłoń na ramieniu - Bo jak on przejmie interes to raz że jesteśmy kryci, a dwa odpowiedzialność spada na niego i jego ludzi. Niech do niego jeżdżą z pretensjami, my obfocimy te dokumenty, oryginały pojadą do Browna… a skoro to może być w Zakazanej Strefie gdzie i tak się wybieramy - westchnęła - Rzucimy okiem przy okazji. Innych samobójców na razie nie mają na podorędziu, a jeśli Gismo lub Hook coś odkryją… oni albo ich ludzie… na pewno posiadają większą paletę możliwości. I środków. - położyła smartfona na blacie obok swojego uda.

- No to jutro i tak pojedziemy do Browna. A Manfreda i Johnson można zaprosić do nas na noc. Jak będziemy jechać do rzeźni to można ich wypuścić. - lider The Mourners wziął smartfona ale dość machinalnie. Odruchowo obracał go w dłoniach ale widocznie główkował nad dalszymi posunięciami. Lola skinęła swoimi blond sprężynkami i miała minę jakby właśnie wpadła na pomysł jak coś zmalować. Ale zapatrzony gdzieś w dal Skaza chyba tego nie zauważył.

- A tą jego furę przestawcie gdzieś na tyły. Tak na wszelki wypadek. Przywalcie ją czymś. Musimy radzić sobie sami póki nie przekażemy piłeczki Brownowi. - dodał myśląc na głos i wpatrzony gdzieś w dal.

- Nie przejmuj się, Brown mnie lubi - Lucy posłała mu uśmiech - Jeszcze mnie nie kazał rozwalić ani nie rozwalił osobiście, czyli coś czuje. Mięta leci w dwie strony… i daj spokój Gerry, jeszcze nie ma północy. Chcesz to się z tobą kopniemy na szybko do Browna z tą walizką - westchnęła - Wrócimy, tamten brudas się przecknie i go wtedy wydymamy zanim pewno Brown sobie zażyczy mieć go w rzeźni na haku u Hooka. W tymczasie Geronimo ogarnie naszych przebierańców, Ash przypilnuje pacjenta. My skoczymy w dwie strony i wrócimy na północną kolejkę. Z Lolą za kółkiem bardzo prawdopodobne.

- No. I strasznie nam miło, że nie masz nic przeciwko byśmy wydymały tego brudasa bo tam na dole to przez chwilę wyglądało jakbyś miał jakieś wąty.
- Lola szybko wyłapała okazję i wdzięcznie nachyliła się aby pocałować Skazę w policzek jakby zgodził się puścić je do lunaparku czy na inną potańcówkę bez opieki dorosłych czy innych namolnych, starszych braci.

- Poza tym gała to nie numerek nie? To co to tam taki drobiazg a numerek to najwyżej rano albo kiedy tam. - powiedziała słodko unosząc brwi do góry z miną zawodowego niewiniątka a proporcjonalnie wargi Rogera zacisnęły się w wąską linię.

- Świetnie. Cudownie. Ale z Brownem zaczekamy do jutra. Chcę najpierw sam przejrzeć co tu jest. Na wypadek jakby nas odsunęli od interesu. Poza tym jak Śnieżka się zgłosiła na ten numer z rafą to jak to coś tutaj jest o Zakazanej Strefie to może nam się przydać. - mężczyzna siedzący za biurkiem trzepnął dłonią w trzymaną kartkę i wskazał na resztę papierów w walizce.

- Weźcie Geronimo by przywiózł tą parkę pajaców. Trzeba ich przenocować. Jak ktoś u nich jest to też ich zgarnijcie bo mogli coś im powiedzieć o wypadku. A potem skitrajcie tą jego furę. - powtórzył polecenie nieco je uzupełniając. Lola już się wyprostowała i skinęła głową gotowa je wypełnić. Ale jednak jeszcze zabrała głos.

- Możemy skitrać jego furę i świadków ale wiesz, on pruł jak na Wyścigu i przyjechał z głębi naszej strefy. Może rozpruł się u nas ale pewnie nie tylko nasza ulica go widziała. - zauważyła całkiem trzeźwo a Roger skrzywił się i niechętnie skinął głową przyznając jej rację.

- Ale nie wszyscy muszą wiedzieć, że się rozpruł i właśnie u nas. Jak zgarniemy świadków i skitramy brykę to skąd mają wiedzieć? Możemy udawać głupich, że widzieliśmy jak zasuwał ale poleciał gdzieś dalej i tyle żeśmy go widzieli. - Skaza uśmiechnął się wreszcie gdy znów miał w planie jeden ze swoich cwaniackich numerów.

- No niby można rżnąć głupa i udawać że to nie nasza sprawa - Phere zgodziła się nad wyraz grzecznie, bawiąc się czarnymi włosami kumpla. - Byle do rana wytrzymać. Xavier schowa furę, ciemność działa na naszą korzyść. Świadków ugościmy w piwnicy, a tobie powinien pomóc Ash. On najlepiej z nas czyta i zna te swoje mądre rzeczy. Zluzujemy go z Lolą. Popilnujemy naszej brudasowej śpiącej królewny, Geronimo popilnuje Manfreda i Johnson… ty to masz łeb - z wesołym uśmiechem pocałowała drugi policzek jednookiego.

- No pewnie, że mam. Dlatego jestem tu szefem. - roześmiał się wesoło i naturalnie jakby te całusy i komplementy poprawiły mu humor. - Dobra to lećcie już i powiedzcie chłopakom co jest grane. Jak przywieziecie tą dwójkę pajaców to przyślijcie Asha do mnie. Tu widzę rzeczywiście jakiś bełkot co w sam raz dla niego. - powiedział jakby był już szefem nie wiadomo jak licznego gangu. Na odchodne klepnął tyłek jednej i drugiej blondynki. Lola zaśmiała się wesoło i ruszyła do wyjścia na korytarz wyciągając rękę w stronę swojej kumpeli aby ją zgarnąć dalej w drogę.

Obie szybko wypadły z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Poszło dobrze, chyba lepiej niż Śnieżka z początku myślała. Ściskając dłoń kumpeli zbiegły po schodach do wspólnej strefy ich piętrowego lokum.
- Geronimo! Trzeba lepiej schować furę tego leszcza i zaprosić do nas na noc Johnson i Manfreda. Przypilnujesz ich, Ash pomoże Rogerowi z czytaniem tych świstków, my przypilnujemy brudasa. Udajemy że absolutnie nic niezwykłego się nie stało, a frajer pojechał dalej w pizdu i tyle go widzieliśmy!

- Że co? Mamy zaprosić tą parkę pajaców? Tutaj?
- ten punkt chyba najbardziej zdziwił ich wojownika bo tylko o niego się dopytywał. - A po co nam oni? To jakieś zjeby. - burknął jakby wcale nie uważał ich za tyle ciekawych czy wartościowych aby ich tutaj gościć.

- Skaza kazał. Chodź zwijamy się zanim ktoś się zacznie o nich wypytwać. Jutro przekazujemy smroda Brownowi ale dzisiaj musimy radzić sobie sami. Skaza tak mówi. Chodź, bierz furę i idziemy. - Mila też wydawała się być pocieszona i ucieszona tą wizytą u ich lidera bo biegła przez korytarz i schody bardzo chętnie. A jak mówiła do Xaviera to w głosie dało się usłyszeć radosne podniecenie i ekscytację. Chyba ich wysiłek podziałał, podobnie jak autorytet skazy bo mięśniak odłożył hantle i ruszył po swoją kurtkę i jedną z pałek. Po czym we trójkę zawinęli się na dół gdzie była i kostnica i garaż.

- To powiedz Aaronowi a ja otworzę garaż. - Lola teraz trzepnęła w tyłek koleżankę a sama pobiegła z irokezem do garażu. Sądząc po odgłosach on uruchamiał brykę a ona wrota od garażu. Samego Asha Lucy spotkała tam gdzie można było się spodziewać. W kostnicy. Tak samo jak jego nieruchomy i obandażowany pacjent co spał nieruchomym snem.

- Coś się stało? Jedziecie gdzieś? - zapytał technik niepewnym tonem czego się spodziewać. Ale pewnie słyszał ten tupot zbiegających kroków a teraz odgłosy z garażu.

- Po tą dwójkę pajaców z końca ulicy, zabezpieczamy świadków do rana i udajemy że nie wiemy nic o żadnym wypadku - albinoska zaczęła wykładać na szybko, siadając na stole w nogach rannego. - Lola i Geronimo ich przywiozą, potem zakryją furę tego leszcza i czekamy do rana aby pojechać ze sprawą do Browna. Dlatego jesteś potrzebny Skazie na górze, siedzi u siebie nad tymi papierami. Ja przejmuję wartę - poklepała nieprzytomnego po udzie - Gdyby zaczął umierać zacznę krzyczeć… ale go najpierw przywiążę. Na wszelki wypadek, po co kusić los, nie? - zaśmiała się podejrzanie wesoło, zakładając nogę na nogę i tak się gapiła na technika - Jesteś z nas najmądrzejszy, wykminisz o co biega z tymi wycinkami. Żebyśmy rano mieli co w rzeźni raportować.

- Aha. -
prawie łysa głowa z wytatuowanym pod okiem krzyżem skinęła a jej właściciel chwilę się zastanawiał nad tym wszystkim. Po czym spojrzał gdzieś za ścianę skąd doszły ich dźwięk uruchamianego silnika. Czarnej furgonetki Xawiera.

- No dobra. To idę do Skazy a ty tu posiedź. A te pajace mają zostać na noc? Bo jak tak to trzeba będzie im jakieś spanie skołować. No dobra, pogadam ze Skazą. - powiedział dość flegmatycznie, spojrzał ostatni raz na uśpionego morfiną pacjenta i ruszył do wyjścia prowadzącego na korytarz i dalej na schody. A gdzieś za ścianą Geronimo z werwą wyjechał z garażu więc zrobiło się cicho i spokojnie.

- Od biedy niech śpią u mnie! - złodziejka krzyknęła za technikiem, zeskakując ze stołu. Nie było jeszcze aż tak zimno, aby na poddaszu zamarzały gluty w nosie. Dało się spać, a ona czuła w kościach że dzisiejszą noc spędzi tutaj. Lub piętro wyżej jeśli Lola wyduma przeniesienie imprezy do jej lokum. Znaczy przeniesienie stróżowania.
- Przywiążę go, na wszelki wypadek - dodała, rozglądając się za nylonową żyłką albo trytytkami. Wystarczyło mu skrępować nogi, a łapy przykuć do stołu. Porządnego, metalowego. Prędzej się sfajda na rzadko niż to ruszy.

- Ale wiesz, że póki jest pod morfiną to jest uśpiony na amen? - Ash odwrócił się już w drzwiach i z zafascynowaniem patrzył na manewry koleżanki. - W tamtej szafce są bandaże. Albo poczekaj aż Lola wróci i weźcie te jej kajdanki. - poradził tonem dobrej rady i wyszedł. Ale jeszcze zawrócił wsadzając samą głowę do środka. - I ej. Poparłem was tam na górze. Jak nie dacie rady to nie. Ale jakbyście mi załatwiły jakąś fajną chica to bym się nie pogniewał. - powiedział puszczając jej łobuzerskie oko. Trochę tonem żartu ale może tak nie do końca. A potem wyszedł. Słyszała jego oddalające się korytarzem kroki a potem dalej, na schodach na parter a potem jeszcze wyżej. Jak się znało ten dom to nawet przez ściany i podłogi sporo można było się zorientować co się w nim dzieje.

Jeśli nie liczyć nieprzytomnego ciała Phere została sama. Wzięła bandaże i skrępowała ciasno nogi w kostkach jeńca.
- Chici mu się zachciewa… ponoć Clinton B lubi się bawić w przebieranki i wskakiwać w kiecę jak nasz Manfred - burczała przy tym, pracując zawzięcie, a kiedy skończyła wyjęła jeszcze koc z jednej ze starych lodówek na trupy. Zarzuciła go na Latynosa.
- Jak zdechniesz to się wkurwimy. Kosztowałeś nas prawdziwą dawkę morfiny, nie jakiegoś podrabiańca - prychnęła, odpalając swojego papierosa i czekała.

Czekała i czekała. Miała co prawda partnera w tym czekaniu. Ale ten przykryty kocem oddychał miarowo chociaż rzadziej niż zwykle śpiący ludzie. I na tym jego towarzyszenie w tym czekaniu się kończyło. Ash też nie wracał to pewnie ugrzązł ze Skazą nad papierami na dobre. Spaliła tego szluga prawie do końca gdy usłyszała zgrzyt resorów na zewnątrz, potem skręt i jakaś fura władowała się do środka. Potem kroki i głosy. Rozpoznała wesołe trajkotanie blond koleżanki. Chwilę potem ujrzała ją samą w drzwiach. Zaśmiała się jak zobaczyła widok na stole i przy stole. Po czym weszła do środka.

- Mamy ich. Ash u Skazy? No ładnie go zapakowałaś. No szkoda, że śpi. Bo można by już zacząć zabawę. Nie wpuszczałam ich tu, żeby go nie widzieli. Gdzie ich zagnieździć? Jeszcze trzeba tą furę przestawić na zapleczu a nie wiem czy tych pajaców tak samych można zostawić. - podeszła do nieprzytomnego Latynosa i obejrzała go z bliska jak wygląda taki spokojny i nieruchomy na tym stole do krojenia trupów jaki służył też Ashowi za stół operacyjny. Mówiła szybko i przyciszonym głosem aby ta dwójka co pewnie z nimi został w korytarzu Geronimo jej nie słyszała.

- Niech się zadekują u mnie - Lucy przygasiła peta butem, rozsmarowując go po podłodze. Zakręciła się po kostnicy nalewając do cynowego kubka trochę wody z zapasów Asha. Czekała ich długa noc, chociaż jeśli Duchy pozwolą nie będzie bardzo nudna.
- Łatwiej ich upilnować jak wylądują na samej górze, można też zamknąć drzwi. Będziemy słyszeć jeśli zechcą zejść, te schody cholernie skrzypią. Niech Xavier obłoży wrak starymi oponami i innym badziewiem, a potem popilnuje gości. Ja tu zostanę - popatrzyła na stół z rannym, parskając pod nosem - Jak się obudzi sprawdzę czy się do czegoś nada i poczekamy na ciebie, ale na razie sama widzisz. Zwłoki… chociaż całkiem niezłe, ale ciągle zwłoki - dodała ze zniecierpliwioną miną.

- No tak widzę. Ale to mamy we dwoje dźwigać ten jego wrak? No dobra, pogadam z chłopakami na górze. - blondyna dała znać drugiej blondynie, że liczyła na kogoś jeszcze do pomocy z przenoszeniem wraku w głąb podwórza. Co do reszty uwag kumpeli to widocznie nie miała zastrzeżeń.

- Dobra, czekaj. Skrępujemy mu jeszcze łapy i wam pomogę - bladolica pokręciła głową. Dopiła wodę, zamiast kubka biorąc do rąk bandaże. Szybko zaczęła pętać nadgarstki Latynosa aby je przywiązać do nóg od stołu - Nigdzie stąd na razie nie pójdzie, my szybciej ogarniemy. Zamkniemy kostnicę na klucz… i się pospieszymy - zacisnęła materiał z całej siły na kawałku żelastwa - Wyobraź sobie że za wsparcie duchowe Ash sobie życzy jakąś chicę, czaisz to?

- Serio? -
ta wiadomość wyraźnie zdziwiła koleżankę. I teraz ona miała minę jak wcześniej Geronimo w salonie gdy zastanawiał się czy przypadkiem nie żartują. W każdym razie zostawiła to na później i obie wyszły na korytarz. A tam czekała na nich parka dziwaków i stojący za nimi jak niema groźba mężczyzna z irokezem bojowym na głowie.

- My nic nie zrobiliśmy. Puście nas. - powiedział Manfred speszonym, nawet nieco wystraszonym głosem. Zerkał to na stojącego za nim dryblasa to na dwie kobiety jakie wyszły właśnie na korytarz.

- Uśmiechnij się smutasku! Jesteście u nas w gościach! - Lola zawołała do nich radośnie jakby wracała do dyskusji jaką toczyli wcześniej.

- To nie będziecie nas skuwać? - zapytała Johnson nie mniej speszona czy przestraszona jak mężczyzna w kolorowej sukience. Chociaż musiał się zdążyć przebrać bo miał jakąś inną i czystą niż tą ubrudzoną w błocie.

- A właśnie, to ta nasza ekspertka od kajdanek. Bo widzisz Śnieżka właśnie sobie rozmawialiśmy o kajdankach jak tu jechaliśmy. I no nie mogłam się zdecydować jakie wybrać. - Mila nie straciła rezonu ani dobrego humoru i trajkotała jakby gadali o przewadze benzyniaków nad dieslami w miejskich rajdach. A gestem zaprosiła całą gromadkę na schody i tak ruszyli na górne piętra budynku.

Udając że nad sprawą bardzo poważnie się zastanawia, Phere podrapała policzek wierzchem dłoni.
- Miałaś takie policyjne, będą idealne - rzuciła wesoło do gangerki, a do gości zwróciła się trochę poważniejszym tonem - Nie na was, was nie będziemy skuwać. Chyba że coś odjebiecie i przy okazji zachce się wam robić nam problemy. Rano wszyscy się rozejdziemy w zgodzie, do rana zadekujecie się u mnie na poddaszu. Dla waszego bezpieczeństwa. Tamten zjeb jest z Camino, jeśli będą go szukać i im się zwidzi przyjechać do was, oblać benzyną i podpalić? No powiedz Johnson, na chuj wam takie atrakcje? Tu jesteście bezpieczni jak u mamusi kurki pod dupką. Posiedzicie, wypijecie drina, dostaniecie żarcie jeśli jesteście głodni i tyle - wzruszyła ramionami - Nie mamy nic do was, to tylko kwestie bezpieczeństwa.

Tłumaczenia jednej blondynki chyba nieco pomogły na tyle, że gościom którym nie groziło skucie kajdankami zrobiło się chyba trochę lżej. Słuchali wchodząc po kolejnych schodach i piętrach oglądając się na idące za nimi kobiety to na siebie nawzajem.

- To jak nie na nas to po co wam te kajdanki? - zapytał niepewnie Manfred gdy widocznie na moment ciekawość przezwyciężyła obawy.

- Oj my się tak czasem lubimy pobawić z Lucy. A teraz pakujcie się i pogłówkujcie jak zrobić więcej tego ekstra zioła co robicie. Potem ktoś wam coś przyniesie do żarcia ale na razie mamy robotę. I nie róbcie czegoś głupiego bo przestaniecie mieć status gości. I wtedy Geronimo będzie z wami gadał. - doszli tak aż na strych gdzie zwykle urzędowała Śnieżka a jej kumpela przedstawiła dwójce przebierańców jakie mają perspektywy na najbliższe godziny i nockę. Na koniec wskazała na masywnego kumpla co był największy z całej piątki a ten skinął w głową i klepnął rękojeść pałki wsadzonej za pas.

- Jasne. Spoko. Nie chcemy kłopotów. Tylko nam nie róbcie krzywdy. - obiecał Manfred unosząc dłonie w pokojowym geście.

- Nie chcecie kłopotów, my wam nie chcemy robić krzywdy i tego się trzymajmy - Phere poklepała dziwną parkę po ramionach, siejąc uśmiech po korytarzu - Wiemy że jesteście ogarnięci, dlatego was zapraszam do siebie. Tam w kącie jest piec i wyro, rozgośćcie się. Jakbyście słyszeli hałasy to siedźcie cicho, my to ogarniemy… - gestem wskazała odpowiedni kąt poddasza - Rano zjaramy blanta i się rozejdziemy do swoich spraw. A teraz pakujcie się, goni nas czas.

Pomogło na tyle, że ich sąsiedzi z końca ulicy więcej nie oponowali. Zwłaszcza jak oddano im pomieszczenie z piecem i łóżkiem jakie zwykle zajmowała albinoska. Potem cała trójka zeszła ponownie aż do samej piwnicy i do garażu. Na zewnątrz zrobiła się już wieczorna szarówka zapowiadająca nadejście jesiennej nocy. Wiatr nieco osłabł ale dalej był wyraźnym utrudnieniem jakie przeszkadzało w pracy. Podobnie jak ciemność jaką trzeba było już rozświetlać czym się da.

- To wy zaczepcie tego jego gruchota a ja go poholuje. Pilnujcie aby się o nic nie zaczepił. - zaproponowała blondyna wzbudzając tym zaskoczenie i krzywe spojrzenie właściciela czarnej furgonetki. - No jak nie to sam lawiruj po tym gratowisku z tym gruchotem na holu. - odparła szybko wiedząc na co się zanosi. Xavier rozważał to chwilę po czym niechętnie oddał jej kluczyki od swojego wozu.

- To chodź. Zaczepimy łajzę. - trzepnął w ramię albinoski zgadzając się na taki podział ról. A mieli co robić. Początek był dość łatwy. Trzeba było zahaczyć linę tak samo jak wcześniej. I ściągnąć wrak sportowej maszyny sprzed domu. Schody zaczęły się już na samym podwórku. Lola musiała powoli ostrożnie cofać furgonetkę lawirując pomiędzy różnym złomem jaki zalegał na podwórku. A pozostała dwójka albo ją machaniem nawigowała aby się w nic nie wpieprzyła albo musieli odwalać pomniejsze graty aby lina lub holowany wrak się o nie nie zaczepił. Byli już w środku podwórka gdy od frontu usłyszeli jakiś pojazd. Jak nadjeżdża po czym zatrzymuje się w detroickim stylu. Jak nie dokładnie przed ich budynkiem to bardzo blisko.

- Kurwa! - albinoska zaklęła, patrząc po pozostałej dwójce i szybko podjęła decyzję, nadając do dwójki w szoferce - Zostawcie to jak jest, narzućcie plandekę i parę opon spod ściany. Zasłońcie vanem i udawajcie że tak już było. Ja zobaczę kto to i czego chce. - poprawiła włosy, chowając niepokój za szerokim uśmiechem i tak wyleciała w cień przy werandzie, by dam przekraść się bokiem na przód budynku.

Zdążyła akurat by zobaczyć jak po schodach frontowych wbiega jakiś facet i wali do drzwi. Niestety w półmroku nie widziała kto to jest. Ale skórzana kurtka i wojskowe spodnie wskazywały, że to pewnie jakiś Runner. Wóz też wydawał jej się znajomy. Cyborg takim jeździł. Też był szefem jednej z okolicznych band jak u nich Skaza i można by rzec, że byli prawie sąsiadami. Też podlegał pod Browna. A teraz ten facet walnął w drzwi wejściowe i czekał aż ktoś mu otworzy.

Widok innego Runnera był niespodziewany, ale o wiele milszy od widoku powiedzmy kolejnych Camino. Z kanistrami benzyny i podpalonymi zapalniczkami.
- Cyborg, co jest? - albinoska wyskoczyła z cienia, truchtając do obcego już bez ukrywania - Stało się coś że tak napierdalasz nam we wrota? Ktoś jest ranny? Ash siedzi na piętrze - wyhamowała tuż przed nim, złapała oddech i dołożyła razem z krótkim machaniem ręką - A w ogóle to cześć.

- Cześć Śnieżka. -
z bliska poznała, że to nie jest sam Cyborg tylko jeden z jego chłopaków. On sam widząc ją otworzył drzwi od kierowcy i wysiadł opierając się łapami o dach wozu.

- Jakiś brudas śmigał tu niedawno po naszej dzielni. Strasznie nas to wkurwiło. Ale szybki był. Szukamy go by pokazać brudasom, że to nie ich teren. I nie mogą sobie tak w biały dzień śmigać po naszej dzielni. Gdzieś tu przejeżdżał. Widzieliście go? - w ogniu zapalniczki Lucy ujrzała ten metalowy syf co Cyborg nosił na twarzy. I skąd się wzięła jego ksywa. Mówił jednak spokojnie bo chociaż sytuacja musiała ich wkurzyć na tyle, że widocznie chcieli nauczyć brudasa moresu to jednak nie był wkurzony na nią. Więc zajarał szluga z zielskiem i czekał na to co powie Runnerka z sąsiedztwa.

Ona za to zeskoczyła ze schodów żeby stanąć przy furze i jej szefie. Lubiła go, mimo chromu wtopionego w gębę. Otworzyła usta aby powiedzieć że nie mają co wachy marnować bo typ się rozwalił obok, niestety ze Skazą ustalili coś innego.
- Aaa, ten szmaciarz co tak zapierdalał! Też go słyszałam… był od brudasów? No kurwa, te jebane brudasy robią się coraz bardziej bezczelne - powiedziała zamiast tego, wyciągając własnego fajka. Odpaliła go, zaciągnęła i dokończyła, poprawiając Cyborgowi kołnierz kurtki - Dawno temu było, jeszcze przed zmrokiem ciął chyba jakoś tam. Lola ogarnęła nowe kajdanki i byłyśmy trochę za bardzo zajęte żeby patrzeć przez okna - wskazała kierunek prawie identyczny z tym jaki pokonała latynoska wyścigówka. - Wiecie kto to był?

- No. To pewnie pojechał do swoich szmaciarzy.
- Cyborg skinął głową zerkając w głąb mroczniejącej z każdą chwili ulicy. Zaciągnął się szlugiem z zielskiem jakby coś obliczał. Skojarzenia miał dobre. Jakby ktoś chciał się tędy dostać do Camino to tędy była właściwa droga. Na północ, potem na wschód dookoła jeziora a potem już prosto do Camino. Bo południowa strona jeziora jeszcze należała do Runnerów.

- Ale pojedziemy za chujkiem. Niech sobie nie myśli, że może sobie tu wjechać i nic. Jak go nie znajdziemy to znajdziemy kogoś u nich. - uśmiechnął się poklepując swoją spluwę wsadzoną w kaburę na piersi. A na siedzeniu dostrzegła jakieś UZI czy coś podobnego. Chłopaki na tylnym siedzeniu też mieli w łapach siłę ołowiowych argumentów. Ten co wcześniej walił do drzwi już wrócił i stał przy drzwiach pasażera. Wyglądali jakby byli gotowi pojechać i urządzić odwet na jakimś Camino. Nie tym to tu był to na jakimś innym.

- I z Lolą bawiłyście się kajdankami? We dwie? No, no… Wiedziałem, że z niej niezłe ziółko ale, że ty też to nowość. Musimy się kiedyś spotkać i wyjarać zioło i pogadać o tym. - zaśmiał się i jednak nie przegapił tej wzmianki o Loli i kajdankach. Cisnął peta gdzieś w mokry asfalt i złapał za swoje UZI aby wsiąść do środka wozu.

“Porozmawiać”, acha. Już Phere widziała o jakie rozmawianie facetowi chodzi. Zaśmiała się dość wesoło, mrużąc jedno oko i pod wpływem impulsu wychyliła się, całując go w naszpikowany metalem policzek.
- Wiesz gdzie mnie szukać, zima idzie a mi siada ogrzewanie na strychu… a będziesz grzeczny to może obie z tobą o tym pogadamy - parsknęła, cofając się - Ale o tym potem. Szerokiej drogi.

- Jasne. -
mruknął i podgazował maszynę która dotąd mruczała na jałowym biegu. Teraz zawyła bojowo jak smagnięta biczem bestia. Po czym road warrior z impetem ruszył przed siebie. Ze swojego miejsca Lucy widziała jak smugi reflektorów omiatają drogę przed nimi bez wahania mijając świeżą wyrwę w płocie na końcu ulicy. Po chwili skręcili w bok aż doszedł ją pisk hamulców i zniknęli jej z oczu za tym zakrętem. Jeszcze tylko słychać było oddalający się i cichnący ryk silnika. A potem już tylko wiatr zamiatał nagle pustą i bezludną ulicę. Jak Manfreda i Johnsona nie było u siebie i mieli pogaszone światła to ten północy wylot ulicy wydawał się kompletnie wymarły. Jakby dookoła nie było żadnych innych ludzi w okolicy.

Dziewczyna postała jeszcze przez chwilę póki bryka nie zniknęła między ruinami. Dopiero wtedy wycofała się z powrotem na podwórko, chowając drżące dłonie w kieszenie kurtki. Właśnie oszukała kogoś od siebie, aby chronić obcego brudasa. Mało tego, posłała go w niepotrzebną pogoń za którą na milion procent Cyborg bardzo, ale to bardzo się na nią wkurwi.
- Ja pierdole - jęknęła, przecierając twarz dłonią. Musiała się upewnić że wrak został zakamuflowany… do jutra. Jutro to jakoś odkręci żeby sąsiedzi nie mieli Żałobnikom za złe ściemy. Jeszcze co prawda Lucy nie wiedziała jak, ale wiedziała że będzie musiała to odkręcić.

- To był Cyborg? - zapytał Xavier który wyłonił się z mroku. Chował się za narożnikiem i widocznie musiał widzieć chociaż odjeżdżającą furę. Ale nie mógł słyszeć wszystkiego co było mówione przy wozie sąsiadów. We dwoje wrócili na podwórko gdzie powitało ich nerwowe znieruchomienie Loli. Wciąż rzucała na coś bezkształtnego przykrytego plandeką jakieś dechy, opony i blachy jakie tylko znalazła aby przykryć ją jeszcze bardziej. W tej wieczornej szarówce widać było tylko profil a potem front jej bladej twarzy jaką na nich skierowała.

Złodziejka bardzo powoli pokiwała głową.
- Razem z chłopakami szuka brudasa - przyznała cicho - Wkurwiło ich że tak ciął po naszym rewirze jakby był u siebie. Skierowałam ich dalej na północ… i kurwa - znowu przetarła twarz dłonią - Już czuję te zakwasy w szczękach od przepraszania go za ten numer, ja jebie. - splunęła w błoto, a potem podjęła weselej - Ale dobrze sobie poradziliście. Wygląda jak kupa złomu… dorzućmy jeszcze tamtą starą zardzewiałą beczkę i trochę folii, a potem spadamy do domu. Trzeba się napić.

- No. Pizga trochę.
- Geronimo chyba też nie bardzo wiedział co powiedzieć. Więc po chwili milczenia spojrzał jeszcze w kierunku północy gdzie zniknęła fura z ich sąsiadami po czym zabrał się za tą beczkę o jakiej mówiła kumpela.

- Trzeba będzie powiedzieć Skazie. Głupio wyszło. Mam nadzieję, że nic im nie będzie. - Lola zrobiła sobie przerwę aby odpalić trzy szlugi z ziołem dla trójki wspólników w zmowie milczenia. Też jej chyba nie było lekko. Bo chłopaki pojechali pewnie wziąć odwet w ten czy inny sposób na Camino. Potem pewnie tamci coś poślą od siebie. I tak od lat trwało to kłopotliwe sąsiedztwo między jednymi z dwóch największych gangów w tym mieście. Zawsze coś, ktoś do kogoś o coś miał aby mu posłać kulkę albo sprzedać kosę. Jeszcze trochę pracy i maskowanie rozbitej wyścigówki było gotowe. A oni we trójkę mogli się wreszcie schować w przyjaznym, znajomym wnętrzu domu pogrzebowego.

- Głodny jestem. Zrobicie jakieś żarcie? - odezwał się milczący dotąd Xavier zerkając z góry na obie koleżanki.

- I trzeba coś wypić na gorąco. Łapy mi zmarzły od przerzucania tego cholerstwa. - Lulu pokiwała głową ale zamachała przed sobą tymi zmarzniętymi dłońmi. Zresztą nie tylko jej zmarzły bo na zewnątrz panowała już typowa, jesienna szaruga świeżo po ulewie a i ten zimny wiatr nie pomagał w zachowaniu ciepła.

- Trzeba. Żarcie dla wszystkich - zgodziła się Lucy. Też miała zamiast dłoni dwie kostki lodu z dziesięcioma sztywnymi soplami przyczepionymi tam za pomocą zimowej magii. - Idźcie do kuchni, zaraz do was przyjdę tylko zobaczę czy nam ten jebany brudas nie uciekł - rzuciła mało wesołe spojrzenie ku drzwiom do kostnicy.

- Ojej, żeby to do mnie ktoś tak ciągle zaglądał i sprawdzał czy mi czegoś nie brakuje a jeszcze przywiązywał do łóżka to o boziu! - roześmiała się wesoło Lulu ale zgarnęła pod ramię ich lokalnego mięśniaka i ruszyli schodami na górę gdzie była kuchnia i reszta. Zaś Lucy powędrowała dalej, wzdłuż korytarza do kostnicy i jej jedynego pacjenta. Ale nic się nie zmieniło. Bezimienny dalej leżał pod kocem jaki na niego narzuciła i dalej był przywiązany bandażami jak go zostawiła.

- Wszystko przez jednego zjeba… i na chuj ci się zachciało uprawiać wyścigi w nie swojej strefie? - albinoska mamrotała pod nosem, robiąc honorową rundkę wokół łoża boleści. Sprawdziła czy więzy dobrze trzymają i czy koleś nadal jest nieprzytomny. Było jej ciężko. Tak ciężko, jakby miała już na sumieniu cztery życia Runnerów z sąsiedztwa. Zobaczywszy że wszystko jest w normie wróciła na górę, ale zamiast do kuchni wspięła się wyżej, tam gdzie urzędował Skaza. Weszła do jego pokoju bez pukania, darując sobie kulturę i inne bzdury.
- Cyborg był - zaczęła od progu - Z chłopakami szukają tego brudasa. Spławiłam ich na północ… i… - westchnęła ciężko - Chujowo wyszło. Chcecie żarcie?

- Cyborg? -
Skaza z Aaronem spojrzeli na nią a potem na siebie. Ale wiadomo było który z nich jest od myślenia i podejmowania decyzji.

- Ale pojechali? No to pewnie łyknęli. - Roger zastanawiał się jak to teraz wpływa na ich sytuację. - Mówiłem, że będą go szukać. Cała dzielnia musiała go widzieć. - oparł się plecami o fotel, złożył ręce na potylicy i zaczął sufitować.

- No nic. Jutro powiemy co trzeba Brownowi. Jak się z nim dogadamy to i reszta też to łyknie. - zdecydował w końcu bo nie była to sytuacja w której były same dobre i wygodne wyjścia. Raczej to działało w tą drugą stronę.

- Lepiej by Cyborgi nie oberwali. Bo jak wróci i dowie się, że go zrobiliśmy w wała to może mieć nam troszkę za złe. Zwłaszcza jak oberwą. - sani skrzywił się i powiedział na głos coś co chyba w ten czy inny sposób pomyślał każdy z Żałobników.

- Jakoś ich ugłaskamy. Zaprosimy na imprezę czy co. Na razie musimy przetrwać noc a jutro dogadać się z Brownem. Jak będziemy mieć jego po naszej stronie to wszystko się jakoś ułoży. A to to jakaś gruba sprawa. Z tą Strefą. Ale sporo czytania. To zróbcie jakieś żarcie. Głodny jestem. Aha a co z tymi pajacami? Robili jakieś kłopoty? - Skaza też nie miał zbyt zadowolonej miny i rany bratniej bandy ciążyły mu tak samo jak innym. Ale w tej sytuacji nie bardzo widział innego wyjścia. Cyborg jakby wiedział kogo tu mają w kostnicy w najlepszym razie pewnie by go zglanował co pewnie kiepsko dla połamańca by się skończyło. W najgorszym rozwaliłby go od ręki na tym stole na jakim teraz leżał.
 
Dydelfina jest offline