Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2021, 15:04   #8
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
- Oby nie oberwali - burknęła białowłosa, krzyżując ramiona na piersi. Nie chciała żeby przez jej głupotę komuś od nich stała się krzywda. To by było tak okropnie lamerskie z jej strony.
- Ja to zagmatwałam i ja to naprostuje jak będzie trzeba - dodała do swoich ubłoconych butów - Tamta dwójka na górze siedzi grzecznie, nie robią kłopotów. Im też rzucimy coś do żarcia… oby te papiery były tego warte - dodała, odwracając się do wyjścia.

- Hej. - Skaza zawołał za nią gdy była już przy drzwiach. Jak się odwróciła zobaczyła, że się do niej uśmiechnął. - Razem to odkręcimy. A Cyborgom nic pewnie nie będzie. Pokręcą się trochę zjarają coś i wrócą. A jutro się dogadamy z Brownem. Jesteśmy na topie. - powiedział z pokrzepiającym uśmiechem jakby nie było co się martwić na zapas. - Świetnie sobie poradziłaś. Powiedziałaś to co trzeba było. Tak jak prosiłem. - dodał chwaląc ją przy Aaronie. Ash zresztą też posłał jej uśmiech i kciuk w górę.

- No Śnieżka. Skaza ma rację. Jakoś to będzie. Tak czy inaczej. A gdybyś z Lolą tak nie darły się aby go nie ratować z tego bagna to teraz nie mielibyśmy tego. A jeszcze nie wiem co to jest ale zapowiada się ciekawie. - Ash pomachał jakąś trzymaną kartką jaką czytał i wskazał nią na resztę. Teraz już całe biurko było zawalone tymi papierami jakie wyjęli z walizki. Sporo tego było.

- Dzięki chłopaki - odpowiedziała po chwili nawet się uśmiechając. Co prawda zmęczony to był uśmiech i blady jak cała ona, lecz szczery. Po ich słowach też jakoś łatwiej się oddychało i ciężar w piersi tak nie ciążył. Zrobiła co trzeba, jak z Gerym ustalili. Dodatkowo zyskali dokumenty jarające Aarona, a rzadko go ostatnio widywała tak podjaranego. Podniosła swój kciuk do góry.
- Ogarniemy. Razem - dorzuciła spokojniejszym tonem - A teraz spadam do kuchni, bo chyba mi ktoś za długi łańcuch ustawił.
- O jesteś. Dobrze. Bo jak Geronimo pomaga to wiesz… - Lulu powitała z wdzięcznością tą pomoc jaka zjawiła się pomoc. A ich mięśniak poczuł się chyba trochę urażony taką uwagą.

- Rozpaliłem w piecu. Zobacz jak się jara. - wskazał na owoc swoich wysiłku. No rzeczywiście w piecu ładnie się paliło i biło z niego przyjemne ciepło. Przez większość dnia Aaron tego pilnował jak ich nie było to nie było to takie trudne ale jednak zawsze cieszyło oko i zmarznięte dłonie.

- Co powiedział Skaza? Może wezwać tu tych dwoje z twojego pokoju? Jakby umieli gotować to by mogli się przydać. - Lulu nastawiła właśnie gar z wodą na kuchnię i zerkneła na koleżankę co właśnie wróciła z góry.

- Powiedział że te dokumenty to jakaś ważna sprawa, Aaron je cały czas składa do kupy… byle się dogadać z Brownem i jakoś pójdzie. - bladolica podeszła do szafki z zapasami, przeglądając co im jeszcze zostało. Mieli od groma suchego makaronu, jakieś suszone warzywa, trochę świeżych. Parę puszek z konserwami i wory z fasolą wygrane w karty chyba od jakiegoś pieprzonego brudasa.
- Dobra robota z tym ogniem. Dzięki Xavier... weź idź po nich na górę, przydadzą się. Obiorą i pokroją cebulę… nienawidzę kroić cebuli - odburknęła, wzięła wdech i powiedziała już normalnie - Powiedziałam Cyborgowi, że nie ogarnęłyśmy kto tak pruje nam po dzielni bo testowałyśmy twoje nowe kajdanki. Szkoda że nie widziałaś jak mu się oczka i gęba zaświeciły - parsknęła w wyciągane na blat produkty.
- Coś gadał o zaproszeniu do nich, spaleniu bata i pogadaniu o temacie. Pogadaniu - zrobiła palcami cudzysłów - Może jak się spierdoli to będzie jakieś źródło zaczepienia aby ich ugłaskać… a przynajmniej tego jednego najważniejszego.

- O mówiłaś o moich kajdankach? A których?
- tego chyba się znów druga z blondynek nie spodziewała ale zaśmiała się jakby ją to serdecznie rozbawiło. - No patrz jakie przydatne narzędzie nie? Mogą się przydać nawet jak ich nie ma. - dodała wciąż się uśmiechając po czym przmrużyła trochę oczy. - Ale znaczy jak testowałyśmy? Ty, ja i kto? - dostrzegła jednak pewną lukę w tej relacji koleżanki. A Geronimo poszedł po tych dwójkę sąsiadów których z taką gracją zaprosili do siebie na dzisiejszą noc.

- O rany, Mila… tak mi się powiedziało! - Phere przewróciła oczami i rzuciła w nią marchewką - Potrzebowałam wymówki, skojarzyłam kajdanki… no i nie chciałam żeby wnikał. To ściemniłam o tym testowaniu we dwie. Ale chyba jego też jarają takie zabawy - parsknęła w worek z makaronem - I mam ci przypomnieć że dziś jeszcze będzie okazja do testowania bransoletek? Tylko ogarnijmy żarcie, dla tego brudasa z dołu również. Zostawimy mu szamę, będzie umierał z głodu kiedy się obudzi… i słuchaj, znasz Cyborga bliżej? - łypnęła na blondynkę - Tak no, wiesz…

- No pewnie. Zaprosił mnie kiedyś do kina. No i pewnie wiesz jak się skończyło. Kiedyś strasznie jarała mnie ta jego blaszana gęba.
- kumpela nieco ściszyła głos gdy już przestała uchylać się od latających marchewek i wesoło podzieliła się z drugą blondynką wiedzą i doświadczeniem na temat ich sąsiada z paru ulic dalej.

- Ciekawe jaki jest ten na dole. Trochę szkoda, że tak go poturbowało w tej kraksie. Dobrze, że w ogóle wyszedł z tego mniej więcej w jednym kawałku. - powiedziała wskazując nożem do obierania warzyw na podłogę gdzie leżał ten nieprzytomny Latynos. Odwróciła głowę do wyjścia bo już słychać było kroki schodzące z góry po schodach. Pewnie mijali właśnie drugie piętro.

- Trochę się boję, że Skaza będzie chciał się go pozbyć jak najszybciej się da. Jakby jakiś syf miał być to pewnie. Jakiegoś brudaska sobie zawsze znajdziemy. Ale no jakby się dało to też bym się chętnie go pozbyła no ale po tym jak już się z nim zabawimy a nie przed. To trzeba mieć rękę na pulsie aby go nie zwinęli nam sprzed nosa. - podzieliła się swoimi obawami względem zamiarów męskiej części ich paczki, zwłaszcza Skazy.

- Mnie tam nikt nigdy nie zaprosił do kina - wbrew sobie Phere wylała trochę frustracji na niesprawiedliwość, lecz szybko wzięła wdech robiąc to co zwykle: puszczając bokiem żeby nie zawracało głowy. Była odmieńcem, odmieńców się nie zapraszało do kina i ogólnie do ludzi.
- W takim razie trzeba go będzie dziś przetestować póki jest przywiązany i póki jeszcze dycha - dorzuciła spokojnym głosem, pochylając się do blondyny - Niech to będzie ostatni numerek skazańca… pewnie pożyje póki nie wrócimy od Browna, więc hipotetycznie jest czas do wyjazdu. Po północy ma go puszczać morfina. Nakarmimy go, damy odespać jeszcze chwilę i zobaczymy - wzruszyła ramionami - Mógł się jak frajer nie wywalać, jego wina.

- Jak chcesz to ja cię zaproszę do kina. -
powiedziała wesoło blondyna do drugiej i pacnęła ją po przyjacielsku w ramię.

- A z tym na dole to nie wiem. Znaczy chciałabym w nocy ale nie wiem czy się będzie nadawał. Nie wyglądał zbyt zdrowo jak go wyciągałyśmy a teraz śpi. Ale zobaczymy. Pójdziemy w nocy i jak nic z niego ciekawego nie będzie to wrócimy do mnie. Można by jeszcze rano spróbować zanim reszta wstanie. - wzruszyła ramionami jakby ostatecznie mogła zaakceptować taki i taki przebieg wypadków. A owa reszta już musiała być blisko bo słychać było ich na korytarzu.

- Albo mu dajmy dropsa na pobudzenie - albinoska posłała jej wymowne spojrzenie przez ramię. Skoro dostał coś na sen i przeciwbólowego to aby się rozbudził mógł połknąć jeszcze coś. Wtedy może by nawet zaruchał przed śmiercią.
- Weźmy go może w ogóle do ciebie. Tam go przykujemy do ramy, a nie trzeba będzie nigdzie łazić jak ten debil i Ash się wyśpi… - prychnęła - I nie będzie podglądał razem z Xavierem.

- Dobra, możemy dzisiaj spać u mnie. -
Mila rzuciła krótko zgadzając się na taki plan. Po czym odwróciła się do drzwi bo weszła barwna trójka. Najpierw brodaty mężczyzna w kwietnej sukience, potem czarno - biała kobieta w spodniach i na koniec ich mięśniak w skórzanej kurtce. Każde z ich trójki wyglądało jak z innej bajki i klimatu. Manfred jak hipis ubrany w kieckę, Johnson jakby dopiero co wyszła z jakiegoś zebrania u Schultza a Geronimo jak motocyklowy ganger.

- Dobrze, że już jesteście. Właśnie rozmawiałyśmy z Lucy o kajdankach i przykuwaniu. - Lola zaczęła do nich mówić tak samo jak wcześniej na korytarzu. Lekko ale i na serio i jakby cały czas gadały właśnie o tym co mówiła. Efekt był podobny jak wcześniej na piwnicznym korytarzu. Oboje goście zbledli i spojrzeli po sobie nerwowo.

- Żartowałam! Rany coście tacy nerwowi? Za mało jaracie zioła. - blondynka roześmiała się ucieszona takim efektem jaki udało jej się wywołać. A gościom znów ulżyło, że to nie tak na poważnie z tymi kajdankami i skuwaniem.

- Łapcie się za kosy i do roboty - Lucy za to wskazała kupkę cebuli na stole - Szybciej skończymy, szybciej będziemy żreć i zluzujcie. Jakbyśmy was chcieli odjebać nikt by wam nie dał niczego ostrego do ręki - przewróciła oczami - Które u was gotuje?

- Różnie. Ale najczęściej ja. -
hipis w sukience zgłosił się do tej pomocy i chyba mu ulżyło, że z tymi kajdankami i skuwaniem to tylko jakiś żart Loli. Kobieta w spodniach też podeszła i pokiwała głową niemo wspierając jego wersję. Ale jak już się rozkręcili to na cztery osoby zrobiło się całkiem raźno i robota szła sprawnie. Można się było poczuć jakby naprawdę się zaprosiło sąsiadów na wspólnie zrobiony obiad. Czy tam obiadokolację. Atmosfera rozluźniła się i ociepliła. Geronimo gdzieś się zmył nie bardzo widząc dla siebie miejsce i zajęcie więc zostali w kuchni we czwórkę.

Zrobiło się dziwnie, jakoś tak niby normalnie ale z drugiej strony obca dwójka grasująca po domu budziła pewne zgrzyty gdzieś w głębi serca. Niemniej z ich pomocą praca szła błyskawicznie. Gdy jedno obierało cebulę i ją kroiło, drugie walczyło z siekaniem kiełbasy. Kolejne otwierało puszki, a jeszcze kolejne grzało olej w wielkim garze. Tak wielkim, aby dało się w nim ogarnąć syte żarcie dla ośmiu osób. Proste zajęcie pozwalało oderwać myśli od kłopotów wiszących The Mourners nad karkami. Było dobrze: prosto i przyjemnie. Do tego jeszcze zapach roznoszący się w powietrzu otulał ludzi grasujących po kuchni pobudzając apetyt i przyprawiając brzuchy o coraz głośniejsze burczenie.
- Żaaaaaaaaarcie! - wreszcie Lucy wydarła się na całe gardło, wołając rodzinę pod paśnik. Na stole wylądował gar pełen czerwonawego makaronu z krążkami kiełbasy. Dostawiono dodatkowe krzesła i miski, a także kubki pełne parującej herbaty z sokiem wiśniowym. Lola wyciągnęła skądś paczkę sucharów i nawet nie tak czerstwe pół bochenka chleba, więc obok obiadu stanęła krzywa piramidka grubo ciachanych pajd oraz małych krakersowych prostokątów.
- I tym razem bez fasoli - prosty fakt podejrzanie poprawiał albinosce humor.
 
Dydelfina jest offline