Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2021, 14:14   #25
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
EMMA HARCOURT

Kiedy "Radość" pogrążyła się we względnej ciszy, a Finch O'Hara we śnie, Emma miała w końcu czas, aby zająć się najistotniejszymi kwestiami logistyczno - organizacyjnymi. Tymi, które wzięła w zakres swoich obowiązków.

Obdzwoniła ludzi z Towarzystwa, używając odpowiednich kryptonimów, skrótów i ustalonych haseł, przekazała im, gdzie mają się zjawić. Dzwonienie było istnym koszmarem. Szum Duchowy dosłownie szalał. Ryki, wrzaski potępionych dusz, jęki i zawodzenia były tak silne, że Emma musiała niekiedy wykrzykiwać do słuchawki swoje kwestie. Za każdym razem, gdy brała ebonitową, staroświecką słuchawkę do ręki, za każdym razem gdy kręciła tarczą wsłuchując się w jej rytmiczne tyrtyrtyr czekała, jak na szpilkach. I za każdym razem, ponad wrzaski umarłych i jęki nawiedzenia, dało się słyszeć wyraźnie jedno słowo "Nadchodzi". To powodowało, że ciało Emmy pokrywało się gęsią skórką. Było czymś niespotykanym, żeby Szum Duchowy miał wspólny element w każdej inicjowanej rozmowie. Zazwyczaj wszystkie trzaski i zakłócenia były czystym chaosem.

W międzyczasie, gdy czekała na potwierdzenie ze strony ludzi z Towarzystwa, próbowała złapać Gładzika na jedną z ich wspólnych skrzynek kontaktowych. Niestety, Egzekutor, nie dał śladu życia. Obawy o to, że mógł zginąć lub dostać się w łapy BORBLI stawały się coraz bardziej natarczywą myślą. Po n-tej próbie namierzenia musiała dać sobie na chwilę spokój.

Na prośbę Emmy, Sophie zrobiła spis dziewczynek - taką listę imion i nazwisk. Emma wiedziała, że dzięki temu Towarzystwu będzie łatwiej je sprawdzać pod względem okultystycznym, jak tylko przyjadą odpowiedni specjaliści. Na razie dziewczynki, poza nielicznymi, spały. Możliwe, że miała z tym coś wspólnego herbata, którą Fury odpowiednio "przyprawił" ziołami, mającymi dać spokojny, długi, mocny, relaksujący ciało i duszę sen. Przynajmniej tyle.

Michael i Manda zajęli się autobusem. Wyjechali nim na jakieś odludzie, gdzieś poza "Radością" i wrócili około dziesiątej trzydzieści na jakimś zdezelowanym motorze. Zapewne, na ten moment, ukryli trefny pojazd na gospodarstwie Ernesta Loocka - ich sprzymierzeńca. Jej przypuszczenia potwierdziły się, gdy Ernest, poczciwy i starszy facet, dawny Zaklinacz Duchów z MR-u, obecnie farmer i emerytowany okultysta, przyjechał terenowym samochodem przywożąc kogoś, kogo najmniej się Emma spodziewała w towarzystwie byłego Regulatora.

To był Zimorodek.

Ten Fae mierzył nieco ponad dwa metry ważąc około stu sześćdziesięciu funtów, miał ciemnoniebieskie włosy, przeogromne uszy i złociste oczy, wypełnione blaskiem słońca. Nosił też brodę, co u jego pobratymców nie było zbyt częste. Dla Towarzystwa pozyskał go Grey, więc Emma nie do końca ufała uśmiechowi tego Odmieńca. Przybysz jednak, jak do tej pory, okazywał się być niezwykle lojalny, bardzo efektywny i nad wyraz uprzejmy. Uśmiech nigdy nie znikał z jego twarzy Fae, której nie ukrywał za maskami iluzji, jak wielu jego pobratymców.

Emma wiedziała, że powinna osobiście przywitać Odmieńca, aby mógł w pełni skutecznie działać na terenie "Radości". Podobnie jak musieli to zrobić Joel i Sophie. Miało to coś wspólnego z magią Fae. Coś czego ani Emma, ani nawet pewnie same Fae, nie miały pojęcia.

Po ceremonialnych powitaniach Zimorodek spojrzał na Emmę tymi złocistymi, słonecznymi oczami i skłonił się nisko i złożył długie, smukłe palce w sposób, który człowiek nie dałby rady zrobić, przykładając tą "plecionkę" do środka piersi, gdzie miał jedno ze swoich trzech serc. Te odpowiedzialne za magię. Rytuał został dopełniony. Fae sięgnął mocą do okolicznych ptaków roztaczając nad "Radością" sieć szpiegów. Emma wiedziała, że skrzydlaci posłańcy natychmiast zawiadomią Odmieńca, gdy tylko zauważą kogoś lub jakikolwiek pojazd zmierzający w ich stronę. A wtedy Zimorodek utka taką sieć iluzji, tak zaplącze drogi, że bez pomocy potężnych druidów lub mistyków, nikt nie da rady trafić do "Radości". Chyba, że został wcześniej zaproszony przez Emmę, Joela lub Sophie, biorących udział w rytualnym powitaniu.

Ernest Locke zamienił tylko kilka słów z Emmą, poprosił o pomoc w wyładowaniu jedzenia dla dzieciaków - worki z mąką, kaszami, ryżem, warzywami. Jak dla Emmy takie zapasy powinny starczyć na co najmniej dwa dni dla zebranych w "Radości" ludzi.

- Jutro reszta. Chcecie kucharzy? Mogę pomóc przy garach, jakby coś.
- Już są w drodze i wyjaśnił Joel ściskając dłoń siwemu Czarownikowi.

Emma nie znała Ernesta z czasów MR-u, ale słyszała o nich w opowieściach Toopera. Ernest był jednym z pierwszych Regulatorów w Ministerstwie i jednym z pierwszych, którzy zrezygnowali z pracy w jego strukturach. Był zbyt ciepłym, zbyt wrażliwym człowiekiem, aby pracować w takich warunkach, w jakich wymagał tego MR.

Jakieś pół godziny po odjeździe Ernesta, gdy Emma, nadal bezskutecznie, próbowała złapać kontakt z Gładzikiem, nagle rozmowa, którą prowadziła z jednym z "łączników" Towarzystwa zaczęła rwać się, szarpać, a potem urwała gwałtownie.

Część dziewcząt snuła się już na zewnątrz, pod czujnym okiem Zimorodka i rodzeństwa Skandynawów i Emma słyszała, jak ich głosy stają się coraz bardziej podekscytowane. Wyjrzała przez okno i szybko zorientowała się, co przykuło uwagę sierot.

Z nieba, gdzieś nad Londynem, prosto w stronę miasta, z hukiem i wizgiem słyszalnym z odległości w jakiej się znajdowali jako głuchy pomruk, spadały trzy ogniste kule, ciągnąc za sobą ogon z dymu i ognia. Niczym meteory lub pociski balistyczne. W niespełna pół minuty zniknęły za linią drzew, zapewne uderzając w miasto. A potem Emma zobaczyła rozbłyski, tak jasne, jak wybuchy bomb atomowych, chociaż bez charakterystycznych "grzybów" i usłyszała potworny, mimo oddalenia, huk eksplozji.

Szyby w oknach zadrżały. A Emma poczuła, jak o mało nie pada na podłogę.

Wraz z echem fali uderzeniowej poczuła bowiem coś jeszcze. Do Londynu przybyła jakaś moc. Moc przez WIELKIE M. Cholernie wielkie M.

Cokolwiek działo się w Londynie, Emma miała tylko przeczucie, że dobrze, że znajduje się tutaj, ponad pięćdziesiąt kilometrów od wybuchów.

Odległe echa obudziły dziewczynki. Postawiły na nogi cały "personel" Radości.

- Emma! - słyszała nawoływania Fincha. - Czułaś to?!

Najwyraźniej złośliwy los nie pozwoli mu dzisiaj pospać.


DUNCAN SINCLAIR


Alkohol lejący się strumieniami i kilogramy mięsa uzupełniły zapasy energii Duncana. Czuł się w towarzystwie ludzi z Bastionu Londyn nad wyraz dobrze. Szybko znalazł z nimi wspólny język. Widać było, że łączy ich podobna przeszłość, że jeździli dla któregoś z klubów trzęsących Wyspami jeszcze przed pierdolnikiem z 2012.

Szczere śmiechy, szkocka paląca przełyk i rozwiązująca język, tytoniowy dym drapiący w gardło - Duncan uświadomił sobie, że od dawna nie czuł czegoś takiego. Pozwoliło to, na chwilę, porzucić rozmyślania o tym, co się stało, jak i dlaczego.

Kiedy już czuł, że nawet jego twardy, ezgekutorski łeb, może nie podołać takiej ilości "oktanów" we krwi, nie chcąc zbłaźnić się przed Bastionem wpadnięciem pod stół lub zaśnięciem podczas popijawy, Duncan załatwił sobie miejsce do spania.

Był to niewielki pokój, w piwnicy knajpy, z prostym, sprężynowym łóżkiem, z materacem pachnącym czyimś potem i piwskiem, z nowym śpiworem i z lekką wonią piwnicznej wilgoci, tulącej go do snu.

Ledwie zdążył wczołgać się do środka śpiwora i zasnął.

Zasnął i śnił.

Śnił popierdzielone sny, w których ganiał się po zamglonych moczarach z jakimś cholerstwem. Raz on ścigał to coś, raz to coś ścigało jego. Sen był bardzo intensywny, bardzo męczący i nieprzyjemny. A na koniec, gdy dogonił potwora z bagien, okazało się, że stanął na przeciwko siebie samego.

- Oddawaj mi moje ciało, skurwysynu! - wrzasnął na niego drugi Duncan Sinclair i kiedy rzucił się na swoją kopię, sen znów się zmienił.

Tym razem Duncan widział piaski. Czerwone, żółte i pomarańczowe piaski. Jak na jakiejś pustyni. I w tych piaskach, częściowo przysypane, stały jakieś monumentalne, gigantyczne niczym nogi olbrzymów, słupy. Na słupach widniały jakieś glify, które Duncan widział, ale ani nie zapamiętał po przebudzeniu, ani nie rozpoznał w swoim śnie.

Zapamiętał jednak kogoś, kto siedział na piaskach, pośrodku tych monumentalnych kolumn. Potężną, umięśnioną osobę - chyba mężczyznę, która szarą ręką chwytała piach i sypała nim przed sobą, wykreślając w powietrzu słowa, które Duncan potrafił przeczytać, lecz nie zapamiętać.
A potem znów sceneria zmieniła się i w swoich majakach Sinclair zobaczył Londyn. Zobaczył budynek, który znał dość dobrze. Ministerstwo Regulacji przy Cannon Street. Coś tam się kotłowało, wirowało, kręciło - jakiś cień w kształcie czarnej galaktyki, czy czegoś podobnego. To coś wirowało wokół jakiegoś miecza - chyba miecza. A ten miecz z kolei widział wbity w kawałek kamienia, wycięty z macierzystej skały.

Gdy jego przeciążony wizjami i majakami umysł chciał zaprotestować od tej dawki absurdalnych "objawień" nagły huk wyrwał Duncana ze snu.

Zorientował się, że ziemia pod nim się trzęsie. Mała szyba w górnej części piwnicy, w której urządzono tę "sypialnię" rozpadła się w kawałki. Odłamki szkła posypały się na podłogę i na śpiwór, w którym spał Duncan.

Podczas Wojny z Demonami, w roku 2013 - 2015 Duncan miał "przyjemność" uczestniczyć w ostrzale artyleryjskim. To, czego teraz doświadczał, było nieco podobne. Ale tym razem doszło coś jeszcze. Jego zmysł zagrożenia, ten magiczny brzęczyk, który posiadał każdy Egzekutor, wirował jak szalony. Jakby nagle wywalił poza skalę.

Gdzieś, nad sobą, Sinclair usłyszał krzyki Bastionu. Usłyszał tupot nóg. Usłyszał też inne krzyki. Dochodziły gdzieś z zewnątrz. Z ulic Londynu. Przerażenie, jakie z sobą niosły, było wyraźne i cholernie głośne. Gdzieś, nie wiadomo jakim cudem ocalony po Fenomenie Noworocznym, zawodził alarm samochodowy.

Ktoś załomotał w drzwi do jego klitki.

- Coś jebło w Londyn!

Duncan poznał głos Murdocka. Jakieś dwie mile od nas. Wszystkie okna nam wypierdoliło! Nie wiemy, co się, kura dzieje, ale nic dobrego. Ludzie drą mordy, jak pojebani! Co mamy robić?

To było, kurwa, cholernie dobre pytanie.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 03-11-2021 o 12:53. Powód: drobne poprawki literówek i meteorów
Armiel jest offline