Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2021, 01:02   #10
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=RbDktdClFnM[/MEDIA]

Dom pogrzebowy; wt; zmrok; kolacja

Pełna micha łagodziła obyczaje, wystarczyło spojrzeć na siódemkę ludzi zgromadzonych w kuchni starego domu pogrzebowego. Kiedy na stole pojawiło się żarcie nagle zniknęły podziały, scysje, kłopoty i wszelkie animozje. Wsuwali równo, ramię w ramię, a i rozmowy zrobiły się jakieś lżejsze. Oczywiście chłopaki przyszli na gotowe, jednak widok tego w jakim tempie opróżniają talerze nie grymasząc na nic był miły. Tak jak nagłe wynurzenia Asha na temat preferencji lokalowych.
- Powiedz - Lucy też dołączyła do dyskusji, patrząc na technika spod przymrużonych powiek - Ta twoja wymarzona chica ma być żywa, czy może być taka już gotowa aby ją w tę trumnę zapakować?

- Może cię zaskoczę. Ale wolałbym jednak żywą. I najlepiej jakąś gorącą. - Aaron uśmiechnął się skromnym uśmiechem chociaż minę miał dość rozmarzoną. Jakby zdawał sobie sprawę, że marne są szanse na jakąś kandydatkę jaka mogłaby spełniać tyle mało standardowych wymagań. Ale pomarzyć i sobie na luzie pogadać można było z przyjaciółmi nie?

- Czyli laska w śpiączce - albinoska pokiwała mądrze głową i tak zgodnie jak się dało - Po wcześniejszym potrzymaniu w ciepłej kąpieli. Gorącej wręcz… a koniecznie chica czy zwykła, normalna, biała laska też pasuje? No dobra - popatrzyła w dół na swoje ręce i uśmiechnęła się - Może nie aż tak biała.

- Tak, może być. Nie musi być chica, ja tam rasistą nie jestem. Lubię nawet białe laski. Albo bardzo białe. - wszyscy się roześmiali mniej lub bardziej a ich technik wspaniałomyślnie zgodził się rozszerzyć krąg kandydatek nie tylko wśród kolorowych kobiet.

- Nie wiem jak te białe laski, ale te bardzo białe też cię lubią… nawet jeśli w zestawieniu dajesz je na samym końcu. - Śnieżka puściła mu oczko - Trzeba ci tu jakąś wreszcie dokoptować na stałe, żebyś się tak nie nudził z nami zjebami… chyba że Manfred - teraz popatrzyła na hipisa - Zobacz go: kieca, stanik, długie hery. Trochę płaski ale za to gorący pewnie. I żywy.

- Albo Johnson. A ty Johnson? Podoba ci się nasz Ash? Lubisz kostnice i trumny? - Mila zagaiła zaraz także ich drugiego gościa. Co prawda w męskim ubraniu i o nie do końca pewnej płci ale w podobnym stylu co koleżanka.

- Wiecie, ja wolałbym powiew nowości. Bez urazy moi drodzy sąsiedzi. - Aaron powitał tą wymianę zdań i zaczepek z pogodnym subtelnym uśmiechem. Johnson jakby się zarumieniła i speszyła. A Manfred teatralnie westchnął.

- Może powinienem pokazać się z tego drugiego profilu? Podobno jestem w nim przystojniejszy. - powiedział i rzeczywiście odwrócił głowę w bok jakby chciał zaprezentować im boczny profil. Jak ktoś nie przepadał za czarnowłosymi i czarnobrodymi hipissami to raczej nie miał zbyt wielu szans aby podbić serce swoją atrakcyjnością. Ash roześmiał się i jednak pokręcił przecząco głową, że sąsiad jednak nie mieści się w skali jego zainteresowań jako partner.

Śnieżka też się zaśmiała, bo wyobraziła sobie brodacza w czerwonej, nocnej bieliźnie, paradującego po ich domu… to by było naprawdę niezłe, zwłaszcza jakby się wcześniej zrajać.
- Ej Johnson, a ty nosisz stanik? - wypaliła, pochylając się nad Manfredem aby mu strzelić ramionkiem cyckonosza aż echo poszło po kuchni.

- O nie, ja nie miałabym co w niego włożyć. - Johnson roześmiała się wesoło i wymownie złapała się przez zapiętą koszulę za swoje piersi. I dało się poznać, ze to raczej nie jest jej atut jeśli ktoś właśnie lubił mieć za co łapać i czym się bawić. A może się roześmiała i z tego strzelania paskiem stanika Manfreda. Za to brwi Geronimo powędrowały do góry gdy to się wreszcie wyjaśniło. A on sam spojrzał z uznaniem i wdzięcznością na albinoskę, że tak prosto rozwiązała tą zagadkę z jaką on sam nie mógł sobie poradzić.

- Ale masz jakieś piersi? - zapytał zafascynowany tą tematyką. Bo ich sąsiadka coś tam chyba jednak miała pod tą koszulą.

- A pokażesz? Jak pokażesz swoje to ja ci pokażę swoje. - Lola też dołączyła się do tej rubasznej wymiany zdań.

- No właśnie! Pokażcie cycki! - Xavier krzyknął z miejsca podchwytując temat i łapiąc taką wspaniałą okazję. To wywołało salwę śmiechu przy całym stole.

- Oj ja to nie mam co pokazywać. - krótkowłosa kobieta machnęła dłonią jakby nie czuła się na siłach stawać w szranki w takiej dyscyplinie.

- Skąd w ogóle jesteście? - Śnieżka uderzyła w kompletnie inny ton. Sprawa od dawna ją ciekawiła, a okazja sama wjechała im w ręce - Bujacie się ze sobą, jesteście rodzeństwem albo inna Alabama?

Oboje odmieńców spojrzało na siebie jakby się naradzali spojrzeniami co tu teraz odpowiedzieć. W końcu on wzruszył ramionami.

- Właściwie to nie. Nie urodziliśmy się tutaj. Ale mieszkamy tu już z połowę życia. I chyba od zawsze trzymamy się razem. Nie jesteśmy rodzeństwem ani małżeństwem. Ale partnerami. Trochę jak rodzeństwo a trochę jak małżeństwo. - czarnowłosy hipis lubujący się w kobiecych fatałaszkach powiedział jakby sam miał kłopot aby to jakoś wyjaśnić obcym co go łączy z lubiącą męskie ubrania kobietą.

- Po prostu jesteśmy. Robimy swoje. I jakoś to leci. Dzień po dniu. Nie zastanawiamy się nad tym. Przywykliśmy do tego, że się z nas śmieją, szydzą i zaczepiają. Ale jeszcze nie jest tak źle. Bo jak ktoś nam podpadnie to nie dostanie naszego zioła. A mamy towar pierwsza klasa. - Johnson dołączyła swoje wyjaśnienia chyba nie raz przekonując się, że odmienność potrafi być bardzo bolesna.

- Tu nie jest tak źle. Mieszkaliśmy już u Schultzów i u Huronów. I w dzikich enklawach nienależących do żadnego z dużych gangów. Tutaj nie jest tak najgorzej. Zwłaszcza jak umiesz hodować i jarać dobre zioło. - powiedział brodacz uzupełniając wypowiedź partnerki. Ta pokiwała swoją nażelowaną głową.

- A wy? Bo chyba jak myśmy się wprowadzili tutaj to już tu mieszkaliście. Od dawna? Stąd jesteście? Wszyscy? - kobieta w męskiej koszuli zrewanżowała się podobnym pytaniem jakim uraczyli ich gospodarze.

- Nie jest źle? Oczywiście że nie jest źle. U nas jest najlepiej, nie widać? - albinoska prychnęła, uśmiechając się krzywo. Raczej wątpiła aby Ash chciał się zwierzać co mu robił stary i skąd pochodzili obaj, więc poleciała przyjętą ogólnie wersją - I jasne że jesteśmy stąd, Duchy nas lubią od dzieciaka. Inaczej byśmy wylądowali u tych sztywnych zgredów z Downtown, jedli widelcem i kłaniali się staruchowi z Ambasadora bo tak trzeba. - prychnęła z niechęcią - Stanowi nie trzeba się kłaniać, ma w dupie takie pierdoły. Brown też jest spoko i jak widać okolica toleruje dziwadła, bo i mnie nikt nie gania z widłami. Na co dzień.

- A coś z tobą nie tak? Bo wydajesz się być w porządku. - Johnson zapytała trochę z rezerwą jakby obawiała się poruszyć jakiś drażliwy temat.

Phere przewróciła oczami, teatralnym gestem zarzucając włosy na plecy.
- Oczywiście że nic mi nie brakuje i wszystko mam na swoim miejscu - zaśmiała się pokazując że do sprawy podchodzi lekko.
- Oprócz barwnika w skórze i włosach. Ash to nazywa melanina czy tam melatonina. Albinizm. Kiedyś też był… a teraz jestem tak biała że aż na mój widok statystyczny czarnuch dostaje zawału. Czysta rasa panów, na pohybel ich gównianej nacji - sięgnęła po kubek - Tylko czasem komuś się coś ujebie w bani i mnie bierze za Drinkersa, czy inne ścierwo, a jak mówiłam jestem stuprocentowo normalna. Parę razy chłopaki i Lola musieli frajerom sprawę wyjaśniać. Pięściami i ołowiem - puściła lasce oczko znad krawędzi kubasa.

- Aha. Myślałam, że to taki makijaż. - wyjaśniła kobieta w koszuli patrząc na siedzącą naprzeciwko albinoskę z zaciekawieniem. Ale jakoś bez potępienia czy obrzydzenia.

- Nie no gdzie ci do Drinkersa. Oni są paskudni. Widziałem kiedyś dwóch rozwalonych. Napadli jeden dom niedaleko nas jak mieszkaliśmy u Huronów. Paskudni. A ty to ładna dziewczyna jesteś. - Manfred poszedł w sukurs swojej partnerce i powiedział dlaczego. Chyba więc nie uważał jej za najpaskudniejsze stworzenie w tym mieście.

- Ja to kiedyś jak do nas przyszłaś to myślałem, że jesteś z Lostów. Oni też mają takie białe laski. Tylko chyba tak się malują. - Geronimo dołączył do tej dyskusji o różnych ludzkich typach i odmianach.

- Mhmm… i też lubię trumny i kostnice jak Parkerówy - bladolica nachyliła się nad stołem, żeby szeptać teatralnie do gości i Xaviera. Zrobiło się jej miło - Tylko nie mówcie Ashowi bo mnie zamknie w trumnie tam u siebie na dole i jeszcze zacznie czytać wiersze Edgara Allana Poe albo innego Stalina… chociaż muszę przyznać że te jego lodówki na trupy są całkiem wygodne - pokiwała głową - Zero przeciągu, zero dostępu światła i zero ludzkiego pierdolenia.

- To zapraszam. - Ash się uśmiechnął prychając z rozbawienia. Jakby się właśnie dowiedział, że bladolica koleżanka też lubi sypianie w tych wielgachnych szufladach na ciała jak i on.

- A ja znałem kiedyś jednego Stalina. Ale z niego było bydlę. - Geronimo znów się pochwalił swoją znajomością tematu.

- Znałeś jakiegoś Stalina? - Skaza spojrzał i zapytał go jakby coś mu to nie grało w tym co właśnie powiedział kumpel. Ten jednak poważnie pokiwał twierdząco głową na znak potwierdzenia.

- To był groźny pies. Taki co potrafi przegryzać ośki ciężarówkom. - Xavier odparł z niezmienną powagą.

- I co się z nim stało? - zapytała Johnson bo trochę brzmiało jakby to była dawna przeszłość a nie stan obecny.

- Ciężarówka go stuknęła. - Geronimo rozłożył ręce na tą wcale nie tak rzadki rodzaj śmierci w tym mieście. Nie tylko u zwierząt.

- Szkoda, cholera - Phere burknęła ponuro. Lubiła psy, czasami bardziej od ludzi. Zerknęła na Skazę - Weźmy sobie ogarnijmy takiego. Przydałby się nam psiulo, nie musi osiek przegryzać, ale obejścia pilnować i Ash by miał towarzystwo. Gadałby na podobnym poziomie jak z nami, więc żadna dla niego zauważalna różnica - dokończyła z wymuszoną powagą.

- Psa? - Skaza trochę chyba się zdziwił taką propozycją. Zastanawiał się chwilę nabierając widelcem kolejną porcję makaronu. - To sobie skombinujcie. Ale nie chce tu żadnego szczekania czy wycia do Księżyca i gówien na każdym kroku. Bo wywalę albo rozwalę. - postawił dość symboliczne warunki ale właściwie się zgodził.

- Ale psy szczekają i wyją, tak mają. Poza tym chronią obejścia, a gówna się go nauczy walić w jedno miejsce. - Śnieżka ściągnęła usta w kreskę - Plusy przeważają minusy… będzie pies, coś wykombinujemy… i ej, nasze wycie jakoś tolerujesz - zaśmiała się, rzucając w Skazę krążkiem kiełbasy z talerza.

Uchylił się ale jakoś bez przekonania więc krążek trafił go w pierś. Złapał go zanim spadł na uda i wsadził sobie do ust. - Jak ktoś sprowadzi tego psa to za niego odpowiada. - powiedział na znak, że nie cofa zgody ale i warunków o jakich mówił wcześniej. Nie było co dyskutować, skoro coś postanowił reszta The Mournes musiała się dostosować.

Dom pogrzebowy; wt; wieczór; narada Żałobników


W walizce rzeczywiście znajdowała się prawdziwa bomba, taka wybuchająca gamblami i szpejem. Kusząca opcja na szybkie wzbogacenie ale równie szybkie napytanie sobie biedy. Siedząc przy stole i sącząc z obdrapanego kubka gorącą herbatę Lucy biła się z myślami. Mieli Aarona, mogli spróbować działać na własny rachunek i szybko napchać piwnicę sprzętem o jakim od wojny nikomu się nie śniło, albo chociaż lekami. Czymś co by dali radę niepostrzeżenie wynieść ze strefy bez konieczności wbijania tam vanem. Robota na długie tygodnie, jeśli nie lata. Bardzo niebezpieczna robota, gdy mieliby tańczyć na ostrzu noża Browna oraz jego ludzi - tych samych którym podlegali i od których kaprysu zależało czy The Mourners jeszcze dychają, czy zaraz dychać przestaną.
- Ciekawe czy ten brudas z dołu wie co przewoził - albinoska wreszcie zabrała głos, bawiąc się do połowy opróżnionym kubkiem. Kręciła nim w dłoniach patrząc jak ciemny płyn wewnątrz przelewa się tworząc parujący wir… dobra alegoria ich aktualnego położenia.
- Komuś to wiózł, od kogoś to wziął. Nie jesteśmy jedynymi graczami w tym starciu, ale z pewnością najsłabszymi. Jest nas piątka obszczymurów a jeszcze chcemy pozbyć się jedynych pleców chroniących nas przed zagrożeniem. - uniosła bladoszare oczy najpierw na technika, następnie na Skazę. - Ash ma rację, powinniśmy powiedzieć Brownowi bo jeśli wdepnęliśmy w gówno to jedyny koleś który poratuje nas papierem aby je wytrzeć. Glejt eksterminatorów dostaniemy jedynie na akcję z rafinerią gdzie też nie będziemy sami. Niby zwiad ogarnę sama, póki się da. Słyszeliście, Stan dogadał się z innymi gangami i Starym Pierdzielem z Downtown. Dużo oczu, wszystkim nie zniknę… a zniknięcia będą rodzić niewygodne pytania. Po skończonej akcji każde wejście do strefy będzie się równało ukrywaniem nie tylko przed Gas Drinkersami, ale i Shultzami. Jesteśmy za słabi na działanie solo… jeszcze - uniosła palec aby to podkreślić. - Mówicie o trzech schronach, dajmy Brownowi tylko te dokumenty, które mówią o pierwszym. Resztę zachowamy dla siebie. Po akcji z rafą wejdziemy do pierwszej ligi, zyskamy środki i zasięgi. Wtedy wrócimy do szukania pozostałych dwóch skarbców w międzyczasie pomagając opróżnić ten pierwszy. Pójdziemy w pierwszej linii, co zgarniemy w kieszenie to nasze. Za fatygę zawsze należy się bonus, tak jak za znaleźne… a jeżeli się spieprzy po drodze nie zostaniemy z syfem sami, bo Brown też będzie umoczony. Poza tym jeśli to aż tak gruba akcja brązowy skurwiel musi powiedzieć Stanowi. Jeśli tego nie zrobi sami go jakoś złapiemy i niech już się szefowi tłumaczy czemu zachował takie info dla siebie. Wyjdziemy na plus, cokolwiek by się nie działo.

- Wszystko pięknie. Tylko jak akcja z rafą się uda to będzie koniec Zamkniętej Strefy. Będzie atak na Hegemona i jego Drinkersów, wszystkim gangom nie dadzą rady, teraz każdy się szczypie bo jeden strzał albo przycisk i wszystko może wylecieć do stratosfery. Ale jak rozbroimy bomby to zostaną tylko mutki do wybicia. Prędzej czy później albo ich wybiją albo przegonią. I Liga w chwale zajmie ponownie rafę. I koniec. Brown już teraz mówił, że zaraza tam wygasła więc można tam chodzić. Jak nie ściemniał albo się nie mylił to oznacza, że jak Liga tam wróci to Strefa zniknie. Wszyscy będą mogli tam chodzić. I szukać schronów. Brown nie będzie nas potrzebował. Wyśle swoich ludzi ewentualnie nas byśmy dla niego znaleźli te schrony ale jako jego przydupasy. Może ten ktoś kto wysłał tego brudasa też pewnie wyśle swoich ludzi. Ale będzie można chodzić jak teraz tu czy w większości miasta. Wtedy kto silny do przegoni takich obszczymurów jak my. Nie będą nas potrzebować. Z łaski ktoś nas może weźmie do szperania by nie tracić swoich ludzi. Zapłaci nam może nieźle no ale główne fanty zgarnie dla siebie. Teraz mamy okazję na swoje 5 minut. Jak tam nikt z zewnątrz nie szpera. Tylko my i ewentualnie ci co z nami będą. Co więcej póki nie rozbroją ładunków to żadna grubsza akcja nie ruszy. Strefa pozostanie zamknięta. - Skaza wysłuchał uważnie co albinoska ma do powiedzenia na temat akcji z tymi schronami. Ale widocznie też myślał o tym nie tylko tak pobieżnie. Mówił patrząc po trochu na cały swój kilkuosobowy gang ale najwięcej właśnie na nią.

- A ten brudas musiał wiedzieć co jest w walizce. Przecież znaleźliście kod do tej walizki w jego notesie. Musiał go znać. Ale zgadzam się, pewnie nie działał sam dla siebie. Tylko tak jak Skaza mówił to jakiś kurier czy inny łącznik. A z tymi papierami to trudno to oddzielić bo pisze, że miały powstać trzy schrony. Może gdzieś tam w innych pisze jakoś o jednym czy dwóch tak oddzielnie ale na razie nie przerobiliśmy wszystkiego. To będzie jeszcze sporo czytania dzisiaj. W każdym razie jak na razie jak damy te papiery Brownowi to dowie się, że są trzy schrony. - Ash dopowiedział swoje trzy gamble na temat tych zapisków z walizki i jego właściciela. Na razie darował sobie komentarz czy polemikę z ich liderem i jego argumentami.

- Sama akcja z rafą nie zajmie dnia, zanim się wszyscy zbiorą minie parę tygodni. Może nawet miesiąc - Phere czuła jak robi się jej niedobrze. Kolacja złośliwe bydlę podjechała do gardła i tam się zagnieździła nie dając się z powrotem przepchnąć do żołądka. Albinoska wstała, zakręciła po kuchni i wróciła do stołu z butelką bimbru.
- Nie musimy mu dawać wszystkich dokumentów - zaczęła, rozlewając trunek do szklanek i kubków po herbacie. Odsapnęła przez nos, porywając swoja porcję żeby wygulgać duszkiem. Kaszlnęła kiedy zapiekł ja przełyk a posiłek zjechał trochę niżej. Tak na wysokość splotu społecznego. Skaza miał dużo racji, nie wszyscy grali czysto. Nawet w ich gangu. Każdy ciągnął w swoją stronę i dla własnego zysku przede wszystkim.
- Jeżeli mamy to zachować dla siebie trzeba usunąć świadków - powiedziała patrząc Rogerowi w oczy ze złością - Brudasa z piwnicy co jest oczywiste, ale Manfreda i Johnson też, bo jeśli sprawa się sypnie to nie są nam nic winni, więc powiedzą wszystko co wiedzą. Zajebać i zakopać ciała, ciuchy spalić. Po cichu, udusić… zwłoki wrzucić im do domu i podpalić żeby zatrzeć nasze działania, chociaż to będzie rodziło pytania. Czyli lepiej jak po prostu znikną. Ziemia wszystko przyjmie, Ash ma te swoje żrące trutki do rozpuszczania padliny. Wapno czy co. Ubić, ograbić, zakopać, zapomnieć - dolała sobie, wypiła i kontynuowała - Samochód brudasa wciągnąć nam do garażu, pociąć i po kawałku wyjebać te charakterystyczne elementy. Albo karoserie przemalować i dopiero wyjebać pociętą na kawałki. Jeżeli mamy to schować dla siebie nikt i nic nie może nas ze sprawą połączyć. Jesteś gotowy zabić dwójkę z góry Skaza? - zgrzytnęła zębami.

Trochę zaniemówili. Wszyscy. O czymś takim chyba nikt nie pomyślał. Co prawda uważali się za młodych i gniewnych, przelewanie krwi już im się zdarzało w tej czy innej okazji. Ale raczej nie byli zimnokrwistymi zabójcami co by tak mogli przejść do porządku dziennego z zabiciem trójki ludzi. Pozostała czwórka patrzyła na przemian po sobie jakby próbowali się oszacować czy są do tego zdolni i gotowi na taki ekstremalny krok.

- Nie musimy nikogo zabijać. - powiedział w końcu Roger. To skierowało na niego uwagę pozostałych.

- Ten dupek z dołu jest nam potrzebny. Żywy. To nasz nowy wspólnik. Musimy o niego dbać i hołubić. Aby postawić go na nogi i nam odpowiedział na parę pytań. W tej chwili to jest nasza złota rybka i kura co może nam znieść złote jajka. Może nie teraz ale jak dojdzie do siebie i zacznie gadać. - ich lider zaprzeczył, że chciałby likwidować nieprzytomnego faceta pozostawionego w piwnicy.

- A Manfred i Johnson? - cicho zapytał Ash pokazując palcem gdzieś w sufit gdzie poziom powyżej była dwójka o jakiej mówili. Nad nimi Skaza zastanawiał się dłużej. Odpalił szluga aby sobie wspomóc myślenie.

- Widzieli, że ściągamy brudasa i furę do siebie. - przypomniała Lola na co szef pokiwał głową ale zastanawiał się dalej.

- Możemy im powiedzieć, że facet wyzionął ducha. Nie byłoby dziwne po takim dachowaniu i kraksie. To nawet jakby się wygadali to to co widzieli. Że go zabraliśmy do siebie. Możemy się tłumaczyć, że chcieliśmy go obrobić czy co. W końcu rozjebał się na naszej ulicy nie? To jego fanty są nasze. - wzruszył ramionami na znak, że zagrożenie, że parka przebierańców się wygada nie jest aż takie straszne jak widzieli tylko tyle co z akcji ratunkowej i nic więcej. Nie wiedzieli o walizce ani tego czy kierowca przeżył.

- Chyba, żeby ich w to wciągnąć. Trochę już i tak w tym siedzą. Oni dilują zielskiem to mają pewnie sporo kontaktów. A jakby ich przyjąć do spóły to mieliby interes aby siedzieć cicho i nam pomagać. A jak byśmy mieli działać solo to każda pomoc nam się przyda. Nawet jeśli tylko mieliby zostać tutaj albo zbierać ploty z dzielni. - Lola rzuciła innym pomysłem. Popatrzyła jednak niepewnie na pozostałych jak go widzą. Bo Geronimo się skrzywił jakby nadal uważał ich za bezużytecznych dziwaków.

- Pieprzysz Skaza - albinoska pokręciła głową i podwinęła nogi żeby oprzeć pięty o siedzisko. Objęła zgięte kolana ramionami mocno zaciskając dłonie na rękawach kurtki żeby się nie trzęsły.
- Ten kto będzie szukał brudasa wie co wiózł. Skoro jego fanty do nas należą to kufer z papierami też. Nie wykręcimy się że akurat go nie miał, albo wypadł przez okno przy wypadku. Nie wiadomo kto to, z kim i dla kogo pracuje, kto o sprawie wie. Jeżeli lata dla samego Clintona B? Chcesz tu mieć na progu armię pierdolonych czarnuchów z kanistrami i pochodniami? Naszej czwórki do kurwy nędzy często nie ma, nie wystawię Asha na niebezpieczeństwo, po moim trupie! - syknęła przez zęby mając gdzieś co reszta pomyśli - Jeżeli mamy to zrobić na własny rachunek nikt ma nie wiedzieć że ten brudas u nas był, że w ogóle go widzieliśmy dłużej niż gdy przejeżdżał nam koło meliny. Żadnego kontaktu, fantów i reszty gówna po które ktoś się zgłosi: jego kuzyni, szwagry czy inne rodzinne śmiecie… tak poza tymi dla których i od których wiózł paczkę. Jeżeli ktoś weźmie Johnson i tego transwetytozjeba na warsztat wyśpiewają wszystko. Wtedy Brown nam nie pomoże bo jego próbujemy wyrolować z biznesu… nie dopilnujemy ich obojga, brudasa i chuj wie kogo jeszcze. Cyborga i jego ludzi kiedy przyjdą węszyć. Camino którzy przyjdą węszyć gdzie im wcięło ziomka. Ich nie zadowoli info że się rozjebał, będą chcieli zanieść jego ciało ojczulkowi z kościoła żeby wyprawić pogrzeb. Wkurwią się gdy go nie będzie, albo zostanie zbezczeszczone… kurwa no - oparła czoło o kolana - Nie dopilnujemy wszystkich, a tamtym dwoje nie ufam aż tak aby im nasze życie powierzyć. Sorry.

- Poza tą dwójką na strychu nikt nie wie, że go tu mamy. A nawet oni nic teraz nie wiedzą o tej sprawie z walizką i schronami. Wszystkim możemy mówić to samo co dziś powiedziałaś Cyborgowi. Że był ale śmignął dalej. Tu jest nasze pogranicze, dalej na północ to ziemia niczyja. A tam niech go szukają. To pustkowie. Wyjechał od nas, nie dotarł do Camino. To niech go szukają. My widzieliśmy jak pojechał dalej. A papierami i walizką nikomu nie będziemy się chwalić. - Skaza pokręcił głową na znak, że inaczej widzi te detale niż to malowała Śnieżka.

- Dalej też może się udać. Pójdziemy jutro do Ligi, zobaczymy jak to wygląda z tą rafą i resztą. I tyle. Jak wyjdzie, że mamy tam iść sami i nikogo więcej nie ma to bomba. Mamy czyste plecy nikt nam nie bruździ. Czy odwiedzimy rafę czy ratusz to nikt tutaj o tym nie wie. Robimy co chcemy. No a jak jednak będą chcieli nam dać kogoś to się coś wymyśli. Zależy kto to jest. Możemy grzecznie z nimi iść na rafę aby zrobić co trzeba a potem się odłączyć w drodze powrotnej czy tam zgubić. Albo coś ściemnić coś o ratuszu. No albo wciągnąć do spóły. Oczywiście musielibyśmy się wtedy z nimi podzielić ale no trudno. Mielibyśmy wtedy znów wolną rękę i wspólną wersję wydarzeń co tam się dzieje wewnątrz Strefy. - sądząc po minie i głosie Rogera to wersja penetrowania Strefy z kimś jeszcze znacznie mniej mu odpowiadała. I wolałby to załatwić własnymi siłami. Jednak tutaj mieli znacznie ograniczone pole manewru gdyby ważniaki tego miasta zdecydowali się dorzucić kogoś jeszcze z innego gangu.

- Można by pierwszy raz pójść z kim tam oni chcą. A potem coś wymyślić, żeby chodzić bez nich. No albo ich wciągnąć. Chociaż zależy kto to by był. Nie wiadomo czy by się zgodzili. I czy by nas nie wsypali jak nie w Lidze to u swoich. - Lola cmoknęła bo też miała ciężki orzech do zgryzienia co tu teraz zrobić. Szkoda było oddać taki schron za bezcen i być dalej tylko pionkiem w grze ważniaków tego miasta. To byłaby szansa aby się wybić na wyżyny. Ale też ryzyko podpadnięcia ważniakom tego miasta to nie było byle co. Nawet dla takiego Browna byli płotką a on był tylko szefem jednego z rejonów jednego z większych gangów.

- Myślicie, że brudasy mogą tu przyjechać? Szukać tego z piwnicy? Przecież to już nie ich strefa. Tylko nasza. Naraziliby się na taką wycieczkę jak dzisiaj Cyborg pojechał im zrobić. - Geronimo wreszcie odezwał się ale jak zwykle zainteresował go aspekt ewentualnego konfliktu.

- Nawet jak przyjadą to mówimy im to samo co Cyborgowi. Był i się zmył. Nie wiemy co dalej. Zresztą. Jak tego lamusa z dołu namówimy do spóły to może nawet niech do nich wraca. Powie, że miał wypadek czy co. Wróci do nich. Pokaże, że żyje. Wszyscy się ucieszą. Ale on już będzie pracował dla nas. Zwłaszcza jakby nas polubił i byśmy mieli z nim spółę. On ma w sumie to samo co my. To tylko pionek. Listonosz. Jeździ między ważniakami i okruchy zbiera. A jakby do nas dołączył to może zebrać dolę porządnych fantów. - Skaza nie tracił werwy i znów pokazał, że nie wszystko musi być w czarnych barwach i można się z tego wykaraskać.

- Niech wróci i powie że zgubił przesyłkę? - Phere prychnęła - Wątpię aby szedł nam na rękę i cokolwiek chciał działać gdyby miało mu to sprowadzić na kark problemy. Nie lubimy się z Camino, ściemni nam wszystko byle się wydostać, a potem wróci z kumplami i będzie wesoło. Jesteśmy wrogami. Nie zmieni tego myślenie życzeniowe, ufam mu jeszcze mniej niż tamtej dwójce pojebów - nabrała powietrza i wypuściła je powoli przez zaciśnięte zęby.
- Ale możemy im powiedzieć że zdechł - podniosła głowę i wzrok na ich lidera - Rozwalił na śmierć i dla własnego bezpieczeństwa dobrze będzie jak o sprawie zapomną, bo na pewno miał jakąś brudasową rodzinę, a Clinton B lubi takie sprawy załatwiać osobiście. Przyjedzie z czarnuchami i zacznie od wpierdolu, kończąc spaleniem żywcem. Zrobi nam tu rajd… więc dla wspólnego dobra mają mówić że typ wyjechał ze strefy, a my po cichu usuniemy ślady tak że nikt się nie zorientuje co właściwie się stało. Kurewsko tym zaryzykujemy, jednak nie będzie trzeba ich zabijać. Wystarczy nastraszyć aby trzymali mordy w kubeł, bo jak nas wkopią to powiemy że też tam byli i wszyscy będziemy mieć przejebane. Nikomu, nic, nigdy. Naszym od Cyborga już ściemniliśmy i tej ściemy się trzymajmy. Żadnego zbierania fantów po kimkolwiek. Typa w ogóle tu nie było. Nigdy. - powtórzyła czując że i tak robią błąd.

- Nie, nie, nie. Walizkę niech zabiera ze sobą. Jak się tam na mecie gdzie miał się stawić zjawi bez niej to będzie miał przejebane. I zaczną się niewygodne pytania. Co innego jak wróci z całą, kompletną walizką. Ot, trochę później ale po takim epickim skasowaniu fury to nie aż takie dziwne nie? - Skaza uśmiechnął się chytrze i przejął pałeczkę rozmowy ledwo Śnieżka skończyła mówić. To zdziwiło wszystkich bo spojrzeli na niego z niedowierzaniem.

- Chcesz go stąd wypuścić z walizką? Z tą paczką koksu i tymi wszystkimi papierami? - Ash zamrugał oczami kompletnie zaskoczony takim pomysłem. Więc chyba bardziej się spodziewał czegoś takiego co proponowała Lucy.

- Tak. Fajna walizka i normalnie to byłby niezły fant. Ale co to jest paczka kosku wobec tych komór co mówiłeś i całej zawartości schronu? Nic. Szkoda się schylać. A papiery? To można zrobić jak Śnieżka mówiła wcześniej. Wziąć ten smartfon od Browna i zrobić fotki. Wtedy same papiery nam nie potrzebne. Niech je sobie zabiera i dostarczy komu chce. My będziemy mieć kopie. - lider gangu uśmiechnął się promiennie dając znać, że z tego ambarasu też widzi jakieś wyjście.

- No dobra. To byśmy go puścili z walizką. I co dalej? Skąd wiesz, że on nas nie sprzeda albo co? Śnieżka dobrze mówi. Po co miałby być w porządku wobec nas? My jesteśmy Sand Runners a on Camino Real. - Lola znów się odezwała i mówiła wolno i z namysłem wskazując na siedzącą obok albinoskę aby pokazać, że chodzi o to co ta mówiła przed chwilą.

- Bo fiutowi uratowaliśmy życie. Utopiłby się w tym bagnie gdyby nie my. Chyba nie sądzicie, że ta para pajaców bez łomu, liny i furgonetki by go wyciągnęła? - Skaza uniósł do góry brwi aby podkreślić istotną jego zdaniem różnicę między standardowymi relacjami obu gangów a tym indywidualnym przypadkiem.

- Poza tym z tego co kojarzę to chyba wy dwie i tak miałyście plany się z nim zaprzyjaźnić. No to świetnie. Bardzo nam to na rękę. No jak nam chodzi o to by się z nim zakumplować to to krok we właściwą stronę. Jak będzie nas miło wspominał to po co miałby nas sprzedawać. Zresztą co by powiedział Clintonowi? Że uratowaliśmy mu życie? - Skaza rozłożył ręce aby podkreślić, że jakby wszystko poszło tak jak to właśnie przedstawił to są spore szanse, że Latynos z piwnicy mógłby przejść na stronę Żałobników.

- Dzięki Skaza - albinoska popatrzyła na drugą gangerkę, a potem z bardzo ironiczną miną zwróciła się do ich szefa - Fajnie, naprawdę super że przestałeś się fochać na to że go chcemy z Lolą wyruchać i zamiast tego zabawiasz się w naszego alfonsa. - wychyliła się żeby oprzeć ramię o bark blondynki i razem się tak gapiły - Tylko nie myśl że zaczniemy ci mówić “tatko”.

- No. To już by była przesada. I znaczy jak on by z nami został na dłużej to nie masz nic przeciwko byśmy mu robiły coś więcej niż laskę? Bo tak dziś w nocy czy jutro to najwyżej taka laseczka bo kiepsko on wygląda. Ale jakby Ash go podkurował i byśmy miały parę dni… To nie będziecie chłopaki odwalać męskich foszków po kątach, że się z nim fraternizujemy i w ogóle? - Lola chętnie objęła swoją sojuszniczkę i partnerkę w tej jawnie planowanej zbrodni wierności własnej rasie i gangowi sprawnie przejmując pałeczkę rozmowy. Słysząc ten nagle luźniejszy ton panowie prychnęli z rozbawienia. Właściwie to Ash który ponownie okazał się najbardziej wyrozumiały i z ich męskiej trójki.

- No jest mocno poobijany. Może mieć wstrząs mózgu. Zajrze do niego w nocy i rano. Tak czy siak to pewnie z parę dni będzie z nim kiepsko. Raczej nie ma co liczyć, że gdzieś pójdzie sam, ucieknie czy wsiądzie za kółko. Nawet jakby mu pozwolić. Ale to więcej będę wiedział rano. Jak dożyje do rana i nie będzie w nocy żadnego kryzysu to może być z nim dobrze. Może z tego wyjść. A myślicie, że jakby się z nami skumplował to by mógł tu przywieść jakąś gorącą chicę? Tam u nich to chyba ich pełno nie? - Ash mówił pogodnym tonem ale przedstawił swoją medyczną diagnozę dla ich pacjenta z dołu. Na koniec też jednak zagaił żartobliwym akcentem.

- Mhm. Taka gorąca chica co lubi kostnice i trumny co? - zapytał ironicznie Skaza też dołączając się do tego luźniejszego tonu. A Ash zacisnął usta w wąską linię aby zachować powagę i poważnie pokiwał swoją prawie wygoloną na zero głową.

- No ale zaraz! One chcą mu zrobić laskę! I w ogóle jeszcze nie wiadomo co! - Geronimo za to zawołał z jawnym oburzeniem na niecne zamiary ich koleżanek jakie chyba nie było łatwo mu ot, tak znieść.

- No. No i? Chodzisz z którąś z nich? Z obiema? Ślub braliście czy co? Bo jakoś przegapiłem chyba. - Roger odezwał się do niego nieco łagodniejszą wersją ale dało się bez trudu rozpoznać styl “Masz jakiś problem?”. Brzmiało to trochę jak wyzwanie. Xavier nie bardzo miał wyjście. Albo mógł je przyjąć i robić ten problem albo sobie odpuścić. A w końcu Skaza nie na darmo był ich liderem. Więc w końcu wzruszył ramionami i wstał od stołu aby pójść po piwo.

Cała dyskusja o czymś ważnym Śnieżce przypomniała. Z głową opartą o ramię blondyny zwróciła się do technika, przy okazji kątem oka łowiąc reakcje Rogera.
- Tyle czasu mamy czekać?! No weeeeeeź! - jęknęła, westchnęła i posmutniała - Jak z niego taki zdechlak to co będzie kostnicę zawalał. Przeniesiemy go do normalnego wyra, wygodniej mu będzie i bardziej humanitarnie. Łóżko Loli ma porządną metalową ramę, przykujemy go kajdankami za nadgarstek to nigdzie tak czy siak nie ucieknie. Takie porządne są, policyjne. Kluczyk się schowa i niech sobie cierpi w łożu boleści, a i nam będzie wygodniej o niego zadbać. Czy to przemyć z potu, obciągnąć, nakarmić, czy tam mu poskakać na drążku skoro całą reszta jest dętka. - zerknęła na kumpelę - Zresztą w wyrze we trójkę się zmieścimy, a nie że któraś będzie musiała na swoją kolei czekać… i łatwiej tak gadać o tych jego koleżankach co lubią trumny. Poza tym jeśli mamy go urobić trzeba nam ludzkich warunków pracy.

- O dokładnie tak, tak jak Śnieżka mówi. Potrzebny nam porządny warsztat pracy jak mamy go wziąć na warsztat i urabiać i obrabiać. - Lola jeszcze mocniej przytuliła się do albinoski czy też ją do siebie aby podkreślić jaki zgrabny duet stanowią i tą wspólnotę interesów jaką dzielą.

- A właśnie. To pomożecie nam go przenieść do mnie? Bo tam po drodze tyle schodów i korytarzy. A my byśmy przygotowały kajdanki. Kneble też mam jakby co. I trochę innych zabawek. No co? Uzbierało mi się tego trochę a muszę dbać o swój warsztat. Sami widzicie jakie to się okazuje potrzebne. Wręcz niezbędne. - Mila radośnie tokowała dalej. Humor jej się poprawił skoro nagle okazało się, że ich mały, cichy spisek jaki uknuły we dwie w kostnicy jest dziwnie zbieżny z interesem całej grupy. A Skaza wręcz dał im przyzwolenie i nawet był gotów trzymać tu tego połamańca tak długo jak trzeba. Nawet w jej pokoju. Ale poczuła się aby coś wytłumaczyć widząc jak panowie, łącznie z powracającym z piwem Geronimo, reagują na wzmiankę o jej kolekcji łóżkowych zabawek.

- Chłopaki wam pomogą. A ty Ash rzuć na niego okiem co tam z nim. A potem wracaj do mnie. I Śnieżka daj mu ten smartfon. Trzeba obcykać te papiery. - Skaza szybko przyszedł im w sukurs z tym planowaniem małej przeprowadzki ich pacjenta co nagle mógł zyskać status bardziej gościa niż jeńca albo więźnia.

W ramach podziękować albinoska posłała mu bardzo wdzięczną minę i taki sam uśmiech. Naprawdę zrobił duży przeskok od chęci usuwania problemu po chęć zaprzyjaźnienia się z nim, szczególnie gdy mógł do zadania oddelegować kogoś innego przez co sam nie musiał wchodzić z brudasem w głębsze interakcje.
- Dzięki Gery - cmoknęła go przez powietrze. Z kieszeni kurtki wyjęła telefon i położyła go na stole przed Aaronem - To my z Milą idziemy ścielić łóżko, myć dupki i szykować dobre wrażenie. Żarcie też, coś do picia. Będzie pierdolony miał taki full service że sam tu wróci po więcej.

- Zaraz. A co z tymi pajacami na górze? Co z nimi robimy? - Ash wziął położony telefon, spojrzał na niego ale wskazał nim na sufit przypominając jeszcze o tej liczebnie większej połowie trzyosobowego problemu jaki sprosili dzisiaj na noc.

- Ano tak… - mruknęła Lola znów siadając bo już zdążyła się zerwać aby zasuwać do swojego pokoju, łóżka i kajdanek. Spojrzała pytająco na Skazę i Śnieżkę.

- Albo ich wtajemniczamy i bierzemy na wspólników albo nie. Ale coś im powiedzieć trzeba. Jak nie teraz to jutro jak ich będziemy wypuszczać. - Skaza skrzywił się jakby niechciany problem wrócił jak bumerang. Znów można było odnieść wrażenie, że na tą pstrokatą dwójkę dziwaków ma mniejszy pomysł niż na uratowanego Latynosa.

- Powiedzmy im że to nasz znajomy - Lucy wstała od stołu i podeszła do jednookiego żeby teraz na nim powisieć - Taki co ma chujowych braci i starego, więc póki go nie postawimy na nogi i nie skołujemy części aby mu furę wyklepać lepiej żeby się w domu nie pokazywał bo go zajebią. Więc totalna konspira, tym bardziej że Cyborg już za nim węszy, a my nie chcemy żeby go zajebał bo to nasz kumpel. Poznaliśmy dopiero jak mu krew z ryja wytarliśmy.

- Czyli mamy im powiedzieć, że go mamy? - zapytał obejmując ją w talii i przyciągając do siebie w opiekuńczym geście. Reszta czekała na wynik tej rozmowy nie zabierając na razie głosu.

- Tak i że dla niego spławiliśmy Cyborga… więc mają mówić że po prostu przejechał u nas i tyle go widzieli - dziewczyna odpowiedziała po chwili namysłu. Teraz miało sens: konspira aby chronić kumpla z konkurencyjnego gangu na terenie gangu wrogiego.
- Nikt ma nie wiedzieć że tu jest, póki się nie wykuruje. Gdyby ktoś od nas pytał: rajdowiec przejechał i tyle go widzieli. Gdyby ktoś od brudasów pytał: rajdowiec przejechał i tyle go widzieli. Bo że tu jest wiemy my i oni, więc jak ktoś się dowie wiemy komu podziękować. Nie tylko czarnuchy umieją używać kanistrów wachy i zapalniczek. Będą mądrzy to będzie się nam dalej dobrze żyło.

- No. Niezłe. Nieźle to wymyśliłaś. - Skaza obracał chwilę w głowie ten pomysł ale w końcu okazał uznanie dla niego i jej właścicielki. Tym razem przy wszystkich Żałobnikach więc nie tylko Ash to widział jak wcześniej w jego gabinecie.

- Słyszeliście co macie gadać? Śnieżka dobrze mówi. Tak właśnie zrobimy. - oznajmił reszcie bandy a ci pokiwali twierdząco głowami na znak, że słyszeli i przyjęli to do wiadomości.

Śnieżka wyglądała jak kot którego podrapano za uchem w idealnym momencie. Uśmiechnęła się, pocierając policzek o policzek obejmowanego kumpla.
- Udzielają się nam te twoje gadki - odpowiedziała wesoło, mrużąc oczy - Sprawdzimy jutro co u cyborgów, dobrze? Jak już wrócimy ze spotkania z Ligą, zjemy i skołujemy flaszkę.

- No. Można do nich podjechać jak będziemy wracać. - facet z bielmem w jednym oku skinął głową przystając także i na ten pomysł. Pozostali też zdawali się nie mieć nic przeciwko.
 

Ostatnio edytowane przez Dydelfina : 09-11-2021 o 05:08.
Dydelfina jest offline