Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2021, 10:07   #86
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację

Oczekiwanie na to, co nieuchronne, było najgorszą torturą. Zmysły i mięśnie Robin były napięte i wyostrzone do granic możliwości, ciało – automatycznie, bez jej udziału – przełączyło się na podstawowy tryb „walka, lub ucieczka”.

Adrenalina podskoczyła, serce pompowało krew do żył. Mijały jednak kolejne minuty i nic się nie działo. Nikt nie wchodził do ich prowizorycznej kryjówki. Kiedy w końcu ktoś się pojawiał, zmysły Robin zaszalały. Początkowo sądziła, że organizm nie radzi sobie ze zmęczeniem i napięciem, ale potem zobaczyła totem w ręku mężczyzny.

A sekundę później wszystko zniknęło, wessane przez nicość. Zemdlała? Raczej nie, bo choć świata nie było, to ona, w jakiś sposób, była. Choć nie wiedziała gdzie ani nawet kim jest. Co dziwne, nie czuła strachu. Skołowanie, splątanie.. tak. Ale w tym doświadczeniu nie było lęku.

Kolejny przeskok, jakby ktoś podniósł ją i ustawił w innej scenerii. Bawiła się tak, kiedy była mała. Podnosiła ludzika z Playmobil i przerzucała go z jednego świata do drugiego. Zamek, statek piracki, sawanna, łódź motorowa… a na koniec drewniany świat kolejki brata.
- Nie Robin, kucyki nie mogę chodzić po torach. Pociąg je rozjedzie. Muszą być między torami. Tu jest pastwisko.
- Dobrze – mała Robin kiwa główką i posłusznie przestawia różowe kucyki.

Kolejny przeskok, zielona jedwabna sukienka na ramiączkach, tak inna od koszulek i dżinsów które wtedy nosiła. Robin ją pamięta, dużo lepiej niż przykucnięta koleżankę. Szuka imienia w pamięci.. Barb? Bath? Przecież mieszkały razem w akademiku, jak to możliwe, że nie pamięta? „Barb” podnosi się z podłogi, - Idziemy! - rozpuszczane włosy Robin opadają miękko na jej odkryte ramiona.

I wtedy Go zobaczyła. Wszedł. Lekko uśmiechnięty, jak to On.

Wspomnienia wróciły szeroka falą. Mój Boże, kochała Go tak strasznie, że aż wszystko bolało i skręcało ją w środku. Nie mogła jeść, nie mogła spać, koleżanki poszły w odstawkę, podobnie jak nauka. Wyglądało na to, że nie zaliczy dwóch przedmiotów. W tym Jego, co wydawało się nieprawdopodobne, bo przecież powinno jej zależeć, żeby był z niej zadowolony, prawda? Żeby w ogóle ją dostrzegał. I zależało, ale ćwiczenia polegały na konwersacji. A ona nie była w stanie wykrztusić słowa, kiedy kierował pytanie właśnie do niej.
- Comment trouves-tu ton école ? – uśmiechał się lekko i wbijał w nią lodowate spojrzenie swoich niebieskich oczu.

Zamierała, przyszpilona tym jego spojrzeniem.

Oczywiście, to było głupie. W końcu nie urodziła się wczoraj, miała już 21 lat, od zawsze spędzała wakacje u ciotki we Francji, oczywiście miewała już chłopaków, nie była dziewicą, ale coś takiego przeżywała pierwszy raz.

Przeszedł przez tłum studentów, który zdawał się rozstępować przed Nim. Patrzył tylko na nią. Jakby byli tam sami. Zamarła, a On oparł ręce na jej talii i zaczął delikatnie kołysać się w rytm muzyki. Poddała się Jego ruchom. Przesunął dłońmi po jej odkrytych ramionach, schodząc coraz niżej, aż do nadgarstków, po czym zarzucił sobie jej ręce na szyję. Przycisnął ją mocniej do siebie. Tańczyli. Poczuła jego oddech na swoim uchu. Non ! Rien de rien ... Non ! Je ne regrette rien ... Car ma vie, car mes joies Aujourd'hui, ça commence avec toi !

Wspomnienia nakładają się na siebie, jest ich za dużo, umysł Robin nie nadąża. Obrazy, wspomnienia i dźwięki przeciążają jak, jakby w starym laptopie odpalić za dużo programów naraz. Wszystko zwalnia, a potem nagle wyskakują okienka, o których już człowiek zapomniał, że chciał je otworzyć. Jakiś mężczyzna – nie zna go, to pewne i kto w ogóle wpuścił tu takiego starucha!? – coś do niej szepce – „Nie wiem co za diabelstwa używają, ale to miesza nam w głowach”. Robin śmieje się – Alkohol i trawa, jak to na imprezie bractwa – tłumaczy ojczulkowi. Skąd on się urwał?

A On bierze jej dłoń i poprowadzi schodami na górę. Przy drabince prowadzącej na dach wsuwa palce pod sukienkę i dotyka jej uda.. Ten gest, w połączeniu z zimnym powietrzem wieczoru, otrzeźwia ją.
- Nie chcę! – prycha.
- Mon chaton stupide – mówi a jego głos jest równie zimny jak oczy. – Wystarczy, że ja chcę.

Nie, nie wystarczy. Robin na raz jest tamtą studentka i sobą z dziś. Twierdzi się, że aikido to sztuka obrony, ale to gadki dla grzecznych dzieci. Na początku może i tak, ale potem… niech tylko wyciągnie rękę w jej stronę, a dźwignia rozwiąże sprawę. Na zawsze. Wściekłość, poczucie skrzywdzenia i gromadzona od dawna adrenalina dodały jej sił. Wyrzuciła dłoń w stronę jego twarzy a potem z atawistyczna przyjemnością patrzyła, jak lodowata, niebieska tafla jego oczu pęka na milion drobnych części w starciu z jej paznokciami.

Już go nie kochała.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline