Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2021, 21:12   #52
Ribaldo
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację

“Czy rozumiesz potworny cynizm tego symbolu na nodze kobiety, prowokację jej rozwiązłego stąpania na tych wymyślnych obcasach? Jakże mógłbym cię zostawić pod władzą tego symbolu.”
Bruno Schulz, “Sanatorium pod klepsydrą”




Szum nawilgłych liści wydobywający się spod dziesiątków par butów, stanowił akompaniament tej przedziwnej rozmowy. Dźwięczne i perliste uderzenia posrebrzanych łyżeczek rozbrzmiewały wokół, niczym alikwoty wygrywane przez trianglistę w filharmonii.
Mżawka nie ustępowała, ale oni skryci pod rozłożystym dębem, zdawali się tego nie dostrzegać. Jedynie chłodne porywy wiatru przypominały, że już listopad.

Z daleka mogli wyglądać niczym pogrążona w intymnej rozmowie zakochana parę i nawet przybrudzony i zdefasonowany strój Jakuba, nie burzył tej iluzji. Po kampusie włóczyło się wielu uczniów Homera i Petrarci, którzy za nic mieli konwenanse, społeczne normy, czy właściwie dobrany elegancki ubiór.

Nie jednemu ich zamyślone spojrzenia utkwione w niewidocznym horyzoncie, zafrasowane miny i usta oszczędne w słowa mogły przywodzić na myśl Clarę Calamai i Massimo Girottiego z filmu “Opętanie”

Pozory. Zwykła ułuda i majak senny, z nostalgii zrodzony za pięknem, romantyzmem dnia codziennego i pragnienie odwiecznym, by życie nasze było lepsze niż jest w rzeczywistości.

Szeptanina, co się miłosnym flirtem zdawać mogła, niczym innym wszak nie była, jak partią szachów. Wymyślna gra półsłówek, pokątnych spojrzeń i bezkrwawe ścieranie się osobowości.

– Chodź ze mną. - nie miała żadnych wątpliwości, że jej posłucha.

- Wytłumacz mi, Jakubie. - poprosiła.

Czyżby nie wiedziała, czym są dla niego jej słowa, jej każdy oddech i spojrzenie?
Nie mogła tego nie wiedzieć. Kobiety zawsze to wiedzą. Czują doskonale, jak mucha, nadlatującą śmiercionośną łapkę.

Barbara uświadomiła sobie coś jeszcze. Kiedy sięgała zmarzniętą dłonią ku filiżance z niemal już wystygła kawą, spostrzegła go. Siedział kilkanaście metrów dalej, na jednej z wielu ławek ustawionych wzdłuż kampusowych alejek. Wydawał się pogrążony w lekturze opasłego tomiszcza, ale ona przyłapała go, jak znad otwartych stronic zerkał w ich kierunku. Wiedziała… czuła, że to nie był pierwszy raz. Musiał obserwować ich już od dłuższego czasu.

Ich spojrzenia skrzyżowały się i on, podobnie, jak Jakub natychmiast uciekł wzrokiem. Nie spodziewała się tego. Gdzieś na dnie swej świadomości, zaczęła zadawać sobie pytanie:
- Od kiedy tak działam na mężczyzn?

- Od zawsze - odpowiedział bezdźwięcznie, tajemniczy wewnętrzny głos. Jej własny głos, którego zdawała się nie poznawać. W końcu przecież śniła. We śnie takie rzeczy się zdarzają. To wszystko musi być snem, pięknym, niebezpiecznym i niezwykle pociągającym, mirażem - nie jawą.
Rzeczywistość, która ją otaczała, jak i ona sama była szara i nijaka.

Profesor Rice’a zamknął gwałtownie książkę i pośpiesznym ruchem wepchnął ją do skórzanej teczki. Niezdarnie zapiął klamrę, która jakby złośliwie stawiała niewytłumaczalny opór. Rice nie urodził się wojownikiem, nie miał na to ani sił, ani ambicji. Bóg obdarzył go wieloma innymi przymiotami, o tym jednym jakby zapominając. Ledwo batalia z klamrą się zaczęła, a już profesor ogłosił kapitulację. Wsadził otwartą teczkę pod pachą, drugą ręką nałożył kapelusz na głowę, po czym wstał szybko z ławki. Z nisko pochyloną głową ruszył żwawym krokiem przed siebie. Ruchy jego ciała wyraźnie mówiły, że gdyby tylko mógł zacząłby biec. Biec, jak najszybciej, byle tylko uciec przed surowym wzrokiem Barbary.


 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 04-11-2021 o 08:02.
Ribaldo jest offline