Gabriel wyszedł z westchnieniem ulgi z motorówki. Stanął twardo dwiema nogami na pomoście i wyciągnął dłonie ku niebu rozprostowując kręgosłup po mało komfortowej podróży.
- Ruszaj się Chris, bo wezmą cię za posąg z ponurą gębą i odstawią do domu. – zawołał w kierunku brata przebywającego w dalszym ciągu na motorówce.
Pierwszym co rzucało się w oczy u Gabriela to długie nogi, a następnie reszta sylwetki. Dalej charakterystyczne, krótkie ciemne włosy, które zaczynały zawijać się w loczki. Radosne niebieskie oczy wydawały się figlarnie uśmiechać do każdego kto wymienił z nim spojrzenia. Uśmiech również nie schodził z twarzy mężczyzny, był wyćwiczony i nienaturalnie długo utrzymujący się. Niczym uśmiech wilka, który wymienia uprzejmości z owieczką, którą zaraz pochłonie.
Jego uniform nie różnił się zbytnio od innych Marines z wyjątkiem zmodyfikowanych naramienników. Na prawym aktualnie osadzona była miniaturowa kamera rażąca po oczach przypadkowych przechodniów odblaskami słońca. Przez tułów miał przewieszony aparat fotograficzny na skórzanym pasku.
Większość przechodni w obecności Gabriela odnosiła wrażenie typu: „skądś znam tego faceta”. Jego twarz była dziwnie znajoma, a kamera na ramieniu nasuwała szybką odpowiedź. Gabriel McBride, Marine i korespondent wojenny. Mężczyzna latami rzucany był w najgorsze rejony Wenus, tylko po to by wynurzyć się z nich pikantnymi materiałami video, zdjęciami oraz felietonami o bohaterskich akcjach żołnierzy Capitolu i nieczęsto o ich poświęceniu, aż do dumnego końca.
Tak właśnie chciałby być rozpoznawany przez wszystkich, jednak prawdą jest, że ludzie w większości rozpoznają go po prostu jako męża Hope Bright – McBride, słynnej aktorki filmowej Capitolu, do której wzdychają tysiące żołnierzy i dziesiątki polityków.
Gabriel uwiesił się na ramieniu brata i przytuli go do siebie. Podążyli razem za kobietami, z którymi przybyli. – Rozchmurz się młody, nie leje, nie strzelają, widoki cudne, a zadki apetyczne. – zacisnął obie dłonie w powietrzu przed sobą radośnie rechotając. – Może znajdziemy ci nawet twardą sucz na żonę.