Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2021, 20:29   #20
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
„Granit” był zajazdem średniej jakości, goszczącym głównie jakże licznych w okolicy tragarzy i przewoźników wysyłanych w te strony en masse w celach wiadomych. Podgórze zaopatrywało w kamień i rudy metali tą część Międzyrzecza i Hajoth Hakados, będąc o wiele przyjaźniejszym miejscem dla górniczego biznesu aniżeli bogate zarówno w złoża, jak i monstra rozległe Wrzosowe Wyżyny na zachód od Przystani. “Granit”, strategicznie ulokowany i wciśnięty w centrum miasteczka, był głośny i tłoczny w godzinach późnych i wczesnych, ale teraz, wczesnym popołudniem, świecił pustkami gdy klientela zajmowała się robotą. Było cicho i przyjemnie. Do czasu.

ŁUP!

Drzwi rąbnęły o kamienną ścianę, jęcząc i trzeszcząc w proteście, a zawiasy zawtórowały złowróżbnymi zgrzytami. Do izby wpadł mężczyzna, chłopak właściwie, ściągając na siebie uwagę nielicznych obecnych. Nie tylko nagłym i hucznym wejściem, ale i przyodziewkiem. Właściwie jego brakiem, przynajmniej we właściwej i przyjętej za normę socjalną konfiguracji. Jeden but miał na stopie, ale drugie spoczywał w ramionach wraz z resztą mocno ściskanego upierścienionymi dłońmi zestawu - w postaci ciemnoniebieskiego kubraka, skórzanego pasa i bryczesów. Jasna lniana koszula, całe szczęście, eksponowała jedynie górne partie w postaci obojczyków i gładkiego torsu, a dolne i niewymowne… Chociaż nie, dolne i niewymowne też było eksponowane. Nader imponująco.

- Nie ma mnie tutaj! - Chłopak rzucił w eter, wyrywając w stronę schodów na piętro.

Maakor, który właśnie chciał zamówić piwo gdy drzwi uderzyły o ścianę, aż podskoczył, odruchowo sięgając po broń. Jednak jego reakcja była niczym w porównaniu z reakcją tygrysa, który wspaniałym skokiem znalazł się nie wiadomo kiedy na ladzie z przyciśniętymi ciasno do głowy uszami, wyszczerzonymi kłami i wysuniętymi pazurami. Druid rzucił się w jego kierunku i chwycił mocno, powstrzymując zwierzę od zaatakowania najbliższej osoby którą był karczmarz.

- Oby cię zaraza zżarła! - karczmarz odsunął się gwałtownie, kierując te słowa nie bardzo wiadomo czy do tygrysa czy chłopaka.

- W smycz zainwestuj - ripostował chłopak, zbierając się z podłogowych desek, o które zaszorował w panicznej reakcji na tygrysie powitanie. Nie czekał jednak na odpowiedź, rzucając się na powrót w stronę stopni z, jak zauważył ondyn, nienaturalną prędkością. Nawet jak na napędzane adrenaliną mięśnie.

- Ożesz ty… - zdziwił się druid, przyglądając się uważnie młodzieńcowi.
~ Człowiek, czy też nie, a może jakiś czar? ~ zastanawiał się przez kilka sekund. Nie puszczał tygrysa, gdyż logika podpowiada że tam gdzie jest uciekinier, tam będzie też ktoś kto go goni, więc hałasy najprawdopodobniej jeszcze się nie skończyły.

Pierwsza weszła Berenika, która ledwo co minęła się z młodzieńcem i zobaczyła tylko jego nagi tyłek znikający na schodach. Chwilę zawiesiła na nim spojrzenie, nim straciła go z oczu. Widok nie był dla niej aż tak obcy, panowie w karczmie nie takie rzeczy wyprawiali, ale godzina się mocno nie zgadzała. Widząc jednak druida trzymającego kurczowo swojego pupila, podniosła odruchowo ręce do góry.
- Ło, spokojnie to tylko…. - zaczęła, ale miała pecha stojąc ciągle w drzwiach.
- Gach przyłapany w cudzym łóżku? - rzucił rozbawiony sceną Ganorsk, siedzący wciąż przy ławie ze swoim piwem. Wolał nie komentować zachowania Rawgha. - Założę się, że zaraz wpadnie tu jakaś rogacizna - dodał ze śmiechem.

Rogacizna zaraz wpadła, a jakże. Drzwi ponownie rąbnęły o ścianę z impetem, a zawiasy tym razem skapitulowały. Średniego wieku jegomość o gabarytach szafy trzydrzwiowej nie przejął się jednak smętnie dyndającymi na jednym zawiasie wierzejami, omiatając wściekłym spojrzeniem izbę. Czerwony na twarzy, z pulsującą żyłką, mało brakowało by zaczął toczyć pianę z pyska. Synowie flankujący łysego przybysza (miarkowali, że synowie, po identyko wielkich nosach, wątpliwej dumie rodowej) wyglądali na nieco bardziej opanowanych, ale i tam spojrzenia sugerowały żądzę mordu. Lub chociaż połamania kończyn.

- Gdzie ten pół-elfi skurwesyn?! - Wydarł się basowo łysy mężczyzna. - Rozszarpię szarpidruta!

Karczmarz, jeszcze niedawno szorujący kufle szmatą, która do szorowania na czysto nadawała się słabo, ulotnił się na zaplecze, unikając spojrzeń przybyłych. Tercet postąpił naprzód, rozglądając się bez ochyby za półnagim chłopakiem, ale zatrzymał ich tygrys na ladzie. “Co do kurwy,” bąknięcia otarły się o uszy kompanii, lecz niecodzienny widok przystopował ich tylko na chwilę i wymusił drobną korektę kursu przez izbę, po łuku z daleka od druida i Rawgha. Ganorsk podrapał swojego wilka za uchem i wyszeptał komendę, a następnie wstał bez pośpiechu.

- Spokojnie, spokojnie - powiedział, stając przed pieniaczem - Co się tak nerwujecie? Karczma porządna, zadbana, a wy drzwi rozwalacie - wciąż uśmiechał się, rozbawiony. Ursk zaś usiadł grzecznie obok schodów.

- Chuj ci do tego - mężczyzna warknął w odpowiedzi, w przeciwieństwie do synów nie truchlejąc na widok pół-orka i wilka. Zatrzymał się jedynie. - Tu o honor się rozchodzi! On moją Olgę, Oleńkę kochaną, bałamucić chciał!

Berenika podniosła się z ziemi rzucona wcześniej impetem nowoprzybyłych, twarz miała nie mniej czerwoną niż rosły facet. Otrzepała kolana i się odwróciła z kurwikami w oczach.
- A mi chuj do tego, żeś mnie przewrócił! - fuknęła rozeźlona. - Co to ma być? Nie wstyd ci drzwi rozwalać? Ludziom spokój zakłócasz i krzywdę robisz! I po co to? Bo ci córkę chciał zbałamucić? A ile ona ma lat? Myśleć za siebie nie umie? I co? Wlazłeś na nich i pewnie jeszcze zepsułeś dzień swojej córce! Wstyd normalnie mieć takiego ojca! Wstyd!
Kobieta doskoczyła do rosłego faceta zadzierając głowę do niego i machając palcem przed nosem, podkreślając każde przewinienie mężczyzny. Głos miała nawet mocny ale przy półorku to-to małe chuchro z niej było, nadrabiające charakterkiem.

“Gdzie pół-ork nie może...”, chciałoby się sparafrazować. Synowie jak oparzeni skoczyli pomagać Berenice w zbieraniu się z kolan, frasując się i dopytując “czy panience nic nie jest”. Wybuch zaklinaczki skutecznie schłodził buzującą krew przybyłych, bo i ojczulek-prowodyr spotulniał pod berenikowym ostrzałem.

- Panienka wybaczy - mruknął, unikając spojrzenia - ale Olga przyrzeczona już jest Joachimowi. Honor, panienka rozumie...

Zaklinaczka sceptycznie spojrzała na każdego z facetów, uspokajając się. Westchnęła, przecierając oczy. Mruknęła “dziękuję” do synalków i spojrzała na “tatusia”.
- Wybaczcie nerwy mnie poniosły. Nie mi oceniać wasze rodzinne sprawy. Jakiś gołodupiec mignął mi na schodach. Zanim tylko pójdziecie zrobić raban to zastanówcie się czy by Olga puszczała się jakby szczęśliwa miała być z narzeczonym… Ale to wy ją lepiej znacie.

Po tych słowach odsunęła się dając mężczyznom zrobić co uznają za słuszne. Synowie stracili zupełnie rezon, bo wycofywali się jeszcze podczas słów Bereniki, ale ojcu, na wzmiankę o “gołodupcu”, jakby siły wróciły, bo wyrwał w kierunku piętra tocząc pianę z pyska. Ciężkie kroki, łomoty i trzaski rozbrzmiały nad ich głowami, ale po kilku chwilach wrócił z powrotem do izby, mrucząc pod nosem wiązanki przekleństw.

- Spierdolił - rzucił jakby w ramach wyjaśnienia, zanim zniknął w ślad za synami.

Maakor posłał za nimi jadowite spojrzenie, nadal uspokajając tygrysa. Naprawdę było o krok od nieszczęścia. Po chwili spojrzał na nienaturalnie spokojnego wilka i skrzywił się. Coraz bardziej był przekonany że pomimo odpowiedniego kształtu, “wilk” zwierzęciem nie był. No cóż, każdy miał swoje tajemnice. Tygrys zamruczał złowrogo, nadal nadmiernie pobudzony. Najrozsądniejszym wyjściem wydawało się zabranie go z miasteczka.

- Idę zapolować, ktoś chętny towarzyszyć? - zapytał kierując się w stronę drzwi.

Zaklinaczka chwilę się zastanawiała bębniąc palcami o spódnicę. W końcu wzruszyła ramionami.
- A czemu nie. - zgodziła się, rzucając jeszcze do gospodarza. - Wybaczcie za drzwi karczmarzu. Może ich namówię, aby je naprawili jeśli jeszcze na nich trafię.

Odpowiedziało jej niemrawe kiwnięcie pełne niedowierzania. Była też ulga, bo kot sobie poszedł z szynkwasu. Poprawiając włosy, Berenika dołączyła do undine po czym zatrzymała się na moment.
- Gan, idziesz?
 
Asderuki jest offline